Jak rozwaliłam sale gimnastyczną
- Hanawara, piękne! Powinnaś zostać artystą! To po prostu nazywa się talent. Jak skończysz, to przynieś mi to, dobrze? - Mówi zadowolona nauczycielka z plastyki i prawie skacze na swoim miejscu. - Może zorganizujemy jakąś wystawę z twoich prac? Co o tym myślisz? Porozmawiamy o tym na następnych zajęciach.
Kiwam parę razy głową i uśmiechnięta siadam na swoim miejscu. Patrzę się z dumą na mój obrazek. Przedstawia galopujące konie na plaży.
- Ne, Aria-chan, powiedzieć Ci coś bardzo mądrego?,, Wygrana to wszystko. Zwycięzcy piszą historię. Przegrani są z niej wymazani". Niezłe, nie? - Mówi Misaki, a ja marszczę zdziwiona brwi.
- Skąd ty to wytrzasnęłaś?
Brunetka zaskoczona kręci głową.
- Nie mów, że tego nie słyszałaś. Te zdanie powiedział dawny kapitan Pokolenia Cudów, Akashi Seijuro. Mam to nawet na dyktafonie.
Stwierdzam, że to już przesada. Oglądając film z jakimś moim ulubionym aktorem, nie nagrywam jego głosu i nie zapamiętuję jego kwestii na pamięć. Moje koleżanki mnie przerażają.
- Też znam jeden. ,, Tylko ci, których prowadzę, mogą patrzeć mi się w oczy". - Mówi Rin, a ja delikatnie się uśmiecham.
- Też to masz na dyktafonie?
- Nigdy. Napisałam na ścianie w swoim pokoju.
Słyszałam wiele historii o Akashim Seijuro. I mogę śmiało stwierdzić, że go podziwiam. Jego sposób patrzenia na świat, wytrwałość, postawę, siłę i inteligencję. Nigdy go nie widziałam, ale z tego co mi dziewczyny mówiły jest,, och", ,, ach" i,, Matko kochana mogę umierać".
Coś w tym stylu.
- Ne, Aria-chan, ja i Rin idziemy na lody. Też chcesz? - Kręcę głową i od razu się prostuje, gdy dostrzegam, że nauczycielka trochę zła mi się przygląda.
- Nie mogę. Jestem umówiona z Midorima. - Szepczę, a Misaki prycha cicho i poprawia rękaw swojego mundurka i co chwilę patrzy się, czy aby na pewno sensei niczego nie słyszy.
- Niedługo będziecie mieli zielonowłose potworki. Przyznaj się, że w nim się podkochujesz. Choć sama nie wiem, co w nim można lubić.
Robię się cała czerwona, a Rin cicho się śmieje.
- Przestań, to jedyna osoba jaką znam, która gra w shogi. Naucz się, a więcej czasu będę spędzać z tobą.
Brunetka pokazuje mi język i wraca do swojej nieskończonej pracy.
Przywykłam do charakteru moich koleżanek. Innych nie mam, więc jakiegoś wielkiego wyboru nie posiadam. Misaki często jest chłodna, sarkastyczna i dwulicowa, ale udaję, że tego nie widzę. Denerwuje mnie też jej pewność siebie. Uważa, ze wszystko się jej należy. Zawsze to nam opowiada, jak spotka Akashiego i zdobędzie jego serce jednym spojrzeniem.
Jakoś w to wątpię.
Z Rin za to się często śmieją, ponieważ jest troszkę grubiutka i na razie nie ma zamiaru nic z tym zrobić. Przez większość czasu użala się nad sobą i nie lubi rozmawiać o czymś, co ją nie tyczy.
Zaczynam cieniować rysunek, ale pracę przerywa mi dzwonek. Wzdycham głośno, pakuję się i zostawiam na ławce szkic i ołówek. Zabieram to i wychodzę ze szkoły.
Dziś pogoda jest naprawdę ładna. Nie przepadam za upałami i słońcem, czuję się wtedy jak topiące się lody, ale teraz nie narzekam. Mam dobry humor, uśmiecham się pod nosem i kończę swój rysunek. Co chwilę patrzę się pod nogi, nie mam ochoty na kogoś wpaść lub się przewrócić.
Idę po małym moście i uderzam kogoś w ramię. Moja praca wypada mi z ręki, już mi się wydaje, że wyląduje w wodzie i wszystko będę zmuszona rysować od początku. W ostatniej chwili ktoś ją łapie.
Wzdycham głośno szczęśliwa, chce już coś powiedzieć, ale ktoś mnie przegania.
- Przepraszam, naprawdę jest mi przy... To Ty! To Ty rozwaliłaś jedną z sali gimnastycznych! - Mówi szybko jakiś rudowłosy chłopak z wystający zębem.
Wow, kilka miesięcy nauki, a już każdy mnie zna!
- Tak, to ja.
Z tą salą gimnastyczną było naprawdę zabawnie. Robili remont i jak zawsze czegoś nie usłyszałam. Oparłam się o jakiś słupek i wszystko runęło. Na szczęście nikt nie ucierpiał, albo nie znaleźli jeszcze ciał. Przez kilka dni miałam kompleksy i zastanawiałam się ile w rzeczywistości ważę.
Od tamtej pory treningi siatkówki mamy z męską drużyną koszykówki. Gdy Rin i Misaki się o tym dowiedziały, zapisały się na nie i ciągle mi dziękowały i modliły, żeby ten sławny Akashi już wrócił.
Miałam swoje dwie minuty chwały, dopóki nie przysłali mi rachunek za szkody.
Wtedy się popłakałam.
- Co Ty takiego zrobiłaś, że się to zawaliło? Przez ciebie musimy ćwiczyć z dziewczynami... Właściwie... to nawet fajnie. To wszystko dzięki tobie..
- Kotarõ, zamilcz.
Przemowę przerywa drugi chłopak, którego dopiero teraz zauważam.
Prawie szczęka mi opada.
Jest dosyć wysoki, ma więcej niż metr siedemdziesiąt pięć. Mimo że ma na sobie koszulkę, (a szkoda) jestem pewna, że jest wysportowany. Jego włosy są naturalnie czerwone, idealnie uczesane. I oczy...
Och.
Choruje na heterochromie. Jedno jest czerwone, drugie pomarańczowe, lekko żółte. Przygląda mi się z góry, jego chłodny wzrok wypala we mnie dziurę.
Po prostu czuję wielką presję.
Odwracam speszona głowę i przyglądam się swoim dłonią.
- Następnym razem patrz jak chodzisz. Możesz nie mieć tyle szczęścia. - Mówi i podaje mój rysunek.
Kiwam delikatnie głową i cicho dziękuję. Chciałabym pójść, ale nie mogę, wrosłam wręcz w ziemię.
- Źle pocieniowałaś tego konia z prawej. Czerń powinna być bardziej z góry.
Cholera, przez jego głos w ogóle nie mogę się skupić. Przełykam głośno ślinę i patrzę się na szkic.
Ma racje.
- Dziękuję, nie zauważyłabym tego. - Wręcz szepczę.
- Jak masz na imię?
Zaskoczona unoszę głowę i od razu tego żałuję.
Ma piękniejsze oczy od moich ulubionych postaci z anime. A jest ich naprawdę sporo.
Przenoszę wzrok na małe jeziorko i próbuję się nie jąkać.
- Aria Hanawara.
- Cóż Ario, dam Ci pewną radę. Jeśli chcesz jeszcze trochę pożyć, nie patrz mi się nigdy w oczy. - Mówi i mija mnie z obojętnym wyrazem twarzy.
Przeraża mnie to.
Jeszcze z pół minuty stoję i nie mogę się pozbierać.
Dlaczego zwrócił się do mnie po imieniu? Kim on jest? I dlaczego wydaje mi się, że skądś co znam?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro