Reo chciał o coś zapytać
Pierwsze co zrobiłam po przebudzeniu było kontynuowanie książki ,, Shogi - bądź mistrzem". Teraz, kiedy będę (mam taką nadzieję) chodzić do Akashiego i uczyć się grać, powinnam trochę dać coś od siebie i na własną rękę powkuwać. Siedzę w kuchni i jem śniadanie nie odrywając wzroku od tekstu. Ktoś zabiera mi książkę, a ja obracam się i robię smutną minę. Za mną stoi wysoki, przystojny blondyn z fiołkowymi oczami i wrednym uśmieszkiem. Macha moim poradnikiem, a ja próbuję mu go zabrać.
Niestety, Kei jest moim starszym bratem uczęszczający do trzeciej klasy liceum. Dzięki Bogu nie chodzę z nim do szkoły, prawdopodobnie zwariowałabym.
- Oddawaj to! - Krzyczę i poddenerwowana wstaję. Chłopak tylko wyżej unosi rękę i droczy się ze mną.
- Heee? To weź, mała. Po cholerę czytasz, jak grać w shogi? I tak ci nic nie pomo... - Kopę go w kolano, a on odruchowo się kurczy. Zabieram mu moją rzecz i wracam do jedzenia. - To bolało wariatko! - Mówi z wyrzutem i siada. Powoli zaczyna przeżuwać ryż, a ja nie zwracam na niego uwagi. - To powiesz mi dlaczego się za to tak wzięłaś? Siedziałaś wczoraj do trzeciej w nocy i dalej masz siłę to czytać?
Wzruszam ramionami, wstaję i dziękuję za posiłek.
- Ktoś w szkole gra w shogi i chciałaby się udoskonalić...
- Midorima się do was przeniósł? - Pyta się z nutką kpiny w głosie. Pokazuję mu język i zaczynam ubierać buty. - Żadna dziewczyna w tym wieku na przerwach i w wolnym czasie nie zajmuje się takimi głupimi rzeczami. A żaden chłopak takiej idiotki by nie chciał...
- Co ma znaczyć: te głupie rzeczy? - Pytam się oburzona ignorując ostatnie słowa. - Sam jesteś głupi. I tak się składa, że gram z chłopakiem. - Biorę teczkę, ostatni raz sprawdzam wygląd w lustrze i otwieram drzwi. - Na dodatek z Akashim Seijuro.
Wychodzę i słyszę śmiech mojego brata. Ignoruję to i skupiam się na przyjemnym cieple i delikatnym wietrzyku.
Yuki, dlaczego ciebie nie ma? Dlaczego bez ciebie jestem samotna?
Do szkoły mam blisko, choć czasem żałuję, że nie mieszkam dalej. Uwielbiam słuchać muzyki kiedy gdzieś idę, uczę się, czy po prostu siedzę. Dla mnie dziesięć minut przepięknej melodii muzyki klasycznej i filmowej to za krótko.
Zostało mi jeszcze trochę drogi i mam cichą nadzieję, że spotkam Akashiego, przywitam się z nim i po prostu zobaczę. Mimo że rozmawiałam z Akashim kilka razy, zawsze jestem podekscytowana kolejnym spotkaniem z nim. Jest to może spowodowane tym, że na co dzień nie poznaje się tak niesamowite i charyzmatyczne osoby?
- Cześć Aria-chan. - Mówi Misaki i przyłącza się do mnie. Kiwam w jej stronę głową i wyciągam słuchawki z uszu. - Mamy dziś jakiś sprawdzian? Ta stara kobieta z matmy coś tam mówiła, ale jej głos jest zbyt usypiający. Oprócz ciebie i Rin wszyscy są tacy nudzi, nic ciekawego się nie dzieje, ugh. - Wyżala się, a ja tylko kilka razy mówię ,,hm". Misaki wyciąga paczkę żelek i, jak na przeuroczą dziewczynę przystało, bierze kilka do buzi i dalej o czymś mi opowiada. Z daleka dostrzegam zastępce przewodniczącego, która wpatruje się we mnie i chamsko uśmiecha.
Super.
- Hanawara-chan, co tam? Już pozbierałaś się po wyrzuceniu z drużyny? Powiem ci, że jestem niesamowicie dobrze zgrana z dziewczynami, trenerka mnie uwielbia. - Mówi z udawaną troska, a ja uśmiecham się delikatnie wiedząc, że agresją i słowami nic nie wskóram. Od dawna potrafię ignorować innych ludzi i mieć gdzieś ich zdanie.
- Bardzo się cieszę, że o mnie się martwisz Meiwakuna-san...
- To przez ciebie Arie-chan wyrzucili z drużyny, heee?! Gadaj, bo inaczej cię zmiażdżę. - Przerywa mi Misaki i pstryka palcami. Akane robi kilka kroków do tylu speszona. No tak, Misaki wydaje się być niepozorna, urocza i miła. Należała kiedyś do elity szkoły, ale przez swoje brutalne zachowanie i pobicie jednej dziewczyny, została wyrzucona. - Nic nie mówisz? Mam cię zmusić? - Misaki powoli zbliża się do Akane, a ta w geście samoobrony zaczyna machać rękami i... wytrąca z dłoni paczkę żelków mojej koleżanki. Widzę, jak kolorowe misie rozsypują się na ziemi, zostają przejechane przez samochód lub rozdeptane.
Jezus Maria, Akane Meiwakuna już nie żyje.
- To były... to były... moje ulubione żelki o smaku cytrynowym, pomarańczowym i coli. Ty... TY POTWORZE! Zmiażdżę cię, zgniotę jak karalucha! - Krzyczy Misaki, a ja w ostatniej chwili łapię ją w pasie i mocno trzymam.
Możesz zrobić wszystko. Obciąć jej włosy, nabijać się, zabrać ulubione kosmetyki, nagrać, jak przebiera się w szatni. Wszystko. Ale Misaki nigdy nie przebaczy temu, kto zabrał jej jedzenie. Tym bardziej słodycze. Tym bardziej żelki. Żelki.
- Kto dokonał czegoś tak okrutnego? - Obracamy się wszystkie i unosimy do góry głowy.
Przede mną stoi prawdziwy tytan. Tytan.
Eren, Levi, jesteście tu?
Ma więcej niż dwa metry wysokości, przydługie fioletowe włosy opadające na ramiona i zakrywające czoło. Jego wzrok mówi sam za siebie, jest znudzony tym wszystkim, nic u niego się nie dzieje. Nie chodzi do naszej szkoły, ma inny mundurek. W rękach trzyma przeróżne słodycze, jest ich pełno, prawdopodobnie starczyłyby mi na dwa tygodnie. Chłopak przeżuwa batonika i obserwuje żelki na ziemi.
- Ona! To ona zrobiła! - Szarpie się Misaki i wskazuje oskarżycielko na Akane, która dalej wpatruje się na tytana. Chłopak mlaska głośno i przenosi rozgniewany wzrok na zastępce przewodniczącego. Jego to na sto procent nie uda mi się przetrzymać.
- Morderca. Powinienem cię zrównać z ziemią, jak można tak uroczej, żelkowej dziewczynce zabrać słodycze? Niewybaczalne. - Mówi i nachyla się w stronę Akane wyciągając ogromną dłoń przed siebie.
- Właśnie, jak można?! - Wtóruje mu Misaki, a ja czuję się jak w jakiejś komedii. Muszę jakoś powstrzymać tego tytana, przecież ją zabije.
- Atsushi, chodź! - Krzyczy jakiś chłopak z końca ulicy i macha ręką. Atsushi...
Atsushi Murasakibara?!
Chłopak mlaska oburzony i odsuwa się od Akane, która ledwo dycha. W jej oczach można zobaczyć łzy, cała się trzęsie. Fioletowowłosy spogląda na Misaki.
- Do widzenia urocza, żelkowa dziewczynko. - Mówi i odchodzi ziewając. Misaki wiesza się na moich rękach, ledwo ją trzymam.
- Misaki-chan, jesteś ciężka.
- Ja się chyba zakochałam. - Szepcze, a ja zaczynam się śmiać. Akane przerażona ucieka do szkoły. Wchodzimy do budynku, Misaki szczerzy się szeroko, a ja nie mogę uwierzyć, że przed chwilą poznałam członka Pokolenia Cudów.
Jest przerwa obiadowa, w podskokach biegnę do pokoju samorządu uczniowskiego. Wchodzę jak torpeda i szeroko się uśmiecham.
- Dzień dobry... - Kilkanaście uczniów patrzy się na mnie z oczekiwaniem i zaskoczeniem, a ja nie mogę uwierzyć, że zapomniałam. Zapomniałam, że dziś jest spotkanie samorządu uczniowskiego. Spoglądam na Akashiego, który obserwuje mnie z uniesionymi brwiami. Niedaleko niego siedzi Hayama i mi macha.
- Cześć Aria-chan! - Krzyczy rudowłosy rozradowany. - Wiesz co mi się niedawno przytrafiło, normalnie nie uwierzysz...
- Kotaro, zamilcz. Aria, czy coś się stało? - Pyta się Akashi spokojnie, a ja jestem zaskoczona. Myślałam, że powie: ,,co chcesz?", albo ,,nie masz co robić?" Teraz wydaje mi się, jakby... jakby... był moim kolegą.
Każdy obserwuje mnie zaskoczony, nie wiedzą, skąd Absolut zna imię takiej miernoty jak ja. Aria, wymyśl coś, wymyśl coś...
- Reo się pyta, czy dziś też macie trening z dziewczynami. - Mówię pewnie i odwracam wzrok przed intensywnym spojrzeniem Akashiego. Jest mi duszno, jak stąd wyjdę i z nim jutro się spotkam, zabije mnie.
- Tak, przekaż mu, że mamy. - Kiwam parę razy głową, kłaniam się i wychodzę. Biorę kilka głębokich wdechów i próbuję się uspokoić. Przeklinam na siebie w myślach, jak mogłam zapomnieć o tak istotnej rzeczy?
- Nie wiedziałem, że pytałem się przewodniczącego o to, czy z dziewczynami mamy trening. - Słyszę głos za sobą i cała spięta się odwracam. Wysoki, długowłosy chłopak patrzy się na mnie z góry i delikatnie uśmiecha. Przełykam głośno ślinę i próbuję się z tego wszystkiego jakoś wyplątać.
- Bardzo przepraszam, ale nic innego nie potrafiłam wymyślić. Obiecuję, że więcej się to nie przydarzy. - Wręcz piszczę i się kłaniam, a chłopak macha tylko ręką.
- Spokojnie, spokojnie. Nic się przecież nie stało. Jesteś Aria Hanawara? - Potakuję zaskoczona. - Kotaro mi o tobie opowiadał. Dziewczyna, która uderzyła go piłką i gra z Sei-chan w shogi. - Unoszę brwi do góry zaskoczona. Widać Hayama już wszystko wszystkim wygadał, ale co innego miałam się po nim spodziewać. Chociaż dobrze, że rozpoznają mnie, jako dziewczyna, która gra...
- Sei-chan? - Wręcz piszczę zaskoczona. Nie spodziewałam się, że Akashi pozwoli do siebie tak mówić. - Człowieku, jeszcze żyjesz?
On tylko wzrusza ramionami i cicho się śmieje.
- Sei-chan jest groźny i straszny, ale nie zły. Jak zyskasz jego zaufanie i uzna cię za godną, pewnie pozwoli ci mówić do siebie po imieniu. Znam go od dosyć dawna i raczej się dogadywaliśmy. Oczywiście, ma on swoje humory, ale jakoś się żyje.
Słysząc to uśmiecham się delikatnie. Więc nie każdy uważa Akashiego za jakieś monstrum.
W głębi duszy dobrze wiem, że Absolut to dobry człowiek, który tylko ukrywa swoja prawdziwą naturę. Akashi to... naprawdę interesujący człowiek. Pewnie fajnie mieć takiego przyjaciela.
Z pokoju samorządu uczniowskiego powoli wychodzą uczniowie, a na samym końcu zjawia się Akashi. Obserwuje mnie bacznie, a jego oczy lśnią. Nie mogę oddychać przez tą presję, wwierca we mnie dziurę. Pochyla się delikatnie w moją stronę, a ja mam wrażenie, że zaraz zemdleję.
- Aria, musimy porozmawiać.
Cofam wszystko co powiedziałam. To jednak monstrum.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro