Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

74.

Z niedowierzaniem patrzył na całą maszynerię podpiętą do jej ciała. Nic nie mówił, po prostu stał, ubrany w zielony fartuch ochronny, chcąc wyrwać ją spod tych kabli i wierzyć, że tylko sobie żartuje. Jak to miała w zwyczaju, aby wkurzyć Deana w uroczy dla niego sposób.
Po dłuższej chwili zebrał się w sobie, przekraczając szklane drzwi. Zapach sterylności uderzył go w pierwszej sekundzie, następnie dźwięki pikających urządzeń, których część utrzymywała ją przy życiu.

- Agent Bonham? - zza drzwi wychyliła się drobna lekarka, trzymająca beżową teczkę z napisem "T. Wilson".

- Tak. - już sięgał po odznakę, aby pokazać ją kobiecie, ale ta wyciągnęła nieznacznie dłoń przed siebie, żeby zaprzeczyć. Nie chciała bowiem patrzeć na jego dokument, ale zachowanie względem jej pacjentki.

- Niecałe dwa tygodnie temu Panna Wilson dodała Pana do osób upoważnionych do przekazywania informacji na temat jej stanu zdrowia.

- Skąd wiedziała, że użyję tego nazwiska? - zapytał się siebie wewnętrznie.

Po czym zdał sobie sprawę, że jak on siedział w szpitalu ostatnim razem to Sam zapisał go jako Bonham. A Theę jako jego żonę. Widać było, że dziewczyna była sprytniejsza niż mu się wydawało.

- Co z nią? - ledwo wypowiedział te słowa bez wahania w głosie.

- Złamany lewy piszczel, zwichnięty lewy bark, rany cięte na całej prawej ręce, zbyt wolny przepływ krwi z serca do mózgu... I zadziwiające zmiany w płacie czołowym. - Dean tylko spojrzał na nią pytająco i od razu wiedziała, że musi wszystko wyjaśnić. - W rezonansie nie wykryliśmy żadnych zmian nowotworowych, więc to jest jedyna dobra wiadomość.

- A dlaczego to?

- Nie wiemy dlaczego ten płat jest nadmiernie wytężony. Jego aktywność wzrasta, gdy człowiek kłamie, odczuwa ogromny lęk, intensywnie myśli, tworzy. Krótko mówiąc, używamy jej, gdy musimy wykazać się kreatywnością.

- Czyli śni? - zerknął kątem oka na Theę, na rurkę umożliwiającą oddychanie.

- Jest to mało prawdopodobne... przepraszam, muszę już iść. Będę się z panem kontaktować. - potaknął, zaciskając dłonie na oparciu niebieskiego krzesła.

- Chyba wiem, dlaczego twój mózg tak pracuje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro