Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

No i festiwal!

Nie mam bladego pojęcia, co ze mną nie tak, ale znów jestem chora XD


  Ostatni raz przyglądam się w lustrze i poprawiam blond włosy. Jestem cholernie czerwona i to mnie wkurza. Próbuję jakoś zakryć policzki przypominające dojrzałe pomidory, ale średnio to mi idzie. Słyszę dzwonek i wręcz biegnę po schodach prawie upadając i złamując kark. Przystaję, biorę kilka wdechów, gładzę spódniczkę i otwieram drzwi.

   - Dzień dobry, Akashi! Hayama-kun! - Mówię radośnie, a rudzielec mocno mnie przytula. Akashi po prostu nas mija i idzie na górę do mojego pokoju. - Dobra, dobra, nie duś mnie! - Śmieję się, a zaciekawiony chłopak mnie puszcza i spogląda na Akashiego wspinającego się po schodach.

   - On u ciebie już tu był? - Pyta i wrednie się szczerzy, a ja zaciskam mocno usta i próbuję grać obojętną, co ciężko mi idzie.

   - Przyniósł mi lekcje. Dobra, to nie jest czas na taką rozmowę. Bierzemy kilka moich obrazów i idziemy do szkoły. Jest siódma trzydzieści, a o dziewiątej zaczyna się Dzień Otwarty. Nie mogę się doczekać, pierwszy raz coś takiego robiłam! Będzie super, normalnie...

   - Aria, zamilcz i znieś kilka tych obrazów na dół. - Mówi Akashi obserwujący mnie swoim chłodnym wzrokiem. 

  No tak, niby się jakoś pogodziliśmy. Kilka dni temu przyszedł do mojej klasy i położył na ławce trzy kilogramy pomarańczy, czekoladę i deser, i po prostu sobie poszedł zostawiając mnie i rówieśników w całkowitym osłupieniu. Codziennie z Absolutem biegam, idzie mi coraz lepiej. Na tych indywidualnych treningach, które są naprawdę ciężkie, daję się z siebie wszystko i później chodzę jak tyczka przez zakwasy. Jednak nadal jest dosyć chłodny, jakby stworzył dziwny mur odgradzający go od innych. Próbuję być jak najbardziej miła, ale czasem mnie zbywa i dalej wraca do wcześniejszych czynności.

  Boli.

   - Tak, już idę. - Odpowiadam.

  Kiedy Kotaro zobaczył mój pokój, nie mógł się nadziwić. Obrócił chyba każdy obraz, nawet stwierdził, że jeden ze sobą zabiera i nie odda. Ciężko z nim było wybrać sześć najlepszych, które można pokazać uczniom. Akashi ciągle wydawał się zbyt zdenerwowany, aby przebywać w jednym pomieszczeniu z tak żywiołową osobą jak Kotaro. Na końcu musiałam go wyprosić dostrzegając, że Absolut naprawdę go uderzy. 

  Tak więc zostałam sama. Z Akashim. Boże.

  Układając resztę szkiców, spoglądam na chłopaka kątem oka. Zastanawia się, co wybrać. Kwiaty, czy motyle. Głośno wzdycham i postanawiam zebrać w sobie całą odwagę i zagadać.

   - Co się stało?

  Spogląda na mnie znudzony, a ja wybucham śmiechem. 

   - Przepraszam. Zawsze ty zadawałeś mi to pytanie, nie ważne po co przyszłam, kiedy i gdzie, swoim spokojnym tonem wypowiadałeś te trzy słowa. Nie wiem, dlaczego to mnie tak rozbawiło. - Poważnieję. - Ja naprawdę widzę, że coś cię trapi, Akashi. - Mówię, a on tylko przewraca oczami i znudzony wybiera ten obraz z kwiatami.

   - Nie powinnaś zadawać mi takich pytań. To niestosowne i idiotyczne.

   - Dlaczego?

   - Bo nazywam się Akashi Seijuro i nie ma rzeczy, które mogłyby wytrącić mnie z równowagi. Daruj sobie czułe słówka i chęć pomocy, bo tylko pogarszasz sprawę. Jak już coś wybrałaś to pakuj się i idziemy. Powinnaś zdać sobie sprawę z tego, że nie mamy wieczności.

  I z tym miłym akcentem kończy naszą rozmowę wychodząc z trzema obrazami. Mlaskam dosyć głośno i naprawdę mam ochotę się dowiedzieć, co z nim jest nie tak.



   - Cześć, Aria-chan.

  Odwracam się na pięcie i dostrzegam Tobio, który lekko się uśmiecha i do mnie podchodzi. Szczerzę się szeroko do niego, ale przypominam sobie sytuację w parku i od razu odczuwam dziwne poczucie winy i zawstydzenie, że odebrał to tak, jak nie powinien. Chłopak poprawia swoją grzywkę, a ja dopiero teraz zauważam, że zawsze tak robi, gdy się denerwuje.

   - Cześć. Co tam? - Pytam i wracam do układania jedzenia na stole. Chłopak zaczyna mi pomagać i rozkłada krewetki.

   - Wszystko dobrze, dawno ciebie nie widziałem. Musze przyznać, że trochę się stęskniłem, brakuje mi mojej roześmianej przyjaciółki.

  Chichoczę zbyt nerwowo, ale chyba tego nie zauważa. Czuję się skrępowana, jakby on oczekiwał, że nagle się na niego rzucę i wyznam mu miłość, tak jak w jakimś anime. Właściwie, kto wymyślił tak idiotyczne zachowanie? Skąd to się wzięło? Ja sama bałabym się podejść do chłopaka, który mnie nie zna i zacząć piszczeć, że go kocham. Gdzie tu logika?

   - Aria-chan, Aria-chan, pobudka. Akashi-san coś od ciebie chce. - Na te słowa Tobio, odwracam się na pięcie i orientuję się, że Absolut stoi tylko jeden krok przede mną. Jest na wyciągnięcie ręki, a ja zostałam sparaliżowana. Głowę ma lekko uniesioną i patrzy się na mnie z góry, a ja zostaję zmiażdżona przez presję. W ręce trzyma jakąś dziwną, egzotyczną potrawę, która chyba jest śmiercionośna.

   - Ile razy mam cię wołać? Czy wyglądam na cierpliwą osobę.

  Nie, tylko, bardzo, bardzo złą.  

   - Przepraszam, zamyśliłam się. Czy coś się stało? - Próbuję jakoś go uspokoić, ale mój entuzjazm chyba na niego nie działa. Jego oczy lśnią niebezpiecznie, a ja mam ochotę zniknąć.

   - Za dziesięć minut odbędzie się uroczysty apel. Masz usiąść w pierwszy rzędzie, obok Kotaro i mnie. Jeśli spóźnisz się chociaż sekundę, obiecuję, że coś ci zrobię. 

  Odchodzi, a ja mlaskam i krzyżuję ręce na klatce piersiowej.

   - Wiesz co mu jest? Od pewnego czasu daje nam niezły wycisk. Może pobiegnij za nim i, nie wiem, coś powiedź, czy co? - Mówi Tobio ze skwaszoną miną, a ja potakuję głową i pędem kieruję się w stronę Absoluta. Dostrzegam go na schodach prowadzących w dół, szybko kieruję się za nim.

   - Akashi, cze...

  Touka. No tak, mogłam się spodziewać. 

  Przebiegając obok niej, podstawia mi haka i cicho się śmieje. Tracę grunt pod nogami i lecę przed siebie niczym Superman. W ostatniej chwili ktoś mnie łapie, ale okazuje się, że jestem cięższa niż myślałam, a egzotyczna potrawa zajmuje jedną jego rękę. Przewracamy się na ziemię, a taca z wielkim hukiem się rozbija. 

  Cała obolała przeklinam pod nosem i cieszę się, że nikogo nie ma. Podnoszę się na łokciach, ale z zaskoczeniem odkrywam, że podłoga jest dziwnie miękka. Spoglądam w dół i przerażona zaczynam piszczeć. 

  Akashi spogląda na mnie znudzony i chyba ma ochotę na mnie nakrzyczeć. Jego oczy niebezpiecznie lśnią, a bliskość powoduje u mnie do granic czerwone policzki.

   - O Boże, przepraszam, ktoś podstawił mi nogę i ja naprawę... Nic ci nie jest, Akashi, prawda?! Jezu, powiedź coś.

   - Zejdź ze mnie. 

   - Tak, tak, już.

  Zrywam się uderzając łokciem w jego brzuch, a on się krzywi. Powoli się podnosi i z delikatnym smutkiem spogląda na porozrzucane jedzenie na korytarzu.

   - Wielka szkoda, sprowadziłem to z samych Chin. - Widząc moje załamanie głośno wzdycha i kręci kilka razy głową. - Ale najważniejsze, że nic ci nie jest. Coś cię boli?

  Zaciskam dłonie w pięści i tupię nogą, jak małe rozwydrzone dziecko, które nie dostało ulubionych słodyczy.

   - Czy coś mnie boli? Czy coś mnie boli?! Cholera, Akashi, spadłam na ciebie z samej góry, wręcz polecieliśmy na dół, leżałam na tobie, oberwałeś ode mnie łokciem i mnie się pytasz, czy nic mi nie jest?! Chyba powinno być odwrotnie! 

  Chłopak głośno wzdycha i ignorując jedzenie, kieruje się w stronę auli.

   - Aria, uspokój się. Od małego ćwiczę taekwondo i boks, gorzej dostawałem.

   - Teaoekwo... co? - Pytam, mijam go i zagradzam przejście. Bacznie go obserwuję, czy nie ma gdzieś zadrapań, może kuleje, albo boli go ręka i nie może jej zginać. Dopiero teraz orientuję się, że Akashi natarczywie się we mnie wpatruje, a przez moje ciało przechodzi setka dreszczy. Czuję się, jakbym utknęła i nie mogła się poruszyć nawet o milimetr, a to wszystko jest sprawką jednego chłopaka.

   - Akashi-san, Aria-chan! Chodźcie, bo się zaczyna! - Krzyczy Kotaro, a ja wyrywam się z dziwnego transu.

 Przemówienie dyrektora było zwykłe, ale nie nudne. Mówił o osiągnięciach szkoły, wymaganiach, wycieczkach i samorządzie uczniowskim. Przez chwilę myślałam, że zasnę, ale Kotaro przez przypadek uderzył mnie łokciem, kiedy klaskał i się przebudziłam. Gimnazjaliści zaczynają się rozchodzić, a ja głośno wzdycham i ziewam. Wraz z Absolutem i Kotaro kierujemy się w stronę wyjścia, ale zatrzymuje nas przepiękny, ciepły głos.

    - Seijuro!

  Czerwonowłosy zatrzymuje się, a przez jego twarz przechodzi ogromne zaskoczenie. Nagle się uśmiecha tak strasznie ciepło i pięknie, że aż przez chwilę nie mogę oddychać, i odwraca się na pięcie. 

  W jego stronę biegnie Afrodyta. Naprawdę. Ma długie czarne włosy, które podchodzą pod ciemny odzień błękitu i niesamowite oczy przypominające burzowe niebo. Jest ode mnie wyższa, piękniejsza, a jej uśmiech rozświetla całe te pomieszczenie. 

   - Mitsuki. - Mówi radośnie chłopak, a ja w to po prostu nie mogę uwierzyć.

  Dziewczyna wręcz rzuca się na Akashiego, a on ją mocno przytula. Szczęka Hayamy uderza o ziemię, a ja czuję okropny ból zmieszany z zazdrością.

  Dziewczyna się od niego odsuwa i delikatnie uśmiecha.

   - Cześć, jestem Utsukushi Mitsuki. Znam Seijuro od dziecka, to naprawdę upierdliwy chłopak.

   - Mitsuki, chyba się nie zmieniłaś.

   - I już nigdy nie zmienię. - Śmieje się i na mnie spogląda. - Och, cześć, jesteś koleżanką Seijuro?

   - To wiceprzewodnicząca. - Wyręcza mnie Akashi, a ja posyłam mu wściekłe spojrzenie. Ona tylko znów się śmieje i opera o ramię Absoluta.

   - Nie przejmuj się nim. Jako jego dawna dziewczyna wiele razy znosiłam te humorki.

  Mogę umrzeć.

   - Dziewczyna? - Piszczę lekko skołowana, a ona potakuje żywiołowo głową.

   - Tak. Wyjechałam do Chin i musieliśmy się rozstać, ale wróciłam! Na stałe! I chcę wszystko odbudować od podstaw.

    


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro