Żegnaj Akashi-san
Już rano miałam zły humor, ale kiedy weszłam do swojej klasy, po prostu chciałam umrzeć. Czułam na sobie nieprzyjemne i palące spojrzenia, która tak strasznie mnie drażniły i wprawiały w zakłopotanie. Teraz doskonale wiem, co czuje Meiwakuna-san i jak strasznie jest trudne ignorowanie szeptów i zaczepek. Chyba tak po prostu chce mi się płakać.
Nauczyciele wyczuli mój nastrój, na żadnej lekcji nie byłam pytana, co przekonało mnie do tego, że też usłyszeli tą okropną plotkę. Na przerwie obiadowej nawet nie poszłam do Absoluta, nie zajrzałam i nie powiedziałam, że dziś nie mam siły niczego wymyślać na ten festiwal. Mogłabym utonąć w swojej żałosności. Siedziałam tylko obok automatu z napojami i obserwowałam roześmianych nastolatków. Miałam wrażenie, że jestem sama jak palec. Owszem, Misaki kilka razy mnie broniła, groziła, że zaatakuje i przyprowadzi swojego kolegę, który ich wszystkich zmiażdży. Powtarzała, że gdyby Rin nie zachorowała, pewnie też mnie walecznie broniła. Nie mogłam się wtedy nie uśmiechnąć.
Mogłoby się wydawać, że ten dzień chylił się ku upadkowi, ale ostatnia lekcja poprawiła mój nastrój i jednocześnie zniszczyła.
Mam teraz muzykę, na której jedna z uczennic próbuje śpiewać i poprawić swoją ocenę. Każdy dookoła mnie wręcz więdnie, niektórzy pootwierali okna i wystawiają głowę, aby choć chwilę posłuchać szumu drzew. Staram się ignorować ciągle rosnący pisk, jakby ten cholerny głosik zbliżał się do mnie i wypominał wszelkie wady. Cóż za porównanie. Nagle drzwi się rozsuwają się z impetem, a ja wręcz podskakuję na swoim siedzeniu. Nauczyciel przystaje zdumiony i unosi wysoko brwi.
- Akashi-san, co ciebie do nas sprowadza?
Wystarczyło, że starszy mężczyzna wypowiedział to nazwisko, a wszyscy wokół milkną i wręcz kamienieją. Do klasy wchodzi Absolut, Imperator, Akashi Seijuro. Jego włosy jak zawsze są idealnie uczesane, ale jednocześnie trochę roztrzepane. Oczy obojętne na to wszystko, twarz jak zawsze piękna, królewska, idealna. Od razu zauważam, że Akashi-san jest zły. Delikatnie się garbi, żółtawe oko lekko lśni, a szczękę ma mocno zaciśniętą. Słyszę ciche westchnięcia i chichoty, a ja po prostu... się rumienię. Nie wiem dlaczego, ale poczułam się niesamowicie zawstydzona, jakby świadomość, że go znam sama w sobie jest nierealna.
- Przyszedłem po Arie. - Mówi pewnie patrząc twardo na nauczyciela, a ten zaczyna się śmiać.
- Jasne, może dziewczyna oszczędzi sobie tych pisków. No Hanawara, zbieraj się.
Zesztywniała zaczynam się pakować, a moje dłonie tak strasznie drżą, że ledwo chowam ołówek do piórnika. Wiem, że wszyscy teraz mnie obgadują, myślą, że zostanę wyrzucona za coś, czego nie zrobiłam i nawet o tym nie pomyślałam. Ktoś za mną dość głośno prycha, a ja próbuję oddychać.
Wychodzę z klasy mówiąc krótkie: do widzenia, i nawet nie spoglądając na czerwonowłosego.
- Za mną. - Mówi od niechcenia, a ja potakuję głową. Przed wejściem do gabinetu dyrektora zatrzymuję się.
- Akashi-san, czy mnie... wyrzucą? - Pytam, a on przystaje i nawet się nie odwraca. Głośno za to wzdycha i otwiera drzwi. Wchodzę za nim bez słowa, unoszę głowę i chyba mam wrażenie, że zaraz zemdleję. Dyrektor patrzy się na mnie ze współczującym spojrzeniem, Meiwakuna ignoruje mnie, a niska, pulchna dziewczyna nerwowo porusza palcami. Siadam na krześle i biorę kilka głębokich wdechów.
- Oto osoba, która rozprzestrzeniła te plotki. - Mówi Akashi i wskazuje na dziewczynę siedzącą naprzeciwko mnie.
- Rin-chan, dlaczego to zrobiłaś?
Te pytanie chyba odbija się od ścian tego pomieszczenia. Moja dawna przyjaciółka nawet nie raczyła na mnie spojrzeć, ja za to obserwuję ją intensywnie, aż oczy zaczynają mnie boleć. Akashi staje za mną i kładzie jedną dłoń na oparciu krzesła. Biorę głęboki wdech i jestem świadoma tego, że jeśli choć trochę przechylę się do tyłu moje plecy spotkają się z jego skórą. Czuję się jak zwierze zamknięte w klatce.
- Aria, dlaczego? - Mówi chłopak i pierwszy raz się śmieje. Sztucznie, oschle, bez cienia rozbawienia, brutalnie. Mimo że to jest wręcz warkot drapieżnika, nie mogę powstrzymać szybkiego bicia serca i gorąca. - Powiem ci. Rin zazdrościła Akane wszystkich osiągnięć. Wiesz, że obie od wielu lat startowały w konkursie przyrodniczym i za każdym razem Rin zajmowała drugie miejsce zaraz po Akane? Nie pomagał fakt, że dziewczyna była popularna, ładna, mądra i każdy chciał się z nią zaprzyjaźnić. - Na te słowa Meiwakuna cała się czerwieni i zagryza wargę, aby się nie uśmiechnąć. - Zazdrość potrafi robić z ludźmi okropne rzeczy, Aria. Rin chyba poczuła się bardzo pewnie w kłamaniu i tak odreagowywała. Chciała znaleźć kolejną ofiarę, która na dodatek była tak blisko. Ciebie. Arie Hanaware, uzdolnioną malarkę, która jest przeciwieństwem Rin. Pewnego dnia musiała ciebie śledzić i dowiedzieć, że przerwy obiadowe od pewnego czasu spędzasz głównie ze mną. Była zazdrosna, zła, przegrana i żałosna. Nie powiedziała nic tej swojej drugiej koleżance, rozgłosiła wszystko, bo myślała, że nikomu nie powiem, iż z tobą rozmawiam Aria. Oto cała historia.
Patrzę tępo w Rin i nie pokazuję żadnych uczuć. Nie płaczę, krzyczę, narzekam obwiniam, tylko milczę. Jestem na nią zła. Zniszczyła reputacje Meiwakuny, przez nią dziewczyna miała tyle problemów, nieuprzejmości, mogła zostać wyrzucona ze szkoły. Obgadywano nas, obrażano za plecami, bo ona nie potrafiła wziąć się w garść i próbować coś zmienić w swoim życiu.
- Mówi się, że każdy powinien mieć dwie szanse. Niestety Rin, ale ty już kiedyś wykorzystałaś jedną niszcząc mnie i powodując... powodując przepisanie się do innej szkoły. Tym razem ci nie wybaczę...
- Aria-chan...
- Masz nadal odwagę tak do mnie mówić? - Przerywam jej i mówię to z okropną niechęcią. Pokazuję, że jestem twarda, nic mnie nie rusza, ale od środka płaczę i lamentuję. Rin tylko szeroko i diabolicznie się uśmiecha, czego innego mogłam się po niej spodziewać?
- No tak, teraz dziecko patologii będzie mnie pouczać. - Odpowiada z drwiną. - Może mam wszystkim przypomnieć, jak nie pamiętają, jak to jeszcze było rok temu, co? Kiedy byłaś żałosnym, idiotycznym, nic nie znaczącym...
- Wystarczy. Rin, twoje zachowanie doprowadza mnie do obrzydzenia. Bezzwłocznie zostajesz wydalona z tej szkoły, od jutra nie jesteś mile widziana. Tylko spróbuj przyjść, obiecuję, że cię uduszę. - Mówi Akashi podchodząc do dziewczyny i patrząc przerażająco prosto w jej oczy. Dyrektor szybko, reaguje, wstaje i zabiera dziewczynę.
W klasie robi się niesamowicie cicho. Podchodzi do mnie Meiwakuna i kłania nisko.
- Dziękuję za wszystko!
Macham żywiołowo rękami przed twarzą i nerwowo się śmieję.
- Nie no, co ty...
- To dzięki tobie moi rodzice znów będą mnie szanować, w szkolę nie będę wyrzutkiem i samotnikiem... no i wrócę do samorządu uczniowskiego. Bardzo jestem wdzięczna, że mnie zastąpiłaś. - Uśmiecha się szeroko i wychodzi.
Och, nie pomyślałam o tym. Meiwakuna zajmie się festiwalem i innymi sprawami.
Oznacza to, że dziś pożegnam się z Akashi-san i od jutra będzie udawał, że mnie nie zna.
- Um, Akashi-san? - Wręcz pytam, a on spogląda na mnie spokojnie. - Cóż, fajnie było pomagać, pograć w shogi i posiedzieć w ciszy i spokoju. Naprawdę za wszystko dziękuję.
Chłopak mruga kilka razy powiekami, jakby dopiero teraz zdał sobie z tego sprawę, a przez jego oczy przechodzi blask zawodu.
- Było zabawnie. Zawsze jest u mnie bardzo nudno.
Przez te słowa chcę się poryczeć. Serce boli mnie bardziej i mocniej niż te wszystkie plotki skierowane w moją stronę. Chowam za plecami drżące dłonie i zaciskam mocno szczękę. Czuję gule w gardle i ciężko mi się oddycha. Już nigdy nie porozmawiam z Absolutem. Nie będę podziwiać go z boku, zastanawiać się, jak to możliwe, że zwrócił na mnie uwagę. Stracę ten cień uśmiechu. Chciałabym, aby był zarezerwowany tylko i wyłącznie dla mnie. Aby tylko do mnie się uśmiechał.
- Do widzenia Akashi-san. - Piszczę, kłaniam się i kieruję do wyjścia. Nie chcę się na niego patrzeć, słyszeć głosu, dobrze wiem, że wtedy całkowicie stracę nad sobą panowanie. Znam go tak krótko, teraz widać, jak szybko można przywiązać się do drugiego człowieka. Jutro już nie pójdę do pokoju samorządu uczniowskiego, nie zagram w shogi, nie będę nawijać o festiwalu i innych bzdetach. Nie będę czuć się wyjątkowa, ważna i wesoła. To pożegnanie, stracę osobę, którą tak strasznie szanuję, podziwiam i...
- Do widzenia Śmiejący Kwiatku.
Od razu wychodzę na zewnątrz i udaję do domu. Otwierając drzwi nie mogę trzymać normalnie klucza. Wchodzę do pustego mieszkania, rzucam teczkę na bok, siadam na pufie i zaczynam się śmiać przez słone i ciężkie łzy. Akashi wie, co oznacza moje nazwisko.
Akashi Seijuro dobrze wiedział, jak zabrać ze sobą moje serduszko.
Straciłam osobę, którą tak strasznie szanuję, podziwiam i... chyba kocham.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro