6. Tak bardzo się spóźniłam
Siedziałam na czarno brązowej, skórzanej kanapie, popijając bezalkoholowego drinka. Obok mnie, znudzona życiem, Olivia, która posprzeczała się z przypadkową dziewczyną i była obrażona na cały świat. Wsunęła twarz między ramiona i z przygnębionym wyrazem twarzy, spoglądała na przepełniony od ludzi, parkiet.
Ja natomiast, wygodnie oparta o oparcie, obserwowałam jeden martwy punkt. Trwałam w zawieszeniu, pogrążona we własnych myślach i we własnym rozgardiaszu, który panował w mojej głowie. Nie miałam pojęcia, dlaczego po kilku godzinach spędzonych w klubie, jeszcze nie wróciliśmy do domu.
Nie miałam również pojęcia, dlaczego sama tego nie zaproponowałam. Zamiast tego siedziałam, obserwowałam i myślałam.
Niedługo po mojej rozmowie z Noah, w klubie pojawił się Michael wraz z Caroline. Oczywiście, nie mogło ich zabraknąć na urodzinach. Dziwiłam się, że nic mi nie wspomniał, ale z drugiej strony już dawno ustaliliśmy, że temat Blaine'a miał nie zostać poruszany. Jednocześnie byłam mu za to wdzięczna, a jednocześnie wiedziałam, że gdyby mi powiedział, nigdy bym się tutaj nie pojawiła.
A jeślibym się nie pojawiła, nie usłyszałabym tego, co usłyszałam. Wolałam żyć w nieświadomości, w przekonaniu, że jego brak chęci do kontaktu ze mną, była spowodowana jego złością, a nie jego zwyczajnym brakiem uczuć.
Powinnam się cieszyć. Przecież nigdy nie chciałam, żeby cierpiał. Było to ostatnią rzeczą, której bym mu życzyła. Wystarczająco przeszedł w swoim życiu. Byłam szczęśliwa, bo on był szczęśliwy. Ale mimo to, tak cholernie mnie to zakuło.
Zakuło, bo mimo swojej empatii, gdzieś w głębi mnie wciąż tkwiła ta egoistyczna Aylin. W końcu wszyscy poniekąd jesteśmy egoistami. Ale czy to źle? Czy potrzeba bycia kochaną sprawiała, że byłam złym człowiekiem?
Twierdziłam, że ja nie czułam nic, choć brak tchu i kołatanie serca w jego obecności, sugerowało coś innego. Umysł przytłumił to, co czuło serce. Wypierałam to tak długo, aż w końcu całkowicie w to uwierzyłam. Do dzisiaj.
Panujący dookoła klimat, sprawiał, że dzięki temu mogłam choć trochę się rozluźnić. Nie żebym jakoś szczególnie się bawiła, bo tego nie robiłam wcale. Ale przynajmniej nie siedziałam w domu, rycząc w poduszkę. A to był bardzo duży progres w moim życiu.
- Co to za miny?
Will z hukiem rzucił się na kanapę obok mnie. Objął mnie swoim chudym ramieniem i przyciągnął do siebie, mocno ściskając. Drugą dłonią powędrował w stronę swojej siostry i dźgnął ją palcem w policzek, gdy ta nawet nie zareagowała na jego obecność. Wywinął oczami i zmarszczył nerwowo czoło, przyglądając się nam i naszym nastrojom.
- Możemy iść do domu? - wymamrotała po chwili Liv, na co Will od razu pomachał głową na wszystkie strony. Zwinął usta w wąski pasek i posłał nam złowrogie spojrzenie.
- Nie ma mowy, fantastycznie się bawię! - Will z radosnym uśmiechem, podskoczył w miejscu, całkowicie ignorując nasze nadąsane twarze.
Zerknęłam kątem oka na bar, przy którym siedziała cała brygada. Radosna i beztroska. Michael rzucał mi krótkie spojrzenia, uśmiechając się w pokrzepiający sposób, bo mimo, że nie mówiłam mu nic, on wiedział. Doskonale wiedział, że coś się wydarzyło, gdy tylko mnie dziś zobaczył.
Olivia z Willem przeprowadzali jakąś nieinteresującą mnie rozmowę, ale nie docierały do mnie żadne słowa, oprócz ich brzmienia. Zapatrzyłam się na ludzi, z którymi tak naprawdę marzyłam, żeby w tamtym momencie spędzać czas. Wspólnie. Łącznie z moimi przyjaciółmi.
Moje ciągłe obserwowanie wyłapał Noah, który spoglądając przez ramię nawiązał ze mną kontakt wzrokowy. Uniosłam podbródek, nie dając po sobie poznać, że w jakiś sposób poruszyły mnie jego słowa. On natomiast zmrużył oczy i powędrował swoimi oczami na dwójkę siedzącą obok mnie.
Nim zdążyłam się zorientować, zaczął iść w naszym kierunku. W całkowicie nieznanym mi celu. Po chwili znalazł się w naszej loży, zwracając tym samym uwagę moich przyjaciół, którzy automatycznie zamilkli. Nie widziałam ich reakcji, bo jedyne na co patrzyłam, to na niego.
Na tą zdecydowanie zbyt idealną buzię. Kiedyś sądziłam, że ideały nie istnieją. Co więcej, on mi się w ogóle nie podobał. Od początku uważałam, że był przystojny, ale zupełnie nie był w moim typie. A jakimś cudem po czasie, nie mogłam oderwać od niego wzroku. I jakimś cudem, stał się moim ideałem. I to się nigdy nie zmieniło.
Bo każdego napotkanego mężczyznę w ciągu ostatnich miesięcy, porównywałam właśnie do niego.
- Cześć - odezwał się i wyciągnął rękę na przywitanie w stronę Willa. - Noah.
- William. - Uścisnął jego dłoń, a jego usta nie kryły zdumienia. Tak samo Olivii, której szczęka opadła niemal do ziemi.
- A ja jestem Olivia - odezwała się po chwili niepewnie.
Patrzyli na siebie, spoglądając również na mnie, a ich uśmiechy były dokładnie takie, jak sobie wyobrażałam. Byli cholernie podekscytowani. Ja za to przełykałam gorzką gorycz, będąc przerażoną świadomością, jak ta rozmowa mogłaby się potoczyć. Moi przyjaciele bywali nieobliczalni.
- Jesteście bliźniakami? - Noah zlustrował ich dwójkę wzrokiem z wyraźnym zaciekawieniem.
- To aż tak widoczne? - zachichotała Olivia.
- Jakbym miał wzrok Aly, prawdopodobnie bym was nie odróżnił - odparł, na co wszyscy wybuchli śmiechem. Oczywiście oprócz mnie. Ja jedynie wywinęłam oczami i posłałam mu jedno ze swoich zabójczych spojrzeń, ale Noah świetnie się bawił, więc jedynie wzruszył ramionami.
- Słyszałem, że spędzimy wspólne sylwestra. - William upił łyka swojego drinka. Wstrzymałam oddech, słysząc jego słowa. - Cieszę się. Znajomi Aly, są moimi znajomymi.
- Jednak postanowiliście jechać z nami? - Noah był tak samo zaskoczony jak ja. Popatrzył na mnie z zainteresowaniem, a ja ściągnęłam usta w linię.
- Nie postanowiliśmy - powiedziałam po chwili. - Niestety nie dostanę wolnego w pracy.
- Nic nie mówiłaś. - Olivia założyła ręce na piersi i zmrużyła oczy, patrząc na mnie sceptycznie.
Oczywiście, że nic nie mówiłam, bo było to kłamstwo, które wymyśliłam na poczekaniu. W końcu od samego początku postanowiłam nie jechać. A dzisiejszy wieczór tylko mnie w tym utwierdził. W końcu nie wiem jak zniosłabym codzienny widok tego jednego chłopaka, który nie żywił już do mnie żadnych uczuć.
- Bo nie pytałeś - oznajmiłam z niewzruszeniem. - Sam podjąłeś tą decyzję, ale jeśli macie ochotę, to śmiało. I tak mam masę roboty.
Noah zmarszczył czoło, uważnie mnie obserwując. Ja spuściłam głowę, wbijając wzrok w swoją szklankę, nie będąc w stanie spojrzeć mu w oczy. Wtedy wiedziałby, że kłamałam.
Zanim ktokolwiek zdołał się odezwać, znikąd pojawiła się osoba, która była ostatnią, którą spodziewałam się tutaj spotkać. Jej melodyjny głos od razu dotarł do moich uszu i nie musiałam nawet spojrzeć w tamtą stronę, żeby doskonale domyślić się, kim była.
Zaklęłam pod nosem, bo tylko to mi pozostało. W mojej głowie zahuczało, a serce ścisnęło się tak mocno, że zastanawiałam się, jakim cudem jeszcze żyłam. Choć tego nie do końca byłam pewna.
- Wszystkiego najlepszego, Noah! - Szatynka z uśmiechem na twarzy wbiła się na kanapę tuż obok Noah i objęła go ramieniem. Zawisła głową nad jego lewym ramieniem, a jej wzrok powędrował wprost na mnie. - Hej, Aylin! Co u ciebie? Ostatnio nie porozmawiałyśmy. Jak ci się żyje w tym Charleston? Masz kogoś?
Zamrugałam szybciej, próbując przeanalizować jej słowotok. Jej uśmiech był tak idealny, że wydawał być się sztuczny. Na pewno był. Niemożliwe, żeby ktoś miał tak piękne zęby.
- Żyje mi się cudownie, Caitlyn. - Moja gra aktorska weszła na kolejny poziom. Byłam uśmiechnięta i życzliwa. Nawet mój głos nie brzmiał sarkastycznie. - Nie, nie mam. Nie potrzebuję mężczyzny do pełni szczęścia.
Will parsknął cichym śmiechem, Olivia natomiast zasłoniła usta dłonią, żeby prawdopodobnie nie wybuchnąć. Oni już doskonale wiedzieli, kto do nas dołączył. Nie musiałam im nawet nic powiedzieć. W naszych rozmowach, niejednokrotnie została poruszana.
- Oczywiście, że nie! - Machnęła ręką, chichocząc. - A my się chyba nie znamy? Jestem Caitlyn.
Noah chrząknął wbijając wzrok w stół. Wydawał się być równie poddenerwowany, jak ja. I nie mogłam przestać zastanawiać się, dlaczego.
- Olivia, a to jest Will - odparła moja przyjaciółka. Jej ton był grzeczny, ale doskonale wyczułam tą nutkę jadu. Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy tylko na nią spojrzałam.
- Miło mi was poznać - skinęła Adams i przejechała palcami po swoich lśniących, sztywnych od lakieru, falach. - Ślicznie wyglądasz. Strasznie podobają mi się twoje włosy! Są naturalne?
Mimowolnie wywinęłam oczami. Kiedyś myślałam, że Caitlyn jest najmilszą osobą na ziemi. Jednak to Aaron uświadomił mi, że nikt nie jest aż tak życzliwy. Zawsze starała się podlizać tak, aby każdy dookoła ją uwielbiał. Opanowała to tak umiejętnie, że nawet ja się nabrałam, mimo mojego uprzedzenia do kobiet.
- Tak, dziękuję. - Olivia uśmiechnęła się, przechylając głowę na bok. Zlustrowała ją wzrokiem i zmarszczyła nos. - Bardzo podobają mi się twoje usta, chociaż zazwyczaj wolę te naturalne.
Wybałuszyłam oczy, mimo że jedyne, co w tamtym momencie cisnęło mi się na usta, to głośny śmiech. Powstrzymałam się jednak na tyle, że odwróciłam spojrzenie i wydmuchałam głośno powietrze.
- Ona żartuje - powiedziałam po chwili. Mimowolnie spojrzałam na Noah, którego kąciki ust nienaturalnie uniosły się ku górze. On się z tego śmiał. Naprawdę się śmiał, mimo że widziałam, jak bardzo starał się tego nie robić.
- W ogóle w to nie wątpię. - Caitlyn przybrała na twarz sztuczny i dość sarkastyczny jak na nią, uśmiech. Głośno wciągnęła powietrze i przeniosła swoje spojrzenie na Blaine'a, który zwinął usta w dzióbek, spoglądając gdzieś przed siebie. - Idziemy potańczyć? Kocham tą piosenkę.
- Zaraz do ciebie dołączę.
Caitlyn podniosła się z miejsca i skinęła nam głową na pożegnanie. Tym samym, odeszła w stronę parkietu, a ja w końcu mogłam wybuchnąć śmiechem. Nie powstrzymała mnie nawet obecność Noah, z którego przyjaciółki właśnie drwiłam.
- Urocza - stwierdził William, a Liv nie przestawała chichotać.
- Prawda? - Popatrzyłam na swojego przyjaciela, kiwając głową.
- Nie będę wam przeszkadzał. - Noah wyprostował ramiona. - Pójdę się przewietrzyć.
- W ogóle nam nie przeszkadzasz, a wręcz przeciwnie! - Will jednym ruchem złapał dłonią jego ramię, tym samym przytrzymując go na miejscu. - Opowiedz nam coś o sobie. Mówiłeś, że jak masz na imię? Aly nic nam o tobie nie wspomniała.
Przyłożyłam ze zrezygnowaniem dłoń do czoła i pokręciłam głową. Po chwili stuknęłam kolanem w jego udo, po czym zgromiłam go wzrokiem.
- Ała! Za co?!
- Wspominałam - sprostowałam. Noah był dość ważną częścią mojego życia i choć nasze drogi się rozeszły, nie chciałam, żeby myślał inaczej. Nie chciałam, żeby pomyślał, że był dla mnie na tyle nieistotny, że nie wspomniałam o jego istnieniu swoim przyjaciołom.
- Czyżby? - Spojrzał na mnie przenikliwie, przechylając głowę na bok. Utrzymałam jego kontakt wzrokowy, próbując zachować pewność siebie, która z każdą mijającą sekundą, powoli malała.
Moją twarz oblazł gorący rumieniec. Czułam jak płonęłam, ale zupełnie zignorowałam ten fakt. Tkwiliśmy w tym tak przez dłuższą chwilę. Jakbyśmy nawzajem chcieli wyczytać cokolwiek ze swoich oczu. Jakbyśmy chcieli zajrzeć do swoich dusz, które jeszcze do niedawna były jedną całością.
Mimowolnie się uśmiechnęłam, on zrobił dokładnie to samo, sprawiając, że cała zmiękłam. Stałam się bezwładna. Całkowicie. Jak w filmie, gdy wszystko dookoła zniknęło, a my byliśmy jedynymi wyostrzonymi postaciami.
I choć trwało to zaledwie chwilę, przez ten jeden moment, ponownie byliśmy tymi samymi Noah i Aly.
- Will, muszę do toalety. - Olivia głośno chrząknęła, na co od razu na nią popatrzyłam. Pomachałam szybko głową, jakby to miało ułatwić mi wyrzucenie ze swojej głowy myśli, które krążyły, gdy patrzyłam prosto w jego niebieskie oczy.
- Jeśli pytasz o moją zgodę to tak, możesz się oddalić. - Wywrócił oczami, po czym głośno upił łyka swojego napoju.
- Chodź ze mną - powiedziała stanowczo.
- Ale mi się nie chce do toalety - oznajmił ze spokojem. Doskonale wiedziałam, do czego zmierzała moja przyjaciółka. Chciała pozostawić mnie na pastwę losu, z nim sam na sam, tak abym ponownie zaczęła tonąć. William jednak, nie zajarzył. A myślałam, że to ja byłam zawsze niedomyślna.
- Po prostu chodź - uniosła ton, wywracając oczami. Noah parsknął, bo również wiedział. Jej sygnały nie mogły być bardziej oczywiste. Wiedział, ale zupełnie nie protestował.
Will od niechcenia, podniósł się z miejsca, przecisnął się przez moje kolana, po czym machnął w stronę Blaine'a na pożegnanie. Po chwili obydwoje zniknęli, a ja ponownie zaczęłam czuć jak żołądek podchodził mi do gardła, a serce urządzało sobie imprezę życia w klatce piersiowej.
Popatrzyłam się na wprost, wędrując wzrokiem między bawiącymi się ludźmi. I nastąpiła cisza. Taka, która była tak gęsta, że można było ciąć ją nożem. A mimo to tak bardzo wyraźna i głośna.
Bo nie ma nic głośniejszego, od ciszy między dwójką ludzi, którzy kiedyś się kochali.
- Miłych masz znajomych - odezwał się w końcu, głośno wzdychając. Oparł tył głowy o oparcie, spoglądając gdzieś w górę. Rozłożył ramiona tak, że jego prawa ręka wylądowała tuż za mną, delikatnie muskając moje włosy.
Nie oddychałam. Powoli zapadałam się w otchłań.
- Zazwyczaj są mniej żenujący.
- Słuchaj... - Nabrał powietrza w płuca. Zerknęłam na niego z zaciekawieniem, jednak on wciąż nie patrzył na mnie. - Nie chciałbym, żebyś pomyślała sobie, że ja i Caitlyn... No wiesz.
Och. Głośne wypuszczenie powietrza. Jakby z mojego ciała spadł właśnie potężny kamień. Ulga. Nieopisana ulga.
- Nic sobie nie pomyślałam. - Pokręciłam głową, udając zmieszaną. - A nawet jeśli, to twoje życie i masz prawo robić z nim co chcesz.
- Nie wydajesz się przekonująca. - Bo nie byłam. Noah spojrzał na mnie, opierając policzek o skórzane, chłodne oparcie. - Jak się poznaliście?
- Williama poznałam w pracy - oznajmiłam. Nasze spojrzenia ponownie się skrzyżowały i po raz kolejny, nie mogłam zmusić się, aby chociaż na chwilę oderwać wzrok. - Nie zacznij się śmiać, ale... jestem jego terapeutą. - Zagryzłam nerwowo wargę. Noah parsknął tak głośnym śmiechem, że od razu poczułam jak ten dźwięk przyjemnie połaskotał moją skórę. - Hej! Miałeś się nie śmiać!
- Nie mogłem się powstrzymać. - Wzruszył ramionami. - Michael wspominał, że pracujesz w prywatnej klinice. Jak ci tam?
- Bywa raz lepiej, raz gorzej - westchnęłam. - Na szczęście, ludzie z którymi pracuję, na każdym kroku udowadniają mi, że nie ma takiego gówna, którego nie możesz przeżyć. Oni przeżyli i pracują nad tym, żeby każdy dzień był tym lepszym. Tak jak ty. - Nerwowo przełknęłam ślinę, a on zawiesił wzrok na mojej twarzy, dokładnie o czymś myśląc. Oddałabym wszystko, żeby wiedzieć o czym. - Co jeszcze Michael wspominał?
Uniosłam wysoko brwi i założyłam dłonie pod biustem, a mój znaczący uśmiech, zdradzał doskonale, co miałam na myśli.
- Nie miej mu za złe. Sam pytałem. Zawsze to robiłem. Takie moje przyzwyczajenie.
Zabrzmiał tak zwyczajnie, tak normalnie i beznamiętnie. Jakby to było najbardziej oczywistą rzeczą na świecie. Bo było. Bo jeszcze kiedyś robił to zawsze.
- Byłeś pod moim domem, prawda? - zagaiłam nieśmiało. Myślałam, że to pytanie nieco zbije go z tropu. Jednak jego twarz pozostała taka sama. Delikatnie rozbawiona, a przy tym chłodna i opanowana.
- A to kolejne z przyzwyczajeń, których nie zdołałem jeszcze się pozbyć - odparł, a kącik jego ust powędrował do góry. Wyprostował się i zwinął usta w wąską linię, mrużąc przy tym oczy. - Wyszłaś z restauracji zdenerwowana, a Mike twierdził, że źle się poczułaś.
- Dlaczego się martwisz? - dopytałam. Tak bardzo chciałam wiedzieć, dlaczego. Dlaczego wciąż obchodziłam go na tyle, żeby przyjeżdżać i sprawdzić, czy nic mi nie jest, skoro ewidentnie nic już do mnie nie czuł.
A może jednak czuł?
- Bo tak już mam. Nie musisz zawsze doszukiwać się drugiego dna tam, gdzie go nie ma. - Och, ten dźwięk. Ten cholerny dźwięk łamiącego się serca. - Zanim stało się to, co się stało, całkiem nieźle szła nam przyjaźń.
- Przyjaźń? - parsknęłam. Pokręciłam głową z niedowierzaniem. My nigdy nie byliśmy przyjaciółmi. Nawet, zanim darzyliśmy się jakimiś uczuciami. Na dobrą sprawę, żadna relacja nam nie wyszła. Ani przyjacielska, ani tym bardziej ta romantyczna. - Blaine, przyjaciele nie skaczą sobie do gardeł tak, jak my to robiliśmy.
- Ludzie, którzy się kochają, również.
To cholernie przenikliwe spojrzenie. To, które kiedyś sprawiało, że brakowało mi tchu, a mózg odmawiał posłuszeństwa, sprawiając, że nie myślałam racjonalnie. Przynajmniej to się nie zmieniło.
Do tego jego włosy, twarz, wszystko. W pomieszczeniu najpiękniejszych ludzi na świecie, wciąż patrzyłabym tylko na niego. Bez mrugnięcia okiem. Bo w tych oczach było coś, czego nie było w żadnych innych.
- Pójdę do nich. - Podniosł się i przeciągnął. Rzucił mi ostatnie spojrzenie przez ramię, a moje ciało ponownie opanował ten zimny i przeszywający chłód - Na pewno nie masz ochoty potańczyć?
Z tobą zawsze. Tylko nie tym razem.
- Pozwól, że będę napawać się tym widokiem w oddali - mruknęłam z delikatnym uśmiechem.
Nie chciałam, żeby sobie szedł. Mogłam rozmawiać z nim o czymkolwiek, mogłam z nim nawet milczeć. Bo już tak dawno nie czułam się tak, jak wtedy, że całkowicie zapomniałam, jak bardzo mi tego brakowało.
- Hej, Shelby! - Uniosłam ton, gdy odwrócił się z zamiarem odejścia. Odwrócił się w moim kierunku, a ja się uśmiechnęłam. Szczerze i prawdziwie, co automatycznie odwzajemnił. - Wszystkiego najlepszego.
Nasze ponownie spotkanie po tych miesiącach było inne. Jakbyśmy byli zwyczajnymi, starymi znajomymi. Bez problemów, bez buzujących emocji, bez napięcia, kłótni i krzyków.
I pomimo tego, że miałam mętlik w głowie i nie potrafiłam okiełznać swoich przebijających się przez grubą warstwę, uczuć i pomimo tego, że w środku tłumiłam te głośne, rozrywające moje wnętrze, krzyczące głosy, było normalnie. Było najzwyczajniej normalnie.
Tak, jak powinno być zawsze. Tak, jak powinno być kiedyś. Ale na to było już za późno.
Spóźniłam się. Tak bardzo się spóźniłam.
***
Dzisiaj trochę krócej, ale musiała pojawić się kontynuacja tego wieczoru. Zwyczajnego, prostego, bez zwrotów akcji i może trochę nudnego.
To właśnie od tego momentu, zacznie się dziać trochę więcej. Tym samym, przeniesiemy się trochę do klimatu świątecznego, a później sylwestrowego.
To również pora na powolne (zaznaczam, że powolne) wprowadzanie wątków, które pozwolą wyjaśnić trochę niejasnych sytuacji.
Jak tam? Ciekawi? ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro