Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nic niewarta

  Za każdym razem, gdy w domu jest mój tata, atmosfera staje się napięta i wszystko cichnie. Kei nie puszcza głośno muzyki z głośników w swoim pokoju, ja zamykam się w swoich czterech ścianach i nawet sąsiedzi są spokojniejsi. Bo mój tata jest poważny i rzadko pokazuje swoje uczucia. Gdy jest zmuszony nie pracować i siedzieć bezczynnie w domu, ciągle czyta. Potrafi w jeden dzień skończyć kilka książek.

Chyba dlatego wspólna kolacja jest dla mnie ciężarem. Mimo że jutro są urodziny Akashiego, nie mam nawet ochoty się uśmiechać. Grzebię pałeczkami w swojej porcji jedzenia i spoglądam na Kei'a, który wręcz zasypia na swoim siedzeniu. Mój wzrok ląduje na starszym, niebieskookim mężczyźnie, który jeszcze kilka miesięcy temu pogodnie do mnie się uśmiechał. Nie wiem, co go tak zmieniło w tak drastycznie szybkim tempie.

Unosi on głowę i odstawia gazetę. Wzdycha głośno, a przez moje ciało przechodzą dreszcze.

- Jutro o dwunastej wylatujemy.

Co?

Kei spogląda na niego zaskoczony i unosi do góry brwi, a ja nie wiem, co powiedzieć. Chcę protestować, ale głos ojca mnie wyprzedza.

- Będziemy na Wigilii w Stanach, u matki. Zaprosiła nas dwa tygodnie temu, chce z wami spędzić tydzień. Nie powiedziałem wam o tym szybciej, bo wiedziałem, że nie będziecie chcieli tam być. Musicie zrezygnować ze wszystkich swoich planów, bilety już są zakupione.

- Tato, wiesz, że nie musisz tego robić? Chyba bardziej nie chcesz tego wyjazdu od nas. – Mówi Kei, a ja żywiołowo potakuję głową.

- Mój przyjaciel ma jutro urodziny, bardzo chciałam tam iść. Nie mogę teraz wyjechać, tak bez pożegnania. Proszę, czy mogę zarezerwować lot dzień później? – Pytam z wręcz błagającym tonem głosu, a tata kręci głową.

- Nie ma takiej opcji. Bilety są drogie, a ty niepełnoletnia. Nie zgadzam się na takie rzeczy...

- Ale...

- Jeżeli chcesz coś jeszcze powiedzieć, to sobie daruj i idź do pokoju. Widzę, że nie jesteś głodna.

Patrzę się na jego chłodne, błękitne oczy i coś mnie ściska w żołądku. Gwałtownie wstaję, aż naczynia zaczynają trzeszczeć, biorę głęboki wdech, aby się jakoś uspokoić. Jednak nic to nie daje.

- Jak zawsze kierujesz się swoimi pobudkami! – Krzyczę i zaskakuję Kei'a i samą siebie. Tata jedynie na mnie leniwie i beznamiętnie spogląda. – Nigdy nie patrzysz się, czy robisz komuś po drodze krzywdę, czy ktoś za tobą płacze! Ja bardzo dużo płakałam, ale myślałam, że jednak jesteś moim ojcem i chcesz dla mnie jak najlepiej. Cholernie się myliłam. – Śmieję się gorzko, w moim gardle pojawia się gula, a w oczach pierwsze łzy. – Nic ciebie nie obchodzimy, pragniesz jedynie swojego szczęścia, nie ważne, czy cierpimy, czy nie. Zawsze tak było i będzie, nie dożyję dnia, kiedy zmienisz swoje poglądy. Czy ty w ogóle nas kochasz? Chyba nie, bo od wielu lat nie czułam się kochana. Przez nikogo. Mimo twoich okropnych wad, ja ciebie kocham, więc proszę, odwzajemnij moje uczucie! Słyszysz?! – Nie wytrzymuję, okropne więzły zaciskają się dookoła mojego serca i robi mi się słabo. Szloch i drżenie opanowuje moje ciało i nim zawłada. Ledwo stoję na nogach, Kei wstaje, aby mi pomóc, ale ręka ojca go zatrzymuje. – Ja po prostu chcę, aby ktoś mnie kochał. Tylko tyle... - Mówię to, o co najbardziej się obawiałam. Bałam się ukazania swojego zdania i moich uczuć.

- Jeśli nada masz zamiar się użalać, to lepiej wyjdź z tego pomieszczenia i nie pokazuj mi się do końca dnia na oczy. – Odpowiada i kontynuuje swój posiłek.

Walenie mojego serca zagłusza mi myśli, przez chwilę stoję i próbuję wszystko poukładać.

- Hej, Aria... - Zaczyna mój brat, ale ja bez słowa obracam się na pięcie i kieruję się do swojego pokoju.

Kiedy do niego wchodzę, spoglądam na prezent dla Akashiego. Na niekończącą się łąkę, niebo namalowane piękną pomarańczową farbą pomieszaną z różem i delikatnym czerwieniem i ciemnym błękitem, na siwego Yukimaru, który skubie trawę i obróconego Akashiego, który siedzi i podziwia ten widok.

Bez stresu i emocji zaczynam owijać to starannie, wcześniej przygotowanym papierem, a kiedy kończę, odstawiam to na bok i przez chwilę stoję.

Potem moje pluszaki, które uwielbiam, przez moją agresję spotykają się twardo z drzwiami i ścianą. A potem idą książki, ubrania, które są na wierzchu i powstrzymuję się dopiero wtedy, gdy zostają mi tylko obrazy.

Zaciskam mocno dłonie w pięści i przykrywam się szczelnie kocem.

Dobrze wiem, że Kei przyszedł do mnie w nocy, posprzątał to wszystko, coś tam do mnie pogadał i wyszedł zostawiając pomarańczę, którą chyba specjalnie kupił.




Stoję przed ogromną rezydencją, przełykam ślinę i w kółko powtarzam, że nie spotkam tu Akashiego. Jest teraz w szkole, więc żadnej konfrontacji nie muszę się obawiać. Jednak szybko się denerwuję spoglądając na coraz bardziej zbliżającą się w moją stronę bramę. Taksówkarz się zatrzymuje, a ja proszę go, aby chwilę poczekał.

Wychodzę z samochodu i podchodzę do ochroniarza, który siedzi w małej budce.

- Ekhm, przepraszam, mogę porozmawiać z Akashim-sama? – Pytam z lekkim uśmiechem, który jest strasznie sztuczny. Mężczyzna spogląda na mój dość duży, zapakowany obraz i prycha rozbawiony.

- Jeśli chcesz iść do szefa i przekonać go, aby zaręczył cię z jego synem, to daj sobie spokój. Wiele razy słyszałem tę gadkę.

Unoszę do góry jedną braw i kręcę żywiołowo głową, aż włosy zasłaniają połowę mojej twarzy.

- Nie, nie, nie o to chodzi. Chciałam tylko coś przekazać i powiedzieć...

- To przekaż mi.

- Ale.

- Wpuść ją.

Mój wzrok ląduje na starszym mężczyźnie, który powoli do nas się zbliża. Szybko się opamiętuję, nisko kłaniam i z wrednym uśmiechem mijam ochroniarza. Akashi-sama spogląda na mnie zaciekawiony i nie widzę u niego wrogości czy niechęci.

- Jak chcesz o czymś porozmawiać, to zapraszam do biura.

- Oh, nie, to nie będzie konieczne, ja tylko na chwilkę. Mam ogromną prośbę. Wczoraj wieczorem dowiedziałam się o nagłym locie i nie będę w stanie być na urodzinach pańskiego syna. Czy mógłby Akashi-sama mu to przekazać? – Pytam i pokazuję mu dosyć sporych rozmiarów obraz. Na początku jest zaskoczony, mruga kilka razy, ale z delikatnym uśmiechem ode mnie to odbiera.

- Oczywiście. Czy chciałabyś przekazać mu jakąś wiadomość?

- Tak. Proszę mu życzyć wszystkiego najlepszego. I przeprosić, że mnie nie ma. Bardzo dziękuję za to, muszę już iść. Do widzenia. – Mówię, znów się kłaniam i biegnę w stronę taksówki. Dobrze wiem, że kiedy wyjdę z pojazdu znajdę się w okropnym miejscu. Na lotnisku.




Nie widziałam mamy kilka lat. Nie da się zliczyć tych dni i tygodni, bo już wcześniej przestała być moja matką. Widziałam w niej obcą kobietę, kiedy kłóciła się tatą, trzaskała drzwiami, groziła sądami i jak się okazywało, przez trzy lata, przez trzydzieści sześć miesięcy zdradzała swojego męża z jakimś bogaczem. Chyba dlatego tacie tak strasznie na początku chodziło o pieniądze, nie chciał, aby mama nas opuszczała. Potem zmieniło się w to w chorobę, która zniszczyła całe jego życie. W tym mnie i Kei.

Nie wiem co czuję, kiedy na lotnisku przede mną stoi moja mama i jej chłopak. Uśmiecha się pogodnie, jakby nic się nie stało, wygląda zatrważająco pięknie i młodo. Nienawidzę tego mojego podobieństwa do niej. Każdy mi mówił, że w przyszłości będę niczym druga Nanako. Nigdy nie słyszałam gorszych słów. Nigdy nie zdradzę osoby, którą kocham.

Jej chłopak także wygląda młodo, możliwe, że nawet jest od niej młodszy. Nienawidzę go z całego serca. Jego upiornego uśmiechu, dziwnego zachowania, przeszywających oczu.

- Ej, Arata, jak zawsze jesteś poważny! – Mówi Nanako, podchodzi do byłego męża i klepie w ramie. Wygląda jak typowa bogata kobieta, ma czarne szpilki, lisie futro, płaszcz i spódniczkę. Jest moim kontrastem. Zawsze miałam na sobie delikatne ubrania, od bieli i pudrowego różu po miętowy i szary, ona zawsze lubiła się pokazywać w czerwieni, czerni, fiolecie.

Podchodzi do Kei'a i łapie za jego dwa policzki wbijając przy tym swoje długie paznokcie.

- Kei, Boże, ale ty jesteś przystojny!

- Czyli zdradziłabyś ojca sypiając ze mną, tak?

Przez jej twarz przechodzi szok, sama delikatnie otwieram usta, tata tylko niewzruszony spogląda na syna. Nanako wybucha sztucznym śmiechem, a jej chłopak dołącza się do niej.

- Kei, aleś ty zabawny...

- Gdybyś dobrze go znała, wiedziałabyś, że Kei rzadko żartuje. – Przerywam jej, a ona wreszcie na mnie spogląda.

Nie chciałam nigdy dożyć tego dnia, w którym musiałabym patrzeć na jej oczy. Niestety, jestem tutaj.

Nanako do mnie podchodzi, przykłada dłonie do moich policzków i je pociera.

- Aria! Ale z ciebie urocza landryneczka, mogłabym cię schrupać! Pewnie wiele chłopaków za tobą się ugania...

- Aria ma już chłopaka, który mógłby odkupić całą firmę twojego kolegi. – Przerywa Kei, łapie Nanako za nadgarstki i odciąga ode mnie. Nie komentuję tego, nie mam siły niczego powiedzieć. Chyba przez dwa tygodnie będę szorować moje policzki.

Nanako zaskoczona unosi brwi do góry, ale mój brat milczy i kieruje się w stronę wyjścia. Doganiam go i trącam ręką jego rękę.

- To będzie najgorszy tydzień we wszechświecie.

- Masz przecież mnie, prawda? Jakoś to przebolejemy.

Dom Nanako jest duży, ale nie tak ogromny jak Akashiego. W salonie przywitało mnie grono papug i kilka jaszczurek. Kobieta mówiła coś, że uwielbia zwierzęta i pomaga finansowo wielu schroniskom. Potem pokazali mi mój pokój, który jest zadziwiająco duży, jakby chcieli, abym dłużej tu została. Nigdy w życiu. Potem poszłam spać mając cały ten jej świat i dobre chęci w dupie.
Pewnie coś planuje, nie jest typem miłej osoby.



Jest ranek, ósma, a ja tępo wpatruję się w swój telefon trzymając palec nad znakiem słuchawki.

Zadzwonić, czy nie zadzwonić?

Jeśli zadzwonię wyjdę na łatwą i może pomyśleć, że od dłuższego czasu zastanawiam się nad tym krokiem.

Jeśli nie zadzwonię pomyśli, że jestem ignorantem i mam go gdzieś. A tak nie jest, naprawdę.

Moje rozmyślania przerywa dzwonek mojego telefonu. Zaskoczona bez zastanowienia odbieram.

- Halo?

- Gdzie ty jesteś?

Ach, niepotrzebnie się nad tym tak długo zastanawiałam.

- W USA.

- Co?

- Zostałam zmuszona na wyjazd do mamy i wrócę dopiero za tydzień. Nie dzwoniłam, bo nie chciałam cię martwić i w ogóle. Przepraszam, że mnie nie było.

Przez chwilę jest cicho i dopiero po kilku sekundach Akashi się odzywa.

- Musi być ci ciężko, prawda? Nie przepadasz za swoja mamą.

Zaskakuje mnie tym. Po co się tak o mnie martwi, przecież wrócę, prawda?

- Tak, nazwała mnie landryneczką. I jest okropna, chcę już wracać.

- Wiem, Ario, musisz wytrzymać.

Słysząc jego głos jakoś robi mi się raźniej i weselej. Uśmiecham się nawet delikatnie i kładę na łóżku.

- A jak ci się podobał prezent?
- No cóż... znalazłem kilka błędów w cieniach i anatomii...

- Kłamiesz!

- Tak, masz racje, kłamię.

Wypuszczam głośno powietrze i wręcz mogę sobie wyobrazić, jak chłopak się blado uśmiecha.

- Bardzo mi się spodobał, wyrzuciłem ze swojego pokoju obraz ,,Untitled (Riot)" i powiesiłem twój.

Słysząc nazwę ,,Untitled (Riot)" blednę i nie mogę oddychać.

- CO? To jeden z najdroższych dzieł ówczesnych czasów! Jest wart ponad dwadzieścia osiem milionów dolarów!

- I tak go nie rozumiałem.

- JAK?! Jesteś przeziębiony, idź do lekarza, aby ci antybiotyki przepisał. Nie możesz tak po prostu oddać tego obrazu!

- Oczywiście, że mogę i już to zrobiłem. Sprzedał się za nawet dobrą sumkę.

Chcę uderzyć się z otwartej dłoni w czoło, ale się powstrzymuję.



Dzisiejsze śniadanie można porównać do czekania na śmierć. Jedynymi osobami, które się uśmiechają są Nanako i John, chłopak mojej mamy. Ich urocze komentarze podsumowujące chyba każdą potrawę wzbudzają we mnie mdłości. Fałszywe uśmieszki, którymi nas obdarzają, chcę wyrwać i wyrzucić za siebie.

- Ario, tak sobie pomyślałam... Może chciałabyś... z nami zostać? Na stałe? – Pyta się mnie Nanako, a mnie zatyka. Ojciec nawet nie odrywa się od gazety, a Kei zakrztusza się sokiem. Biorę głęboki wdech i kręcę głową.

- Nie ma takiej opcji.

- Pomyśl tylko, kochanie, mogę ci wszystko dać. Niedaleko jest japońska szkoła, mogłabyś sprowadzać przepiękne farby, uczyć się od najlepszych malarzy. Masz taki talent. Zaufaj swojej mamie, przecież ja nadałam ci te imię, na cześć mojego zawodu. Na cześć mojej opery i moich solowych występów. Niczego by ci nie brakowało. Ja i John ciebie kochamy i...

- Dlaczego z taką łatwością mówisz o miłości? – Przerywam jej, a przez twarz Nanako przechodzi zdziwienie. – Dlaczego niektórzy nie potrafią komuś wyznać swoich uczuć, a ty tak po prostu rzucasz te słowa na wiatr? Ja wiem, i ty też. Bo są fałszywe i sztuczne. Nie chcę tutaj zostać. – Kończę, a ona robi smutną minę.

- No wiesz, tak do mamusi? Urodziłam ciebie, wychowałam. Patrz, mam dla ciebie prezent.

Wstaje i z szafki coś wyjmuje. Podchodzi do mnie i z wielkim uśmiechem podaje flakonik z fioletową farbą. Bardzo dobrą, drogą fioletową farbą, którą używają profesjonaliści.

- Mogłabym ci kupić wszystkie kolory tego świata, naprawdę.

Z zaciekawieniem wpatruję się w substancję i nie mogę powstrzymać małego uśmiechu.

- To... naprawdę miłe z twojej strony, pewnie długo tego szukałaś. Dziękuję. – Mówię, a na jej twarzy pojawia się uśmiech. Odwzajemniam go.

Spoglądam na flakonik bez emocji i z całej siły rzucam nim o ścianę. Piękne, beżowe ściany zostają zniszczone, szkło z wielkim hukiem upada na ziemię, a Kei po raz kolejny zakrztusza się sokiem. Nanako spogląda na mnie z wielkimi oczami, a ja już płaczę.

- Czy ciebie pogięło?! Naprawdę myślałaś, że ci tak odpowiem?! Nienawidzę swojego życia przez ciebie! Gdybyś nie chciała tylko więcej i więcej, bylibyśmy prawdziwą rodziną! Wyszłaś za tatę ze względu na pieniądze, ale gdy się okazało, że ich nie ma, znalazłaś sobie kolejnego! Nienawidzę cię! Nienawidzę z całego serca! – Krzyczę, ale od razu czuję piekący ból na policzku.

Jej dłoń jeszcze jest uniesiona i chyba dopiero teraz daje sobie sprawę, co zrobiła.

Dotykam czerwonego policzka i gorzko się śmieję. Rozłamuję się, niszczę, kurczę, umieram na wiele sposobów. Głównie z powodu samotności, odtrącenia i braku akceptacji.

- Uff, gdybyś normalnie się zachowywała, a nie...

- Twoja prawdziwa natura wychodzi na wierzch, prawda? Nic się nie zmieniłaś, zawsze unosiłaś rękę, gdy czułaś, że nie wiesz, co powiedzieć.

Dziwne, chyba nie jestem warta czyjejś miłości. 




No i Aria w ogóle nie poszła na te urodziny. Nikt się chyba tego nie spodziewał.

Rozdział jest trochę taki smutny, chociaż tak mi się wydaje, no cóż Nanako nie jest zbyt wyrozumiałą osobą. 

Mam nadzieję, że się podobało ^^

Jakoś tak nie mam nic do powiedzenia... Dziwne. 

Wczoraj u mnie mocno lało, aż prądu nie było i całe miasto teraz jest w wodzie. A ja się cieszę, bo mieszkam niedaleko lasu, pola i na dodatek na górce XD


Wasza Seicat 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro