TRZECIA USUNIĘTA SCENA
Odette daje Peterowi perfumy, które są dość często wspominane w książce!
– Tony, mam problem. – Westchnęła, opadając na krzesło w laboratorium i krzyżując ramiona na piersi. – Potrzebuję pomocy.
Mężczyzna podniósł wzrok znad kasku Iron Mana, nad którym akurat pracował, jednocześnie unosząc brew.
– Jaki problem?
– Parę tygodni temu do zamówienia z Sephory dostałam próbkę jakichś perfum, więc dałam ją Peterowi, co nie? – zaczęła zirytowana. – Pachniała cudownie i chciałabym kupić mu buteleczkę na święta, ale nie wiem, jak się nazywają.
– I prosisz mnie o pomoc, bo...?
– Bo... – Odette pociągnęła nosem. – Były z Toma Forda, a ty zawsze nosisz jego garnitury. Pomyślałam, że będziesz wiedział, które to są albo pomożesz mi je znaleźć.
Tony podniósł głowę przez nazwę tej firmy.
– Faktycznie uwielbiam Toma Forda... Pamiętasz, jak pachniały?
– Um... Chyba cytrusowo? – Wzruszyła ramionami, nie będąc w stanie przypomnieć sobie konkretnego zapachu. – Nie wiem. Ale pachniały... Naprawdę świetnie.
Uśmiechnęła się pod nosem, kiedy myślała o tym zapachu zamiast jego dawnego Old Spice.
– Chcesz? – zapytała, siadając na łóżku Petera i jednocześnie otwierając karton z produktami. – Wysłali mi jakieś męskie perfumy, zamiast damskich.
– Męskie perfumy? W sensie wodę kolońską? – Zaśmiał się. W międzyczasie majstrował przy wyrzutniach sieci.
– Przymknij się. – Odette rzuciła mu niewielką fiolkę, a on ją złapał, nawet nie odwracając głowy. – Mądrala.
Powąchał rozpylacz i odwrócił krzesło w jej stronę, unosząc przy tym brwi.
– Pachnie drogo – skomentował, zerkając na buteleczkę. – Tom Ford? Tony lubi rzeczy od niego. – Podniósł wzrok ze zmarszczonymi brwiami. – Sklep z kosmetykami tak po prostu rozdaje takie drogie próbki?
– No tak. A jak inaczej mają zachęcić ludzi do zakupu? – Blondynka z prychnięciem oparła się o poduszki. – Ich kosmetyki już i tak są drogie. Jeśli nie chcę próbek, to wolę robić zakupy w Ulcie.
– Nie mam pojęcia, o czym mówisz, wiesz?
– To inny sklep kosmetyczny. – Przewróciła oczami. – Jeśli dadzą mi jeszcze jakieś męskie próbki, to ci je oddam.
– Próbujesz powiedzieć, że śmierdzę?
– Zamknij się, Parker.
Następne dnia postanowiła spotkać się z Peterem w sklepie na rogu. Chciał on ugotować Cioci May obiad, jako że stresowała się ona możliwością awansu w pracy.
– Hej! – Uśmiechnął się na jej widok. Wyglądał, jakby zgubił się w alejce. – Wiesz, jak gorący powinien być kurczak, kiedy będzie gotowy?
– Powinien mieć siedemdziesiąt pięć stopni – odparła, a chłopak kiwnął głową i wrzucił do koszyka pierś z kurczaka. – Co chcesz ugotować?
– Um... – Jego uśmiech zamienił się w zmarszczone brwi. – Nie jestem pewny. Ale lubi kurczaka.
Odette przewróciła oczami, łapiąc go pod rękę.
– Chodź. Możemy ugotować jej kurczaka w parmezanowej...
Nagle stanęła i również zmarszczyła czoło.
Coś pachniało naprawdę, naprawdę świetnie. Tak... Cytrusowo? Nie była w stanie tego opisać. Czuła się otumaniona. Przez ten zapach ślina napłynęła jej do ust, a twarz przybrała rumiany odcień — gorąco rozprzestrzeniło się po całym jej ciele.
Zachwycała się tym zapachem.
Musiała być naćpana czy coś.
Co to było?
– Odette? – zapytał Peter, stając przed nią. – Uch, wszystko dobrze?
Dziewczyna szybko pokręciła, jednocześnie próbując pozbierać myśli.
– Tak, tak. – Złapała go za nadgarstek i pociągnęła za sobą. – Musimy pójść po rzeczy na sos.
– Okej...?
Szatyn podążał za nią skołowany, podczas gdy ona wrzucała do koszyka koncentrat pomidorowy.
Nadal to czuła!
Myśl o tym zapachu zaczynała ją męczyć. Miała wrażenie, że czuć było go wszędzie wokół niej. Przez to nie była w stanie myśleć trzeźwo. Ciągle zapominała, co powinna robić, na chwilę zamierała w miejscu, nim wracała do roboty.
– Okej, co się dzieje? Co ci? – odezwał się Peter, kiedy nagle zatrzymała się na samym środku alejki z serem. Stanął naprzeciwko niej. – Zaczynasz mnie przerażać.
Złapał ją za ramiona i pochylił się, aby dokładniej na nią popatrzeć.
Do jej nozdrzy doleciał mocny zapach. Dopiero wtedy to sobie uświadomiła...
TO BYŁ ON!
O Boże...
Szeroko otworzyła oczy.
Odchrząkując, odwróciła się od niego, zanim zdążył zrozumieć, że to on był powodem jej dziwnego zachowania. Poczuła zalewającą ją falę zażenowania, dlatego szybkim krokiem zaczęła iść wzdłuż alejki, szukając odpowiedniego rodzaju sera. Musiała czymś odwrócić swoją uwagę.
To było to samo uczucie, którego doświadczała, gdy myślała o ich wspólnie spędzonej nocy...
– Odette? – Zmartwiony Peter podążał za nią. – Poważnie, nic ci nie jest? Chcesz pójść do doktor Cho albo doktora Bannera?
– Nie! Nie trzeba! – odpowiedziała głosem o kilka oktaw wyższym niż zwykle. Odchrząknęła, nie patrząc w jego stronę. Następnie wsunęła dłonie do kieszeni kurtki, próbując włosami ukryć swój rumieniec. – Po prostu... Um... Nic mi nie jest.
– Dziwnie się zachowujesz – skomentował chłopak, uważnie ją obserwując, kiedy przeszła obok sera, który powinna była wrzucić do koszyka. – Co się z tobą dzieje?
Odette odwróciła się do niego, dopiero wtedy uświadamiając sobie, że poszła trochę za daleko, i na niego wpadła. Peter szybko ją zapał oraz przytrzymał za ramiona, gdy próbowała odejść.
– Odpowiesz mi?
Zamknęła oczy, pragnąć, by ziemia ją pochłonęła.
– Um... Czy to... Nowa woda kolońska?
O BOŻE, ODETTE!
CZEMU TO POWIEDZIAŁAŚ?
Jeszcze przez chwilę na nią patrzył.
Wtedy na jego twarzy pojawił się najbardziej bezczelny uśmieszek, jaki w życiu widziała na twarzy tego głupka. Miała ogromną ochotę go uderzyć.
– Zachowujesz się tak dziwnie przez moją wodę kolońską?
Blondynka popatrzyła na niego ze zmrużonymi oczami.
– Jeśli w tej chwili się nie zamkniesz, to wybiję ci zęby.
Parker zaśmiał się i puścił jej ramiona, dzięki czemu mogła od niego odskoczyć.
– O mój Boże! To przez to!
– Zaraz ugotuję ciebie, zamiast tego kurczaka – wymamrotała, a jej całe ciało rozgrzało się od rumieńca. – Nienawidzę cię.
– To ta próbka perfum od Toma Forda, którą mi dałaś. – Chłopak skrzyżował ramiona na piersi z szerokim uśmiechem. – Podobają mi się. A skoro tobie też, to będę używał ich częściej.
– Tak. Koniec. Uduszę cię, jak będziesz spał.
Próbowała odepchnąć od siebie wszelkie niestosowne myśli, które pojawiały się w jej umyśle. Noc po jej powrocie z obozu nieustannie odtwarzała się w jej wspomnieniach i nie potrafiła uspokoić swoich głupich hormonów. Przeszedł przez nią dreszcz przez jedno szczególnie przyjemne wspomnienie, a jej oddech stał się szybszy, tak samo jak jej tętno.
Było jej wstyd.
– Oo, nie bądź taka – zagruchał. – To nie moja wina, że nie potrafisz się mi oprzeć.
– Okej... – Tony skrzywił się z obrzydzeniem. – Po pierwsze: przestań myśleć o Spider-dzieciaku w mojej obecności. Po drugie: chyba wiem, o których perfumach mówisz, więc ci pomogę.
Odette szybko podniosła się z krzesła podekscytowana.
– Naprawdę?! Wiesz, które to?
– Możemy pójść prosto do źródła. – Przewrócił oczami i wstał, otrzepując swoją koszulkę. – Sklep Toma Forda jest jeszcze otwarty. I tak muszę kupić sobie nowy krawat. Chodź.
– Naprawdę?! – Dziewczyna radośnie klasnęła w dłonie, podążając za nim w podskokach. – O mój Boże, ale się cieszę!
Tony parsknął śmiechem, po czym zaczął iść w stronę windy, która miała zabrać ich do garażu.
– Dzisiaj podczas szkolenia dzieciak nie przestawał o tobie gadać. On dosłownie całuje ziemię, po której przechodzisz.
Blondynka zarumieniła się i cicho zachichotała.
– No cóż, faktycznie jestem zajebista.
Przewrócił oczami, prowadząc ją w stronę samochodu, w którym już czekał Happy, i otworzył przed nią drzwi. On z kolei zajął miejsce po drugiej stronie.
– Opowiedział nam o nocy, kiedy uleczyłaś jego ranę.
Odette odwróciła się do niego przerażona, a jej serce niemal przestało bić.
– Co?!
Tony wyglądał na zaskoczonego.
– Powiedział, że był idiotą i nie był wystarczająco uważny... Dźgnęli go... I miał szczęście, że go uleczyłaś, bo inaczej jego ciocia dostałaby zawału. – Zmrużył oczy i uniósł brwi. – Dlaczego tak na mnie patrzysz?
Blondynka szybko odwróciła się przodem do szyby.
– Och... Uch... Tak. Był idiotą.
Mężczyzna nagle wybuchnął śmiechem.
– O mój Boże! Wy... Po tym, jak go dźgnęli?!
– Przymknij się, Blaszany Drwalu – mruknęła, wyglądając przez okno. – Uleczyłam go i to była tylko jedna noc.
– O Boże! – Stark otarł łzę spod oka, a jego ramiona nadal drżały od śmiechu. – Nic dziwnego, że tak się jąkał, opowiadając o tej nocy!
Uśmiechnęła się na myśl o zawstydzonym Peterze.
– Tak. To urocze, że tak łatwo to speszyć.
Tony pokręcił głową, bawiąc się swoim zegarkiem.
– Bucky i Natasha mieli rację, że nie powiedział nam wszystkiego.
– Czy wszyscy dorośli tak wtrącają się w życie seksualne innych, czy tylko wy?
– Wtrącamy się bardziej niż inni. – Wzruszył ramionami, a następnie wziął jej telefon i zdjął tył, aby przyjrzeć się technologii. – Jak ty radzisz sobie z tym dinozaurem?
– Tylko na niego mnie stać – odpowiedziała, krzyżując ramiona na piersi. – W końcu nie jestem miliarderką. To stary telefon Petera. Kiedyś miałam taki z klapką.
– Przypomnij mi, żebym załatwił ci nowszą wersję. Ten jest... – Z grymasem popatrzył na ekran. – Jest okropny.
– Dobrze, że nie jest twój, co? – Odette przewróciła oczami i odebrała mu swoją własność. – Mogę pisać SMS-y i dzwonić. Z mediów społecznościowych korzystam na laptopie.
– O Boże! – Popatrzył na komórkę z jeszcze większym obrzydzeniem. – Nawet nie ma na nim mediów społecznościowych? – Nacisnął przycisk na swoim zegarku. – FRIDAY? Przypomnij mi, bym zamienił telefon Odette z takiego z epoki kamienia łupanego na trochę... Bardziej współczesny.
– Dobrze, proszę pana.
Blondynka pokręciła głową, wrzucając urządzenie do torebki.
– Nie musisz. Nie mam pieniędzy, żeby ci oddać.
– Robię to dla wyższego dobra – zaoponował. W tamtym samym momencie pojazd zatrzymał się przed sklepem. – Nie mogę pozwolić, by ktoś, kto spędza z nami czas, miał telefon, który w każdej chwili może się zepsuć. A jeśli coś ci się stanie? – Dalej paplał, kiedy otwierał jej drzwi. – W tym pewnie nawet nie ma GPS-a! Jak mamy cię znaleźć, jeśli będziesz potrzebowała pomocy?
– Uspokój się, Tony. – Podążyła za nim, zamykając za sobą drzwi oraz ignorując zszokowane spojrzenia ludzi, którzy właśnie zobaczyli Tony'ego Starka z jakąś nastolatką w sklepie. – Pozwolę ci rozpieścić mnie telefonem, tylko... Nie dostań zawału w międzyczasie.
Od razu po wejścia do środka podszedł do nich pracownik.
– Pan Stark! Co za cudowna niespodzianka! W czym możemy pomóc?
– Ta panienka... – Wskazał na nią, podczas gdy ona zachwycała się luksusowym sklepem. – Szuka wody kolońskiej, której dostała próbkę. To na prezent pod choinkę dla jej chłopaka. – Zaczął odchodzić. – Proszę jej pomóc, a ja w tym czasie znajdę sobie krawat.
– Wszystkie nasze perfumy i wody kolońskie są tutaj – zagruchała kobieta, prowadząc Odette w stronę wystawy. – Wiesz, której konkretnie szukasz?
– Właśnie w tym rzecz. – Zmarszczyła brwi. – Nie pamiętam nazwy. Dostałam próbkę z Sephory i nawet się jej nie przyjrzałam... Nazwa chyba zaczynała się na N?
Pracownica zdjęła z półki czarną buteleczkę.
– To jest Tom Ford Noir.
Alcott ostrożnie wzięła od niej buteleczkę i powąchała spryskiwacz.
– Niestety, to nie te.
Pachniały naprawdę dobrze, ale to nie ich szukała.
Następnie kobieta podała jej jasnoniebieską butelkę.
– To są Neroli Portofino.
Ściągnęła zakrętkę, od razu rozpoznając zapach.
– O mój Boże, to te! – Uśmiechnęła się z zamkniętymi oczami, wdychając ten cudowny zapach, który podobał się jednocześnie i Peterowi, i jej.
– Świetnie! – Pracownica uniosła kąciki ust i wzięła od niej buteleczkę. – Ile mililitrów?
Odette zerknęła na cennik, a jej serce niemal przestało bić. Wiedziała, że ta woda kolońska będzie droga — oszczędzała na prezent dla Petera już od kilku miesięcy — ale nie miała pojęcia, iż mała buteleczka będzie kosztowała aż tyle.
Mogła wcześniej sprawdzić ceny w Google.
Idiotka.
– Um... Jeszcze się zastanowię. – Westchnęła. – Muszę szybko coś przeliczyć.
– Proszę się nie spieszyć – odparła kobieta, odstawiając wodę kolońską na półeczkę. – Daj znać, kiedy będziesz już gotowa.
Nastolatka przeszła obok wystawki z okularami przeciwsłonecznymi, z daleka od wścibskich osób, aby mogła spokojnie przeliczyć gotówkę, którą musiała chować w wentylacji. Szybko przeliczyła banknoty, starając się być dyskretna.
Dwieście dziesięć dolarów. Najmniejsza buteleczka kosztowała dwieście trzydzieści.
To na tyle z jej oszczędności. Święta były już za kilka dni, a jej nie było stać na prezent. Będzie musiała zrealizować plan B i kupić mu zestaw narzędzi, który ostatnio oglądał.
Westchnęła rozczarowana, ponownie wrzucając plik pieniędzy do torebki.
– Cholera...
– Co ty robisz? – zapytał Tony, który zakradł się za nią. – Gdzie woda kolońska?
Odette podskoczyła i położyła dłoń na klatce piersiowej.
– Jezu Chryste, Tony!
– Nie znalazłaś tego, czego szukałaś? – dopytał skołowany. – Myślałem, że jak je powąchasz, to ją znajdziesz.
– Um, znalazłam ją. – Głośno przełknęła ślinę. Czuła się winna, że była biedna i weszła do sklepu dla bogaczy. – Możemy już iść? Proszę?
– Ale...
– Tony – błagała. – Proszę?
Mężczyzna kiwnął głową, zmartwiony marszcząc brwi.
– Tak. Okej.
Szybko wybiegła ze sklepu. Smuciła się przez ten głupi prezent świąteczny.
Nie powinna była kupować tego głupiego żelu do twarzy za dwadzieścia pięć dolarów z Sephory. Mimo że to dzięki niemu w ogóle dostała próbkę. W takich chwilach nienawidziła tego, że musiała sama płacić rachunki w wieku szesnastu lat. Gdyby nie zapłaciła za prąd, to byłoby ją stać na tę wodę kolońską.
– Co się stało? – spytał Tony, nerwowo bawiąc się swoimi palcami. – Dlaczego jesteś smutna?
– Nic. Um... Nie zrozumiałbyś... – Z westchnieniem objęła się ramionami. Miała tylko nadzieję, że te narzędzia się nie wyprzedały. – Po prostu kupię mu coś innego. To nic.
– Chodzi o... Pieniądze?
Odwróciła głowę, pragnąc, by Happy po prostu zaczął jechać, zamiast czekać, aż Tony mu to nakaże.
– W zeszłym roku nie mogłam kupić Peterowi prezentu na święta – przyznała, a do oczu napłynęły jej łzy. – Moja mama i Mikey... Znaleźli moje pieniądze na czynsz. Wydali je na alkohol i kokę. – Jej policzki stały się mokre. Płakała przez głupi prezent. – Musiałam wydać pieniądze na prezenty, żeby zapłacić za czynsz, ale Peter i tak chciał dopilnować, bym miała udane święta. Zaprosił mnie do siebie i Cioci May. – Szybko otarła twarz, próbując zasłonić się włosami. – Robi dla mnie tak wiele i chciałam kupić mu coś ładnego... Z tą wodą kolońską wiąże się pewien żart, ale najwyżej kupię mu narzędzia, które ostatnio oglądał. To nic takiego. Chyba chciałam to zrobić bardziej dla siebie niż dla niego.
– Narzędzia ma w laboratorium – spostrzegł Tony i wyciągnął z kieszeni portfel. – Ile potrzebujesz?
– Nie wezmę od ciebie pieniędzy. – Głośno przełknęła ślinę, posyłając mu wymowne spojrzenie. – Nie opowiedziałam ci tego, żebyś się nade mną litował. Po prostu... Chciałam wytłumaczyć, dlaczego jestem smutna. – Ponownie wyjrzała przez okno. – Chcę wrócić do domu. Happy, jedź. Proszę?
Usłyszała, jak mężczyzna wzdycha i wyjeżdża z miejsca parkingowego.
Przygryzła swój kciuk, po czym wyciągnęła telefon, by odczytać wiadomość.
Peter: Chcesz dzisiaj nocować ze mną w wieży? Zamówię wontony ;)
Z uśmiechem mu odpisała.
Odette: Jak mogłabym odmówić? :D
Ponownie wrzuciła swojego „dinozaura" do torebki. Czuła się już trochę lepiej.
Kiedy już dotarli na miejsce, poszła prosto do pokoju Petera, ignorując pytające spojrzenia, które posyłali jej wszyscy po drodze. Wyskoczyła z samochodu, zostawiając Tony'ego z Happym. Czuła się okropnie z tym, że przez całą drogę się do nich nie odzywała. Źle potraktowała Tony'ego i było jej wstyd, że tak zareagowała.
Petera jeszcze tam nie było. Pisał do niej, że potrenuje trochę dłużej z Buckym i Steve'em, a później odbierze jedzenie.
Jako że była sama, postanowiła włączyć laptopa Petera i szybko sprawdziła cenę, aby już następnego dnia mogła kupić mu narzędzia. Zostało jej trochę pieniędzy, dlatego kupiła Cioci May mikser, o którym ostatnio mówiła.
Dzięki Bogu, że kiedyś zajmowała się dziećmi właściciela sklepu i mógł on odłożyć dla niej rzeczy.
Zamknęła klapę, a następnie wykonała swoją wieczorną rutynę oraz przebrała się w krótkie spodenki i bluzkę z długim rękawem Petera, by wygodniej leżało jej się na łóżku.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
Ze zmarszczonymi brwiami do nich podeszła.
– Co do...? – Pochyliła się, podnosząc dużą torbę prezentową i rozglądając dookoła. Na korytarzu nikogo nie było, dlatego jedynie wzruszyła ramionami oraz wróciła do łóżka, a drewniana powłoka zamknęła się za nią.
Przyczepiona była do niej karteczka z jej imieniem, natomiast pismo wyglądało na to Tony'ego.
Zaciekawiona otworzyła prezent i na samym wierzchu zauważyła kopertę.
Odette,
Przepraszam, jeśli wcześniej byłem niewyrozumiały albo cię uraziłem.
Wcale się nad tobą NIE lituję.
Oddasz mi poprzez przysługę, o którą cię poproszę.
Poza tym pozbądź się tego dinozaura.
Jest taki stary, że mógłby znaleźć się na wystawie w muzeum Smithsonian.
— Tony
Prychnęła i przewróciła oczami. Szybko rozerwała papier, a jej oczom ukazał się nowy telefon firmy Starka oraz największa buteleczka Neroli Portofino razem z mniejszą wersją podróżną.
– O mój Boże, Tony. – Westchnęła, kręcąc głową. – Przesadzasz.
Szybko wrzuciła wodę kolońską do swojej torebki, aby później móc ją zapakować, po czym zaczęła przerzucać wszystkie kontakty i zdjęcia na nowy telefon. Wtedy postanowiła wysłać Tony'emu SMS-a.
Odette: Przepraszam, że wcześniej byłam taka niemiła. Dzięki, Blaszany Drwalu.
Na odpowiedź nie musiała długo czekać.
Tony: Powiesz coś innego, kiedy będziesz wyświadczać mi tę przysługę. :)
– Peter! Wstawaj! – Zrzuciła z niego koc i usiadła na jego nagich plecach, podczas gdy on jęknął w swoją poduszkę. – Są święta, wstawaj!
– Nie... – Wtulił się w miękki przedmiot. – Słońce nawet jeszcze nie wzeszło.
– Właśnie, że wzeszło! – Odette ze śmiechem na nim podskoczyła. – Jest siódma.
– Jest wolne.
– Wstawaj! May już nie śpi! – złapała go za ramiona, próbując przekręcić go twarzą do siebie. – Zrobiła kawę.
Chłopak westchnął i pozwolił jej się przekręcić, a ona znalazła się na jego brzuchu. Nadal miał zamknięte oczy, ale usta wygięły się w uśmiechu.
– Przynajmniej nie bijesz mnie poduszką jak w zeszłym roku.
– Nie kuś mnie. – Szeroko się uśmiechnęła i zaczęła składać pocałunki na jego twarzy. – Wstawaj. – Buziak. – Teraz. – Buziak. – Kurwa. – Buziak.
Złączyła ich usta, pogłębiając pieszczotę, kiedy już trochę się rozbudził.
Po chwili odsunął się z uśmieszkiem. Nie było już widać po nim zmęczenia.
– Muszę umyć zęby.
– Najpierw musisz otworzyć prezent ode mnie. – Szybko podniosła swoją torebkę z podłogi i wyjęła z niej podarunek. Kiedy zerknęła za siebie, uświadomiła sobie, że Peter patrzył na jej tyłek, który był ledwo co zasłonięty jej krótkimi spodenkami. – Dobrze się bawisz?
– Po prostu napawam się tym widokiem. – Zaśmiał się, a następnie sapnął, gdy ponownie usiadła na jego brzuchu. – Co to?
– Twój pierwszy prezent. Słuchaj mnie trochę. – Podekscytowana dziewczyna podała mu opakowanie. – Otwórz.
– Ale twój jest pod choinką. – Zmarszczył brwi i zmienił pozycję na półsiedzącą. – Nie musiałaś mi nic kupować.
– Zamknij się i otwórz ten cholerny prezent.
Szybko zerknął na imiennik przy prezencie.
– Tu jest tylko buźka puszczająca oczko. – Uniósł brew. – Czyli to coś niestosownego i dlatego muszę otworzyć to bez May?
Odette starała się wyglądać jak najbardziej niewinnie.
– Nie mam pojęcia, o czym mówisz.
– No pewnie.
Parsknął śmiechem i rozerwał papier prezentowy, zaglądając do środka. Ze śmiechem wyciągnął jego zawartość.
– O mój Boże, naprawdę?! – Zaczął czytać etykietkę. – Naprawdę je kupiłaś. O mój Boże.
– Dla nas obojga. – Uśmiechnęła się oraz cmoknęła go w usta. – Ale musimy ustalić, kiedy wolno ci ich używać.
– Będę używał ich codziennie, a ty mnie nie powstrzymasz – droczył się, odstawiając buteleczkę na bok. – Szczególnie po tym, jak ostatnio zareagowałaś.
– To było żenujące – jęknęła blondynka i przycisnęła czoło do jego nagiego ramienia. – Jesteś bezczelny, wiesz o tym?
– Oo, ale jesteś taka urocza, gdy się wstydzisz! – Ze śmiechem objął ją ramionami.
Trwali w takiej pozycji przez kilka minut, wsłuchując się w odgłosy May, która krzątała się po kuchni. Odette niemal zasnęła, podczas gdy chłopak gładził opuszkami palców jej plecy.
– Dziękuję za prezent. Jest cudowny.
– Jest jeszcze jeden – wymamrotała. Nie chciało jej się iść po kawę. – Wtedy porozmawiamy o tym, jak mi podziękujesz.
– To lepiej wstawaj. – Był tak silny, że bez problemu ją podniósł, a ona jęknęła przez to, jak wygodnie jej było, zanim w końcu stanęła na nogi. – Muszę wziąć prysznic.
– Poszłabym z tobą, ale jeśli mam funkcjonować, to potrzebuję kawy.
Chłopak przewrócił oczami, po czym wziął ubrania na zmianę i udał się do łazienki.
– Nie drażnij się.
May spodobał się prezent. Blondynka z zadowoleniem oglądała, jak kobieta zachwyca się nowym mikserem i mówi o wszystkich dodatkach, które może do niego kupić. Już od dawna mówiła, że chce nauczyć się robić domowy makaron, ponieważ Odette i Peter jedli same śmieci... A mimo to na prezent dała im między innymi kupony do ich ulubionej chińskiej knajpki.
Odette podobały się prezenty od nich, ale jeszcze bardziej podobały się ich uśmiechnięte twarze, gdy otwierali podarunki od niej.
Peter cieszył się, że teraz będzie miał zestaw narzędzi też w mieszkaniu i nie będzie musiał zabierać ich z laboratorium. Poza tym po prysznicu postanowił użyć tej głupiej wody kolońskiej. Z tego powodu Odette strasznie się rumieniła, jednak May była zbyt zajęta mówieniem o Spider-Manie, o którym czytała w gazecie, by to zauważyć.
Starała się jej słuchać, ale w jej głowie było tysiące myśli.
Nagle zaczęła lecieć piosenka, która z jakiegoś powodu przypomniała jej o rodzicach. Poczuła się dziwnie, ponieważ odkąd jej rodzina się rozpadła, rzadko kiedy myślała o swoim tacie. Wspomnienie było krótkie, ale szczęśliwe. Jej rodzice ze sobą tańczyli... Chyba. Wszystko było rozmazane i ciężko było jej przypomnieć sobie coś więcej. Zaczynała boleć ją głowa, dlatego potrząsnęła głową, próbując pozbyć się tego dziwnego uczucia déjà vu wywołanego przez kolędę w telewizji.
– Hej. – Peter ją szturchnął, kiedy May poszła szykować się do pracy w swoim pokoju. – Wszystko dobrze? Odpłynęłaś i to chyba nie przez wodę kolońską.
– Tak. – Z uśmiechem oparła się o jego ramię. – Nic mi nie jest. Po prostu ostatnio jestem zmęczona. Chyba coś mnie bierze.
– Ty nie chorujesz, pamiętasz? – Pokręcił głową i objął ją w talii. – Musisz przestać się o mnie martwić i się wyspać.
– Lepiej mi się śpi, kiedy jesteś obok – przyznała, przymykając powieki i zaciągając się jego zapachem. – Ta woda kolońska była świetnym pomysłem – mruknęła zadowolona. – Teraz już się mnie nie pozbędziesz.
– Cholera. – Oparł o siebie ich głowy oraz przycisnął usta do boku jej twarzy. – To słabo.
– Dobra, dzieciaki, wychodzę – ogłosiła May, biorąc swój płaszcz. – Wesołych Świąt! Kocham was!
– Też cię kochamy, May! – odparli jednocześnie.
Po kilku minutach Odette się podniosła. Na jej ustach pojawił się uśmiech, kiedy zauważyła na ekranie telewizora program świąteczny, i wyciągnęła rękę.
– Wstawaj!
– Co? – Peter chwycił jej dłoń. – Po co?
– Bo mamy tradycję. – Z szerokim uśmiechem podgłośniła muzykę. – W zeszłym roku nauczyłam cię tańczyć do tej piosenki.
– Nie umiem tańczyć – jęknął chłopak, ale i tak podążył za nią na drogą stronę stolika. – Moje umiejętności się nie poprawiły.
– „Jedna rzecz, która może zaćmić twoje problemy to taniec". James Brown. – Owinęła ramiona wokół jego szyi, podczas gdy jego dłonie spoczęły na jej biodrach. – W zeszłym roku świetnie ci szło. Mimo że bałeś się mnie dotknąć.
– Jeśli dobrze pamiętam, to było dlatego, że krzyknęłaś do May, że łapię cię za tyłek – spostrzegł, zsuwając dłonie na dół jej pleców. – A ja tak się stresowałem, że ledwo co trzymałem cię za rękę.
– A tu proszę. – Odette zachichotała i oparła głowę na jego ramieniu, gdy bujali się na boki. – Teraz możesz łapać mnie za tyłek, kiedy tylko zechcesz.
– Szczęściarz ze mnie. – Odsunął się od niej na krok, aby móc ją okręcić. Następnie ponownie ją do siebie przyciągnął. – Masz szczęście, że jestem dżentelmenem.
– Powiedziałeś mi, że...
Szybko pochylił się i złożył pocałunek na jej ustach, aby ją uciszyć. Blondynka przymknęła oczy, gdy pogłębił pieszczotę, mocniej obejmując ją w pasie. Nagle pisnęła zaskoczona, ponieważ podniósł ją tak, aby byli na tej samej wysokości. Objęła go ramionami i wplątała dłonie w jego włosy. Jej serce mocno waliło, a zapach jego wody kolońskiej pomieszany ze smakiem jego ust był jak afrodyzjak.
Delikatnie się odsunął, zaledwie na kilka milimetrów. Jego oddech owiał jej twarz.
– Coś mówiłaś.
– Nic a nic.
KONIEC !
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro