Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Mecz

  Nie widziałam Akashiego czternaście dni. Całe dwa tygodnie go nie słyszałam. Dziwne, jest to dla mnie tak strasznie dużo czasu, a jednocześnie tak cholernie mało. Wystarczyły pierwsze cztery dni, abym się za nim stęskniła. To trochę mnie przeraża, właściwie nigdy nie byłam tak bardzo do kogoś przywiązana.

Jest drugi styczeń, kolejny nudny dzień, który niczego nie zapowiada. Niedawno był Sylwester, ale miałam gdzieś liczne koncerty w telewizji, nowe odcinki moich ulubionych anime, o dziesiątej już poszłam spać ignorując marudzenie brata i ojca.

Tata powiedział, że Nanako była o wiele więcej niż zaskoczona. Stwierdził, że aż miło się oglądało jej zdenerwowanie, niczego nie żałuje i przy tej odpowiedzi delikatnie się uśmiechnął. Przez długie godziny dziękowałam mu za te bilety i przepraszałam za okropne zachowanie.

Przyszła dzisiaj do nas Akane. Doskonale widziałam jej wypieki na twarzy, łamiący się głos i chęć jak najlepszego zaprezentowania się przed Kei'em. Przez chwilę nie mogłam uwierzyć, że ten debil tego nie widzi, ale szybko doszłam do wniosku, że chłopcy tacy już są. Niby inteligentni, błyskotliwi, ale nigdy nie dostrzegą najbardziej oczywistych rzeczy.

Przez te wszystkie wolne dni szukałam pretekstu, aby porozmawiać z Akashim. Na początku miałam mu powiedzieć, że nie rozumiem zadania domowego, ale szybko sobie przypomniałam, że nikt nic nam nie zadawał. Później chciałam zapytać się o obraz, ale stwierdziłam, że może go to zdenerwować. Przecież już raz powiedział, co o tym sądzi.

- Hmmm, nie mam pomysłu. – Mówi Akane i przygląda się intensywnie jednemu z moich obrazów. Przedstawia smutną dziewczynkę, z piękną, rozkloszowaną sukienką, która trzyma parasol i chroni się przed deszczem. – Mogę go zabrać? Jest przepiękna.

- Jasne. – Odpowiadam wesoło, a Akane mnie ściska.

- Weź go dla mnie specjalnie zadedykuj czy coś. – Dziewczyna bierze obraz, odwraca go, kładzie na moich nogach i podaje mi długopis. Zaczyna mi dyktować, a ja powstrzymuję chichot. – Dla wspaniałomyślnej, przepięknej, przemądrej, przemiłej i okropnie skromnej Akane. Dziękuję za to, że się urodziłaś. Ok. To koniec.

- Proszę. Chcesz do tego jakąś kokardkę?

- A masz? – Pyta i bez skrępowania zaczyna szperać w moich szufladach. Po pewnym czasie wyjmuje białą wstążkę i niezbyt ładnie zawiązuje dookoła obrazu. – Hmmm, idealnie!

Przez chwilę patrzę się na dziewczynę i naprawdę dziękuję losowi, że mogłam ją spotkać. Zawsze w książkach czytałam, że te ładne i popularne są głupie i istnieją po to, aby uprzykrzać życie głównym bohaterkom. Na początku też tak uważałam. Przecież Akane to urodzona przywódczyni, niesamowicie piękna i mądra. I jest moją najlepszą przyjaciółką.

- A jak ci idzie z moim bratem? Jeszcze mu nie powiedziałaś? – Pytam z wrednym tonem głosu, a ona pokazuje mi język.

- Ty się lepiej nie udzielaj, nie jesteś lepsza. – Na jej słowa przewracam oczami. – A co mam mu powiedzieć, Aria-chan? Hej, Hanawara Kei, spotkałam cię przez przypadek, kilka razy z tobą wyszłam i chyba się w tobie zakochałam...

- W sumie mogłaś tak powiedzieć.

Odrętwiałe spoglądamy do tyłu. Kei opiera się o framugę drzwi, w ręce na talerz z ciastkami, przekrzywia głowę i wrednie się uśmiecha,

- Miałem tylko coś dla was przynieść, jak obiecałem i nie spodziewałem się takie wyznania, Akane-chan.

Zakrywam dłonią usta i hamuję śmiech. Ta sytuacja tak strasznie mnie bawi, ale niestety, Akane już o wiele mniej. Dziewczyna robi się czerwona jak burak, chowa dłonie za plecami i staje na baczność.

- Ja, ten, no, żartowałam! Ehm...

- Jasne, że żartowałaś. Pewnie przygotowujecie się do jakiegoś przedstawienia. – Odpowiada trochę wrednie, a Akane się rozpromienia.

- O, tak, tak! Jest pod tytułem... ten... no...

- Nie umiem kłamać.

- Tak! Nazywa się nie umiem kła... - Akane dopiero teraz dostrzega swój błąd. Nerwowo przełyka ślinę, a ja nie wiem, co powiedzieć. Na jej miejscu nie chciałabym, aby moja przyjaciółka mnie opuszczała, a Kei wzrokiem posyła w moją stronę pioruny.

- Może się przejdziemy Akane-chan i o tym... podyskutujemy?

To mój brat, gdy tam mówi, aż mam mdłości. Bleeee.

- Nie wiem...

- Nalegam. – Przerywa i robi to, co nienawidzę i działa na wszystkie kobiety. Nawet na Nanako i na mnie. Wręcz hipnotyzuje swoimi oczami, które mają tak nietypowy kolor. Sama przez nie nieraz sprzątałam w domu za kochanego braciszka. Jednak teraz tym nie musze się martwić.

Kiedy rodzice się rozstali, Kei chyba miał gorzej ode mnie. Chciał mnie odsunąć od tego wszystkiego samemu będąc wystawionym na całe to zło. Pilnował mnie, opiekował się mną i chyba po pewnym czasie zwariował. Zaczął obsesyjnie sprzątać, a nawet jeden mały okruszek powodował u niego dziwną złość. Wielką wagę przywiązywał do dań i form ich podawania, wszystko musiało zawsze być czyste i poukładane.

Właściwie jaka dziewczyna nie chce mieć faceta, który sprząta i robi posiłki? Czy to nie jest współczesny ideał? Kobieta cały dzień może siedzieć i nic nie robić, a dookoła niej będzie uwijał się Kei.

- W sumie to i tak miałam już się zbierać. – Odpowiada skrępowana i na mnie spogląda. Posyłam jej szczery i szeroki uśmiech, który ma dodać jej otuchy. Ona go delikatnie odwzajemnia. Wychodzimy z pokoju, a Kei nas przepuszcza kłaniając się i z rozbawionym tonem głosu mówiąc:
- Damy przodem.

- Kurcze, Kei, kto cię tak wychował? – Żartuję, a on dźga mnie łokciem w bok. Zaciąga mnie na bok i mruży swoje fiołkowe oczy.

- Słuchaj, nie obchodzi mnie to, że jesteś przyjaciółką Akane. Podoba mi się, jasne? I nie będę rezygnować, bo ty masz jakieś widzi mi się. Jeśli coś ci się nie podoba, to... przestań być jej przyjaciółką, czy jakoś tak. – Wręcz mi grozi, ale widzę na jego policzkach lekkie rumieńce wstydu i zażenowania. Klepię go po ramieniu i potakuję głową niczym jakiś wyjątkowy i przemądry profesor.

- Wreszcie zmądrzałeś, braciszku, będą z ciebie ludzie. W ogóle mi to nie przeszkadza Kei, wręcz przeciwnie, cieszę się. Tylko błagam, niczego nie zepsuj okay? Bo ci nogi z dupy powyrywam, nie będzie mnie wtedy obchodziło czy jesteś moim bratem, czy nie. Akane to wspaniała dziewczyna.

- Nie musisz mi tego mówić, siostrzyczko. – Odpowiada z tym swoim cwaniackim tonem, a ja szczerzę się szeroko. – Idę i nie wiem kiedy wrócę.

Kiedy wychodzą, podbiegam do okna i bezwstydnie ich obserwuję. Przez chwilę nawet chcę zapukać w szybę i im pomachać, ale Kei jest niestety inteligentny. Pewnie wiedział, że będę chciała ich podglądać, bo odwraca się w stronę domu, a kiedy mnie dostrzega, pokazuje język. Oddalają się, a ja nie mogę się pozbyć głupkowatego uśmiechu.

Akane miała szczęście, nie wiem, czy powiedziałaby to wprost w stronę mojego brata. Kei jest trochę przerażający i wydaje się, jakby nienawidził całego świata. Ale to nieprawda. Nienawidzi tylko połowy.

Siadam na kanapie w salonie, włączam telewizor i szukam czegoś fajnego do obejrzenia, jednak ciągle puszczają powtórki. Super, co mam robić do końca tego dnia? Jeszcze nie ma szesnastej, a ja zdycham z nudów.

Słyszę z góry dźwięk mojego telefonu. Przeklinam na siebie, że nie zabrałam go ze sobą. Wspinam się leniwie po schodach, wchodzę do pokoju, odłączam telefon od ładowarki i odbieram.

- Halo?

- Aria-chaaaaan! - Oddalam urządzenie na bezpieczną odległości i słyszą głos mojego przyjaciela uśmiecham się.

- Co się stało, Kotaro-kun?

- To bardzo poważna sprawa! Bardzo, więc słuchaj uważnie! Jest tak bardzo ważna, że aż kosmici na Marsie o tym już słyszeli! Tak poważna, że nawet zrobią posiedzenie NATO i innych...

- Kotaro-kun, spokojnie. Wdech, wydech i mówisz co się stało.

Chłopak uspokaja się i po chwili znów zaczyna nawijać jak opętany.

- Dziś o szesnastej jest straszliwie ważny mecz. My, Rakuzan gramy przeciwko Seirin! To zadecyduje, czy dostaniemy się do finałów! – Krzyczy, a mnie to bardzo zaskakuje. Ani Kuroko, Kagami, czy nawet Reo i Akashi o tym mi nie mówili. Już raz z nimi przegrali, a teraz jest to o wiele większa sprawa. – Aria-chan, w tym roku odbywa się to w hali, wiesz, tam naprzeciwko tego sklepu z przepysznymi pączkami! Błagam, musisz przyjść!

- Spokojnie, Kotaro-kun, na sto procent będę. Nie musisz się tym martwić.

- Aria-chan... - Zaczyna potulnie.

- Tak?

- A po drodze kupisz mi kilka pączków?

- Jasne, że tak.

- Dobra, kochamy cię, dzięki, pa! – I się rozłącza nim cokolwiek powiedziałam. Spoglądam na zegarek. Zostało mi dziesięć minut, musze się sprężać.

Wręcz wyrzucam większość rzeczy z mojej szafy i po dobrych kilku minutach decyduję się ubrać spodnie. W przerażającym tempie przygotowuję się i spóźniona wychodzę z domu zamykając drzwi.

Po przejściu stu metrów muszę się wracać. Ktoś w niebie bardzo mnie nie lubi, ponieważ ogromna, ciemna chmura zasłania miasto przed słońcem i sprowadza tak okropnie silny deszcz, że po paru sekundach jestem cała mokra.

Szybko wbiegam do domu, tym razem ubieram spódniczkę, biorę parasolkę, chcę już zamknąć drzwi, ale nie mogę znaleźć klucza. Przerażona wracam się do budynku, przeszukuję wszystkie pokoje, potem idę tą samą drogą co wcześniej, ale nie znajduję. Zrezygnowana tupię nogą, a dźwięk uderzania metal o metal w kieszeni mojej kurtki powoduje u mnie histeryczny śmiech. Jakaś matka odsuwa na bok swoją pociechę widząc mnie w takim stanie.

Zamykam dom i wręcz biegnę w stronę hali. Nie obchodzi mnie, która jest godzina i ile się spóźnię, musze tam być i im kibicować.

Trzymać kciuki za Akashiego, bo przecież gra z Kagamim.

Przebiegam obok parku, a ktoś mocno łapie mnie za ramię. Prawie upadam na twarz, ale magicznym sposobem utrzymuję równowagę. Mój wzrok spotyka się z przerażającymi, czarnymi oczami, które ukazują prawdziwą niechęć i wrogość. Jest wysoki, dobrze zbudowany niczym Aomine, a jego czarne włosy dosięgają połowy szyi.

- Jesteś Hanawara Aria?
- Przepraszam, spieszy mi się. – Odpowiadam i wyrywam się z jego uścisku.

- Tak, tak, wiem, wiem, twoja szkoła gra teraz przeciwko Seirin. Pewnie zżera cię ciekawość i obawa, ale uwierz, to co mam ci do przekazania jest ważniejsze.

Spoglądam na niego ze zmrużonymi oczami i nie pokazuję, że się go obawiam. Bije od niego okropnie nieprzyjemna, odpychająca aura i sam wygląda, jakby przed chwilą kogoś zamordował.

- Szybko. – Niezbyt kulturalnie go poganiam, a jego usta wykrzywiają się w wredny i cwaniacki uśmiech.

- Jeśli drużyna Rakuzan wygra, spotka się ze mną na finałach. Ale ostrzegam, nie jestem tak kiepski i słaby jak dotychczasowa konkurencja. Zmiażdżę ich wszystkich, nie ważne, czy to będzie nadpobudliwy, rudy dzieciak, czy bogaty piękniś. Możesz to im przekazać, kapitan drużyny na sto procent będzie wiedział, kim jestem. – Mówi i po prostu odchodzi. Przez chwilę odprowadzam go ciekawskim wzrokiem, ale szybko się opamiętuję i z całych sił kieruję się w stronę hali.

Całkowicie wyczerpana wspinam się na schodach w stronę trybun i cudem unikam uderzenia z kamerą. Jest naprawdę dużo ludzi, nie da się ich zliczyć. Przepycham się przez wrzeszczące dziewczyny i wśród nastolatków znajduję Aomine. Nie patrzy się na mecz, stoi oparty o ścianę niedaleko automatu z kawą i o czymś intensywnie myśli. Podbiegam do niego i dźgam palcem w ramię.

- Aomine-kun, cześć. – Witam się, a on spogląda na mnie leniwie.

- Wiesz, to dziwne. – Zaczyna, a ja przekrzywiam głowę. – Od zawsze chcieliśmy, aby Akashi przegrał. Nawet Midorima pragnął zobaczyć jego porażkę, chociaż do tego się nigdy nie przyzna. Wygrana z tym pojebem dawała nam dziwną energię, myśli, że cuda się zdarzają. Ale teraz... gdy on wygrywa, czuję ulgę. Chyba go nie rozumiem. Aria-chan, zostały dwie minuty meczu, trochę się spóźniałaś.

- Co? – Piszczę i biegnę w stronę barierek. Samoczynnie spoglądam na wyniki.

- Jezu. – Szepczę. W sumie o co się bałam? Że Akashi przegra? Rzecz wręcz niewykonalna, absurdalna, głupia. Niemożliwe, aby Kagami i Kuroko wygrali będąc o szesnaście punktów w tyle.

Spoglądam na graczy Rakuzan. Wydają się spokojni, jakby przygotowywali się do tego z kilka miesięcy, nawet Kotaro nie szaleje, tylko w skupieniu obserwuje zawodników. Zbiegam ze schodów, aby być bliżej, ale dostaję z łokcia w twarz przez jedną z fanek.

- Aria-chan! – Krzyczy Misaki, łapie mnie za ramię i ciągnie w swoją stronę. – Ale ty masz zapał, później się nie dało przyjść? – Pyta wrednie, a ja pokazuję jej język.

- Przestań. – Mówię i znów obserwuję ich grę.

Nagle, pomiędzy dwoma zawodnikami pojawia się Kuroko, który niesamowicie szybko odbija piłkę chcąc ją podać dla Kagamiego. Jednak nie udaje mi się to. Akashi przechwyca piłkę i nawet tutaj słyszę, jak mówi do chłopaka:

- Widzę cię, Tetsuya.

Te zdanie powoduje u mnie dreszcze i dziwną myśl, że mecz już jest przesądzony. Kagami walczy z całych sił, jednak nie daje sobie rady, a reszta zawodników jest zmęczona. Szkoła Seirin jest silna, ale niestety, Rakuzan przewyższa ich pod każdym względem.

Słyszymy charakterystyczny dźwięk zwiastujący zakończenie meczu. Przez chwilę jest po prostu cicho, słychać tylko ciężkie oddechy zawodników. Nagle uczniowie zaczynają przeraźliwie krzyczeć, wiwatować, niektórzy lamentują, inni płaczą. Odwracam się, a mój wzrok krzyżuje się w czujnymi oczami Aomine. Uśmiecha się wrednie, ale po chwili podbiega do niego Chieko i pogrążają się w rozmowie.

Zaraz, Chieko?

Znów spoglądam na drużynę. Uczniowie, mimo zakazu, wbiegają na parkiet i zaczynają gratulować Rakuzan.

- Chodź, przecież nie będziesz sterczeć jak kołek. – Mówi Misaki, bierze mnie za rękę i razem jakoś przeskakujemy obręcz. Jednak najpierw zbliżam się do Kuroko i Kagamiego. Siedzą oni na ławce z opuszczonymi głowami. Trenerka próbuje im cos powiedzieć, ale chyba nie słuchają.

- Ekh, gratuluję dobrego meczu. Daliście z siebie wszystko.

Nie wiem, czy dobrze mówię, nigdy nie byłam dobra z takiego pocieszania. Taiga spogląda na mnie zaskoczony i kilka razy mruga.

- Aria-chan? Ach, tak, przecież jesteś z Rakuzan. Moja przyjaciółka zadaje się z moimi wrogami, trochę mnie to bawi...

- Kagaki-kun bądź miły dla Hanawary-chan. Nie słuchaj go, nie uważamy cię za wroga. To był dobry mecz, dałem z siebie wszystko. – Mówi Kuroko i wyciera twarz ręcznikiem. – Idź do nich, musisz pogratulować swojej drużynie.

Uśmiecham się do niego szeroko i oddalam. Trochę szkoda mi Kagamiego, ciężko pracował, walczył z całych sił i przegrał. Jednak musze zwrócić uwagę na to, że drużyna Rakuzan tez bardzo dużo trenowała i zasłużyła na nagrodę. Tak, moi przyjaciele są naprawdę pracowici i niesamowici.

- Aria-chaaaaan! Wyyygraaaliśmyyyy! – Krzyczy Kotaro i strasznie mocno mnie przytula. Śmieję się, ale coraz ciężej mi jest oddychać. Rudzielec mnie puszcza i uroczo się uśmiecha, mimo że jest cały czerwony, spocony i zmęczony. Ale także bardzo szczęśliwy. Wydaje mi się, że jest małym dzieckiem, które dostało wymarzoną zabawkę.

- To była świetna gra. – Komentuje Reo, a ja szukam w tłumie Akashiego. Obok niego znajduje się reszta zawodników, dostrzegam nawet Tobio, a także niezliczoną ilość fanek, którym jakoś udało się przepchać.

- Zaczekajcie chwileczkę! – Krzyczę do Kotaro i Reo, ale chyba mnie już nie słuchają.

Szczęśliwa kieruję się w stronę chłopaka. Naprawdę, nie mogę opisać uczuć, które teraz mi towarzyszą. Tak długo go nie widziałam, tak strasznie mi go brakowało. Aż nie da się tego opisać.

Przepycham się przez dziewczyny i magicznym sposobem przystaję przed chłopakiem. Akashi ma dobry humor, delikatnie się uśmiecha, a jego oczy są piękne, jasne, zachwycające, że aż przez chwilę nie wiem, co powiedzieć.

- Hm, Akashi... niestety, nie widziałam meczu od początku. W sumie widziałam sam koniec, ale to nie jest teraz ważne. Z całego serca gratuluję. – Zamykam oczy i szeroko się uśmiecham. – Ty i twoja drużyna... ugh byliście niesamowici...

Czuję przyjemne ciepło na policzkach i zaskoczona otwieram oczy. Jego dłonie obejmują moją twarz, Akashi  wpatruje się we mnie intensywnie, że aż nie mogę oddychać, a jego oczach jest tak niesamowite ciepło i...

Akashi Seijuro się schyla i mnie całuje.



Wycieczka

- Co mam robić? – Pyta się Hanawara Aria, a Akashi uśmiecha się wrednie. Dziewczyna obserwuje go z lekkim żalem w oczach, który go rozczula. Gdyby nie to, że jest tu Reo, pewnie pozwoliłby jej iść i spędzić czas z koleżankami. Musi jednak się pohamować, przecież jest Akashim Seijuro.

- Wiedziałem, że wrócisz, jesteś zbyt miła i pomocna. Tam jest miotła, posprzątaj przed budynkiem. – Odpowiada i obserwuje, jak naburmuszona zabiera się do roboty. Wychodząc chyba ma zamiar trzasnąć drzwiami, ale w ostatniej chwili się powstrzymuje, coś marudzi pod nosem i znika.

Akashi uśmiecha się delikatnie pod nosem widząc, jak próbuje się uspokoić. Zawsze go to bawiło, od początku. Jej złość powodowała w nim przyjemne uczucie, miał wtedy ochotę się śmiać, co jest bardzo rzadkie.

- Dlaczego akurat zamiatanie? – Pyta Reo i wraca do mycia naczyń. Akashi od razu się opamiętuje, a na jego twarzy znów pojawia się maska obojętności.

- Są tam mrówki. A Aria panicznie boi się mrówek. – Odpowiada i nie może powstrzymać się przed parsknięciem. Reo potakuje kilka razy głową i szeroko się uśmiecha.

- Bardzo dobrze znasz Arie-chan.

- Tak uważasz? – Pyta lekko zaskoczony. Naprawdę dobrze ją zna? Po prostu wie, co dziewczyna zrobi, powie, jak się zachowa. Dla niego jest to już naturalne. Akashi wyciera kolejny kubek i stawia na półce. – Po prostu słucham. Lubię spędzać czas z Arią, nie wiem dlaczego.

- Ja chyba wiem. Po prostu zakochałeś się w Arii-chan.

Akashi Seijuro wręcz z niedowierzaniem spogląda na swojego najlepszego przyjaciela. Oczy ma szeroko otwarte i... nie kłóci się. Bo chyba od dawna zaczął odczuwać zmiany względem tej małej, naiwnej blondynki. Tłumaczył sobie, że po prostu mu się podobała i koniec. Teraz może sobie wytłumaczyć ten dziwny ścisk w sercu, kiedy Kwiatuszek jest smutny i brak możliwości powstrzymania uśmiechu, gdy jest szczęśliwa.

- Ja... Pierwszy raz nie wiem co powiedzieć.

Zaskoczony Reo spogląda na towarzysza.

- Nie kłócisz się?

- Nie mam w zwyczaju kłamać.

Reo przez chwilę nie może uwierzyć w to, co on mu powiedział. Po prostu klepie przyjaciela po plecach i idzie wycierać stoły.

- Akashi! Doskonale wiedziałeś, że tu niedaleko jest mrowisko!

Do pomieszczenia wchodzi Aria, ale dostrzegając Akashiego od razu się uspokaja. Jest łagodny, spokojny, jakby wspominał coś przykrego.

- Stało się coś? – Pyta, a on powoli na nią przenosi wzrok. Znów to robi. Martwi się o niego nie wiedząc, że przez to jego uczucie do niej coraz bardziej rośnie.

- Idź już, Ario.

Mruga kilka razy zaskoczona i przekrzywia, w ten swój cholernie uroczy sposób głowę.

- No ale...

Akashi przykłada dłoń do czoła.

- Po prostu już idź. – Odpowiada, a ona się wycofuje. Jest jej za to wdzięczny, nie wiadomo, co by zrobił, gdyby dziewczyna tutaj została.



KONIEC CZĘŚCI I


Trzysta sześćdziesiąt stron A4. Gdyby to była zwykła książka liczyłaby siedemset dziesięć. Niesamowite, niesamowite...

Nie będę pisać podziękowań, moi kochani, bo jeszcze się nie rozstajemy, nie puszczę Was tak łatwo. 

Ale tak ogólnie, bardzo chcę podziękować. Nie spodziewałam się, że Absolut będzie mieć tylu wspaniałych i wyrozumiałych czytelników, naprawdę. Doceniam każdy Wasz komentarz, każdą gwiazdę, każde słowo pocieszenia. Byliśmy na pięćdziesiątym ósmym miejscu w Fanfiction i to dla mnie jest już za dużo. Naprawdę, dziękuję.

Mam nadzieję, że Aria nie jest płaską i głupią postacią, a prawdziwy charakter Akashiego nie zniknął gdzieś po drodze. Uwierzcie mi, pisanie kwestii tej osoby jest naprawdę trudne. Ale nie bójcie się, Akashi się nie zmieni w drugiej części.

Chciałam, aby też poboczni bohaterowie mieli pole do popisu, jakąś historię, wątek. Nie chciałam, aby Absolut tyczył się jedynie Arii i Akashiego. 

Zawsze chciałam, aby ta historia była całkowicie inna od wszystkich. W większości ff to główna bohaterka dostaje z piłki, kiedy idzie na trening, tutaj jest odwrotnie. To Aria przywaliła Kotaro XD W prawie każdej książce te ładne i ,,plastikowe" są złe i głupie, i właściwie nie wzbudzają w nas negatywnych emocji, jesteśmy po prostu obojętni. Tutaj mamy Akane, które jest i ładna, i popularna, a także jest najlepszą przyjaciółką Arii.

Nie będę na razie poprawiać tej części. Jeśli się za to zabiorę, pewnie drugą część zacznę o wiele później.

Możecie się spodziewać ,,Imperatora" jutro lub pojutrze. Powiadomię o tym jeszcze w tej książce ^^

Prosiłabym o prawdziwą opinię o tej książce. Jakie wątki Wam najbardziej się podobały, a jakie nie; o najbardziej denerwującą postać; czy Aria nie jest głupiutka i naiwna niczym Marysia; czy Akashi jest Akashim; czy to w ogóle było zabawne i czy tylko ja się z tego śmiałam XD. Czy ogólnie historia jest dobrze poprowadzona. Dzięki Waszym szczerym opiniom będę mogła ulepszyć ,,Imperatora", może coś usunąć. Chcę, aby kolejna część była lepsza. Z góry bardzo dziękuję :D

To pierwsza książka jaką skończyłam i pewnie, gdyby nie Wy, nie skończyłabym jej. Jesteście wspaniali, nie wiecie ile dla mnie to znaczy.

Cóż, standardowo:

Wasza Seicat

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro