Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

45.

Otaczała mnie pustka, z której, w dali, błyskało światło. To był mój cel, dusza Thei, będąca jeszcze do uratowania. Gdy już znajdowałem się wystarczająco blisko, zauważyłem krążący wokół niej czarny dym, pokrywający coraz więcej światła.

- Thea - gwałtownie obróciłem ją za ramię, wtedy uniosła wzrok, który napotkał się z moimi źrenicami.

Wyrażały ból i cierpienie. Wiedziałem to, ponieważ tak samo wyglądały moje, gdy wydostałem się z tego okropnego miejsca zwanym Piekłem.

- Pomóż mi, proszę - wyszlochała, wyciągając ręce przed siebie. - Nie umiem... walczyć.

- Hej, hej. Musisz pokonać to coś. Z kim ja będę się nabijał z włosów Sama, hm? - przekrzywiła głowę w bok, gdy tylko chwyciłem jej dłonie. - Z kim będę oglądał filmy?

- Zapewne sam. Nie dam rady, Dean - moje palce delikatnie zaczynały się pokrywać czarnym dymem. - Po co mam wracać?

- Bo po raz pierwszy... - nie umiałem, źle się czułem, gdy musiałem powiedzieć cokolwiek o sobie. - Martwię się o ciebie, inaczej niż o Sama.

- Co masz na myśli?

- Wchodzisz do pomieszczenia, uśmiecham się. Mówisz, uśmiecham się. Gdy zostałaś opętana, zrobiłem wszystko, aby Cię uratować - dym zaczął się piąć, jej dusza się rozjaśniała.

- Mam tak samo - mimowolnie zmarszczyłem brwi, nie kryjąc zdziwienia. - Byłam w szoku, gdy zorientowałam się, że nasze tematy to nie tylko łowiectwo. Przy tobie czułam się jak normalna dziewczyna... Wow, nawet nie wiesz jakie to było dla mnie trudne.

- A co ja mam powiedzieć? Znasz mnie. Ale wiedz, że tam, poza umysłem czekają na Ciebie Paige i Sam. Z przerażeniem w oczach, czuwają aż pokonasz tego pasożyta.

- Bez twojej ingerencji zapewne moja dusza zmieniłaby się w... - Jej szczęki zacisnęły się, próbując odgonić nieprzyjemne myśli.

Dusza Thei zaczęła świecić się jeszcze jaśniej niż poprzednio, uwolniła się od tego pasożyta.

- Powtarzaj za mną... Exorcizamus te, omnis immundus spiritus...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro