believer
(To może być trochę kiczowate, bo dopiero czytam serię i guzik tam wiem, ale nie mogłem sobie odmówić napisania.)
Adam lubił ideę mundurków. Tego, że hipotetycznie mógł wyglądać jak wszyscy inni w szkole.
Oczywiście jego strój był w gorszym stanie, jako że nie mógł sobie pozwolić na jego przedwczesną wymianę. Czuł się po prostu szczęśliwy, że udało mu się w miarę skutecznie sprać plamę po tym, jak któregoś razu ojciec rzucił w niego szklanką. Pogodził się z nieco zmechaconą powierzchnią swetra. Nauczył się bardziej przejmować tym, czy on sam wygląda na zdatnego, aby iść do liceum.
Tym razem miał szczęście. Tak, to był jeden z najgorszych dni w jego życiu, ale przynajmniej nie przedstawiał sobą zbyt podejrzanego obrazu. Nauczył się myśleć w ten stoicko pragmatyczny sposób. Żadnych śladów po zaciśniętych dłoniach na jego szyi - miał kilka dopiero na barkach - żadnych podpuchniętych oczu; siniaki na twarzy mógł przypisać wiarygodnie upadkowi ze schodów. Wszystko inne zakrywało ubranie, a on, mimo bólu, dawał radę w stanie dość spokojnie usiedzieć w ławce.
Wszystko dobrze.
Jak wspaniale.
Mógłby niemal sam uwierzyć we własne kłamstwa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro