Wymiana!
- Akashi-saaaaaan! - Krzyczę na samym środku korytarza jak jakaś wariatka i zdyszana zatrzymuję się. Uczniowie obserwują mnie zaskoczeni, niektóre dziewczyny wydają się nawet zazdrosne. No tak, chyba już wszyscy wiedzą, że jestem zastępcą przewodniczącego, choć wczoraj nią zostałam. Czerwonowłosy zatrzymuje się i kątem oka na mnie spogląda. Podchodzę do niego i szeroko się uśmiecham. - Dzień dobry. - Mówię normalnym tonem, a on unosi do góry brwi.
- Witaj, Ario. Nie musisz tak krzyczeć, mam bardzo dobry słuch. Czy coś się stało?
Dlaczego za każdym razem, gdy zadaje tak zwykłe pytanie, ja robię się czerwona i nie mogę przez chwilę się odezwać? Chłopak onieśmiela mnie pod każdym względem, jestem przy nim małym robaczkiem, może nawet bakterią?
- Poszłam do kilku kwiaciarni i sprawdziłam ceny. Połowę kwiatów możemy ściąć z ogrodu szkoły, niedługo i tak zwiędną. Dzięki temu zaoszczędzimy i będziemy mogli coś jeszcze dodać. - Nawijam i podaję mu plik kartek z moimi zapiskami. Odbiera je i w skupieniu przegląda. Znów mam szansę obserwować jego piękne oczy i szlachetne rysy twarzy. Chłopak idzie powoli naprzód, a ja obok niego denerwując się jego odpowiedzią. Po chwili oddaje mi kartki bez słowa, a ja pakuję je do torby.
- Dosyć sporo zaoszczędzimy, to nie głupi pomysł. Musimy znaleźć tylko osoby, które te kwiaty zbiorą.
Jestem naprawdę rozradowana. Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi. Dopiero teraz się orientuję, że wszyscy uczniowie wycofują się pod ściany i nas obserwują, a ja dumna kroczę przy przewodniczącym szkoły. To niesamowite wyróżnienie, kurcze, mam szczęście. Nagle podbiega do nas Hayama i szeroko się uśmiecha.
- Przyjechała. - Mówi machając rękami, a ja przekrzywiam głowę dając znać, że nie rozumiem, o co mu chodzi. Akashi bez słowa skręca w stronę sekretariatu, podążam za nim. Wchodzimy do środka i nie potrafię powstrzymać zaskoczenia.
Z pulchną kobietą rozmawia dziewczyna. Jest w naszym wieku, ma blond jasne włosy i grzywkę opadającą na czoło i wesołe, błękitne oczy. Nie pochodzi z Azji, prawdopodobnie z Europy albo Ameryki. Nieznajoma odwraca się w naszym kierunku, delikatnie i z wielką nieśmiałością się uśmiecha.
- Jestem Dominika Sosnowska, pochodzę z Polski i na kilka dni przyjechałam zobaczyć szkołę. Bardzo miło mi poznać! - Mówi i kłania się, a ja zaciekawiona do niej podchodzę. Chcę już się przywitać, ale Hayama mnie wyprzedza.
- Polska? To gdzieś obok Hollywood w Afryce?
Zdenerwowana spoglądam na rudzielca i nabuzowana tupię nogą.
- Hayama-kun, Hollywood jest w Stanach Zjednoczonych, błagam nie załamuj mnie. A Polska, och, Polska, tam urodził się Fryderyk Chopin, niesamowity kompozytor, jego utwory codziennie chodzą mi po głowie. Najpiękniejsza jest Fantasie...
- Aria, starczy. Bardzo nam miło gościć ciebie, Sosnowska-san. Nazywam się Akashi Seijuro, ten Hollywood to Kotaro Hayama, a ta mała wariatka to Aria Hanawara.
Marszczę rozgniewana brwi, ale opanowuję się i delikatnie uśmiecham. Dziewczyna w ogóle nie spogląda na Absoluta, jakby się go obawiała.
- Miło mi, możecie mi mówić po prostu Doma-chan. - Mówi nieśmiało, a ja lekko zazdrosna marszczę nos. U nas w Japonii dziewczyna pewnie ma wielkie powodzenie.
- Doma-chan, dlaczego tylko na kilka dni? -Dopytuję się, a Akashi spogląda na mnie, jakby chciał przekazać, żebym nie wtykała nosa nie w swoje sprawy. Przełykam zdenerwowana ślinę, ale chyba blondynce to nie przeszkadza.
- Jadę dalej, nie chcę się tylko tutaj zatrzymywać...
- Wow, Doma-chan, twój japoński jest zniewalający! - Ekscytuje się Hayama, a Polka się śmieje.
- W każdą sobotę chodziłam na korepetycje. Uczęszczała też ze mną moja przyjaciółka, Karola-chan, ale wzięli ją do poprawczaka. Ta to była masochistka... - Mówi trochę rozmarzona, a ja nie rozumiem, komu chce się uczyć w sobotę. Wiem, w niektórych szkołach chodzi się sześć dni w tygodniu, ale tak dobrowolnie?
- Aria, ja muszę już iść, zaprowadź Dome-chan do swojej klasy, zajmie tymczasowo miejsce Rin. - Mówi i wychodzi. Przez chwilę tylko stoimy i patrzymy na drzwi. Blondynka wydaje się strasznie nieśmiała, ciągle się rozgląda, jakby czegoś szukała, a bardziej unikała.
- Akashi znaczy Czerwony Król. - Odzywa się nagle, a ja zaskoczona kilka razy mrugam. Nigdy jakoś nie zwracałam uwagi na nazwisko Absoluta, ale gdy tak o tym myślę, dochodzę do wniosku, że ma racje.
- Hej, Doma-chan, masz gdzie spać? - Pytam, a ona kilka razy kiwa głową.
- W szkole...
- Przestań, przenocujesz u mnie. Brata nie ma, taty też, nie musisz się niczym martwić i stresować. - Przerywam jej i patrzę z wielkim uśmiechem na Polkę. Ta zestresowana mlaska i próbuje podjąć dobrą decyzje. - Mam na DVD cały sezon Ao no Exorcist...
- Dobra, namówiłaś mnie.
Po lekcjach wchodzę do pokoju samorządu uczniowskiego. Doma-chan poszła do dyrektora coś omówić, ja nie chciałam sterczeć jak słup soli, więc postanowiłam pożegnać się z Absolutem. Chłopak siedzi przed biurkiem i coś liczy, a ja jak najciszej podchodzę do niego.
- Akashi-san, mam pytanie.
Czerwonowłosy unosi wzrok, a mnie przez chwilę zatyka. Jego oczy się mienią, wyglądają jak drogie kamienia, a ja muszę kilka razy zamrugać, aby wyjść z tego transu.
- Czy twoje nazwisko oznacza Czerwony Król?
Potakuje głową, nadal się do mnie nie odzywa. Obraził się, zrobiłam coś źle, czy jak?
- Mogę tak do ciebie mówić?
- Chyba sobie żartujesz. - Mamrocze rozgniewany, a ja nie potrafię powstrzymać wrednego uśmieszku. Coś dzisiaj go wkurzyło, ciekawa jestem, czy wybuchnie.
- To może Szkarłatny Król?
Unosi głowę i krzyżuje ręce na klatce piersiowej. Bije od niego chłód, lekka agresja i poddenerwowanie. Powinnam przestać, wiem, ale to silniejsze ode mnie.
- Spróbuj tylko. Aria, mam dokumenty i zadania domowe, zrozum.
I to idealny powód, aby się podroczyć. Powinien się zrelaksować, choć chwilę odpocząć, a nie martwić się jakimiś papierami.
- To Krwawa Mery. Mery - królowa, Krwawa - czerwień. Genialne, prawda? - Mówię szczerząc się szeroko, a on prycha lekko rozbawiony i marszczy jedną brew. Wygląda to przeuroczo, ale nie dajmy się ponieść emocjom, jeszcze nie skończyłam.
- Była kobietą, a ja jestem facetem.
- No to Krwawy Mery. Też pasuje.
Akashi wstaje i do mnie podchodzi, a w mojej głowie zapala się lampka informująca mnie, że powinnam wiać jak najdalej. Ale nie mogę, wręcz wrosłam w ziemię i nie czuję żadnego strachu czy lęku. Od Akashiego powoli zaczynam odczuwać spokój i opanowanie, które tak kocham i uwielbiam.
- Mam do ciebie mówić Śmiejący Kwiatku?
Robię dziwną i niezidentyfikowaną minę i cofam się do tyłu.
- Ja... wypraszam sobie! - Wręcz krzyczę, a on drugi raz przy mnie gorzko się śmieje. Przez mój kręgosłup przechodzi setka dreszczy i próbuję normalnie oddychać.
- Wypraszasz sobie, Śmiejący Kwiatku? Jakie to... dojrzałe. - Akcentuje ostatnie słowo, niesamowicie blisko mnie się zbliża, a ja robię coś, co go zaskakuje. Odwracam się, otwieram drzwi, wychodzę i je zasuwam.
- Do widzenia! - Krzyczę tak, żeby mnie usłyszał. Po chwili zastanowienia dodaję: - Szkarłatny Królu!
Idę szybko korytarzem i wpadam przez przypadek na Dome-chan. Szybko przepraszam, pomagam wziąć kilka walizek i kierujemy się w stronę mojego domu.
Dlaczego mam wrażenie, że Akashi uśmiechał się, kiedy wychodziłam?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro