40.
- Jak ja uwielbiam latte! Mogłabym je pić na okrągło - usłyszałem głos Thei dochodzący z końca pomieszczenia, kawiarni, która najwyraźniej była jej marzeniem. - Nie to co Dean, on woli czarną kawę. Najzwyklejszą.
- Zmieni zdanie, gdy wróci z polowania - odpowiedziała Paige, stojąc za ladą, tuż obok przyjaciółki.
- O wilku mowa, hej Deano - wyciągnęła filiżankę i nalała do niej gorącego napoju. - Jak było na polowaniu? Gdzie Sam?
- Chwila, co? Od kiedy masz kawiarnię?
- Sprawa strasznie ci namieszała w głowie. Przecież pomagałeś nam szukać miejscówki na ten lokal - sprostowala Paige, lecz wciąż byłem nieco zszokowany tym, co było marzeniem Thei.
- Nie, nie pomagałem, bo to nigdy się nie wydarzyło.
- Za dużo placków jak na jednego łowcę.
- Thea, posłuchaj. Paige wyjechała z bunkra, a my ostatnio widzieliśmy się rano w kuchni, pamiętasz?
- Często widujemy się w kuchni, pff - prychła, nie wierząc w moje przekonania.
- Nie, nie, nie. Zaczęła boleć Cię głowa, pamiętasz? Robiłaś sobie płatki.
- Często robię płatki.
- Cholera, przywitałem się z wami "promyczki" - Thea zmarszczyła brwi, delikatnie przekrzywiając głowę, a postać Paige zniknęła. - To już jakiś progres... pamiętasz jak oglądaliśmy filmy Marvela? Jak zaczęłaś się ze mną droczyć.
- Podniosłeś mnie, kładąc na kanapę.
- Tak! Wtedy zauważyłem, że... - nie wiedziałem jak ubrać myśli w słowa. Nie byłem zbyt wylewny w uczuciach.
- Że masz piegi na nosie - wyszeptała. - Dziesiątki małych kropeczek.
- Że masz niebieską plamkę na tęczówce - odpowiedziałem od razu, a wręcz wciąłem się w jej zdanie.
- Pamiętam - zrobiliśmy mały krok w swoją stronę. - Straszliwy ból głowy. A potem... - zapauzowała, starała sobie przypomnieć, co było dalej, ale nie mieliśmy zbyt dużo czasu, więc odpowiedziałem za nią.
- Znalazłaś się tutaj. Przywiązana do krzesła w pułapce na demony. Zwykłe egzorcyzmy nie chcą działać, a Cas też się starał go pozbyć, ale...
- Wciąż jestem tu - tuż obok Thei pojawił się jej sobowtór, tylko ubrany w mroczniejszy strój. Ciężkie glany, czarne jak smoła dziurawe jeansy, potargana koszulka, która miała prawdopodobnie nadać jej stylu.
- Nie jest ci przypadkiem trochę zimno w kolana i nerki. Jeszcze się pochorujesz. Nie no dobra lubię rockowy styl, ale to już drobną przesada. I to przez to coś myślałam, że oszalałam?
- Nie coś tylko wysokiej klasy demon.
- Stul pysk - wykrzyknęła, zbliżając się do swojego sobowtóra. - Dean, co mam zrobić, aby pozbyć się tego czegoś?
- Oj to to nie - demon uderzył ją prosto w splot słoneczny, przez co Thea wylądowała na kilku drewnianych, ciemnych krzesłach. - Mógłbyn ci teraz przekręcić kark i umarłabyś na miejscu, ale...
- Moi przyjaciele uwięzili Cię w pułapce... A skoro jesteśmy wszyscy w moim marzeniu, to znaczy, że mogę panować nad nim.
- Do pewnego stopnia, skarbeczku. Mnie się stąd nie pozbedzisz.
- Thea... egzorcyzm! - przerwałem, gdy nagle w mojej dłoni zjawiła się buteleczka z wodą święconą.
- Exorcizamus te, omnis immundus spiritus...
🍔🍻🍔
Przepraszam, że ten rozdział nie pojawił się wczoraj, ale wattpad nie chciał udostępnić żadnego posta czy rozdziału. Na szczęście teraz działa!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro