ROZDZIAŁ SZÓSTY
– Tata? – zapytał zszokowany Tony. – Co masz na myśli?
Odette nie była w stanie mu odpowiedzieć.
Nie była w stanie myśleć.
Nie była w stanie oddychać.
Czuła jedynie ogarniające ją przerażenie oraz powrót bólu, który spowodował ten potwór. Wszelkie wspomnienia wróciły. Pamiętała kłótnie, bójki i to, jak znęcał się nad jej mamą...
Nie pamiętała, by podnosił rękę na nią, jednak mimo to widziała jego twarz w swoich wspomnieniach. Wszelkie dobre wydarzenia zostały przyćmione przez te złe. Nie było już żadnych wyjść na lody, na które ją zabierał. Nie pamiętała tego, jak dawał jej pluszowego misia na Walentynki albo czekoladowe jajko na Wielkanoc.
W zamian widziała jedynie potwora z twarzą jej ojca.
– Zrób to! – wrzasnął na nią, trzymając pistolet przy jej skroni. – Ulecz ją!
– Nie potrafię, tatusiu, nie potrafię! – Wyszlochała. W jej dłoniach spoczywała ranna, mała mysz.
– Zrób to, bo inaczej strzelę!
– Proszę, tatusiu! – Przerażona przyłożyła zwierzątko do swojej piersi. – Nie potrafię!
BUM!
Z krzykiem odskoczyła, kiedy nabój odbił się od ściany zaledwie kilka centymetrów od jej głowy. Nagle poczuła ciepło oraz łaskotanie, które pojawiało się za każdym razem, gdy wykorzystywała swoją zdolność. Myszka zaczęła drżeć. Właśnie uleczyła jej rany.
– Dobra robota, kochanie. Dobra robota – zaszydził. – Ubierz się, tatuś zabierze cię na lody.
Nagle Peter odwrócił jej fotel w swoją stronę. W jego głosie słychać było czystą panikę.
– Odette, kochanie, porozmawiaj ze mną!
Przyłożyła dłoń do piersi. Oddech uwiązł jej w gardle. Zaczęło jej się kręcić w głowie przez niedotlenienie. Czuła, jak jej serce mocno wali. Miała wrażenie, że igły wbijały się w jej palce u rąk i stóp.
Została przyciągnięta do piersi Petera i pociągnięta na podłogę. Nie słyszała go, ale przynajmniej go czuła. Jego dłonie drżały, ale mimo to chłopak mocno ją trzymał. Jedną dłonią przyciskał jej ciało do swojej piersi, natomiast drugą gładził ją po plecach, jak za każdym razem, kiedy płakała.
Słyszała jego głos, jakby była pod wodą.
– Skarbie, musisz oddychać. Uspokój się. Słuchaj mojego głosu. Odette, proszę, uspokój się. – Przycisnął jej ucho do swojej klatki piersiowej. – S-słuchaj bicia mojego serca. Skup się. No dalej.
Nagle poczuła ruch dziecka.
Dziecko!
W końcu zdołała się skupić.
Zrobisz krzywdę dziecku! Oddychaj! Zacznij oddychać, do cholery!
Poświęciła całą swoją uwagę na dziecku. Czuła każdy jego ruch. Skupiła się na ramionach Petera, które ją obejmowały. Liczyła uderzenia jego serca, w tym samym czasie próbując spowolnić swój oddech. Nareszcie udało jej się odetchnąć. Nadal odczuwała ból, ale przynajmniej była w stanie oddychać.
Wtuliła się w ciepłą pierś Petera. Czuła delikatny zapach wody kolońskiej z Toma Forda, którą kupiła mu na święta, a także zapach płynu do płukania. To trochę ją uspokoiło. Uwielbiała to, jak pachniał. Owinęła ramiona wokół jego tułowia i przysunęła się do niego najbliżej, jak tylko była w stanie ze względu na swój brzuch.
Wtedy zaczęła się histeria.
Nawet nie słyszała szlochów, które wstrząsały całym jej ciałem. Skupiała się wyłącznie na wspomnieniach. Była przerażona. Nie mogła przerwać tego transu. Próbowała przynajmniej wsłuchać się w dźwięk jego głosu, czuć, jak jego pierś się unosi oraz zaciągać jego zapachem.
– Cii, Odette... – Przycisnął wargi do jej głowy, nieustannie szepcząc. – Oddychaj głęboko. Nie skrzywdzi cię. Jest w areszcie. Ta cela została stworzona dla Bannera, kiedy robi się zielony. Nie dorwie cię. Nawet nie wie, że tu jesteś.
– Z-znowu m-mnie skrzywdzi... – Wyszlochała, mocząc łzami jego bluzę.
– Czy ktoś jeszcze nie wie, co się dzieje? – Zza jej pleców rozległ się głos Tony'ego. – Bo ja się pogubiłem.
Mięśnie Petera się napięły, kiedy mocniej ją przytulił. Zaczął szeptać jej do ucha:
– Nie musisz im mówić, jeśli nie chcesz.
Jedną z dłoni przeniósł na jej brzuch, drugą nadal ją obejmował.
– Wszystko dobrze? Dziecku nic nie jest? Już minęło?
Odette pociągnęła nosem i kiwnęła głową, uprzednio biorąc głęboki oddech.
– T-tak. – Odsunęła się, łapiąc go za rękę. – Minęło. W-wszystko jest dobrze. Dziecku nic nie jest. Nadal kopie mnie w pęcherz.
Szatyn ujął jej twarz w dłonie i kciukami otarł jej łzy. W końcu mógł odetchnąć z ulgą. Pomógł swojej ukochanej wstać oraz usiąść na fotelu, a następnie podał jej butelkę wody.
– Napij się. – Wzięła mały łyk, na co westchnął. – Skarbie, musisz pić więcej.
Wtedy drzwi się otworzyły, a do środka weszła doktor Cho wraz z Brucem, który wyglądał na skonanego.
– Panienko Alcott, szybko cię zbadam, dobrze?
Kobieta odłożyła torbę na dół i wyjęła z niej wszelkie potrzebne jej przyrządy medyczne.
– W międzyczasie – zaczął Tony, ponownie siadając – co się właśnie wydarzyło?
– To mój tata – wytłumaczyła cicho Odette, wzdrygając się przez to, jak mocno lekarka zacisnęła na jej ramieniu mankiet do mierzenia ciśnienia. – Nie widziałam go, odkąd skończyłam siedem lat.
– Czyli mówisz mi, że ten facet... – Stark wskazał na ekran, mimo że blondynka nie chciała na niego patrzeć. – Jest twoim ojcem? Dlaczego do cholery nie jest wpisany na twoim akcie urodzenia?
– Nie wiem. – Odette pokręciła głową, upijając kolejny łyk wody, po czym oparła się o fotel. – Wie o mnie. To przez niego jestem, jaka jestem. – Po tych słowach odwróciła się do Petera z załzawionymi oczami. – Teraz już pamiętam.
Chłopak pochylił się i pocałował ją w czubek głowy.
– Co możesz nam o ni powiedzieć? – wtrącił Steve, siadając na jednym z wolnych krzeseł. – Wiedziałaś, że należy do HYDRY?
– Nie miałam pojęcia. – Pokręciła głową. – Ale wiedziałam, że jest zły. Kiedyś... – Na chwilę zamilkła, mocno zaciskając powieki i łapiąc Petera za rękę. – Kiedyś przystawiał mi pistolet do skroni... Żebym ćwiczyła tę zdolność.
Mięśnie Petera się napięły.
– Chyba wyparłam większość tych wspomnień, bo pamiętam tylko to, jak okropnie traktował moją mamę. Kiedy zobaczyłam jego zdjęcie, wszystko do mnie wróciło.
– Zdarza się – zauważył Bucky. – Mi czasem też się to przytrafia, jeśli chodzi o chwile spędzone w HYDRZE.
– Gdzie go znaleźliście? – zapytała Alcott, choć nie była pewna, czy chce poznać odpowiedź.
– Niedaleko Montauk w Nowym Jorku – odparł Steve. – Próbował przemycić bronie z żaglówek na statek czekający kilka kilometrów od brzegu.
– A teraz jest tutaj?
Odette czuła się już spokojniejsza. Była otępiała i wykończona.
– Może zabiorę cię do mieszkania? – zaproponował Peter, gładząc kciukiem jej dłonie. – Stres źle wpływa na dziecko.
– Muszę... – Dziewczyna ponownie poczuła łzy napływające jej do oczu. – Muszę porozmawiać z moją mamą. Muszę się z nią zobaczyć. Ona musi o tym wiedzieć.
Odette czuła swego rodzaju déjà vu, kiedy stanęła pod drzwiami swojego starego mieszkania, tym razem w towarzystwie Clinta i Petera. Miała wrażenie, że nadal był ten sam dzień, kiedy powiedziała swojej mamie, iż będzie starała się o usamodzielnienie, a także spakowała wszystkie swoje rzeczy. Kobieta nie zareagowała na to zbyt pozytywnie, dlatego teraz Odette mogła mieć jedynie nadzieję na to, że zgodzi się ją wysłuchać.
– Tak? – Jej mama otworzyła drzwi, tym razem wyglądając jeszcze gorzej. Jej włosy były przetłuszczone, twarz blada, a nawet szlafrok nie zasłaniał tego, jaka była szczupła. – Odette? Czego chcesz?
Dziewczyna spuściła wzrok i ciężko przełknęła ślinę.
– Musimy porozmawiać.
– O czym? – warknęła kobieta, mocniej ściskając pasek od szlafroka. – O tym, jak mnie porzuciłaś?
– Tata wrócił.
Jej twarz stała się jeszcze bledsza, a oczy szeroko się otworzyły.
– Nie. To niemożliwe. – Szerzej uchyliła do drzwi, po czym chwiejnym krokiem podążyła w stronę kanapy i podniosła butelkę w czymś przezroczystym w środku, by się napić. – Gdzie on jest?
– Jest w więzieniu, pilnują go Avengersi. Jest częścią złej organizacji.
– Skąd o tym wiesz?
Dłonie matki Odette drżały, kiedy ta odgarniała tłuste włosy z twarzy.
– Pracuję z nimi. – Blondynka usiadła na drugim końcu kanapy. – Pracuję w skrzydle medycznym Wieży Avengerów.
Pokręciła głową.
– Gówno prawda. Kurwa, nie okłamuj mnie. Znam twój sekret. Gdyby nie on, to by cię nie przyjęli.
– Hej – wtrącił obronnym tonem Clint. – Jest jednym z najmądrzejszych dzieciaków, jakie tylko znam.
– Jeszcze czego. – Jej matka przewróciła oczami i wskazała na zaokrąglony brzuch dziewczyny. – Wpadła, czyż nie?
– No dobra – wtrąciła Odette, zmieniając temat. – Więc wiesz o tym? Kiedy się dowiedziałaś?
– Wiedziałam od początku. Jestem twoją mamą.
Kurwa, że co? Niby jak?
– Dlaczego nic nie mówiłaś? Jak się dowiedziałaś?
Kobieta oparła się o kanapę i rozprostowała nogi.
– Kiedyś mnie uleczałaś. Kiedy twój ojciec był wściekły i mnie... Później przychodziłaś do mojego pokoju. Przytulałaś mnie i dotykałaś każdej rany. Czułam ciepło, a wtedy one... Po prostu się goiły.
Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku.
– To chyba dlatego twój ojciec mnie tak traktował. Żebyś mnie uleczała. Nie zachowywał się tak, kiedy za niego wyszłam.
– Nie pamiętam tego. – Odette zmarszczyła brwi. – Wielu rzeczy nie pamiętam.
– Dużo za to zapłaciłam. – Kobieta podniosła ze stolika paczkę papierosów i odpaliła jednego z nich, od razu się zaciągając. – Nie powinnaś próbować tego zmienić. Nie spodoba ci się to.
Blondynka poczuła, jak Peter niemalże zaczyna się trząść z powodu wszechobecnego dymu.
– Mamo, jestem w ciąży. Poczekaj, aż wyjdę, żeby zapalić.
Pokręciła głową i ostatni raz się zacisnęła, zanim zgasiła peta.
– Jak to dużo pani za to zapłaciła? – wtrącił Clint. – Co pani zrobiła?
– Był taki profesor. Dobry mężczyzna jeżdżący na wózku. Powiedział, że pomoże wymazać jej te wspomnienia. – Wzruszyła ramionami i machnęła dłonią w stronę córki. – Ale się nie udało, tylko zmarnowałam czas i pieniądze.
– Dlaczego obwiniałaś mnie? – Odette w końcu miała poznać odpowiedź na pytanie, które ją zadręczało. – Dlaczego mówiłaś, że to przeze mnie musiałyśmy odejść?
– Bo to było przez ciebie. Chciał sprzedać cię jakiemuś facetowi o nazwisku Pierce.
– Alexandrowi Pierce'owi? – upewnił się Clint, zaskoczony marszcząc brwi. – Próbował sprzedać ją HYDRZE?
– Nie wiem. – Jej mama westchnęła i przeczesała dłonią włosy. – Odeszłam, zanim zdążył to zrobić.
To było dla niej zbyt wiele. Była oszołomiona. Potrzebowała czasu, by przyswoić te informacje.
– Peter, mógłbyś zabrać mnie do domu? Muszę się położyć.
Chłopak kiwnął głową i pomógł ukochanej wstać z kanapy. Oparł dłoń na dole jej pleców, prowadząc ją w stronę drzwi.
– Możesz mnie nienawidzić – zaczęła mama Odette, wpatrując się w butelkę ze smutną miną. – Mam to gdzieś. Próbowałam cię ocalić. Nawet jeśli byłam chujową matką i cię krzywdziłam. Przepraszam.
– Wiem, mamo... – Westchnęła młoda Alcott i oparła się o swojego chłopaka. – Szkoda, że wszystko się tak potoczyło.
Po tych słowach opuściła mieszkanie.
Odette obudziła się przez głośny dzwonek jej telefonu.
– Skarbie – jęknął Peter leżący obok niej, jednocześnie delikatnie potrząsając jej ramieniem. – To do ciebie.
Zerknęła na zegarek. 3:34. Kurwa, kto dzwoni do ciężarnej kobiety o takiej pojebanej godzinie? Blondynka nacisnęła zieloną słuchawkę, nawet nie spoglądając na ekran.
– Halo? – zapytała zachrypniętym głosem.
– Odette! – To była Natasha. Odgłosy w tle sugerowały, że była w trakcie strzelaniny. Słychać było wystrzały oraz ciężki oddech kobiety. Alcott od razu usiadła, budząc także Petera. – Każ Peterowi zabrać cię i May w jakieś bezpieczne miejsce. W tej chwili.
– Co? Czemu? Co się stało?
Ze względu na jej spanikowany głos Peter od razu się zerwał.
– Walczysz z kimś? Natasha?
Jednak Odette nie była przygotowana na tę odpowiedź.
– Sean Morris uciekł.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro