Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pusto tu

  Zawsze lubiłam Wigilię. Te wszystkie potrawy, czas spędzony z przyjaciółmi, prezenty, które zaskakują i myśl, że mogłoby się tak codziennie świętować, nie zwracać uwagi na swoich wrogów, ze wszystkimi się pogodzić.

Ale dzisiaj chcę zniknąć na dobre.

Przy ogromnym stole, gdzie jest niezliczona ilość potraw, tylko Nanako i John się uśmiechają, żartują, jak gdyby nigdy nic. Przecież już nie jesteśmy rodziną, tylko nieznajomymi. Chyba nadal nie rozumiem, co chce ona osiągnąć.

Tata ma okropne sińce pod oczami, jakby przez całą noc nie spał, Kei jeszcze siedzi w piżamie, jakby urządził protest, a ja nawet nic nie jem. Skąd mam wiedzieć, czy nie dodali mi jakiejś trutki?

- Hej, ale jesteście ponurzy. Wy tak ciągle w tym waszym domu? Współczuję wam, tutaj zawsze jest miło i wesoło. Ario, słońce, spróbuj tego ciasta, jest naprawdę dobre. – Mówi Nanako, uśmiecha się szeroko i poprawia swoje blond włosy, które spięła w kok. Z wielką niechęcią robię to, o co mnie prosi i zaczynam widelcem grzebać w jedzeniu. – Musicie być bardziej żywiołowi, no bez przesady, ani razu się nie uśmiechniecie. Muszę to robić za was. Kei, skarbie, idź się przebierz. Chyba nie będziesz tak chodził cały dzień?

Blondyn leniwie unosi głowę. Jest smutny, widzę to. Nawet jego wiecznie roztrzepane włosy są jakieś oklapnięte, a fiołkowe oczy straciły swój piękny blask. Szkoda mi go.

- Będę chodzić jak mi się podoba. – Kończy krótką rozmowę i wraca do skubania ciasta. Nanako mlaska, jakby była zniesmaczona, ale szybko wraca jej dobry humor.

- Słyszałam, że jutro jedziecie zwiedzić miasto, to doskonale. Może Ario przekonasz się do tego miejsca i zostaniesz ze mną, co? O, a może John z wami się zabierze? Lepiej się poznacie i może zakolegujecie...

- Nie, dzięki. – Przerywa jej Kei, a ja potakuję głową. Tego mi jeszcze potrzeba, tego przerażającego John'a, którego nienawidzę.

- Przemyślcie to jeszcze, takiej drugiej okazji nie będzie. Nie znacie okolicy... A może ja z wami pójdę?

- Powiedziałem nie. Chcę spędzić trochę czasu z siostrą i przemyśleć kilka spraw. – Odpowiada znudzony blondyn i odsuwa od siebie niedokończoną sałatkę. – Wybacz, ale nie mam zamiaru dobrowolnie spędzać czasu z tym twoim John'em. Na dodatek nie zna japońskiego i chyba nie rozumie, co się do niego mówi.

- Aria chyba jeszcze pamięta dobrze angielski, prawda? – Zwraca się do mnie, a ja spoglądam gdzieś indziej. Nienawidzę tego języka. Kiedy przyjechałam do USA w ogóle nie potrafiłam się nim obsługiwać. Dali mnie do zwykłej szkoły, w której nic nie rozumiałam i musiałam się wszystkiego uczuć na własną rękę. Angielski mi zbrzydł, aż mam ochotę rzygać, gdy go słyszę.

- Niespecjalnie.

- Hm, to może otworzycie prezenty, co? Dużo rzeczy dla was przygotowaliśmy. Arata, dla ciebie też coś mamy.

Tata spogląda na nią, wstaje i wychodzi. Nanako mruga kilka razy i nerwowo się uśmiecha.

- No cóż, Kei, Aria, powiedźcie, czy się wam podoba.

Z niechęcią wstajemy ze swoich miejsc i ze sterty opakowań zaczynamy rozdzielać. Pierwsze moje prezenty są zwyczajne, trochę ubrań, coś do malowania. Spoglądam na Kei'a, który beznamiętnie wpatruje się w konsolę i kilka gier, na które bardzo długo zbierał. Pamiętam, że nawet poszedł do pracy, aby trochę zarobić, ale to zbytnio nic nie dało. Mój wzrok ląduje na ostatnim, czerwonym pudle i zaczynam rozwiązywać wstążkę. Rozrywam papier, w środku znajduję kolejne pudełko, które jest mi bardzo znane. Przełykam ślinę i otwierał.

Tak, mogłam się tego spodziewać. To nie było żadne pudełko, tylko futerał. Na czarne, lśniące skrzypce.

Wpatruję się w instrument, a potem spoglądam na Nanako.

- Kiedyś tak pięknie grałaś, byłam zachwycona! Aż pewnego razu mi się sprzeciwiłaś i podczas bardzo ważnego konkursu uderzyłaś cholernie drogimi skrzypcami o ziemię roztrzaskując je na miliard kawałeczków. Mam nadzieję, że drugi raz tego nie zrobisz. – Śmieje się, a ja zamyka futerał i próbuję pohamować mdłości.

Zawsze, gdy czuję presję, gdy ktoś na mnie naciska, robi mi się słabo i niedobrze. Nigdy tego nie odczułam od strony Akashiego, który dużo ode mnie wymagał podczas treningów. Teraz wystarczyło, że spojrzałam na to i chce mi się wymiotować. Okropne.

- Mam nadzieję, że w przyszłości coś mi zagrasz. – Mówi i szeroko się uśmiecha, a ja zbieram wszystkie swoje rzeczy, dziękuję i idę do swojego pokoju.

Cicho zatrzaskuję za sobą drzwi rzucam w kąt nowe ubrania, pędzle i farby, a futerał kładę na łóżku i się w niego wpatruję.

Może powinnam zacząć grać dla... przyjemności? Nie występując przed nikim, dla siebie, to co chcę. Kiedyś kochałam to robić, bo uważałam, że ta muzyka jest piękna. Chciałam grać właśnie piękne utwory, ale moja nauczycielka i jednocześnie matka pragnęła, abym robiła to idealnie. Nie pięknie, idealnie. Bardzo mi się to nie podobało.

Kieruję się w stronę pokoju Kei'a i to, co znajduję, wstrząsa mnie.

Na ziemi leży konsola i gry, które tak bardzo chciał mieć. Bez żadnych emocji je kopie, niszczy, rozwala, z całej siły uderza.

- Kei, co ty robisz? – Pytam, ale go nie zatrzymuję. On przestaje i na mnie spogląda.

- Sam na to nazbieram, nic od niej nie chcę. Nie po to tak długo się trudziłem, aby w tak łatwy sposób to dostać. Nie potrzebuję jej litości. – Odpowiada i wraca do wcześniejszej czynności. Kiedy płyty i konsola całkowicie zostają zniszczone, wrzuca to do opakowania, i zamyka. – A ty co zrobisz z tymi skrzypcami?

- Zostawię je. I będę miała nowego nauczyciela, który całkowicie inaczej rozumie świat. Przy nim piękno równa się z idealnością, więc nigdy nie znudzi mi się muzyka.

- O kim mówisz?
- O Akashim.





- Aria, wstawaj, cii, cicho bądź. – Szepcze do mojego ucha Kei, a ja przecieram zaspane oczy. Spoglądam na budzik, jest po trzeciej i strasznie chce mi się spać. Mój wzrok ląduje na Kei'u, który jest strasznie rozbudzony, zdenerwowany. Ciężko mi jest jego dostrzec w ciemności. Chłopak wyjmuje telefon, włącza latarkę i świeci ją na moje rzeczy.

- Co ty wyprawiasz?
Chłopak otwiera moją walizkę, zaczyna grzebać w moich szafkach i wrzucać niedbale ubrania.

- Jeśli myślisz, że nasz ojciec ma nas w dupie, to się kochana mylisz. Będzie nas krył.

- O czym ty gadasz? Lunatykujesz?

Uderza mnie delikatnie w czoło, a ja rozmasowuję obolałe miejsce.

- Ja też uważałem, że ma nas gdzieś, ale wczoraj potajemnie dał mi dwa bilety do Kioto i kluczki od samochodu. Chyba od początku to planował. Teraz po kryjomu wyniesiemy nasze walizki, a rano, gdy pójdziemy zwiedzać miasto, po prostu polecimy. Mamy lot zarezerwowany na piętnastą.

To mnie ocuca. Pomagam mojemu bracie pakować moje rzeczy. Zostawiam tylko plecak i kilka najważniejszych rzeczy. Futerał ze skrzypcami bardzo ostrożnie chowam do torby.

Gdy Kei mi powiedział, że tata o nas w jakiś dziwny sposób się martwi, poczułam, jak kamień spada mi z serca. Gdyby nie adrenalina i myśl, że musimy być bardzo cicho, popłakałbym się ze szczęścia. Właściwie jestem strasznie wesoła i pełna energii. Nie zasnę, na sto procent.

Jak najciszej wychodzimy z mojego pokoju i kierujemy się do salonu. Podłoga trzeszczy pod moimi stopami, mam ochotę wyrwać te panele, ale powstrzymuję swoje rozdrażnienie. Cicho otwieramy drzwi i wychodzimy na dwór.

Jest zimno, przez moje ciało przechodzą dreszcze. Wraz z Kei'em kładziemy wszystko za krzakami tak, aby nikt tego nie zobaczył.

- Jutro już tu nas nie będzie. Nie musisz się niczym martwić, Ario. – Pociesza mnie mój brat i obejmuje ramieniem przyciągając do siebie.

Nie da się opisać mojego szczęścia.



- O piętnastej wróćcie na obiad. Jeśli się spóźnicie, to będziecie jeść resztki. – Mówi Nanako i się śmieje, choć to w cale mnie nie bawi. Bo nie żartuje, często tak robiła. – Musicie zobaczyć te muzeum, jest genialne. I może Ario zmienisz swoją decyzję? To taka świetna okolica...

- My już po prostu pójdziemy. – Przerywa jej Kei i krzywo się uśmiecha. John podchodzi do Nanako, obejmuje ją, a mi się robi słabo.

Właściwie, jak czuje się z tym tata? Nie komentuje tego, patrzy na to z obojętnym wyrazem twarzy, jakby się z tym pogodził. Szkoda mi go, czuję się okropnie, że dzień przed lotem tak na niego nakrzyczałam. Nie powinnam.

- Kei, pilnuj swojej siostry. Jeszcze ktoś mi porwie taką kruszynkę. – Mówi Nanako, łapie za moje policzki i je pociera. Ledwo się jej wyrywam, poprawiam plecak i wychodzimy. Jak nigdy nic kierujemy się przed siebie i gdy już wiemy, że Nanako nas nie zobaczy, przystajemy i czekamy.

Siadam na krawężniku i obserwuję okolicę. Po około piętnastu minutach Kei idzie cicho pod dom i zabiera wszystkie walizki. Kiedy do mnie wraca uśmiecha się szeroko i mówi:
- Czuję się jak tajny agent, musimy to powtórzyć.

Odwzajemniam jego uśmiech i nie mogę powstrzymać się od ironii.

- Ja już chyba podziękuję.



Pierwszy raz tak się cieszę z powrotu do domu. Wychodząc z lotniska nie mogę powstrzymać szerokiego uśmiechu. Biorę głęboki wdech i głośno wypuszczam powietrze.

- Właściwie czym wrócimy?

- Tata dał mi kluczyki od samochodu.

Zaskoczona zatrzymuję się i mrugam kilka razy.

- Masz prawo jazdy?!

- Tak, zdałem rok temu, dzięki.

Akashi ma racje, jestem ignorantem.





Dwudziesty grudnia

Akashiemu ciężko jest spać. Jest piąta i o tej godzinie codziennie wstaje i przygotowuje się do porannych biegów. Teraz musi z nich zrezygnować, niedługo jest strasznie ważny mecz, który zadecyduje, czy dostanie się do finałów. Nie może narażać się na jakiekolwiek kontuzje.

Zrezygnowany wstaje, ubiera się w swój szkolny mundurek i wychodzi z pokoju. Na korytarzu jest ciemno, trochę przerażająco, a porozwieszane obrazy dodają temu grozy. Tak jak zawsze, przystaje przed portretem swojej mamy, patrzy się na obraz z kilka sekund po czym idzie dalej do kuchni.

Woli jeść w dużym, ale zatłoczonym miejscu, niż w pustym i nijakim. Nienawidzi swojego salonu, bo nikogo tam nigdy nie ma, nienawidzi też jadalni, echo odbija się od wszystkich ścian. Z całej tej posiadłości toleruje swój pokój i podwórko.

Akashi podchodzi do jednej z kilku lodówek, wyjmuje śniadanie, które dzień wcześniej przygotowała dla niego kucharka, siada przed blatem i zaczyna jeść. Do pomieszczenia wchodzi Mizu, który na jego widok zaczyna miauczeń i domagać się swojej ulubionej karmy. Chłopak otwiera jedną z szafek, wyjmuje przysmak Mizu, daje do miseczki i kładzie na blacie. Kot jakoś się wdrapuje i mrucząc zaczyna pałaszować.

Z tego całego domu jego jedynym przyjacielem jest Mizu. Zwykły, rudy kotek, który okropnie lubi być głaskany i jest ulubieńcem całej służby. Nawet ochroniarza, który wszystkich ma gdzieś.

Akashi siedzi w kuchni z Mizu i z godzinę głaszcze kota, który zasnął na jego kolanach. Do pomieszczenia wchodzi starsza kobieta, która jeszcze pamięta Akashi Aiko.

- O dzień dobry, paniczu, wszystkiego najlepszego. – Mówi z uśmiechem, a Akashi kiwa głową i delikatnie się uśmiecha.

Mało osób wie, że rano Seijuro jest mało rozmowny, ale za to pogodny. Jeśli ma się do niego jakąś sprawę, najlepiej przyjść około szóstej lub siódmej, na pewno nie odmówi.

- Dziękuję Tabe-san. – Odpowiada. Akashi ma dziwny zwyczaj zapamiętywania nazwisk całej służby. Chyba nie ma w domu osoby, której by nie znał. – Czy wszystko idzie zgodnie z planem?

- Tak, tak... tort będzie przeogromny...

- Może być mniejszy i tak nie mam zamiaru go jeść. – Odpowiada, a kobieta kiwa głową. – Czy mogłabyś... dodać tam pomarańcze?

- Pomarańcze?

- Tak, jest jedna osoba, która bardzo je lubi.

- Oczywiście, zajmę się tym.



Pierwsze lekcje były dla Akashiego nudne i monotonne. Nauczyciele zaskakująco dużo robili kartkówek, a połowa dziewczyn w szkole przyszła do niego życząc wszystkiego najlepszego. To męczące.

Rozbrzmiewa dzwonek, a Seijuro wstaje i kieruje się w stronę pokoju samorządu uczniowskiego. Schodzi po schodach na dół, mija wielu zaciekawionych uczniów i otwiera drzwi.

- Cześć, Akashi-san! – Krzyczy Kotaro, a Seijuro tylko przewraca oczami słysząc ten denerwujący głos. Siada za swoim biurkiem i zaczyna sprawdzać jakieś niezbyt ważne dokumenty, ot tak, dla zabicia czasu. Jednak po dziesięciu minutach zauważa, że coś jest nie tak.

- Gdzie Aria? – Pyta. Ta wariatka powinna być nawet przed nim, maksymalnie przyjść po trzech minutach. Seijuro nienawidzi, gdy ktoś się spóźnia, nawet o jedną minutę.

Kotaro wzrusza ramionami, a do pomieszczenia wchodzi Reo.

- Wow, cicho tu jakoś. Gdzie jest Aria-chan? Pewnie czegoś zapomniała lub coś w tym stylu.

- Pewnie tak. – Mówi cicho Akashi i wraca do swojej roboty. Jednak po kilku minutach trochę zniecierpliwiony i zirytowany wstaje i wychodzi. Kieruje się pod klasę Arii i bez namysłu otwiera drzwi. Odnajduje wzrokiem Misaki i podchodzi do lekko skołowanej dziewczyny.

- Gdzie jest Aria? – Pyta, a Misaki wzrusza ramionami i niespokojnie się rozgląda.

- Od rana jej nie ma, nic do mnie nie napisała. Może jest chora?

- Albo porwali ją kosmici! – Krzyczy Chieko, ale szybko się opamiętuje.

- Ja wam powiem, co się stało.

Do klasy wchodzi Akane i opiera się o ścianę.

- Arii-chan tu nie ma, Seijuro.  



Też macie teraz dziwne wrażenie, że Akashi jest po prostu... samotny i smutny? Czułam się jakaś przygnębiona pisząc wydarzenia z jego perspektywy.

Za każdym razem, gdy próbuję wyobrazić sobie Arię, widzę taką małą, uroczą dziewczynkę z dojrzałymi oczkami i dosyć pucatymi policzkami. Trochę jak ta niesłysząca dziewczynka z Koe no Katachi. A Wy? Jak sobie wyobrażacie Arię?

Czy dla Was te dziwne przywiązanie Akashiego do Arii wydaje się naprawdę urocze? Bo dla mnie tak XD

Wasza Seicat

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro