Zboczeniec Christian Elisabeth McClain na wolności i urodziny Rosaline!
UWAGA!:
Czas akcji tego rozdziału rozpoczyna się tydzień po tamtym rozdziale.
Miłego czytania 😊.
Pov Rosaline:
Z samego rana obudził mnie Percy z Christian'em krzycząc.
-Rosaline wstawaj!
Podnoszę się z łóżka na pozycję siedzącą i patrzę na mojego brata oraz mojego najlepszego przyjaciela ( ROSALINE: Przeczytaj - Dwa Pojeby) z zirytowaniem.
-Musicie powiedzieć mi coś ważnego skoro mnie obudziliście.- powiedziałam.
-Owszem mamy, chociaż?... Nie, jednak nie, ale zanim coś powiesz kropelko.- powiedział Percy widząc że mam ochotę ich utopić.
- Christian chcę Cię zabrać z Lewisem na polane. Teraz.- dodał.
-Czyli tylko po to mnie obudziliście?- zapytałam, a chłopcy uśmiechnęli się jak menele w sklepie monopolowym.
Strzeliłam Facepalm'a... nie no załamka! Ja ich kiedyś zamorduję.
Wstałam z łóżka po czym wyrzuciłam brata i przyjaciela z sypialni. Podeszłam leniwie do szafy i wyciągnęłam z niej niebieską sukienkę i do tego śliczne buty na obcasie.
(ARABELLA: Na dole zdjęcie.
PS. Nie wiem jaki to kolor tych butów, ale chyba kremowy.)
Swoje włosy pozostawiam rozpuszczone i szybko robię makijaż. Gdy skończyłam wyszłam z pokoju i udałam się do Percy'ego i Christian'a. Chłopcy byli przed domem i rozmawiali z Grover'em i Lewisem.
Gdy chłopcy mnie zobaczyli uśmiechnęli się, a ja podeszłam do nich. Gdy byłam już przy swoim bracie, Lewis powiedział.
- Ładnie wyglądasz Rosaline
-Dzięki Lewis. -odpowiedziałam satyrowi.
- Dobra, skończcie pierdolić i chodźcie na to polane. Wrócimy tu o 18:30, więc chodźmy.- powiedział Christian, a my zaśmialiśmy się.
Pożegnaliśmy się z moim bratem i bratem Christian'a i udaliśmy się na tę pierdolniętą polanę. Przez całą drogę szliśmy śmiejąc się i żartując. Oczywiście Christian przez całą drogę trzymał się za ręce i co jakiś czas całował chłopaka w policzek.
LEWIS JEŚLI GO SKRZYWDZISZ, POWIESZĘ CIĘ ZA KOPYTA MA DRZEWIE, ROZUMIESZ!!!
Gdy dotarliśmy na polane, a ja uśmiechnęłam się. Przed nami stał Luke z uśmiechem. Był ubrany w białą koszule, która nie była zapienta na 3 ostatnie guziki u góry przez co widziałam trochę jego klatki piersiowej, czarne spodnie dżinsy i czarne trampki. Luke po mimo tego iż jest młody nastolatkiem jest niezwykle umieśniony.
Włosy chłopaka były ułożone w artystyczny nieład.
Wyglądał nawet seksownie.
Podeszłam do Luke'a powoli, czując na sobie palące spojrzenie mojego chłopaka z przodu, jak i zaciekawione spojrzenia Christian'a i Lewisa.
Gdy byłam już parę centymetrów od Luke'a, chłopak się nie chamował. Gwałtownie złapał mnie za biodra i pociągnął do siebie.
Gdy nasze usta przyległy do siebie nie mogliśmy się już od siebie oderwać. Całowaliśmy jakbyśmy nie widzieli się wieki. Nie walczyłam z nim o dominację, ponieważ wolałam jak on dominuję, a ja nie miałam zbyt dużego doświadczenia jak i odwagi oraz pewności w całowaniu, więc wolę narazie spokojnie poczekać.
Całowalibyśmy się nadal, gdyby nie jeden wkurwiający satyr...
-O ja pierdziuśkam, Lewi kochanie oni zaraz się tam zjedzą!
Ja i Luke oderwałyśmy się od siebie i spojrzeliśmy na naszych towarzyszy.
Lewis uśmiechał się do nas, a Christian tańczył jakiś dziwny taniec.
-Christian, co ci?- pytam przyjaciela.
Luke objął mnie styłu i obserwował ze mną naszych towarzyszy.
- Och! Rosaline jak wyglądacie Sweet, że aż mam was kurwa jebana mać ochotę zjeść. -powiedział, a my wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
-Christian, ty jesteś nienormalny.- powiedziałam przez śmiech.
-Pff! Ja nie jestem nienormalny! Ja jestem...
-Pierdolnięty?! - zapytał przerywając mu Luke.
-... zajebisty.- dokończył z mordem w oczach Chris, po czym dodał.
-Mam nadzieję że jest dla ciebie w łóżku, dobry bo poszczuję Percy'm.
Zaczerwieniłam się, a Luke zaśmiał się.
Bez jaj.
- Spokojnie nie potrzebujemy tu Percy'ego, a w łóżku jeszcze nie wylądowaliśmy. Szanuję jej decyzję i będę czekał, a nie będzie gotowa. Kocham ją.- powiedział Luke i pocałował mnie w policzek.
Zrobiło mi się ciepło na sercu. Nigdy nie słyszałam czegoś pięknego.
-Miłość, miłość na polanie,
Po ruchamy się na sianie,
Bogiem Seksu jestem Ja, a Ty Królową Moją,
Miłość płodzi nasze plony,
Napalona jak motocykl,
Hej wyruchamy się raz bądź dwa!!! *- Christian śpiewał i okrażał mnie Luke'a śpiewając piosenkę.
Nie wytrzymałam i wraz z Luke'iem i Lewisem wybuchłam śmiechem.
Nie no Chris masz talent!
... Kilka godzin później - 18:25 😊...
Wracamy już z polany. Niestety Luke musiał iść wcześniej, bo mogli się zoorientować że go nie ma.
Przez całą drogę zastanawiałam się o co chodzi? Co się dzieję? Autorka przyjeżdża? ( ARABELLA: Już wczoraj przyjechałam i dzisiaj wyjechałam 😒).
Pewnie długo bym się zastanawiała,co się dzieje, gdyby nie fakt że weszliśmy już na teren Obozu. Od razu po wejściu zauważyłam że coś jest mocno nie tak.
Wszędzie było ciemno i ledwo było wiadomo gdzie się idzie. Tylko wejście do Obozu było oświetlone po obu stronach po jednej pochodni.
W pewnym momencie zatrzymaliśmy się i jestem pewna że na plaży ,ponieważ czułam jak do butów dostają się drobinki piasku.
-Dlaczego stoimy?- pytam przyjaciół, a chłopcy odwracają się w moją stronę.
Czuję że się uśmiechają.
-Ponieważ...- zaczął Lewis.
Światła niespodziewanie zapaliłyśmy się na tyle że wszystko zaczęłam widzieć.
Zaniemówiłam.
Wszędzie były balony, konfetti, stoły z jedzeniem i piciem, a dookoła nas był cały obóz.
-NIESPODZIANKA!!!- wyrzeczeli wszyscy.
O kurwa.
Zapomniałam o własnych urodzinach!!!
Hejo Herosi!
Wróciłam z nowym rozdziałem.
Mam nadzieję że wam się ten rozdział podoba.
To tyle narazie.
Bayo Herosi!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro