66.
- Sam! - do bunkru wbiegła szczęśliwa Thea, która o mało co nie spadła ze schodów. - Wielkoludzie! Dean to Dean! - wykrzyczała, na co idący za nią Winchester zaczął się śmiać. - Nawet mordko nie wiesz jak się cieszę!
- Spokojnie, szarlatanie. - powiedział głośno czym zwrócił uwagę brata.
- To serio on? - twarz Sama wyrażała niemałe zdziwienie.
- Tak Sammy. Stary Dean powrócił... A teraz najważniejsza kwestia. Oddaj mi kluczyki do mojej Dziecinki. - dwójka łowców uśmiechnęła się szeroko, a Thea przyglądała im się z radością wymalowaną na twarzy. - Szkrabie, muszę o czymś z tobą porozmawiać. - zwrócił się w jej kierunku, pokazując na klucze, które wyciągał Sam.
- Szkrabie? - skrzyżowała dłonie na piersi. A Winchester skinął głową w stronę schodów, które kierowały do Impali. - Znowu schody...
Obawiała się tego co miało stać się w samochodzie. Dean bał się jeszcze bardziej, on i jego rozmowy o nim samym nie były jego mocną stroną.
- Dzięki. - wyszeptał ledwo słyszalnie, patrząc ciągle na drogę. - Dzięki. - powtórzył, obracając na sekundę głowę w stronę Thei.
- Nie masz za co dziękować. Wszystko to jeden wielki efekt motyla... Ale za to musimy pogadać o tym, co dzieje się między nami, bo to jest tak popieprzona relacja, przez którą nie potrafię w nocy spokojnie spać. - wypowiedziała na jednym wydechu.
- Okej... - potaknął. - Łowcy tak nie mogą, i my dobrze o tym wiemy. - pomyślał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro