Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Obronię twojego prosiaczka

Przepraszam za tak długą nieobecność. Obiecuję Wam to jakoś nagrodzić, niedługo zacznie się nowy wątek, mam pełno pomysłów i będzie o wiele więcej momentów Akashiego i Arii... hihihi...(szyderczy chichot, jakby co XD)

  Pierwszy raz w życiu nie wiedziałam co ubrać. Stałam minimalnie piętnaście minut przed szafą szukając coś ładnego, ale jednocześnie zwykłego. Przecież nie może mu się wydawać, że mi na tym zależy. A zależy, w cholerę. Po zastanowieniu wzięłam białą koszulę z uroczym kołnierzykiem i jasne, niebieskie spodnie. Tak, jestem genialna.

  Kiedy wychodziłam z domu strasznie się denerwowałam, ręce i nogi mi się trzęsły, jakbym szła na stryczek. Chyba za bardzo biorę to na poważnie, powinnam być spokojna, przecież pomagam mu pilnować dziecka. Ale dlaczego czuję się tak jak przed pierwszą moją randką w życiu, kiedy myślałam, że ten chłopak będzie jedyny i niepowtarzalny? To niedorzeczne, Ario, Akashi nigdy tak na ciebie nie spojrzy.

  Muszę się wziąć w garść.

  Stojąc tak przed placem zabaw, w miejscu gdzie się umówiliśmy, doszłam do wniosku, że Kei dosypał mi coś do herbaty. Po drugiej stronie ulicy jest malutka dziewczynka z ciemnymi, brązowymi włosami i prześliczną sukienką. W ręce trzyma smycz, która umocowana jest do obroży... prosiaczka. Na dodatek trzech wielkich na dwa metry chłopaków próbuje zabrać jej zwierzątko śmiejąc się przy tym i żartując. 

  Najpierw odwracam głowę udając, że tego nie widzę, ale moje dobre serce wygrywa i z zaciśniętymi pięściami przechodzę po pasach i zdenerwowana przystaję obok dziecka.

   - Ej, zostawcie ją! - Wręcz krzyczę zadzierając w górę głowę, aby spojrzeć im w oczy. Prawdopodobnie ich przywódca, brunet z długimi włosami związanymi w kitkę i chustą na głowie po prostu się śmieje, bierze prosiaczka pod ramię i popycha mnie delikatnie, ale i tak cofam się o jeden krok w tył.

   - A myślałem, że dzisiaj nic mnie nie zaskoczy. Kto by się spodziewał, że znajdę jakieś dziecko ze wsi i lalunie Superman'a. Odejdź, skarbie, to nie twój interes. Nie mam w zwyczaju bić słabszych.

  Lekko się krzywię i spoglądam na prześliczną dziewczynkę, która patrzy się na mnie z tak ogromnym smutkiem, że aż jej ból przechodzi na mnie. Znów odwracam głowę w stronę trzech chłopaków, mocno zaciskam szczękę, ale po chwili szeroko się uśmiecham.

   - Posłuchaj, to ja nie chcę mieć problemów, więc już idźcie.

  Chłopak z irokezem wychodzi na przód i zaczyna mówić przy tym dziwnie się wyginając na wszystkie strony świata i machając rękami.

   - Nieźle, nieźle, chcesz się bić? Chcesz umrzeć? Nienawidzę dwóch rzeczy. Chcesz wiedzieć jakich? Chcesz? Szkoły i małych dziewczynek, które zbyt głośno szczekają. A chcesz posmakować mojej pięści? Chcesz? 

  Przerażona dziewczynka ucieka i chowa się za zjeżdżalnią zaglądając co chwilę.

   - A ty chcesz wpierdol? - Pytam grobowym tonem i już nie potrafię powstrzymać swoich emocji. Zawsze tak jest. Zacznę zbyt wysoko podskakiwać, a później dostanę.

   - Debilu, zamknij się. - Mówi ich przywódca, i odciąga ode mnie tego z irokezem. - A ty, skarbie lepiej uważaj na język, bo mogę go tobie wyrwać. 

  Rozpromieniam się nagle, a oni tylko spoglądają na siebie zszokowani.

   - Wreszcie przyszedł mój tatuś policjant. Hej, hej, tutaj! - Krzyczę w stronę radiowozu, widząc, że drzwi się otwierają. Ich przywódca od razu puszcza prosiaczka i razem uciekają. Całe napięcie ze mnie schodzi, głośno wypuszczam powietrze i próbuję nie płakać. Zawsze wpakuję się w kłopoty, ale tym razem naprawdę mogło źle się to dla mnie skończyć.

   - Dz...dziękuję onee-chan! - Piszczy i lekko się kłania, a delikatne rumieńce zawstydzenia i zdezorientowania pojawiają się na moich policzkach. Onee-chan? Boże, ale to dorośle brzmi. Dziewczyna bierze smycz prosiaczka, a ja szeroko się uśmiecham.

   - Nie ma za co. Jak ma na imię twój towarzysz?

  Jasne, miodowe oczy dziewczynki rozpromieniają się, a na jej twarzy rozkwita szeroki uśmiech. Widać, że poruszyłam bardzo dobry temat.

   - Rozu, to moja najlepsza przyjaciółka.

  Nie wiem dlaczego, ale to mnie całkowicie rozczula. Kucam na ziemi, aby być na równi z dziewczynką, która jest bardzo mała i krótko się śmieję.

   - Też mam dwóch najlepszych przyjaciół. Mojego kotka Mizu i... właściwie nie wiem, czy on uważa mnie za swoją przyjaciółkę. - Mamroczę, choć to idiotyczne. Przecież to nieznajome dziecko, mam jej opowiadać moje miłosne problemy? 

   - Na pewno tak! Jesteś bardzo ładna onee-chan! - Przewracam na te słowa oczami, ale przyznaję, że onee-chan w cholerę mi się podoba. - Ja bardzo kocham Rozu i... - Wzrok dziewczynki pada na coś za mną. Szeroko się uśmiecha i rozpościera ręce, jakby chciała kogoś przytulić. - Sei-chan!

  Słysząc to imię moja szczęka z wielkim zgrzytem upada na ziemię. Zaskoczona odwracam głowę, a mój wzrok spotyka się z pięknymi oczami Absoluta. Poprawia on torbę na ramieniu i delikatnie uśmiecha w stronę brunetki.

   - Aiko, dlaczego jesteś taka blada? Coś się stało? - Pyta z troską w głosie, a ja zrywam się z ziemi.

   - Trzej ogromni panowie chcieli zabrać mi Rozu, ale onee-chan mnie obroniła...

   - Ty... jak mogłeś zostawić ją tu samą? - Prawie krzyczę, moje oburzenia nawet mnie zaskakuje. Jestem pewnie do granic czerwona i wyglądam jak balon. Przez jego idealną twarz przechodzi całkowite zaskoczenie.

   - Poszedłem kupić sok. Moja wina, że zachciało jej się pić?

   - Czy wiesz, ile się przez ten czas stało? MOGŁA ZGINĄĆ! 

   - Skąd miałem wiedzieć, że akurat tego dnia, kiedy jest pełno ludzi na ulicy, trzy dwumetrowe mutanty będą chciał ukraść dziecku świnię? Tego chyba nawet Tokio nie widziało. 

   - To jest prosiaczek, nie świnia!

   - I tak to się zje.

   - Jak możesz?! To żywe stworzenie mające uczucia, którymi gardzisz!

   - Znamy się kilka miesięcy i nie zauważyłaś, że gardzę innymi ludźmi? Co dopiero świnią.

   - To prosiaczek! Tak jak z Kubusia Puchatka, cholera.

   - Zamilcz już, Ario.

   - Ale mógł zginąć! Skończyłby na talerzu tych trzech olbrzymów!

   - Wybaczcie mi, że nie jestem jasnowidzem.

   - Masz przecież te Oko Imperatora.

   - Genialnie, Kwiatku, w dwutysięcznym osiemdziesiątym piątym będzie koniec świata, a za chwilę na tej drodze będzie wypadek.

  Mały chłopiec z przydużą czapeczką przewraca się na deskorolce z wielkim hukiem, a z jego ust wychodzi głośno jęk bólu. Jednak szybko wstaje, a my zaskoczeni odprowadzamy go wzrokiem. Przerażona Aiko podchodzi do chłopaka, który obserwuje mnie mrużąc złowrogo oczy, i szarpie za rękaw bluzy.

   - Sei-chan, z tym końcem świata to był żart, prawda? Boję się. - Mamrocze, a Absolut lekko się uśmiecha. Przez ten jego wyraz twarzy od razu przestaję się złościć i trochę chce mi się śmiać.

   - Oczywiście, że żartowałem. To co, jedziemy do domu?



 Dom kojarzy się z czymś przytulnym, czasem dwupiętrowym i takim zwyczajnym. Dom Akashiego do żadnych z powyższych podpunktów nie pasuje. Właściwie przede mną pojawiła się ogromna brama i wjazd, którym nie pogardziłby król. Nawet gdy weszliśmy do środka, wcześniej Akashi musiał przedstawić mnie ochroniarzowi, dom był zaskakująco daleko, jakby nie wiedzieli co zrobić z własną ziemią. Ogród i fontanna wręcz mnie zachwyciły, nawet mają popieprzony stawik i altankę. Dalej rozciąga się pasmo zielonej trawy, która się chyba nie kończy. Sam budynek nie przypomniał pałacu, bardziej coś na kształt mega bogatego banku. Ogromny, biały, bez spiczastego dachu. Szerokie schody prowadzą do dosyć dużych drzwi, a ponad nimi jest balkon podbierany przez kolumny. Zaskoczona przystaję i marszczę brwi.

   - Ja tu byłam. - Mówię i zwracam uwagę chłopaka. - Naprawdę kojarzę to miejsce.

   - Może ze zdjęć? Często są w gazetach.

   - Chyba tak... - Mamroczę, choć nadal nie jestem przekonana.

   - Przejdziemy przez kuchnie, a ty Aiko niczego nie podjadaj. - Zwraca się do dziewczynki, a ta szeroko się uśmiecha. Idziemy dookoła i wchodzimy przez, o dziwo, normalnie drzwi.

  Dobra, chcę mieć taką kuchnię. Jest ogromna wyposażona w wiele nowoczesnych sprzętów. Są tu cztery lodówki. Cztery! Po co im tyle? 

   - Jesteś głodna, Ario? Chce ci się pić? - Pyta mnie Akashi, bierze pomarańczę ze stołu i rzuca w moją stronę. Zręcznie ją łapię i szeroko uśmiecham.

   - Nie, dzięki, niedawno jadłam.

   - Pójdę teraz szybko do ojca, a ty Aiko zaprowadź Arie do swojego pokoju. - Mówi, wymija nas i wychodzi. Dziewczyna rozgląda się dookoła, otwiera jedną z lodówek i bierze czekoladę. Przykłada palec do ust, co ma sugerować, abym o niczym nie mówiła. Tylko chichoczę i razem wychodzimy z pomieszczenie. 

  Korytarz jest ogromny, bogaty, ale jednocześnie spodziewałam się tego. Dominują tu dwa kolory: czerwony i złoty. Z zaciekawieniem przystaję przy jednym obrazie i po prostu chłonę jego wyjątkowość. Przedstawia tak piękną kobietę, że aż przez chwilę nie mogę oddychać. Ma ciemne, brązowe włosy idealnie się układające i piękne złote oczy, tak wesołe i tak pogodne. Na jej kolanach siedzi najsłodsze dziecko na świecie. Ma czerwone oczy i włosy, ogromny uśmiech i nawet tutaj czuję jego miłość do matki.

   - Nie znałam mamy Sei-chana. Ale jest mi zawsze smutno, gdy Sei-chan się złości. Wiesz, że widziałam jak płacze? To było niedawno, na pogrzebie babuni. Chyba coś mu powiedziała ważnego, bo był naprawdę smutny i wtedy ja byłam smutna, i wtedy on płakał, i ja płakałam. Ktoś musi z nim płakać, bo on nie lubi być sam. - Mówi, a ja zaskoczona na nią spoglądam i czuję dziwny ból w okolicach serca. 

   - Wiesz, mi też jest smutno, gdy on czuje się przygnębiony. 

  - I jest też na odwrót! Więc uśmiechaj się onee-chan!

  Mówi, łapie mnie za rękę i ciągnie w stronę białych drzwi. Otwiera je, a przede mną wyłania się raj dla dziecka. W życiu nie widziałam tylu zabawek. Dziewczynka daje mi miecz, tarczę i pelerynę, a sama ubiera koronę i bierze berło.

   - Uratuj mnie, książę! - Piszczy i macha rękami, jakby próbowała odgonić złe duchy. Śmieję się dosyć głośno i zaczynam ganiać po pokoju. Nigdy w życiu nie spodziewałabym się, że tak trudno złapać pięcioletnie dziecko, naprawdę. Aiko potrafi wszędzie wleźć, nagle się schować i wyskoczyć ze sterty pluszaków. Mimo że ma wszystko, bądźmy szczerzy, gdzieś tam pewnie jest rozpieszczana przez rodziców, to jednak naprawdę miła i uśmiechnięta dziewczynka.

  Przeciwieństwo pewnego przystojnego, chłodnego pana, którego nazwisko zaczyna się na A. 

  Drzwi się otwierają i do środka wchodzi Akashi. Uśmiecham się chytrze i delikatnie dźgam go mieczem w klatkę piersiową.

   - Zobacz, księżniczko, zabiłam gnoma!

   - Powtórzysz? - Pyta, a w jego oczach widzę zirytowanie. Unoszę ręce do góry puszczając przy tym mój oręż. 

   - Poddaję się! - Piszczę, a przez jego twarz przechodzi rozbawienie.

   - No to muszę chyba poślubić gnoma. - Wzdycha Aiko i mocno przytula się do Akashiego.

  Przez kolejne dwie godziny graliśmy w gry planszowe, ale Akashi ciągle wygrywał, więc musieliśmy porobić coś innego. Zaczęłam nawet rysować z Aiko różne zwierzątka. Czułam się przy tym skrępowana, zdawałam sobie sprawę, że Absolut wpatruje się w moje dłonie i śledzi każdy ruch.

  Jednak nic nie pokonało sytuacji na podwórku, doprawdy.

  Zaczęło się niewinnie. Poszliśmy do wielkiego ogrodu, a Aiko zaczęła się bawić z trzema psami stróżującymi, dobermanami, i naprawdę nie wiem, jak to możliwe, że się ich nie boi. Patrząc się na te potężne zwierzęta z pewną ostrożnością i przerażeniem, Akashi do mnie podszedł i delikatnie uśmiechnął.

   - Chodź, coś ci pokarzę. - Widząc mój wyraz twarzy przewraca oczami. - Nic jej nie będzie, naprawdę. 

  Z pewną obawą potakuję głową, ale skoro nawet on twierdzi, że wszystko będzie dobrze, to dlaczego by nie. Idziemy na tył domu, z ogromnym zaciekawieniem bacznie wszystko obserwuję i co chwilę o coś pytam. Co dziwne, nawet gdy jestem obok niego w całkowitej ciszy, w żadnym wypadku nie czuję się skrępowana. Chyba coraz bardziej się do niego przyzwyczajam. 

  Przede mną wyłania się stajnia i wybieg. Z lekkim zwątpieniem idę za chłopakiem i dostrzegam naprawdę pięknego konia. Jest siwy, duży, powoli skubie trawę, a po chwili unosi głowę i wpatruje się w nas.

   - Ma na imię Yukimaru, jest moim ulubieńcem. - Mówi z jakąś dziwną dumą w głosie, a ja unoszę wysoko brwi. 

   - Pasuje. - Komentuję i obydwoje opieramy się o słupki. Zwierzę powoli do nas podchodzi, przystaje przed Akashim, a on zaczyna gładzić go po głowie.

   - Pogłaskaj.

   - Podziękuję.

  Chłopak delikatnie się uśmiecha w ten, przeze mnie, ukochany sposób i prycha.

   - Boisz się. - Nie pyta, stwierdza.

   - Po prostu jestem ostrożna. - Odpowiada udając poważną i mało zainteresowaną, choć mój wzrok ciągle pada na pięknym Yukimaru.

   - Zaczekaj tutaj, zaraz przyjdę. - Mówi chłopak i odchodzi zostawiając mnie z koniem. Spoglądam na niego, ten na mnie i mam wrażenie, że to stworzenie czyta mi w myślach. Przerażające.

   - No, nie spodziewałam się, że cię tu zobaczę.

  Mina mi rzednie, odwracam się na pięcie i muszę znosić obecność Mitsuki. Dziewczyna zarzuca swoje piękne włosy do tyłu i szeroko się uśmiecha.

   - Hej. - Tylko tyle mówię, co bardzo ją zaskakuje. - Co tu robisz? 

   - Mogłabym cię spytać o to samo...

  Naszą nawet niezaczętą rozmowę przerywa Akashi, który trzyma uzdę i siodło. Bez żadnego słowa przeskakuje przez ogrodzenie i zaczyna to wszystko zakładać i zapinać na Yukimaru. Żadna z nas się nie odzywa, tylko obserwuje skupionego chłopaka, który sprawdza, czy wszystko jest tak, jak powinno. 

   - Chcesz się przejechać? - Pyta odwrócony do nas tyłem, a Mitsuki się rozpromienia.

   - Jasne, że tak! - Piszczy i idzie w jego stronę.

   - Mówiłem do Arii. 

  Znów robi się cicho. Przez twarz Mitsuki przechodzi całkowite zaskoczenie, oburzenie i zazdrość. Ja jedynie wpatruję się na chłopaka, który odwraca się i uroczo, i delikatnie przechyla głowę na bok.

   - Co ty na to, Ario? 

  Zatyka mnie dosłownie i nie wiem co powiedzieć. Kilka razy jeździłam na kucyku w cyrku, ale żeby teraz tak na koniu? Boże, przecież zginę.

   - Ja nie wiem...

   - No chodź. 

   - No...

   - Zaufaj mi. 

  Nie wiem dlaczego, ale te słowo niesamowicie na mnie zadziałało. Dodało jakiejś potężnej energii, sprawiło, że nagle stało się to łatwiejsze, spokojniejsze, a decyzja przeze mnie podjęta wręcz mało ważna. Przeskakuję przez ogrodzenie i staję na baczność.

   - Co mam zrobić?

  Na jego twarzy pojawia się uśmiech, a Mitsuki oburzona odchodzi. Mało mnie to jednak interesuje. Chłopak pomaga mi wejść na konia, Yukimaru chyba ma bardzo dużo cierpliwości, bo nie da się zliczyć, ile razy prawie z niego spadłam, a Akashi w ostatniej chwili mnie złapał. Kiedy wreszcie jakoś udało mi się pewnie usiąść w siodle, wszystko stało się jakoś małe. Spoglądam w niebo, które jest dzisiaj naprawdę piękne i chyba jestem w tej pozycji z kilkanaście sekund. Dopiero po chwili znów spoglądam na Absoluta, który bierze wodzę i powoli zaczyna iść przed siebie.

   - Trzymaj się.

   - Ciekawe czego.

  Siedzenie na koniu jest dziwne. Wszystko pode mną się trzęsie, mam wrażenie, że spadnę, ale jakoś udaje mi się zachować równowagę. Po pewnym czasie po prostu patrzę się przed siebie podziwiając błonia. Możliwe, że mogłabym tak obserwować to wszystko do końca świata, ale głos chłopaka wyrywa mnie z zamyśleń.

   - Jesteśmy. Chodź, pomogę ci zejść.

  Okazuje się, że schodzenie jest łatwiejsze niż wchodzenie. Bo jak spadniesz, to już jesteś w sumie na dole. Muszę przyznać, że miejsce jest piękne, a widok zachodzącego słońca dodaje temu dziwne ciepło. Akashi siada na trawie i patrzy się przed siebie, a Yukimaru skubie trawę blisko chłopaka. Nagle wpadam na genialny pomysł.

   - Wiesz, Akashi, muszę do kogoś zadzwonić, zaraz wracam.

  Oddalam się, sprawdzam, czy mnie nie widzi i szybko... robię zdjęcie. Te ujęcie będzie idealne, aby to namalować i kiedyś dać w prezencie. Zadowolona wracam do niego i siadam niedaleko. 

   - Niedługo wyjazd, będzie fajnie, prawda? - Pytam, a on marszczy brwi.

   - Dużo pracy. Niedługo będą eliminacje, moja drużyna musi dużo ćwiczyć.

   - I tak wygrasz.

  Nie wiem dlaczego, ale te słowa bardzo go zaskakują. Spogląda na mnie zaciekawiony i lekko wybity z tropu, ale szybko powraca jego chłodna i obojętna strona.

   - Tak masz racje. Przecież zawsze dostaję to, co chcę.



   - I poznałam miłą onee-chan! - Opowiada Aiko, a Akashi unosi do góry brwi. - Jest śliczna i miła, i inteligentna, i uratowała Rozu. Chcę być taka jak ona! - Śmieje się, a Akashi-sama spogląda na swojego syna lekko zaciekawiony.

   - Bardzo fajnie, że znalazłaś koleżankę, skarbie. Seijuro, jak się nazywa? - Pyta się chłopaka niska, zgrabna kobieta, żona brata właściciela tego domu.

   - Aria Hanawara.

  Przez jej twarz przechodzi zaskoczenie.

   - Och, ta Aria Hanawara? Ta urocza złotowłosa dziewczynka z niebieskimi oczami? - Pyta, a Akashi pierwszy raz jest czymś zainteresowany na tej nudnej kolacji. - Naprawdę, nie spodziewałam się, że jeszcze o niej usłyszę. Pewnie jest piękną, młodą damą, Seijuro, musisz pilnować, aby żaden inny chłopak ci jej nie ukradł.

  Akashi przewraca oczami i pomija ostatnie zdanie brunetki.

   - Ciociu, znasz ją? 

 Kobieta macha tylko ręką, a jej mąż posyła jej rozbawione spojrzenie.

   - Gdy byłeś we Francji, przyjechała tutaj ze swoją matką. To była paskudna kobieta, od początku jej nie ufałam. Nie wiń ją chłopcze, że tego nie pamięta, miała może cztery latka i taki szczery uśmiech. W przeciwieństwie do tego okropnego wyrazu twarzy jej matki. - Mamrocze.

   - Tak, Kwiatek zawsze szeroko się uśmiecha.

  Dopiero teraz dociera do niego, jak ją nazwał. Przestaje jeść, a ciotka uśmiecha się szyderczo.

   - Przepraszam, jak? 

  Chłopak mruży oczy i delikatnie się uśmiecha, co zaskakuje kobietę. Właściwie czym ma się przejmować? To po prostu jest jej przezwisko, które używa i uważa za uro... normalne.

   - Hana znaczy kwiatek, ciociu. Nie mów mi, że nie zauważyłaś...

  - TY MAŁY...

   - Seijuro. - Przerywa rozmowę Akashi-sama, a chłopak od razu się opamiętuje. - Pamiętasz, jak wróciłeś ze swoją matką z tej wycieczki i osobiście przekazałem ci rysunek? Był okropny, przedstawiał coś, co miało być koniem.

   - Chyba tak, ale nie rozumiem, ojcze, o co chodzi.

   - Otóż ten rysunek stworzyła twoja koleżanka, Aria Hanawara, gdy się dowiedziała, że bardzo lubisz jazdę konną. 

  Ciężko było wtedy określić uczucia jakie nim wtedy targały.



  Chłopak w stercie dokumentów uporczywie szuka tylko jednej rzeczy. Chyba przerzucił każdą teczkę, brystol, nawet sprawdził pod łóżkiem. Dopiero po pół godzinnym szukaniu nareszcie to znalazł. Koń właściwie przypominał beczkę i był cały czerwony i pomazany. Rysunek oczywiście się już pogniótł, ma swoje lata, ale dzięki temu zachował w sobie to coś.

  Chłopak rozsiada się na ziemi i opiera o swoje łóżko. Uporczywie próbuje znaleźć coś, co da mu pewną gwarancję, że ojciec ma rację. Nawet odwrócił kartkę kilka razy, aby sprawdzić, czy nie ma nic na odwrocie. Dopiero po chwili dotarło do niego, że Aria była bardzo mała tworząc ten rysunek i nie potrafiła pisać. 

  Nagle, to było niespodziewane, za koniem dostrzegł kwiatka, który szeroko się uśmiecha. 

   - Robisz się coraz bardziej upierdliwa, Kwiatuszku. - Mamrocze Akashi pod nosem i się delikatnie uśmiecha. Potem schował ten rysunek do wnętrza biurka, aby już nigdy nie wzbudzał w nim tych dziwnych uczuć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro