57.
Thea zmierzala długim szpitalnym holem kierując się w stronę sali Deana. Przez ramię miała przewieszoną czarną torbę, której wnętrze miało pomóc przypomnieć Deanowi kim tak naprawdę był. Z pomieszczenia, które było celem jej krótkiej podróży po budynku, wychodził lekarz, a konkretniej psychiatra.
- Pani Bonham? Muszę z panią porozmawiać.
- Słucham?
- Dean nie chce ze mną współpracować. Mimo chęci z mojej strony, on wciąż się hamuje nie mówi tego, co myśli.
- I zapewne to ja mam teraz wejść do akcji? - potaknął. - Wykorzystam swoje umiejętności w dobry sposób, doktorze.
- Umiejętności? - zapytał widocznie zmieszany.
- Z zawodu jestem psychologiem, wiec szczotkowa wiedza jeszcze we mnie tkwi.
- To dobrze. Nie muszę pani reszty tłumaczyć. Do widzenia. Oby wszystko poszło dobrze.
- Dziękuję. - minęła mężczyznę, następnie powoli nacisnęła na klamkę, wychylając się za drzwi. - Cześć Dean. - rozpromieniała, gdy zauważyła, że wyglądał lepiej niż dzień wcześniej.
- Hej Thea! Co tak wcześnie?
- Nie umiałam spać, a poza tym to wyrobię sobie formę.
- Formę?
- Jak Samowi rzadko pozwalasz jeździć, to co dopiero mi? Przyjechałam na rowerze, przy okazji zgarniając parę twoich rzeczy z pokoju. - podała mu jego odtwarzacz muzyki wraz ze słuchawkami.
[09:03]
Sam: Gdzie jesteś?
[09:08]
Thea: Zgaduj
[09:08]
Sam: U Deana?
[09:08]
Thea: Brawo Sherlocku
[09:09]
Sam: Jechałaś Impalą?
[09:09]
Thea: Nie, rowerem
[09:09]
Thea: Przy okazji wzięłam parę rzeczy, które ułatwią Deanowi powrót wspomnień
[09:10]
Sam: Spoko, będę tak do dwóch godzin
[09:10]
Thea: 👍
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro