ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
– Tatusiu, nie chcę z nim iść! – Wyszlochała Odette, owijając ramiona wokół nogi mężczyzny. – Tatusiu, boję się!
– Nie zachowuj się jak pieprzone dziecko i idź! – Ojciec odepchnął ją od swojej kończyny, na której prawdopodobnie po raz kolejny pozostawiła fioletowe ślady. – Oni chcą tylko zobaczyć, co potrafisz, laleczko. Bądź grzeczna, jak się umówiliśmy, a później pójdziemy na lody, okej?
Blondynka mocniej przycisnęła plecak do swojego drobnego ciała, trzęsąc się ze strachu na widok przerażających mężczyzn. Byli potworami, tak samo jak jej ojciec — to było pewne.
Ale nie chciała zawieść swojego tatusia.
Miała już siedem lat. Musiała w końcu dorosnąć.
– Obiecujesz? – Spuściła głowę, nie utrzymując kontaktu wzrokowego z nieznajomymi. – Na mały paluszek, tatusiu?
Sean przykucnął, aby byli na tej samej wysokości, po czym owinął o siebie ich małe palce.
– Nawet zabierzemy ze sobą mamusię. Tylko pamiętaj, że to nasz mały sekret, okej? Sekretów się nie zdradza. Nie chcesz zawieść taty, prawda?
Nie. Nie chciała go ponownie zawieść. Nie po tym, co wydarzyło się ostatnio.
– Obiecuję. – Uśmiechnęła się, próbując przełknąć nerwy.
– Nie! Proszę! Przestańcie! – Płakała, aż drżąc z bólu, kiedy przerażający mężczyzna bił ją pałką. – Będę już grzeczna, przysięgam! Będę grzeczna!
– Niegrzeczne dziewczynki nie wracają do domu, mała. – Osobnik ubrany w idealnie skrojony garnitur wszedł do pomieszczenia. Brzmiał jak ten mężczyzna, z którym tata rozmawiał w parku kilka dni wcześniej. – Niegrzeczne dziewczynki dostają karę.
– Przysięgam, będę już grzeczna. – Przez ból nie mogła złapać oddechu. Kiedy ten potwór po raz pierwszy ją poraził, zmoczyła się. – Chcę do mamy.
– Mamy tu nie ma. – Prychnął mężczyzna w garniturze i rzucił w jej stronę ręcznik. – Wyczyść się i zaczynamy od początku.
Nie chciała już uleczać.
Strasznie bolały ją ręce, a niemili mężczyźni nieustannie na nią krzyczeli. Nie wiedziała, jak długo przebywała w białym pokoju z ostrym światłem, ale była zmęczona, głodna i na skraju wytrzymałości. Choć nie miała pojęcia, ile jeszcze wytrzyma, to nie chciała ponownie być rażona prądem.
Gdzie był tatuś?
– Pochyl się, skarbie, już prawie jesteśmy! – Mamusia siedziała na przednim siedzeniu i pędziła czyimś samochodem. – Już widzę wejście!
– To jej nie zaboli, ale nie będzie na stałe. Nie pozbędę się wszystkiego – mamrotał mężczyzna siedzący na wózku. – Manipulacja pamięcią to skomplikowana sprawa. Nie da się pozbawić jej wszystkich wspomnień związanych z ojcem, ale można je zmienić. Można zmienić historię, jak tylko się chce. Dobre wspomnienia muszą pozostać.
– Proszę to zrobić. – Jej mama westchnęła, podając mu grubą kopertę. – Tu jest wszystko, co musi pan wiedzieć o Seanie. Są tam również informacje o HYDRZE. Naprawdę trudno było mi to wszystko zdobyć. Czy mógłby mi pan pomóc?
Łysy mężczyzna podjechał do Odette, która jadła batonika musli w kuchni wielkiej posiadłości.
– Cześć, malutka. Możemy porozmawiać w moim biurze? Twoja mamusia pójdzie z nami, nie martw się.
Blondyneczka popatrzyła zmartwiona na swoją rodzicielkę. Ona kiwnęła głową, złapała ją za rękę i poprowadziła ją w stronę kanapy. Całe pomieszczenie wyglądało bardziej jak biblioteka niż biuro. Obie usiadły, a dziewczynka oparła głowę na kolanach mamy.
– To nie będzie bolało – zapewnił je mężczyzna, dotykając jej małego czółka swoją zimną dłonią. – Zaczynajmy.
– Cześć. – Usłyszała cichy głos chłopaka, który usiadł obok niej. – Jestem Peter.
To był jej pierwszy dzień w nowym liceum. Została wydalona ze swojej poprzedniej szkoły w Brooklynie, ponieważ protestowała przed sekcją zwłok martwej świni.
Ale kto normalny każe szóstoklasistom dokonywać sekcji zwłok na świni?
Nauczyciel ją zdenerwował, mówiąc, że jeżeli nie wykona polecenia, to nie zda tego przedmiotu. Właśnie z tego powodu ona powiedziała mu, że prędzej oderwie mu jaja niż dotknie martwej świni.
I być może rzuciła mu w twarz martwą świnią pokrytą formaldehydem.
Teraz została zmuszona skończyć szkołę w Forest Hills w Queens.
– Jestem Odette. – Uśmiechnęła się do wątłego chłopaka z kręconymi włosami. Był... Naprawdę uroczy. – Właśnie szukam nowych przyjaciół. Jesteś zainteresowany?
– To zależy. – Szatyn uśmiechnął się pod nosem i oparł się o krzesło. – Lubisz Gwiezdne Wojny?
– „Niepokoi mnie twój brak wiary" – zacytowała. – Czy do odpowiada na twoje pytanie?
– Przyjmuję twoją przyjaźń i przechodzę przez proces aplikacji na tę pozycję. – Zaśmiał się. Podobał jej się dźwięk jego głosu. – Chcesz usiąść na obiedzie ze mną i moim przyjacielem, Nedem?
– Przyjmuję tę propozycję. – Wyciągnęła do niego rękę. – Interesy z tobą to sama przyjemność.
– NIE! – Michelle wyrzuciła ramiona w powietrze, a jej głos był przesiąknięty frustracją. – Te nuggetsy nawet nie są z prawdziwego mięsa, Odette!
– Mam to gdzieś – stwierdziła dziewczyna, biorąc kolejnego gryza smażonej cudowności. – Są pyszne.
– Masz to gdzieś? Mówisz poważnie? Czytałaś w ogóle ten artykuł, który ci...?
Odette zignorowała przyjaciółkę, ponieważ wiedziała, że ten wykład będzie trwał aż do końca przerwy obiadowej. To się często zdarzało. Lubiła dyskutować i protestować. Blondynka również, ale tamtego dnia nie miała na to ochoty. Poprzedniej nocy jej mama postanowiła się upić i z tego powodu po raz kolejny musiała nocować u Petera.
Cioci May to nie przeszkadzało, na całe szczęście, ale Odette i tak nie mogła zasnąć.
Odwróciła głowę od Michelle, która nadal mówiła, i nawiązała kontakt wzrokowy z Peterem. Biedak miał zaraz zostać wciągnięty w kłótnię, ale była gotowa go poświęcić, aby pozbyć się Michelle.
Posłała mu szeroki uśmiech, po czym podniosła swoją colę i upiła łyk.
– Nawet nie wiesz, co za gówno oni tam pakują! Odette, czy ty mnie słuchasz?
– Pamiętasz, jak uprawialiśmy seks?
Zakrztusiła się swoim sokiem pomarańczowym, który po chwili trysnął jej z nosa. Złapała chusteczkę i zaczęła wycierać swoją twarz, opierając się o kanapę Petera.
– Um, tak. Brałam w tym udział.
Rzuciła mokrą serwetkę na stolik i podciągnęła nogi na siedzenie, przenosząc wzrok na chłopaka.
– Czemu o tym wspominasz?
– Bądźmy razem – powiedział szybko, jego policzki stały się czerwone, a on przeczesał dłonią włosy. – Jakby parą.
– Chwila... Podobam ci się? – Dziewczyna szeroko otworzyła oczy, jej serce zaczęło bić szybciej. Po chwili zmarszczyła brwi. – To nie przez to, że uprawialiśmy seks, prawda? Nie chcę, byś myślał, że teraz musimy być razem. Mówisz poważnie?
– Czekaj, co? – Na jego twarzy pojawiło się skołowanie. – Myślisz, że mówię to tylko dlatego, że uprawialiśmy seks?
Kiedy nie odpowiedziała, prychnął.
– Nie. Mówię to, bo naprawdę mi się podobasz, idiotko.
– To było niemiłe. – Przewróciła oczami, starając się nie pokazać mu, że w tamtym momencie w jej brzuchu szalały motylki. – No cóż...
Spuściła wzrok, niepewna, czy chciała powiedzieć mu, co tak naprawdę czuła.
A jeśli nie lubił jej tak samo bardzo, jak ona lubiła jego? W końcu to ona zainicjowała seks.
To zżerało ją od środka, ponieważ po tej sytuacji przyjaciel zaczął podobać się jej jeszcze bardziej. Starała się zapomnieć o swoich uczuciach, ponieważ nie chciała zniszczyć ich przyjaźni. A teraz, kiedy tylko mieli ze sobą kontakt, co często zdarzało się naprawdę często, ciągle przypominała sobie wieczór, kiedy to uleczyła ranę Petera.
Kiedy to przenieśli ich relację na kolejny poziom.
– No co? Wykończysz mnie – jęknął chłopak i odchylił głowę. – W-wiem, że się przyjaźnimy... I to pewnie beznadziejny pomysł... Ale nie... Mam to gdzieś. Kurwa, naprawdę mi się podobasz. Chyba bym zwariował, gdybym ci nie powiedział i...
Postanowiła zaryzykować.
Usiadła mu na kolanach i złączyła ich usta w pocałunku, aby go uciszyć.
Początkowo Peter zamarł, a przynajmniej dopóki nie wsunęła dłoni w jego kręcone włosy i za nie pociągnęła, co wywołało u niego sapnięcie. Przeniósł dłonie na jej biodra, ponieważ chciał przyciągnąć ją bliżej siebie, i w końcu oddał pocałunek. Odette przejechała językiem po jego dolnej wardze, zmuszając go do rozchylenia ust. On chętnie pogłębił pieszczotę — splątał ze sobą ich języki, a sam przeniósł dłonie na jej kark, delikatnie wplątując dłonie w jej włosy.
Odsunęła się od niego, opierając o jego uda i podtrzymując się o jego ramiona. Jego twarz była zarumieniona, a klatka piersiowa gwałtownie unosiła się oraz opadała.
– Okej, bądźmy razem, ale pod jednym warunkiem.
– Jakim? – Uniósł brew, kładąc dłonie na jej udach.
– Będziesz musiał usiąść i bez protestów obejrzeć ze mną „Upiora w Operze".
– O mój Boże, nie! – jęknął, opierając się o zagłówek i zamykając oczy. – Nie obejrzę tego zjebanego filmu.
– Dlaczego nie? – Odette wyrzuciła ramiona w powietrze. – Masz do tego idealne głośniki! To jebane arcydzieło!
– Nie!
Uniosła brew i uśmiechnęła się pod nosem, mając w głowie plan. Pochyliła się, by złożyć kilka delikatnych pocałunków na jego odsłoniętej szyi.
– Jesteś pewny? – Przygryzła płatek ucha, czując, jak chłopak cały się spina. – To tylko jeden film... – Przeniosła usta na jego tętnicę. – Nawet nie będę śpiewała.
– Nie – wydusił pomiędzy sapnięciami i zacisnął dłonie na jej udach. Była pewna, że wygra. Grała nieczysto, ale męczyła go o to już od pół roku. – Nie... Nie poddam się.
Przycisnęła do siebie ich ciała, wyginając plecy, aby jej piersi były jeszcze bliżej niego, po czym zaczęła robić mu malinkę tuż pod uchem. Po pomieszczeniu rozległ się cichy jęk, kiedy chłopak przechylił głowę.
W tamtym momencie już wiedziała, że wygrana była jej.
Pochyliła się, szepcząc mu do ucha:
– Jesteś pewny?
Pokręcił głową, zaczynając głośno oddychać.
– J-ja...
Wtedy zaczęła się od niego odsuwać.
– Najwidoczniej nie chcesz... ACH!
Nagle dziewczyna wylądowała na plecach, wciśnięta pomiędzy poduszki na kanapie oraz przygnieciona przez jego biodra.
– No dobra! – Zawisł nad nią, opierając dłonie po obu stronach jej głowy. Uroczo wydymał wargi. – Obejrzę ten cholerny film. Ulegam.
– I dobrze.
Odette złapała go za kołnierz koszulki, a następnie ponownie złączyła ich usta. Miała wrażenie, że nigdy nie nasyci się tym uczuciem. Ich wargi pasowały do siebie idealnie, niczym dwa puzzle. Smakował jak pomadka, którą kupiła na stacji benzynowej, oraz pasta do zębów. Nigdy nie miała go dosyć.
Odwróciła głowę, próbując złapać oddech, gdy on całował jej szyję.
Kiedy w końcu uchyliła powieki, ujrzała postać stojącą na środku salonu.
Mężczyznę na wózku inwalidzkim.
– Obudź się, dziecko.
Głośno sapnęła, otwierając oczy i kładąc dłoń na swoim szybko walącym sercu.
– Cholera jasna! – Przed nią pojawiła się pełna ulgi twarz Petera. – Obudziłaś się.
– Dziecko? – Wykaszlała, miała sucho w gardle, a głos był ochrypnięty. – Gdzie on jest? Nic mu nie jest?
Poczuła, jak łóżko zapada się pod ciężarem Petera, który mocno złapał ją za rękę.
– Jest zdrowy. Śpi tam w kącie. – Kiwnął głową w stronę kołyski. – Jakieś pół godziny temu jadł.
– Jak... Jak długo byłam nieprzytomna? – zapytała dziewczyna, wpatrując się w maluszka. – Co się stało?
– Nie do końca wiem... – Westchnął, gładząc kciukiem jej knykcie. – Pobiegłem za dzieckiem... Ale kiedy już go uleczyłaś... Twoje oczy się przewróciły i zaczęłaś się trząść... I to bardzo. Powiedzieli, że miałaś atak padaczki i... – Złapał drżący oddech. – Prawie umarłaś.
– Jakim cudem żyję? – Zmarszczyła brwi blondynka, po czym przyciągnęła ukochanego bliżej siebie. – Mam wrażenie, że powinnam czuć się gorzej. A czuję się po prostu... Pusta. – Po chwili się uśmiechnęła. – Tyle narzekałam, a już tęsknię za tym, jak nosiłam dziecko w brzuchu.
– Jesteś niedorzeczna. – Peter parsknął śmiechem i zerknął na ich pociechę. – To chyba Bruce i doktor Cho powinni wytłumaczyć, co się wydarzyło. – Westchnął, przymykając zmęczone oczy i rozciągając szyję. – Przez ostatnie dwa dni otrzymałem aż za dużo informacji.
– Dwa dni?! – „krzyknęła" szeptem, głośno przełykając ślinę. – Byłam nieprzytomna przez dwa dni?
– Tak. Uleczałaś się i potrzebowałaś odpoczynku – wyjaśnił, jednocześnie ujmując jej twarz w dłonie. – Błagam, już nigdy nie bądź tak bliska śmierci. Chyba następnym razem nie dałbym już sobie rady.
– Postaram się.
– Ale musimy o czymś porozmawiać – stwierdził. Jego głos był przesiąknięty stresem. – Coś się wydarzyło, kiedy podali ci ten... Lek.
Zmarszczyła brwi, a jej serce zaczęło bić szybciej.
– Co takiego?
Peter puścił jej twarz i w zamian wszedł do łazienki, z której przyniósł niewielkie lusterko.
– Nie panikuj.
– Czemu niby miałabym panikować? Kurwa, co się takiego... O MÓJ BOŻE!
Chłopak podsunął jej lustro, a ona głośno sapnęła. Co jest?!
Jej oczy zmieniły kolor!
Jej dotychczas niebieskie oczy nie miały już tego samego pięknego odcienia.
Teraz były srebrne.
– Niewiele wiem, ale lek stworzony przez doktora Bannera i doktor Cho musiał wzmocnić twoje umiejętności. – Peter ponownie usiadł, podczas gdy dziewczyna wpatrywała się w swoje odbicie. – Moim zdaniem wyglądają zajebiście.
Popatrzyła na niego z oczami pełnymi łez.
– Tak? Nie przerażają cię? Nie wyglądam brzydko?
– Żartujesz sobie? – Prychnął i przyciągnął ją bliżej siebie, jednocześnie uważając na kroplówkę. – Ty nigdy nie mogłabyś wyglądać brzydko. Jesteś najpiękniejszą dziewczyną na całym świecie.
Zarumieniła się na jego słowa i oparła głowę na jego klatce piersiowej, podczas gdy on mówił dalej.
– Poza tym masz cudowną zdolność uleczania. Mam to gdzieś, czy zmienia ona twój kolor oczu. Moim zdaniem wyglądają zajebiście i już nie mogę się doczekać patrzenia w nie aż do końca życia.
Odette zaśmiała się, a po jej policzkach zaczęły płynąć pojedyncze łzy.
– Obiecujesz?
– Obiecuję. – Trochę się odsunął, aby mógł złączyć ich usta w delikatnym pocałunku. Kiedy się odsunął, miał na twarzy szeroki uśmiech, a zmęczony oczy lśniły. – Kocham cię. Bez względu na wszystko.
– Ja też cię kocham.
Nagle po pomieszczeniu rozległ się cichy jęk.
Peter podskoczył spanikowany i podbiegł do dziecka, które wymachiwało rączkami. Odette z kolei poczuła ciepło rozprzestrzeniające się po jej piersi na dźwięk płaczu dziecka. Jej dziecko żyło. Jej syn.
– Przynieś go tutaj. Chcę go zobaczyć.
Chłopak delikatnie podniósł noworodka z kołyski, nie wyjmując go z niebieskiego rożka.
– Nadal się boję, że go połamię. Jest taki malutki. – Szeroko uśmiechnął się do maluszka. – Nie mogę przestać na niego patrzeć.
Blondynka wyciągnęła w jego stronę ramiona.
– Podziel się!
Parker delikatnie się pochylił, kładąc dziecko na jej piersi. Jej emocje sięgnęły zenitu, a do oczu napłynęły łzy. Wyglądał dokładnie jak Peter. Patrzyła na rumianą twarz chłopczyka, którego wargi drżały.
– Cześć, maluszku. – Pociągnęła nosem, łzy zaczęły moczyć jej policzki. – Jestem twoją mamą.
Skrzywił się na dźwięk jej głosu i cicho ziewnął.
Dziewczyna w tym czasie popatrzyła na Petera, który wpatrywał się w nich z uśmiechem.
– My go stworzyliśmy?
– Tak.
Położyła dziecko na swoich kolanach, sama siadając i rozwijając rożek, aby móc mu się przyjrzeć.
– Wszystko dobrze? Oddycha już bez problemów? Je normalnie? Przyłożyłeś go sobie do skóry, żeby nawiązać więź?
– Wszystko jest cudownie. Dostał idealny wynik w skali APGAR. Je normalnie. Tak, przykładałem go. – Zaśmiał się i objął ją ramieniem. – Musimy tylko oficjalnie nadać mu imię i podpisać dokumentację.
– Myślałam, że już zgodziliśmy się co do imienia – powiedziała, gładząc palcami miękkie włoski malucha. – Nie miał imienia przez dwa dni?
– Chciałem poczekać na ciebie, żebyśmy mogli ogłosić to razem. – Oparł bok głowy o jej ramię. – Chciałem, żebyś zobaczyła ich reakcje.
Odette oparła głowę na tej jego.
– Przepraszam.
Chłopak pogładził kciukiem jej ramię, mocniej ją przytulając.
– Za co?
– Gdybym tylko posłuchała agenta... To by się nie wydarzyło. – Blondynka zamknęła oczy, przypominając sobie przeraźliwy widok martwego ciała. – Nawet nie znam jego imienia... On... On umarł... Bo chciałam pojechać busem... To było okropne i nie mogłam nic zrobić.
Peter objął ją również drugim ramieniem, splątując swoje palce ze sobą, a także złożył pocałunek na jej zasłoniętym ramieniu.
– To nie była twoja wina. Nie wiedziałaś.
– Jak ma się Michelle? – wyszeptała, a po jej twarzy spłynęła łza. – Czy ona... Żyje?
– Tak. Żyje. – Chłopak głęboko odetchnął i jego ramiona opadły. – Odłamek okna wbił się jej w plecy... W kręgosłup... Ona... Nie wiedzą... Jeśli chodzi o jej nogi...
Nie...
Odette zesztywniała, a oddech uwiązł jej w gardle.
– Jest sparaliżowana?
Kiwnął głową.
– Tak myślą. Nie będą pewni, dopóki się nie odzyska pełnej przytomności.
– Jak to pełnej przytomności? – wychrypiała dziewczyna. – W jak poważnym stanie jest?
– Dość mocno uderzyła się w głowę... Była przytomna przez kilka minut, ale podają jej mnóstwo leków, żeby zmniejszyć obrzęk mózgu. Wygląda na to, że to działa, ale jest nieprzytomna od wczoraj rano. Ned z nią jest i informuje mnie na bieżąco.
– Przynajmniej Ned tam jest... – Powoli otworzyła oczy i popatrzyła na swojego śpiącego syna. – Jaki był powód wypadku? Pamiętam, że słyszałam wystrzały i walki.
– HYDRA. – Parker pokręcił głową, po czym przestał ją obejmować, a w zamian złapał ją za rękę. – Transportowali broń. Wjechali w bus pojazdem pełnym amunicji. Kierowca został zastrzelony przez jakiegoś agenta HYDRY. Nie znam jeszcze szczegółów. Nie wychodziłem stąd.
– Kiedy ostatnio jadłeś? Albo spałeś?
– Jadłem coś... Wczoraj? – Zmarszczył brwi. Ciemne ślady pod oczami były wyeksponowane na bladej skórze. – Nie spałem dłużej niż godzinę... Chyba. Nie jestem pewny.
– Peter, musisz się trochę przespać. Wyglądasz na wykończonego.
Pokręcił głową.
– Nie chcę jeszcze spać. Musimy powiedzieć wszystkim, jak dziecko ma na imię. Na pewno są ciekawi. Choć taka pozytywna wiadomość w tym wszystkim...
Odette westchnęła. Nie mogła zmusić go do snu. Sama spała przez jakieś dwa dni.
– Dobra, ale proszę, idź spać, kiedy już pójdą. Nie chcę, żebyś zemdlał. – Położyła dłoń na jego ciepłym policzku. – Poza tym będziesz musiał być wypoczęty, kiedy już pozwolą nam opuścić oddział medyczny i będziemy musieli robić wszystko sami.
Szatyn prychnął i przewrócił oczami.
– FRIDAY? Mogłabyś powiadomić drużynę, że Odette się obudziła i chcemy z nimi porozmawiać? I przekażesz to też Cioci May?
– Zostali powiadomieni – odpowiedziała sztuczna inteligencja. – Powiadomiłam również doktor Cho i doktora Nguyena, że panna Alcott jest już przytomna.
– Dzięki, FRIDAY.
Odette oparła syna na swojej piersi i złożyła pocałunek na jego główce. Pachniał cudownie. Zapach noworodków był odurzający — podnosił poziom dopaminy u kobiet. Psycholodzy udowodnili, że miał podobne działanie do leków.
Zamknęła oczy, przytulając jego małe ciałko.
– Chyba znalazłam twoje zastępstwo. Przykro mi. Już kocham to dziecko bardziej niż ciebie. Zapach noworodka bije twoje seksowne ciało.
– Zamknij się. – Chłopak parsknął śmiechem i położył się na łóżku z zamkniętymi oczami. – Czuję się wykorzystany.
– Poważnie? To pierwsze, co mam usłyszeć? – Natasha pojawiła się we framudze. Nawet nie usłyszeli, kiedy otworzyła drzwi. – A teraz pokażcie mi to dziecko. Ciocia May i Peter je ukrywali.
– Kłamczucha – wymamrotał Peter, nadal nie otwierając oczu. – To wy postanowiliście mścić się beze mnie.
– Mścić się? – Odette uniosła brew i podała bobasa rudowłosej. – Czy chcę wiedzieć?
– Chyba nie. – Natasha przeniosła wzrok na chłopczyka. – Streszczę ci wszystko: mamy wszystkich, oprócz Seana... Znowu.
– Nic nikomu nie jest? – sapnęła zirytowana. – Nie powinniście się mścić. Wtedy popełnia się najwięcej błędów.
– Jesteśmy Avengerami. Musieliśmy pomścić najmłodszego członka. – Tony wszedł przez drzwi, ciągnąc za sobą biedną Ciocię May. – To przez nich był w niebezpieczeństwie i... Cholera jasna, wygląda dokładnie jak Spider-Dzieciak.
– Spider-Man. – Peter otworzył jedno oko i przysunął się bliżej ukochanej. Na jego ustach pojawił się uśmieszek. – Faktycznie wygląda jak ja. To cudowne.
– Tak, szczęściarz. – Dziewczyna przewróciła oczami. – To wcale nie we mnie rósł czy coś... Tobie przypada ta fajna część.
Twarz Petera stała się czerwona.
– Już zaczynasz te niestosowne komentarze? Dopiero co się obudziłaś.
– Nigdy nie przegapię okazji, żeby cię zawstydzić.
Gdy reszta drużyny przybywała do pomieszczenia, było one przepełnione energią. Wszyscy na przemian trzymali dziecko, komentowali zmianę koloru jej oczu i pytali o imię.
– Okej, więc za imieniem kryje się pewna historia – zaczęła, uciszając pozostałych. – Jak już wiemy, mój ojciec nie jest dla mnie jak prawdziwy ojciec. Nigdy nie miałam w dzieciństwie takich doświadczeń jak inne dzieci... Ale Peter też. – Złapała go za rękę, lekko ją ściskając. – Mój ojciec to skurwiel, a tata Petera odszedł zbyt wcześnie... – Chłopak cały się spiął. – Ale jest jeden mężczyzna, który traktował Petera jak własnego syna.
Odwróciła się do Cioci May, posyłając jej smutny uśmiech.
– Wujek Ben był najlepszym wujkiem, jakiego można sobie tylko wyobrazić. Dla nas obojga... On również odszedł zdecydowanie zbyt wcześnie.
– Ale – ciągnął Peter, gładząc kciukiem jej knykcie – jest jeszcze mężczyzna, który przez ostatnie kilka lat zajmował jego miejsce. – Nawiązał kontakt wzrokowy z Tonym, który popatrzył na niego zszokowany. – Nie wiedziałem, co zrobię ze zdolnościami, jakie zdobyłem. Po prostu starałem się zrobić coś dobrego dla świata i tego nie spartolić. Nikt nie nauczył mnie, jak być bohaterem... Dopóki mój bohater z dzieciństwa nie wkroczył. Nauczyłeś mnie być mężczyzną. Nauczyłeś mnie być bohaterem.
Peter głośno przełknął ślinę, próbując opanować swój drżący głos.
– Byłeś dla mnie jak ojciec i doceniam wszystko, co dla mnie zrobiłeś. Co dla nas zrobiłeś.
Usta Tony'ego wygięły się w szczerym uśmiechu, a kąciki jego oczu się zmarszczyły. Na jego policzkach widać było cień rumieńca oraz delikatne zaszklenie w oczach. Pepper w pocieszającym geście położyła dłoń na jego ramieniu. Jej twarz była mokra od łez.
– „Więź, która zespala twoją prawdziwą rodzinę, nie jest więzią krwi, ale szacunkiem i radością z istnienia drugiego człowieka". Richard Bach. – Zaśmiała się Odette, ocierając własne łzy. Ogarnij się, dziewczyno! – Jesteś dla nas jak ojciec, Tony. Kochamy cię.
Odette szeroko się uśmiechnęła.
– Chciałabym przedstawić wam naszego syna... Benjamina Anthony'ego Parkera. – Na chwilę go podniosła. – Postanowiliśmy odwalić coś jak J.K. Rowling.
Ciocia May od razu podbiegła do Petera, by mocno go przytulić. Łzy płynęły po jej twarzy i szeptała mu coś do ucha, przez co on również ją uścisnął. Odette poczuła, jak przeszywa ją zazdrość. Ona też chciała, by jej matka tu była, mocno ją przytuliła i powiedziała, że ją kocha.
Wiedziała, że to się nie wydarzy.
Nagle poczuła dłoń na swoim ramieniu, przez co o tym zapomniała.
– Gratulację, Pechen'ye. Jest piękny.
Z uśmiechem popatrzyła na rudowłosą.
– Dzięki, Nat. – Położyła dłoń na tej jej i oparła o nią policzek. – Ale musisz mi powiedzieć, czemu nazywasz mnie „ciasteczko".
– Nigdy się nie dowiesz.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro