Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ TRZECI


                Odette nie chciała zostać sama w mieszkaniu.

Napisała do Petera, prosząc go o powrót, ale on jedynie odpisał jej, że będzie nocował u Neda — ponoć potrzebował trochę przestrzeni. Pisała również do Michelle, nie otrzymując żadnej odpowiedzi. Ciocia May musiała już iść na nocną zmianę, a dziewczyna nie mogła wrócić do siebie ze względu na swoją matkę...

Natasha.

Miała też swoje własne mieszkanie w wieży, ale nie chciała być sama. Potrzebowała kogoś przy sobie. Natasha została jedną z jej najlepszych przyjaciół, pomimo że znały się dość krótko. Lubiła żartować sobie, że Odette była jej młodszą siostrą, której nigdy nie chciała, ale i tak ją kochała. Blondynka niekoniecznie chciała mówić jej o swoim małym... No dobrze, swoim ogromnym problemie. Chciała spędzić z nią spokojny, relaksacyjny wieczór z Natashą i Wandą, jeżeli ta nie będzie zajęta.

Wzięła ze sobą swoją komórkę, bluzę Petera i torebkę. Kiedy znalazła się na parterze budynku, zamówiła sobie ubera oraz zadzwoniła do Natashy.

– Hej, Pechen'ya. – Natasha miała dla niej ksywkę: Ciasteczko. Aczkolwiek nawet Odette nie wiedziała, dlaczego właśnie tak ją nazywała. – Jak się masz? Steve mówił, że jesteś chora.

– Już mi przeszło – skłamała. – Właściwie to będę dzisiaj spała w wieży. Chciałam zapytać, czy ty i Wanda może chcecie do mnie wpaść i pooglądać coś na Netflixie?

– Pewnie! Wanda wyszła, a ja muszę dokończyć trening z Barnesem i Samem, ale możesz wpaść. Będziemy na siłowni. Później możemy coś zjeść.

– Do zobaczenia.

Wtedy zakończyła połączenie, mając nadzieję, że kobieta nie wyczuła jej dziwnego nastroju. To Natasha. Oczywiście, że coś przeczuwała. Odette była wręcz zaskoczona, że nie włamała się do jej akt medycznych. A może to zrobiła, ale chciała, by to ona jej o tym powiedziała?

Dojazd pod wieżę trwał całe wieki, a kierowca próbował podrywać swoją pasażerkę. Poza tym Odette była niemalże pewna, że po drodze widziała Petera bujającego się na sieciach. Dlatego postanowiła wysłać mu wiadomość: Widzę cię. Jadę do wieży spotkać się z Natashą i Wandą. May poszła do pracy. Zobaczymy się jutro?

Nie otrzymała jednak odpowiedzi, ale też się jej nie spodziewała. Mogła się domyślić, że wcale nie poszedł do Neda.

Kiedy Odette dotarła na siłownię, Bucky i Sam się kłócili, a Natasha obserwowała ich ze zirytowaną miną, jednocześnie rozciągając się na macie.

– O co się kłócą? – zapytała, rzucając swoją torebkę na podłogę i dołączając do przyjaciółki.

– Kto wygrał. Ogłosiłam remis. Chciałam zobaczyć, czy zaczną się kłócić. – Uśmiechnęła się pod nosem, następnie przenosząc na nią spojrzenie. – Wyprostuj plecy, jeśli chcesz się rozciągać. Chcesz trenować?

Nie, jestem w ciąży.

– Nie. Dzisiaj chcę się po prostu rozluźnić. Moje ciało się uleczyło, ale to strasznie mnie wykończyło.

Nie zauważ, że kłamię. Nie zauważ, że kłamię.

– Po co w ogóle poszłaś do lekarza? – zapytała z uniesioną brwią. – Zawsze możesz przyjść do Cho, jeśli coś cię martwi albo dzięki mocom zdrowiejesz.

– Cho nie ma w mieście. – To nie było kłamstwo. – Pogadam z nią, kiedy wróci.

– Okłamujesz mnie. – Nat przestała się rozciągać. – Coś się dzieje. Co takiego?

Odette nawet nie zauważyła, że chłopaki przestali się kłócić, a w zamian zaczęli podsłuchiwać. Głośno sapnęła, kładąc się na macie, kiedy Bucky stanął zaraz obok niej.

– Steve myśli, że jesteś w ciąży.

Szybko się podniosła.

– Co?! Dlaczego tak myśli?

– Bo poszłaś do lekarza i chciałaś porozmawiać z Peterem. Potem przez cały dzień wyglądał na zaniepokojonego. – Mężczyzna wzruszył ramionami. – Nie jesteś aż taka sprytna, a nie trzeba być naukowcem, żeby dojść do takiego wniosku. Poza tym właśnie to potwierdziłaś swoją miną.

– Jesteś w ciąży?! – zawołała Natasha, zeskakując z maty. – Cholera, Odette! Trenowałyśmy! I masz szesnaście lat! Jesteś za młoda, żeby mieć dziecko!

Następnie zaczęła przeklinać po rosyjsku.

– Nie chcę o tym rozmawiać, Nat. – Westchnęła blondynka i wstała, zbierając swoje rzeczy z podłogi. – Chcesz spędzić ze mną spokojny wieczór czy nie? Kurwa, chcę, żeby c-choć dzisiaj wszystko było normalnie, okej? – Jej głos się załamał, a do jej oczu napłynęły łzy. – Tylko dzisiaj, okej? Możemy porozmawiać o tym jutro.

Popatrzyła jeszcze na Bucky'ego i Sama, którzy nic nie mówili. Następnie głęboko odetchnęła.

– Okej. Możemy porozmawiać o tym później. – Natasha wzięła od niej torbę. – Ale idziemy do mnie.





                – Cholera – przeklęła Odette, przeszukując swoją torbę. – Nat, chyba zostawiłam plecak u Petera.

– Już go tu podrzucił – odkrzyknęła kobieta z łazienki, w której myła zęby. – Jest przy drzwiach.

Och.

Blondynka zerknęła na swój telefon leżący na szafce nocnej, aby sprawdzić, czy miała jakieś nowe wiadomości lub nieodebrane połączenia.

Nic.

Głośno przełknęła ślinę, chcąc pozbyć się mdłości oraz stresu. Czy w szkole miała zachowywać się normalnie? Czy nadal będą zachowywać się jak para? Czy w ogóle byli jeszcze parą? Powiedział tylko, że potrzebował trochę przestrzeni, a nie, że chciał zerwać.

Czy z nią zerwie?

To przeważyło szalę.

Odette wbiegła do łazienki Nat, wymiotując do toalety.

– Nie myj zębów, użyj płynu do płukania. Podobno dobrze pozbywa się kwasu z zębów. – Rzuciła jej butelkę. – Poza tym myślę, że powinnaś wyprowadzić się od swojej mamy.

– Nat... – Blondynka pokręciła głową. – Nie mogę. Mam dopiero szesnaście lat.

– Oj, błagam. – Natasha machnęła dłonią. – Wiesz, że Stark może załatwić ci emancypację bez mrugnięcia okiem.

– Zastanowię się nad tym – zakończyła temat, płucząc swoją jamę ustną oraz zbierając najpotrzebniejsze rzeczy. – Mam nadzieję, że ten dzień będzie spokojny.

Och, tak bardzo się myliła...

Była spóźniona, dlatego nie zdążyła nic zjeść. Znowu. Poza tym była wykończona.

Potem taksówkarz nie miał jak wydać jej reszty ze stówy danej jej przez Tony'ego, więc musiała iść do kawiarni, podczas gdy jej czas w taksówce nadal był naliczany. Jeszcze później Flash Thompson stał przy drzwiach wejściowych do szkoły i powiedział jej coś niemiłego, kiedy tylko weszła, jeszcze bardziej pogarszając jej humor.

W końcu znalazła się przy swojej szafce, gdzie zdjęła płaszcz i gwałtownie powiesiła go na wieszaku.

Peter nadal się do niej nie odzywał. Rozumiała, że potrzebował trochę czasu i przestrzeni, aczkolwiek ciężko znosiła ten brak kontaktu. Zawsze mogła z nim porozmawiać, nawet jeszcze przed tym, jak zaczęli się ze sobą spotykać.

Nie podobało jej się to. Ani trochę. To niesamowicie ją stresowało.

– Hejka, nieznajoma. – Michelle nagle znalazła się obok niej. – Widzę, że czujesz się lepiej? Domyśliłam się, że wczoraj byłaś chora. Nigdy nie opuszczasz lekcji.

– Tak. – Dziewczyna przeczesała dłonią włosy i odchrząknęła. – Już jest dobrze, jestem tylko zmęczona. Hej, widziałaś może Petera?

– Gada z Nedem przy swojej szafce, jak zawsze przed lekcjami – zauważyła, posyłając jej dziwne spojrzenie. – Na pewno wszystko dobrze? Nie wyglądasz najlepiej. Jesteś blada i się pocisz. Nadal źle się czujesz?

Odette pokręciła głową i wymusiła uśmiech.

– Jestem trochę osłabiona po wczoraj. Chodźmy.

Michelle złapała przyjaciółkę pod ramię, po czym pociągnęła ją w odpowiednim kierunku, gdzie przy szafce Petera chłopcy wydawali się prowadzić poważną dyskusję.

– H-hej, Odette. – Ned przerwał Peterowi, uśmiechając się z wymuszeniem. – Jak się masz?

– Dobrze. – Niepewnie uniosła kąciki ust. Peter był odwrócony do niej plecami i wyglądał, jakby pragnął znaleźć się gdziekolwiek indziej. Blondynka odchrząknęła, walcząc ze swoim zmęczeniem. – Hej.

Jones przez chwilę wodziła między nimi wzrokiem.

– Co jest? Pokłóciliście się?

Peter trzasnął drzwiczkami od swojej szafki, przez co Odette podskoczyła. Następnie odszedł, nawet nie zerkając w jej stronę. Po policzkach Alcott zaczęły płynąć łzy, a jej serce łamało się na coraz więcej małych kawałeczków.

– Przepraszam – wymamrotała, wycierając twarz i udając się w stronę pustego korytarza. Dzwonek rozbrzmiał kilka sekund później, ale Michelle mimo wszystko poszła za nią.

– Odette, co do cholery się dzieje? – zapytała, jednocześnie rozglądając się, aby sprawdzić, czy na pewno są same. – Naprawdę się pokłóciliście? Wy nigdy się nie kłócicie, bardziej się sprzeczacie. Prawie jak małżeństwo z długim stażem. To obrzydliwe. No cóż, najwidoczniej zawsze musi być ten pierwszy raz i...

– Michelle. – Przyjaciółka jej przerwała i pokręciła głową. Otarła twarz rękawem bluzy, która tak naprawdę należała do Petera. – Proszę cię.

– Wow. – Zmarszczyła brwi, kładąc plecak na podłodze. – To musi być coś poważnego. Co jest?

Nastolatka pokręciła głową.

– Zjebaliśmy. I to naprawdę bardzo.

Brunetka gestem dłoni pokazała, aby ta mówiła dalej, a ona w tym czasie wyciągnęła chusteczki ze swojego plecaka.

– Wczoraj nie przyszłam do szkoły, bo byłam u lekarza. – Głośno przełknęła ślinę. – Poszłam do ginekologa.

Na jej twarzy pojawiła się mina pełna zszokowania.

– Jesteś...?

Kiwnęła głową.

– Jestem jakoś w dwunastym tygodniu ciąży.

– Cholera... Jasna... – Michelle upadła na podłogę i oparła się o ścianę. – Kiedy wy...?

– Jeszcze w październiku. – Dziewczyna zaśmiała się z jej reakcji. – Kiedy wróciłam z obozu i nocowałam u Petera.

– O wow. To na długo przed tym, jak zaczęliście się ze sobą spotykać. – Wzdrygnęła się z udawanym (a może prawdziwym?) obrzydzeniem. – Jakoś wtedy zaczęliście być ze sobą coraz bliżej. Jeszcze bliżej niż wcześniej.

– Tak. Ale tylko wtedy uprawialiśmy seks. – Odette westchnęła. – No i proszę.

– Co zrobicie?

– Kurwa, nie mam pojęcia. – Zajęła miejsce obok niej i oparła głowę na jej ramieniu. – Jest na mnie zły, bo zgodziliśmy się usunąć ciążę, ale potem zmieniłam zdanie bez konsultacji z nim. Stałam się nadopiekuńcza i powiedziałam mu, że to moja ostateczna decyzja.

– To twoje ciało, Odette. Decyzja należy do ciebie – zauważyła. – On nie ma nic do gadania.

– Ale to też jego życie – zaoponowała Alcott. – To też jego dziecko. To nie tylko moja decyzja.

– Odette. – Złapała ją za rękę. – Nie będę mówić ci, co masz robić, ale moim zdaniem powinniście dobrze to przemyśleć. Pewnie się do ciebie nie odzywa, bo panikuje. Myślał, że wszystko jest ustalone, a tu jednak... Przejdzie mu.

– Mam taką nadzieję.

Dziewczyna zamknęła oczy i splotła swoje dłonie.

– Tęsknię za nim.





                – O nie – wyszeptała kilka godzin później, wpatrując się w ekran swojego telefonu.

Pieprzony Flash Thompson oznaczył ją w swoim tweecie.

Chyba właśnie usłyszałem, jak @OdetteAlcott mówi, że jest W CIĄŻY?! WTF!

Cholera. Podsłuchał jej rozmowę z Michelle.

W jej głowie przewijały się najróżniejsze przekleństwa.

Ludzie na nią patrzyli. Tweet został dodany już godzinę wcześniej, więc praktycznie wszyscy już go przeczytali. Miał mnóstwo odpowiedzi i podań dalej.

Spanikowana Odette wyłączyła telefon, wzrokiem szukając Petera na korytarzu. Kiedy go nie znalazła, wybiegła ze szkoły, przepychając się przez mijanych ludzi.

– Hej! Odette! – Usłyszała krzyk Flasha, który stał tuż przy drzwiach. – Naprawdę wpadłaś? To słabo. Wygląda na to, że skończysz tak samo jak swoja mamusia.

Zebrany wokół tłum zaśmiał się razem z nim.

– Tylko nie bierz twardych narkotyków, bo jeszcze zbrzydniesz. Jeszcze bardziej.

– Pierdol się, Flash. – Musiała stamtąd wyjść. Jej serce biło szybko, zalewały ją zimne poty i było jej słabo. – Przepuść mnie.

– Nie. W zamian...

Blondynka nie pozwoliła mu dokończyć, w zamian uderzając go prawym sierpowym prosto w szczękę. Nie wiedziała, co wydarzyło się później, ponieważ szybko podbiegła w kierunku centrum miasta. Musiała to wszystko przemyśleć. Musiała wrócić do domu. Do swojego własnego mieszkania, w którym nikt nie mógłby jej męczyć. Poza tym jej mama pewnie była nieprzytomna.

A jednak.

Wbiegła do środka, przygotowana na swoje załamanie nerwowe, kiedy nagle szkło rozbryzgało się tuż obok jej głowy.

– Kurwa, mamo! Rzuciłaś we mnie butelką?!

– Ja pierdolę, zaciążyłaś, ty głupia szmato? – wrzasnęła niewyraźnie kobieta, biorąc łyk trunku. – Pieprzona księżniczka. Jakaś wesoła baba dzwoniła od ginekologa. Powiedziała, że nie mogła się do ciebie dodzwonić, a zapomniałaś zabrać jakieś papiery.

Cholera. Wiedziała, że nie powinna była podawać swojego numeru stacjonarnego.

– Tak.

– Ty pieprzona idiotko! – Rzuciła w nią kolejną butelką. – Za mało opowiadałam ci o ptaszkach i pszczółkach?! Jesteś aż tak kurewsko głupia, żeby się nie zabezpieczyć? Za co w ogóle płacę tej twojej jebanej szkole?!

– Nie płacisz jej, mamo.

Wtedy rzuciła w nią kolejną butelką.

– Kurwa, skąd wzięłaś te wszystkie butelki, wariatko! Przestań! Mamo! Przestań!

Ciągle nimi rzucała, podchodząc coraz bliżej. Nagle Odette poczuła ostry ból, kiedy szkło trafiło w jej skroń.

– Mamo! Proszę!

Uniosła trzęsącą się dłoń do twarzy. Na jej palcach została krew.

Wtedy blondynka wybiegła z mieszkania z krwawiącym rozcięciem nad brwią.

Kurwa. Co to było?

Zadzwoniła do Petera, ale odpowiedziała jej poczta głosowa.

– P-Peter? To ja. – Jej głos drżał, a z gardła wydobywały się szlochy. – Jadę do wieży. Proszę, możemy porozmawiać? Przed chwilą próbowałam wrócić do domu, a m-mama rzuciła we mnie p-pieprzoną butelką. Proszę. Ja... Cholera.

Telefon wypadł jej z rąk na chodnik, a wokół rozległ się dźwięk pękania ekranu, kiedy Odette wpadła na wysokiego mężczyznę.

– Przepraszam.

Mruknął coś pod nosem, nawet się nie zatrzymując.

Droga do wieży była długa. Zazwyczaj jeździła tam uberem albo taksówką, ale jej portfel został w torebce, która została w szafce szkolnej. Tak samo jak jej kurtka.

Było jej strasznie zimno. Cholernie zimno.

Doszła na miejsce dopiero czterdzieści pięć minut później, ponieważ po drodze kilka razy musiała się zatrzymać i złapać oddech. Dlaczego ja tak ciężko oddycham?

Nadal strasznie bolała ją głową, ale była prawie pewna, że krew przestała ciec po jej twarzy. Kręciło jej się w głowie. Jezu, musiała zacząć trochę ćwiczyć.

– Panienka Alcott? – Nagle pojawił się przed nią Ed, ochroniarz. Kiedy ona dotarła do wieży? Przecież przed chwilą siedziała na ławce w parku. – Panienka krwawi.

– J-ja...

Usłyszała wycie alarmu. Co?

Rozejrzała się dookoła, zauważając mnóstwo ludzi. Kiedy znalazła się na podłodze? Przecież przed chwilą rozmawiała z Edem.

– D-dlaczego jestem na...?

Zrobiło jej się ciemno przed oczami, a ostatecznie zemdlała.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro