Niebezpieczny pojazd, pomarańcza i szał Absoluta
Mam wrażenie, że trochę przesłodziłam Akashiego, więc wracamy do korzeni XD
Butem wystukuję szybki rytm patrząc się natarczywie na zegarek i odliczając do przerwy obiadowej. Zostały dwie minuty, nareszcie coś zjem, porozmawiam z Absolutem, ustalimy parę rzeczy na ten festiwalu, który z wielkimi krokami się zbliża. Z tych wszystkich nudów przypomina mi się wczorajszy dzień.
Aomine szeroko i diabolicznie się uśmiecha, a Akashi nic sobie z tego nie robi. Czerwonowłosy w spokoju je zupę, a ciemnoskóry wręcz się pali do pojedynku. Zjadł tylko trochę ryżu i stwierdził, że w zupełności mu to starczy.
- Ej, mała, będziesz mi kibicować, prawda? – Zagaduje mnie Aomine, który w kuchni zaczyna się rozciągać. Oczywiście Midorima posyła nam rozgniewane spojrzenia, że zajmujemy mu pomieszczenie, a Murasakibara tylko unosi brwi. Kuroko albo się ulotnił, albo gdzieś jest w domu, tylko go nie widzę.
- Gdybyś grał przeciw komuś innemu, to pewnie tak, ale muszę cię rozczarować. Jestem po stronie Akashiego-san. – Mówię z powagą, a on tylko prycha. Zaczynam obierać pomarańczę, a Kise do mnie podchodzi rozradowany i wyciąga w moją stronę ręce.
- Poczęstujesz mnie, Ariacchi?
- To sobie obierz.
- Jesteś okrutna! Przyjaciele tak nie robią!
- Uczę się od Midorimy. – Odpowiadam i doskonale wiem, że zielonowłosy gniewnie na mnie zerka i chce mnie zabić. Cóż, nie dziwię się. Blondyn opiera się o blat i głośno wzdycha, a po chwili szeroko uśmiecha.
- Akashicchi, podasz mi pomarańczę? – Pyta z błagalną nutką, a Absolut po prostu go zbywa i nakłada kolejną dokładkę zupy tofu. Zrezygnowany i przygnębiony Kise garbi się, a jego ręce bezradnie zwisają. Teraz biedak sam musi się pofatygować i podejść do tego stołu, na której jest reklamówka.
Z jakiegoś powodu czuję przyjemne i narastające ciepło wewnątrz mnie, które powoli przebija się przez moją skórę tworząc delikatne rumieńce. Myśl, że Akashi tak po prostu rzucił mi owoc bez jakiejkolwiek prośby jest... sama nie wiem. Uroczy? Miły? Przyjacielski? Kolejny, chyba już setny raz, przypominam sobie o nocnej rozmowie i przez chwilę nie mogę oddychać. To działo się naprawdę. NAPRAWDĘ. Chciałabym powiedzieć, że nigdy nie umyję włosów, ale przed chwilą to zrobiłam.
- To co, Akashi, jesteś gotowy? Ile mam czekać? Może arystokrata musi jeszcze zjeść kaczkę nadziewaną inną kaczką, hm? – Drażni się Aomine i dolewa oliwy do ognia. Akashi na zewnątrz wydaje się spokojny, ale po długim przebywaniu z nim mogę mniej więcej określić, co chłopak czuje. Ma lekko zmrużone i lśniące oczy, przechyla głowę, jakby próbował coś zrozumieć i delikatnie się uśmiecha. Tak, Akashi ma teraz ochotę wygrać.
- Daiki, zamilcz, twój głos jest denerwujący.
- Ty psie... - Wręcz syczy Aomine, a Akashi ignoruje go i wraca do jedzenia. Jestem zaskoczona, myślałam, że po takim wyzwisku Absolut wstanie i po prostu go walnie. Pokolenie Cudów milczy, a Aomine wydaje się być ich przeciwieństwem. – Co, nie wiesz, co mi powiedzieć? Już wiesz, że przegrasz? Zawiesiłeś się, odpłynąłeś? Mam wołać desperackie: halo, Akashi, jesteś tu? A może...
- Wybacz, mówiłeś coś? Bo przez chwilę miałem cię w dupie. – Odpowiada nie zaszczycając nikogo wzrokiem.
W kuchni robi się całkowicie cicho. Aomine mruga kilka razy zdziwiony i nie wie, co odpowiedzieć. A ja? Zakrztuszam się zupą tofu i prawie wszystkich opluwam. W pomieszczeniu odbija się tylko mój niekontrolowany chichot. Jednak po chwili znów się zakrztuszam i kaszlę. Uderzam kilka razy w klatkę piersiową i ze łzami mówię:
- Akashi-san, to było piękne, naprawdę. – Szepczę ciężko oddychając i czując nieprzyjemne drapanie w gardle. Imperator tylko na mnie zerka i posyła blady uśmiech. To było... niesamowite, a jednocześnie takie zwyczajne, jakbyśmy znali się bardzo długo i porozumiewali bez słów.
- Jak tak bardzo chcesz rywalizować, to chodźmy. Jednak uprzedzam cię, za jakiekolwiek złamania i zgony nie odpowiadam.
- Jasne. – Syczy Aomine, a jego oczy jasno lśnią. Akashi jest już w drzwiach kuchni, ale przystaje, obraca głowę i wbija we mnie wzrok.
- Aria, chodź.
O kurcze. Przez chwilę nie wiem co powiedzieć i zrobić, stoję jak słup soli i próbuję zrozumieć, co się cholera dzieje. Absolut spogląda na mnie tymi swoimi niesamowitymi oczami leniwie, jednak widzę błysk w oku dający znać, że czeka, aż podejdę i dopiero wtedy będzie mógł dalej iść. To jest naprawdę piękne.
Cała czerwona kiwam głową i jestem na siebie zła, że nie potrafię panować nad swoimi emocjami. Podchodzę do Absoluta, ubieramy buty i wychodzimy. Bez słowa przechodzimy przez ulicę i przystajemy czekając na resztę.
Z domu wybiega podekscytowany Aomine, kieruje się w naszą stronę i... znika. Słyszę tylko trzask, pisk, głośny krzyk chłopaka i prychnięcie Akashiego. Nie wiem, czy się śmiać, czy płakać. Aomine leży pod rowerem i jakąś młodą, ładną dziewczyną. Ta szybko się prostuje, zabiera to, co jej i wyciąga rękę w stronę chłopaka, który głośno przeklina.
- Bardzo przepraszam, ale nagle tak się pojawiłeś... Odprowadzę cię do pobliskiego szpita...
- I co jeszcze, kurwa?! Karetka mnie przejedzie?! – Wręcz krzyczy na dziewczynę, a Akashi z wrednym uśmiechem i przerażającymi oczami mówi:
- Widzisz, Daiki. Karma wraca. Po twojej spuchniętej i poobijanej ręce wnioskuję, że dziś sobie nie pograsz. I przez kilka tygodni.
Moje rozmyślenia przerywa dzwonek na przerwę. Uradowana szybko się pakuję nie zważając na uporczywe i, niekiedy, zazdrosne spojrzenia. Misaki szyderczo się uśmiecha, a przez moje ciało przechodzą dreszcze.
- Idziesz do przewodniczącego? Nieźle.
- Nie bądź zazdrosna, Misaki-chan. Masz przecież Murasakibare.
Brunetka jeszcze szerzej się uśmiecha, a ja marszczę rozbawiona brwi.
- Wiesz, Aria-chan, wydaje mi się, że im więcej przebywasz z Akashi, tym więcej masz dookoła siebie urozmaiconych emocji. Kiedyś się tylko śmiałaś i zawstydzałaś, dziś możesz mi się odgryźć. – Mówi, a ja zaskoczona kilka razy mrugam. Niby Akashi-san jakoś na mnie wpływa? Nie... przecież to niemożliwe. Zgaduję, że gdy skończymy pracować nad tym festiwalem, nie będziemy się tak często spotykać na przerwach i kontakt niedługo się urwie. Przez swoje własne pesymistyczne myśli markotnieję i wychodzę bez słowa. Doma-chan, która niestety niedługo wyjeżdża, posyła mi pocieszający uśmiech, mijając mnie w drzwiach. Cicho wchodzę do pokoju samorządu uczniowskiego i od razu wita mnie Hayama.
- Cześć, Aria-chan! Co tam?
- Hej, Hayama-kun. Może być. Akashiego-san jeszcze nie ma? – Pytam obracając się dookoła, ale spotykam znudzone spojrzenie Imperatora, który szuka czegoś w stercie porozwalanych dokumentów na końcu klasy. W podskokach do niego podbiegam i szeroko się uśmiecham.
- Dzień dobry, Akashi-san. Pomóc w czymś?
Bez słowa podaje mi plik kartek. Zaskoczona zaczynam je przeglądać, jakieś stare wycinki z gazet, artykuły o poprzednich dniach otwartych szkoły Rakuzan. Siadam na ziemi niedaleko chłopaka i czytam nagłówki.
- Są z najstarszych lat. Poszukaj czegoś, co może jeszcze nam się przydać.
Kiwam parę razy głową, wyciągam z torby długopis i kartkę, i zaczynam przepisywać to, co uważam za ciekawe. Jednak myśl, że obok mnie, mniej niż pół metra, siedzi i przegląda stare papiery Akashi Seijuro, robi mi się gorąco. Przypominają mi się dni, kiedy przez przypadek na niego wpadłam, albo przyszłam po to, aby pograć w shogi. Niesamowite jak bardzo wszystko się zmieniło. Gdyby ktoś kiedyś powiedział mi, że zostanę wiceprzewodniczącą i pomocnikiem Akashiego, wyśmiałabym go. A teraz jest to prawdziwe i realne...
- Co cię tak bawi? – Pyta Absolut, a z jego oczu bije chłód i obojętność. Chyba ma kiepski dzień. Przez ton jego głosu delikatnie się wzdrygam i nerwowo chichoczę.
- Przypomniało mi się coś zabawnego. Właśnie, Aomine-kun kazał przekazać, że gdy zdejmie gips, to się zemści. – Mówię, a Akashi posyła mi zaskoczone spojrzenie. – Nie mam zielonego pojęcia, skąd mam jego numer i mail, i dlaczego podpisał się jako Super Dupa, ale nie wnikam. No i oświadczył, że ta cała Karma jest spoko, bo ta dziewczyna nie należy do najgorszych. Chyba nie chciałabym być w jej skórze. – Tłumaczę, a Absolutowi chyba znów wraca dobry humor, bo delikatnie się uśmiecha i kiwa parę razy głową.
- Cóż innego mogłem się po nim spodziewać? Dobra, Aria, wracaj do pracy, muszę dzisiaj iść na trening, nie mam czasu na zbędne gadanie.
- Tak, tak. – Odpowiadam wymijająco, a on piorunuje mnie swoim niebezpiecznym wzrokiem. Od razu się spinam i czytam kolejne artykuły. Po kilkudziesięciu minutach zebrałam dość sporo rzeczy, które można użyć. Podaję kartkę z moimi zapiskami Akashiemu, a ten kiwa głową i wkłada do swojej teczki. Spoglądam na zegarek i zaskoczona odkrywam, że zostały trzy minuty do dzwonka. A ja nawet niczego nie zjadłam! Kurcze, dlaczego istnieje zakaz jedzenia na wszystkich przerwach, oprócz obiadowych?
- Akashi-san, będę się zbierać. – Mówię lekko przygnębiona, a myśl, że przez resztę dnia będzie mi burczało w brzuchu mnie przytłacza. Rozsuwam drzwi, ale jego głos mnie zatrzymuje.
- Aria, trzymaj.
Odwracam się, a on rzuca w moją stronę... pomarańczę. Z wielkim zaskoczeniem ją łapię i marszczę brwi.
- Nie powinnam...
- Spóźnisz się na lekcje. – Przerywa mi, a ja posyłam mu szeroki uśmiech.
- Dzięki! – Krzyczę i wybiegam z klasy wymijając Reo, który chyba stwierdził, że złoży wizytę Akashiemu. W drodze zaczynam obierać owoc i nie mogę powstrzymać denerwującego uśmiechu. W tłumie dostrzegam Akane, stoi w tłumie swoich koleżanek. Gdy mnie zauważa, wymija przyjaciółki i do mnie podchodzi.
- Cześć Aria. Wracasz z pokoju samorządu? Jak ci idzie praca, dogadujesz się z Seijuro? – Pyta, a ja potakuję kilka razy głową.
- Tak, jest naprawdę zabawnie, nie pamiętam dnia, abym się tam nudziła. Meiwakuna-san, chciałabyś oprowadzać uczniów po szkole? Mam poszukać kilka osób, a nawet za to się nie zabrałam. Po prostu zapomniałam, świetnie, Akashi-san mnie udusi. – Podsumowuję, a ona serdecznie się śmieje.
- Jasne, że tak. Muszę już iść, do zobaczenia!
Zdecydowanie ten rok szkolny jest szalony.
- Pani wiceprzewodnicząca? – Pyta jakaś dziewczyna, a ja dumnie się prostuję i nie mogę powstrzymać uśmiechu satysfakcji. Kurcze, jak to poważnie brzmi. Kiwam parę razy głową, a czarnowłosa zasapana bierze kilka głębokich wdechów. Jest strasznie czerwona, jakby przebiegła maraton. – Meiwakuna-san powiedziała, że pani da radę. Proszę za mną. – Mówi, a ja przerażona zastygam. Coś się stało? Właśnie skończyłam lekcje i chciałabym wrócić do domu. – Bardzo proszę. Wyjaśnię w drodze.
Pakuję się i wraz z dziewczyną szybko wychodzimy z klasy.
- Więc o co chodzi? – Pytam wreszcie i zastanawiam się, czy przypadkiem nie zrobiłam niczego głupiego. Może stało się coś złego Akane? Od pewnego czasu naprawdę ją polubiłam...
- Podczas treningu koszykówki jakiś pierwszoklasista pokłócił się z Akashi-san. Meiwakuna-san próbowała ich jakoś rozdzielić, ale nie mogła, więc poprosiła, abym przyprowadziła wiceprzewodniczącą.
Mimo że szybko idę, strasznie się spinam. Świetnie, od dziś jestem od uspokajania żywej bomby atomowej, która może wybuchnąć mi centralnie przed twarzą. Mam nadzieję, że to nie Tobio, i tak niedawno mocno podpadł Akashiemu. Wychodzimy na zewnątrz, uczniowie dziwnie się na nas patrzą, ale ich zbywam. Czuję się jak bohaterka z kolejnego filmu Marvel'a i od razu przypomina mi się Absolut, który stwierdził, że nie będzie żadnym Kapitanem Ameryką.
Wchodzimy do sali gimnastycznej, a ja, biedna, mała, niska, drobna, próbuję przedostać się przez stado napakowanych facetów i piszczących dziewczyn, które, magicznym cudem, się tu znalazły. Kiedy wreszcie wszystko widzę, wzdycham szczęśliwa, że tym razem nie jest to Tobio, tylko jakiś brunet, który twardo i śmiało patrzy na Absoluta. Przenoszę wzrok na przewodniczącego i stwierdzam jedną rzecz. W życiu nie widziałam go tak zdenerwowanego. Nie, on jest po prostu wściekły. Garbi się delikatnie, przechyla głowę, oczy ma szeroko otwarte i wygląda jak morderca. Seksowny morderca, ale to na marginesie.
- O co poszło? – Pytam pierwszego lepszego chłopaka, a on tylko wzdycha.
- Stwierdził, że nie ma zamiaru grać w drugiej lidze, a potem zaczął gadać o potędze swojej rodziny. Kurcze, on też ma miażdżącą aurę, ale pewnie skończy się złamanym karkiem tego nowego. – Tłumaczy, a ja kiwam parę razy głową. Dostrzegam Meiwakune, która chowa się za jakimiś kartonami i próbuje złagodzić sytuację.
- Akashi-san, to naprawdę zbędne...
- Ile razy mam mówić, abyś wreszcie się uciszyła, Akane? Tylko mu nogi z dupy powyrywam, obiecuję, że na tym się skończy i bardziej nie ucierpi. – Mówi Akashi przerażającym tonem, a ja po prostu wiem, że on może to zrobić i nic go nie powstrzyma. No, chyba że Aria Hanawara, kolejna super-bohaterka Marvel'a.
- Akashi-san, ja nie chcę przeszkadzać... - Mówię podchodząc na bezpieczną odległość i nie wiem, kogo bać się bardziej. Nieznanego chłopaka, który ma tyle siły i odwagi, aby się przeciwstawić, czy Absoluta, który w tym momencie wydaje mi się zbyt obcy.
- Aria, odejdź.
- Dobra. – Odpowiadam, a Meiwakuna zaczyna krzyczeć, że miałam ich powstrzymać, a nie uciekać, tak jak ona. Ale cóż mogę zrobić? Jestem tylko pierwszoklasistką, rozgadaną dziewczyną, która miała szansę spotkać niesamowite osoby. – Hm, Akashi-san, nadal uważam, że to kiepski pomysł. Może, chodźmy do domu i zapomnijmy o tym wszystkim, co? – Mówię i nerwowo się śmieję, a chłopak spogląda na mnie, zbyt blisko podchodzi, a ja zastygam.
- Nie mam nastroju na żarty. Ta osoba obraziła moją rodzinę, a ja tego nikomu nie wybaczę. Nawet sobie.
- Mówi się, że trzeba przebaczać, bo później jesteśmy szczęśliwsi i takie tam. O, Akashi-san, mam kole... - Markotnieję, kiedy coraz bardziej odczuwam miażdżącą aurę i przenikliwe, i zbyt piękne oczy Imperatora.
- To jest ten sławny Akashi Seijuro? Spodziewałem się czegoś więcej. Doprawdy, pokonanie cię będzie jedną z najłatwiejszych rzeczy, które dziś zrobię. – Mówi przeciwnik i prycha, a ja jestem zmuszona zrobić, to, czego nie powinnam.
Serio, wybacz, ale tak będzie lepiej.
Podchodzę do chłopaka i nie za mocno, nie za słabo, kopię go w krocze. Upada on na ziemię i cicho jęczy, a każdy stoi zszokowany i nie wie, co powiedzieć.
- Akashi-san, mówi się, że poszkodowanego się nie bije.
Nagle cała agresja, chęć mordu i przytłaczająca aura znika, a przede mną stoi, tak dobrze mi znany, MÓJ Akashi Seijuro. Cicho prycha rozbawiony, nie może powstrzymać delikatnego uśmiechu. Oczy mu się rozjaśniają, widzę w nich małe, błyszczące iskierki, przez które jestem cała czerwona. Zauważyłam, że od niedawna często się zawstydzam, irytuje mnie to.
- Doprawdy, Ario, chyba nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwać. Przebaczę mu, jeśli mnie przeprosi. Na ziemi.
- Na kolanach? To on już jest...
- Nie, ma się położyć i błagać mnie o przebaczenie.
Ten to ma sposoby na poprawienie samooceny.
Podchodzę, do jeszcze wijącego się chłopaka, i używając większości siły, zwalam go z kolan na brzuch, a biedak nie wie, co dookoła niego się dzieje.
- Ario. – Mówi ostrzegawczo Akashi, a ja posyłam mu smutne spojrzenie.
- Akashi-san, to jest po prostu kolejny nerd, który uważa siebie za coś doskonałego. Nie wie, że absolutność jest lepsza, bo dzięki niej łamiemy granice nazwane idealnością. Przekraczamy coś kompletnego. Nie daj mu tej idiotycznej satysfakcji. – Mówię z powagą, a chłopak tylko przewraca oczami.
- Zachciało ci się filozofować.
- Hej, to było dobre!
Akashi zamyka oczy, po chwili je otwiera i spogląda na bruneta.
- Nie wyrzucę cię z klubu, ale wiedź, że nigdy niczego więcej nie osiągniesz. Postaram się, abyś zawsze już siedział na ławce rezerwowych i doskonale wiedział, że nie wejdziesz na boisko.
Akashi Seijuro opuszcza salę, a każdy bierze głęboki wdech i powoli odchodzi. Brunet posyła mi nienawistne spojrzenie, ale niczego nie mówi.
- Bronił cię.
Podskakuję i obracam się na pięcie. Kotaro buja się w tył i w przód, i szeroko się uśmiecha. Marszczę tylko brwi i próbuje zrozumieć to, co do mnie powiedział.
- Chyba nie rozumiem.
- Akashi ciebie bronił. Tamten chłopak zaczął narzekać na Akashiego, ale kapitan próbował go zbyć. Potem coś wspomniał, że rodzina Akashi to sami oszuści. Już wtedy myślałem, że Akashi się na niego wręcz rzuci i skręci kark, ale nauczył się panować nad swoimi emocjami. Jednak słowa skierowane na ciebie były jako oliwa dolewana już do pożaru. Wiesz, tworzy się eksplozja. Ten pajac zmienił temat, mówił o tobie i o tym, że nie powinnaś być w samorządzie uczniowskim, bo nie jesteś silna, odpowiedzialna i takie tam. Akashi się zdenerwował i, jak ma w zwyczaju, zwalił go z nóg.
Och.
Chłopak wchodzi do pokoju samorządu uczniowskiego i zabiera z szafki kurtkę. Ma już wyjść, ale zatrzymuje się, obraca na pięcie i lekko go zatyka. Kto by się spodziewał, że Akashi Seijuro będzie się uśmiechał, kiedy zobaczy połowę ,pozostawioną dla niego, pomarańczy, którą dziś oddał Arii?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro