Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Jego dłonie na mojej twarzy

  Kiedy wreszcie znajduję się na stołówce ogarnia mnie błogie uczucie, część strachu znika i zostaje tylko niepokój. Super, jak zawsze Misaki musiała mnie nastraszyć i, niestety, udało jej się to. Teraz do końca wycieczki będę sobie coś wmawiać i bać się najmniejszego trzasku gałęzi.

Na stołówce znajduje się mało osób, większość już skończyło jeść. Biorę od jakiejś starej kucharki tylko miskę ryżu i herbatę, więcej nie jestem w stanie przełknąć. Siadam na drewnianej ławce i powoli zaczynam przeżuwać jedzenie rozglądając się na boki. W kącie siedzą dziewczyny z drużyny w tym kapitan, więc nawet nie myślę, aby do nich podejść i zagadać. Pałeczki w mojej dłoni drżą, odkładam posiłek i głośno wzdycham. Dmucham na ciepłą herbatę, a para zmienia swój kierunek.

- Smacznego, Ario.

Odwracam się i dostrzegam Absoluta przechodzącego obok mnie. Instynktownie łapię za rękaw jego bluzy i zmuszam do zatrzymania się. Akashi unosi do góry brwi lekko zdziwiony, a kilku chłopaków przystaje i patrzy się na to z dziwnym wyrazem twarzy.

- Możesz poczekać aż zjem? Odprowadzisz mnie pod domek? – Pytam i mocniej ściskam dłoń ma materiale. Akashi patrzy się na mnie z góry z obojętnym wyrazem twarzy, który jest tak samo przerażający jak ta historia o mordercy. Odwraca głowę w stronę znajomych i krótko mówi:

- Idźcie.

Oni posłusznie potakują głową i oddalają się. Puszczam rękaw bluzy i jestem nadal tak przestraszona, że nawet się nie rumienię zaistniałą sytuacją. Nie obchodzi mnie, co potem będą o mnie myśleć, nie chce być teraz sama. Chłopak siada naprzeciwko mnie, splata palce i opiera o nie głowę.

- Jesteś strasznie blada, coś się stało?

Uśmiecham się sztucznie i unikam jego wzroku jak najlepiej umiem. Co mam mu odpowiedzieć? Że słyszę głosy i chyba zwariuję?

- Nie, nic. Naopowiadali mi głupie historyjki i teraz się trochę boję. – Mamroczę, biorę kubek w obie dłonie i powoli piję herbatę. – Powiesz mi coś o planie dnia? – Zmieniam temat, a on potakuje głową.

- Pobudka o ósmej, śniadanie pół godziny później. Zajęcia w grupach będą trwać kilka godzin, pewnie kilka razy pojedziemy do miasta. Konkretna pora obiadu nie jest ustalona, będzie to zależało od ćwiczeń.

- Mam nadzieję, że będziemy mieć chociaż jeden dzień wolnego. Niedługo w Tokio zaczną sprzedawać limitowaną edycję wyśmienitej farby, bardzo długo na nią zbierałam. Nie mogę się doczekać! – Wręcz piszczę i prawie podskakuję na ławce, gdy o tym myślę, ale jego wzrok sprowadza mnie na ziemię. Opanowuję się i chrząkam.

- Możemy już iść? – Pyta, a ja potakuję głową. Odstawiam naczynia i kierujemy się w stronę mojego domku. Przechodząc obok starego budynku z numerem sześć przechodzą przez mój kręgosłup ciarki, ale przy Akashim czuję się pewnie i... bezpiecznie? Boże, jakie to żałosne.

- Akashi... A co z... bieganiem? Będziemy razem biegać? – Pytam trochę skrępowana, a on spogląda na mnie zdziwiony i lekko rozbawiony. Prycha i chowa ręce do kieszeni bluzy.

- Jak chcesz to sama to rób. Cały dzień będziesz ćwiczyć i myślisz, że znajdziesz siłę na poranne bieganie? Powinnaś bardziej się wysypiać, odpocząć, po to też tu jesteś. – Przystajemy obok mojego domku, a ja patrzę się wszędzie, byleby nie na niego. – Idź od razu spać, nie siedź do późna.

To urocze, bardzo.

- Martwisz się? – Pytam ni to dla żartu, ni to kąśliwie, ale z zaskoczeniem stwierdzam, że jego spojrzenie łagodnieje i na jego twarzy pojawia się blady, wręcz smutny uśmiech.

- Ciągle się o ciebie martwię, zawsze wpakujesz się w jakieś problemy, Ario. – Mówi spokojnie, a ja chyba nie oddycham. Unosi on dłoń i roztrzepuje moje włosy na wszystkie strony świata. Po jego dotyku zostaje ciepło, tak przyjemne, że aż chciałabym aby tutaj stał i był ze mną do końca wyjazdu. – Śpij i przestań słuchać strasznych historii.

- Ja nie chciałam ich słuchać. – Mamroczę cała czerwona i próbuję przyczesać włosy. – Po prostu Misaki-chan zaczęła opowiadać, a ja przez przypadek słuchałam.

Chłopak przewraca oczami, łapie mnie za ramiona, obraca o sto osiemdziesiąt stopni i delikatnie pcha w stronę domku.

- Idź już, same z tobą są problemy. Przez ciebie wyłysieję.

Do końca dnia zostało na mojej skórze ciepło jego ciała.



- Ej, Hanawara, nie ociągaj się tak. – Mówi do mnie kapitan drużyny, a ja przyspieszam. Naprawdę, staram się jak mogę, ale dziewczyna kazała mi przebiec dodatkowe pięć kółek twierdząc, że jestem zbyt beznadziejna. Oczywiście, chcę jej powiedzieć, co o tym myślę, no ale przecież jej nie uderzę, prawda?

PRAWDA?

- Staram się Tsuyo-senpai, naprawdę, ale muszę odpocząć. – Szepczę i zatrzymuję się. Brzuch niemiłosiernie mnie boli, chyba zaraz zwymiotuję. Oddychanie sprawia mi ogromny wysiłek, moje płuca palą żywym ogniem. Dziewczyna tylko prycha i wrednie się uśmiecha.

- Jesteś beznadziejna, Hanawara. Dlaczego Akashi-sama pozwolił, aby tak mało idealna osoba jak ty grała w naszej drużynie? Żałosne. Pewnie się zlitował, widział, jak bardzo się starasz i nie chciał zrobić ci przykrości. Wyręczę go. Jesteś beznadziejna, wnosisz tylko dla naszej drużyny hańbę i problemy.

Nie odpowiadam, bo właściwie nie wiem, co powiedzieć. Przełykam głośno ślinę i próbuję nie zwracać uwagi na drżące nogi, ból głowy, gardła i brzucha. To co mówi jest przykre, bardzo, ale muszę być silna, prawda?

- Tsuyo-san, daj jej spokój.

Zaskoczona unoszę głowę i dostrzegam czarnowłosą dziewczynę. To chyba jedyna osoba z drużyny, która nie jest wrogo wobec mnie nastawiona.

Kapitan podchodzi do dziewczyny i dosyć mocno dźga palcem w ramię.

- Tasuke, od pewnego czasu stałaś się zaskakująco odważna, uważaj co mówisz.

Czarnowłosa blednie, ale marszczy mocno brwi i bierze głęboki wdech.

- Uważam, że traktujesz Hanaware-san zbyt oschle. Zadajesz jej więcej ćwiczeń i dyskryminujesz. Tak nie powinno być.

Patrzę się na dziewczynę z ogromną wdzięcznością pomieszaną z obawą. Niepotrzebnie się wtrąciła, jeszcze Tsuyo do niej się przyczepi i będzie naprawdę ciężko. Kapitan drużyny prostuje się, przez co wydaje się jeszcze wyższa niż normalnie, a duma i siła wręcz z niej emanuje.

- Jesteś suką, Tasuke...

- Nikt nie jest większą od ciebie, Miyu. – Przerywam jej zwracając się nieformalnie i na dodatek po imieniu. W życiu nie spodziewałabym się takiego obrotu spraw.

Nim zdążam mrugnąć, czuję piekący i intensywny ból na prawym policzku. Ciepło rozszerza się nawet na resztę ciała, a szyja boli przez nagły skręt głowy. Oczy same zaczynają mi łzawić, nie panuję nad tym. Nigdy bym nie pomyślała, że jestem aż tak słaba. Nie mam nawet siły aby coś powiedzieć, a zaskoczenie i strach kotłuje się w mojej głowie.

W życiu bym nie pomyślała, że Tsuyo może mnie uderzyć.

Łzy wręcz ślamazarnie toczą się po mojej rozgrzanej skórze i mam wrażenie, że zaraz zaczną parować przez bijące ciepło policzka. Za chwilę zadławię się tą narastającą histerią w moim wnętrzu.

- Jesteś beznadziejna, Aria. Na dodatek głupia, trzeba nauczyć cię, gdzie znajduje się twoje miejsce.

Znów unosi do góry dłoń, a ja mogę tylko zamknąć mocno oczy. Jednak nic się nie dzieje. Z obawą spoglądam na Tsuyo, która stoi przerażona z otwartymi ustami. Mój wzrok ląduje na jej nadgarstku, który spętany jest przez czyjąś dłoń. Zatrzymuję się dopiero na twarzy Absoluta.

Jest... spokojny. Patrzy się obojętnie na Tsuyo, ale jego uścisk ciągle wzrasta i chyba niedługo połamie dłoń dziewczynie.

- Miyu. – Mówi beznamiętnie, a dziewczyna lekko drga.

- Tak, Akashi-sama?

- Wiesz, że teraz mogę cię zabić? Obiecałem ci to, a ja obietnic dotrzymuję. Niewybaczalne jest, abyś w jakikolwiek sposób znęcała się nad swoją zawodniczką. Tym bardziej wiceprzewodniczącą. Tym bardziej nad Arią. Postaram się, abyś już nigdy nie cieszyła się z miana kapitana drużyny. Możesz odejść.

Od niechcenia puszcza jej nadgarstek, a ta głęboko się kłania i ucieka. Akashi nawet na mnie nie spogląda, łapie mnie za nadgarstek i ciągnie przed siebie.

- Idziemy. – Mówi, a ja w ciszy za nim podążam. Dotykam wolną dłonią swojego policzka, który tak strasznie boli, a po chwili mój wzrok spoczywa na jego palcach zaciśniętych na mojej ręce.

Znów czuję to przytłaczające ciepło i rosnące uczucie.

Wchodzimy do małego domku, który chyba ma być jakąś kliniką. Jest tu łóżko, kilka szafek i pełno leków i opatrunków.

- Siadaj. – Mówi obojętnie, a ja zajmuje miejsce na materacu. Obserwuję, jak chłopak czegoś szuka, czyta etykiety każdej maści i chyba po pewnym czasie znajduje to, co od początku chciał znaleźć. Kuca naprzeciwko mnie i głośno wzdycha.

- Boli? – Pyta, ale od razu prycha pod nosem. – Cóż za głupie pytanie. Dostałaś porządnego liścia w twarz, a ja się pytam, czy boli.

- Nie tak bardzo... - Mamroczę, ale jego wzrok jest tak intensywny, że aż się zawieszam.

- Nie kłam, Kwiatku, to bez sensu. Wszystko widziałem, ale zbyt późno zareagowałem. Musisz mi to wybaczyć.

W życiu nie spodziewałabym się, że w swój dziwny sposób Akashi może mnie... przeprosić. Nawet jeśli to nie jego wina. W takich momentach czuję, że chyba zakochuję się w nim jeszcze bardziej i jeszcze mocniej. Te uczucie powinno być zabronione.

- Nie, no przecież i tak mnie uratowałeś, jak zresztą zawsze. Dziękuję, serio dziękuję.

Na jego twarzy pojawia się delikatny uśmiech. Wzdycha głośno i wyciąga przed siebie obie dłonie. Lądują one na mojej szyi, a ja zaskoczona i oniemiała próbuję zrozumieć, co on robi. Mam wrażenie, że w pomieszczeniu zrobiło się strasznie duszno, temperatura znacząco podskoczyła i nie wydaje się spaść. W jego oczach dostrzegam lekką irytację, poczucie winy i tak piękną troskę, tak, piękną, bo zapiera mi dech w piersiach.

Jego dłonie wędrują wyżej tylko po to, aby ująć moją twarz i zostawić po sobie parzące ślady. Kciukami ściera ostatnie łzy spowodowane bólem, a ja umieram na zawał serca. Jego oczy śledzą swoje palce, jakby starał się nie zrobić mi krzywdy. Jakbym była zagrożonym gatunkiem zwierzęcia i teraz próbowałby te zwierzątko uwolnić spod silnych więzów. Lewą dłoń nakierowuje na moje czoło i zgarnia do tyłu blond krzywkę opadającą na oko. Dopiero teraz spogląda mi prosto w oczy, a ja chyba tonę. Pochyla się w moją stronę i kładzie głowę na moim ramieniu. Nadal trzyma dłoń na obolałym policzku.

- Jesteś beznadziejna, wiesz? Musisz to posmarować, inaczej będzie siniak. Błagam, uważaj na siebie, bo naprawdę coś ci się stanie i będzie mi smutno. – Odsuwa się ode mnie i lekko uśmiecha. – Chyba nie chcesz, abym był smutny, co? Rany, naprawdę musiałaś nieźle dostać, skoro jesteś tak czerwona.

Tak, jestem czerwona bardziej od palącego ognia i lśniącego słońca. Zapomniałam jak się mówi. Przy nim czasem zapominam oddychać, ale nie przeszkadza mi to. Dopóki tu jest mogę żyć bez tlenu. Bo on stało się moim powodem do życia.



Przechodzę obok domku numer sześć i mam wrażenie, że ktoś obok mnie stoi, mimo że jestem sama. Ktoś słyszy moje myśli, są tu tylko drzewa. Czyżby drzewa widziały i słyszały? Przystaję przed domkiem i patrzę się na niego dosyć długo. Coś w środku zabłysło, ale to niemożliwe. Przecież nikogo tutaj nie ma, prawda? A historia Misaki została zmyślona.

W takim razie skąd Misaki wiedziała, że właściciel jest prawie głuchy?



Pukam i bez zaproszenia wchodzę. Właściciel coś czyta w gazecie i chyba nie usłyszał, że tu jestem.

- Przepraszam! – Wręcz krzyczę, a mężczyzna na mnie spogląda i poprawia okulary. – Mogę zadać jedno pytanie?

- Mów dziecko, bo czasu nie mam i wieczności.

- Czy historia o mordercy jest prawdziwa? Zginęła tutaj Lucy?

Staruszek puszcza gazetę, a ja zaskoczona marszczę brwi. Wstaje on gwałtownie, a ja cofam się kilka kroków do tyłu.

- Wyjdź stąd natychmiast! Nie chce słuchać takich bzdur!

Przepraszam mężczyznę i bez pożegnania opuszczam jego gabinet. Kiedy idę korytarzem w kierunku wyjścia dostrzegam dosyć brzydki obraz. Podchodzę do niego i próbuję zrozumieć, dlaczego jest tutaj, skoro wszystkie inne dzieła są przepiękne. Ściągam go, odwracam i dostrzegam na przyklejone zdjęcie właściciela. Wygląda o wiele młodziej, jest bardziej zadbany. Dopiero po chwili dostrzegam napis: Wszystkiego najlepszego tato! Twoja Lucy!


Kto myślał, że między nimi dojdzie do czegoś więcej? XD Przyznać się.

Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału. Wena mnie tak cholernie opuściła, ale za bardzo Was kocham i nie mogę porzucić :3

Ogólnie niedawno chciałam przeczytać taki dobry, prawdziwy romans i się przeraziłam. Dlaczego wszystko na wattpadzie krąży dookoła pieprzenia się, mówienia, że ni mogą być razem itd, itp? Czekajcie, bo niedługo przyjdę do Was z nową książką. Od razu mówię, że główny bohater będzie miał charakter podobny do Akashiego, bo takie postacie najbardziej lubię

No cóż, do następnego :*

Wasza Seicat

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro