68.
Jeszcze tego samego dnia wyruszyłam najwcześniejszym autobusem do Kansas City. Planowo miał być na miejscu przed dziesiątą w nocy. Przez te cztery godziny w drodze do Paige udało mi się oznaczyć na jednej mapie wszystkie trzydzieści trzy trasy, kończące się wypadkami na tym odcinku potrzaskanym samochodem w rowie.
Ta sprawa miała być odskocznią od tego, co działo się w mojej głowie. Za wszelką cenę chciałam się wyzbyć tego uczucia, myśleć jeszcze bardziej racjonalnie niż zazwyczaj.
~*~
Dean jak to on, nie chciał opowiedzieć o tym, co wydarzyło się między nim i Theą, więc postanowiłem zapytać jak cała sytuacja wyglądała od drugiej strony. Czyli porozmawiać z Wilson.
Zapukałem do drzwi jej pokoju trzy razy z rzędu. Żadnego odzewu. Ponowiłem czynność, po czym wszedłem, zastając puste pomieszczenie. "Dojrzałe" - pomyślałem, zanim zobaczyłem na łóżku małą, białą, karteczkę, wyrwaną niedbale z zeszytu.
"Pojechałam spotkać się z Paige. Postaram wrócić jak najszybciej
Thea"
- Już nieco mniej niedojrzale. - wymięty papierek schowałem do tylnej kieszeni spodni.
Dean, jak to mój brat, siedział wygodnie na kanapie popijając już kolejną butelkę piwa. Nawet gdy przeszedłem tuż przed jego nosem, udawał, że mnie nie widział, zerujac chmielowy trunek.
- Jednak kobiety są rozsądniejsze od nas mężczyzn, wiesz Dean? - zacząłem delikatnie temat odnośnie ich napiętej relacji.
- Bo powiedziała ci, że wszystko to moja wina? Otóż mylisz się, to była wspólna decyzja. - przez przypadek udało mi się wyciągnąć od niego szczątki informacji, chociaż to nie było zamierzone.
- Niczego się nie dowiedziałem. A to dlatego, że jej nie ma. Wyjechała. - spiął się. Trwało to kilka sekund, po czym ponownie nabrał postawę obojętności. - Jest z Paige, jeśli chciałbyś wiedzieć.
- Nie chciałem. W tym przypadku to była, tylko i wyłącznie, jej decyzja.
- Jak z dzieckiem... - pomyślałem, odkładając kartkę na stoliku tuż przed bratem, następnie odszedłem bez słowa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro