Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zostaw nową przyjaciółkę

   - To na serio był Akashi Seijuro.
   - Mhm.
   - Serio z nim grałaś w shogi.
   - Mówiłam.
   - A teraz cię odprowadził do domu. - Podsumowuje mój brat, który nie mógł powstrzymać się przed podglądaniem. Jest okropny, gorszy niż te babcie obserwujące przez okno wszystko, co się rusza. - Ten świat oszalał. - Podsumowuje i zaczesuje blond włosy do tyłu.
  Kei dziś wyjątkowo wrócił do domu, jego koledzy robią imprezę, na którą nie ma zamiaru iść z powodu jakiejś kłótni, a dziewczyna pojechała na weekend z rodzicami. Sądziłam, że przez pierwsze pół godziny będzie marudził, jak ma strasznie i przerażająco. Ale nie. Spytał o Akashiego, a ja nie miałam zielonego pojęcia, co mu odpowiedzieć.
   - Z drugiej strony to fajnie, bo jak się z nim spikniesz, to będziesz mieć pełno kasy...
   - Kei! - Wręcz piszczę zawstydzona, a on tylko prycha.
   - Dobra, przecież żartowałem. Idę się wykąpać, a ty nie niczego nie poplam. - Mówi i odchodzi, a ja głośno wzdycham.
  Mimo swego buntoniczego charakteru, mój brat ma wręcz obsesję na punkcie porządku. Wszystko musi być poukładane, posprzątane, lśniące i czyste. Mnie to trochę przeraża, a jednocześnie bawi.
  Wspinam się po jasnych schodach na górę i wchodzę do pierwszego pomieszczenia. Mój pokój jest jednym z największych w tym domu. Wygląda zwyczajnie, łóżko, biurko, kilka szafek, jednak wszędzie oparte na ścianach są obrazy, w rogu stoi sztaluga i płótna,  niezliczona ilość farb, kredek i pędzi. To moje królestwo, które widziało tylko kilka osób. Zastanawiam się, co dzisiaj namalować, ale rozprasza mnie ciągle rozmowa z Absolutem. Był... dziwny. Może coś go opętało?! Albo wcześniej też uderzył go rower?! Jezus Maria...
   - Aria, nie bez powodu robiłem ten pieprzony deser. Chodź go zjeść! - Krzyczy brat z dołu, a mi dwa razy nie trzeba powtarzać.

   - Dzień dobry. Będą te dwa pączki? - Pytam ze szczerym uśmiechem, a kobieta mi go odwzajemnia. Podaję cenę, rozliczam się i żegnam.
  Jako uczeń liceum mogę pracować w sobotę i niedzielę, postanowiłam, że jakąś znajdę i trafiło na cukiernie. Gdy zbyt długo tu siedzę, od tego zapachu pączków, słodkości i innych dupereli robi mi się słabo i niedobrze. Jednak dzisiaj mam zaskakująco dużo siły i chęci, nawet szefowa z ukrywanym uśmiechem mnie pochwaliła. Nawet z tak małej miłej rzeczy się cieszę, próbuję wyciągać z życia to, co najlepsze i najpiękniejsze. Taka już jestem.
  Do kasy podchodzi tytan, a ja muszę wysoko unieść głowę. Stawia przede mną reklamówkę pełną słodyczy, a mi od razu kojarzy się z Misaki.
   - Dzień dobry Murasakibara-san. - Witam się uprzejmie.
   - Koleżanka Babeczki? - Mamrocze, a ja niepewnie kiwam głową przekonana, że mówi o Misaki.
  Zaczynam kasować słodycze i co chwilę na niego zerkam, co śmiesznie wygląda.
   - Mogę się spytać, po co ci tyle jedzenia Murasakibara-san?
   - Idę do Midormy-chin. - Mamrocze i nie wydaje się być chętny do rozmowy. Jego znudzony wzrok podąża za jedzeniem, jakby tylko czekał, aż je dostanie. Uśmiecham się delikatnie pod nosem, pakuję to aż do czterech torebek i podaję cenę. Chłopak płaci i wychodzi mówiąc ciche dowidzenia.
   - Aria-chan! Za pół godziny kończysz swoją zmianę. - Mówi szefowa, zaskakująco młoda kobieta. Zatrzynuje się i pokazuje coś za ladą. - A co to? Ktoś zapomniał?
  Wychylam się i dostrzegam jedną z reklamówek. Najwidoczniej Murasakibara ją przeoczył.
   - Spokojnie, to mój znajomy, po zaraz mu to odniosę...
   - Idź teraz, niedawno siedziałaś dłużej, nic złego się nie stanie. - Odpowiada, a ja posyłam jej szeroko uśmiech.
   - Wielkie dzięki!
  W biegu ściągam fartuszek, składam go i zostawiam w pokoju gospodarczym. Biorę reklamówkę i kieruję się w stronę domu Midorimy. Dzięki Bogu, to niedaleko stąd, a tytan na sto procent nadal tam jest. Po pięciu minutach biegu i lekkiego strachu, ponieważ na dworze zrobiło się ciemno, podbiegam do domu i żywiołowo pukam do drzwi. Otwiera mi mama Midorimy, która ubrana jest w płaszcz i wraz mężem chyba gdzieś wychodzi.
   - Dobry wieczór. Przyszłam do Shintaro.
  Kobieta wydaje się bardzo zaskoczona i marszczy brwi.
   - Witaj Aria, ty też? Nie sądziłam, że ich znasz. No dobrze, my już idziemy, bawcie się dobrze! - Mówi i po prostu mnie wymija wraz z mężem. Zaskoczona zamykam drzwi, ściągam buty i biegnę po schodach. Jak torpeda wpadam do pokoju chłopaka.
   - Mido...
  Wszyscy się na mnie patrzą zaskoczeni, jedynie Murasakibara do mnie podchodzi i zabiera reklamówkę.
   - Dzięki. - Oświadcza i zaczyna pałaszować zawartość. Kise Ryota do niego podbiega i krzyczy na cały głos:
   - Głupi, głupi, zostaw to! Wszystko już zjadłeś! A tak w ogóle, to część koleżanko Akashiegocchi! Co tu robisz? - Pyta, jakby przejęty tym, co mam zaraz powiedzieć, a tytan między go miażdżącym wzrokiem pilnując słodyczy.
   - Ja przyniosłam...
   - Czy to ważne co przyniosła? Aria, tak? - Odwracam się na pięcie, a serce mocno mi wali, jestem spięta jak struna. Aomine opiera się o ścianę, ręce ma skrzyżowane na klatce piersiowej i uśmiecha się kpiąco. - Bardziej pasuje ci mała. - Niesamowicie blisko mnie podchodzi, nie wycofuję się, nie chcę mu dać tej głupiej satysfakcji. Mierzy mnie swoim lodowatym wzrokiem, a wredny uśmiech nie znika. - Chodź, skończymy to, co zaczęliśmy w parku...
   - Aomine-san, nie podoba mi się to co robisz Arii-chan. - Obok nas wyłania się Kuroko, a ja podskakuję i wręcz piszczę. Niebieskowłosy posyła mi lekki uśmiech. - Miło, że nas odwiedziłaś.
   - Ta, jasne. - Mamroczę i nadal czuję natarczywy wzrok ciemnoskórego. Super, co się tu dzieje?
   - Aria-chan, wybacz, że cię wypraszam, ale... - Mówi Midorima, który wchodzi do pokoju i chyba słyszał moje piski. Widzi, że nie za dobrze się tutaj odnajduję, chce mnie w jakiś sposób wyciągnąć, ale przerywa mu Aomine.
   - Gdzie tam, może zostać. I tak jest tu bardzo nudno, prawda Aria? - Pyta, a ja chcę mu przywalić. Mocno, z pięści, tak samo, jak tej dziewczynie, co śmiała się z Akane. - Mała, może jakoś ci się opłacę za te zderzenie z rowerem, hm? Mam wiele pomysłów, co by tu zrobić...
   - Nie pozwalaj sobie za dużo, Daiki. Jeśli Aria się czymś od ciebie zarazi, pójdzie to na mnie.
  Właśnie w taki sposób znalazłam się pomiędzy Akashim, a Murasakibarą na dywanie. Jak małe dziecko, które boi się ruszyć, ponieważ przy nim siedzi ktoś straszny i niesamowity. A każde spotkanie z ramieniem Absoluta wywołuje u mnie ciarki.
  

   - Nie wierzę! Ale zasrana... Jak ja ją znajdę to obiecuję, obiecuję na tą super dupę, którą dziś miałem na ulicy, że ją dopadnę!
   - Prawda, że strasznie?! - Wręcz piszczę zdenerwowana, a Aomine z poważnym wyrazem twarzy kiwa głową.
   - Jakie to smutne! Jak w dramatach! Biedna dziewczyna po latach grania w siatkówkę musi ją porzucić, bo znalazła się lepsza! To... to... skandal! Okropne! - Mówi przejęty Kise i wyciera niewidzialne łezki.
  Nagle czuję, że się unoszę, a ktoś mocno trzyma mnie w pasie. Po chwili siedzę pomiędzy nogami Murasakibary opierając się plecami o jego klatkę piersiową.
   - Cco? - Jąkam się zaskoczona, a chłopak gładzi mnie po głowie.
   - Biedna Aria-china! Biedna. - Dookoła niego pojawia się mroczna i przerażająca aura. - Zmiażdżę ją, okay?
   - No, hm, okay.
   - Ej ty, wielkoludzie, zostaw moją nową przyjaciółkę! - Warczy Aomine i mruży delikatnie oczy.
   - Mam wrażenie, że otaczają mnie wariaci. Atsushi, zostaw Arie. - Odzywa się Akashi wskazuje miejsce obok siebie. Tytan robi to z wielką niechęcią, a ja po chwili znów czuję niewyobrażalne ciepło i spokój Absoluta. Spoglądam na Akashiego i dostrzegam w jego oczach błysk rozbawienia i szczęścia. Jest to piękny widok, aż sama się uśmiecham. Obserwując ich wszystkich, po pewnym czasie poczułam się senna i tak po prostu zasnęłam.
  Jednak przed niewyobrażalną ciemnością pomyślałam, że to niesamowite.
  Piąta rocznica powstania Pokolenia Cudów.
  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro