42.
- Czyli... - zaczął Dean, odkładający Theę na łóżko. - Jej dusza zamienia się w... to coś.
- Castielu, znasz jakieś lekarstwo, aby zatrzymać tego pasożyta, zanim stanie się... Nie potrafię tego powiedzieć! - wykrzyczałam, cała się trzęsąc, obawiając się najgorszego.
- Musiałbym skonsultować się w niebie, Paige.
Dean bez słowa wyszedł z pokoju, uderzając ramieniem w Casa.
- Pośpiesz się. - wydukał Sam, który powstrzymał mnie przed pójściem za Deanem. - Potrzebuje czasu, wini za to siebie.
- Sam, ale...
- Zostaw go, tylko pogorszymy tym całą sytuację.
~*~
Gdybyśmy nie byli wtedy tacy rozkojarzeni, to nie musiałaby ledwo dychać. A jej dusza zostanie pochłonięta przez tego pasożyta i stanie się demonem. A to wszystko nasz... moja wina. Mógłbym być bardziej ostrożny.
- Dean! - usłyszałem głos Paige, który próbowałem zagłuszyć za pomocą stukania pustych butelek po piwie. - Dean! - dziewczyna stanęła za mną, zauważając jak z chmielowego trunku przerzucam się na whisky.
- Co?!
- Sam mówił, żeby Cię nie pytać, ale...
- Mogłaś się go posłuchać! - szklanka po wyzerowanej whisky uderzyła o drewniany blat.
- De...
- Nie! Wyjdź! Teraz.
- Jezu, posłuchaj mnie! Dlaczego się dla niej tak poświęcasz? Troszczysz..?
- Taką mam pracę, tyle. - kolejna dolewka bursztynowego trunku dopełniła szklankę.
- Wiem, że nie.
- Gówno wiesz i tyle!
- Im bardziej się wypierasz tym bardziej utwierdzasz się w tym, że kłamiesz.
- Skąd to możesz wiedzieć, hm?! - wykrzyczałem jej to prosto w twarz, chociaż... miała rację. Wypierałem się tego.
- Bo z własnej woli zgodziłeś się ją uratować. - do pokoju wszedł Sam, który stanął za Paige. - Gdy przechodzi obok Ciebie, na twojej twarzy zaczyna gościć uśmiech.
- I moment w którym oglądaliście razem Iron Mana.
- Skąd to wiesz?
- Przyjaźnie się z nią długie lata, wiem wszystko... Co się wtedy stało?
- Ja... - nie miałem pojęcia co dalej powiedzieć. Mój umysł był pełen skrajnych myśli. Chwyciłem za kurtkę, leżąca na skraju łóżka. - Mogłaś się posłuchać Sama.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro