Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Biedne zwierzątko

  Parę słów na początek. Wczoraj czytałam kilka ff i zauważyłam, jak bardzo twórcy się starają. Chodzi mi o opisy, dialogi i emocje. Ja zawsze opowieść Arii brałam bardziej jako miłą komedię połączoną z romansem, gdzie czytelnik często jest zażenowany odpowiedziami głównej bohaterki. To miała być historia na luzie, ale przywiązałam się do niej i chyba też zacznę traktować bardziej poważnie. Nie o to chodzi, że wcześniej tego nie robiłam, ale podchodziłam z taką lekkością. Postanowiłam, że użyję tutaj swojego prawdziwego stylu pisania, którym najczęściej się posługuję. Więc proszę, napiszcie, która wersja jest lepsza: lekka i na luzie, czy poważniejsza. (Kurcze, nie wiem, czy to się uda, bo takiego stylu pisania używam do TIME XD)

  No i poprawię błędy w poprzednich rozdziałach, bo i tak nie mam nic do roboty XD

  Ten stan mogłabym nazwać idealnym i błogim. Cicho, ciepło, nad wyraz przyjemnie i przytulnie, jakby właśnie tu było moje miejsce od początku istnienia mojego i całego świata. Na dodatek coś naprawdę ładnie pachnie, nie jestem pewna co, ale kojarzy mi się z wanilią pomieszaną z męskimi perfumami.

  Zaraz, co?

  Otwieram leniwie jedno, a po chwili drugie oko, kark delikatnie mnie mrowi dając znać, że spałam w mało wygodnej pozycji. Dookoła panuje ciemność, jedynie światło latarni przebija roletę. Na podłodze w śpiworach śpią licealiści, a ja przez kilka sekund zastanawiam się, gdzie jestem. Ach, no tak, spotkanie Pokolenia Cudów, pięć lat temu rozegrali i wygrali pierwszy swój mecz. Mimowolnie lekko się uśmiecham, to niesamowite, że nadal się spotykają, mimo zmiany szkoły i lekkich kłótni.

  Jestem przykryta ciepłym kocem, a poduszka wydaje się zbyt twarda. Dopiero teraz się orientuję, że ktoś dotyka moich włosów. Niezgrabnie i szybko odwracam się i bardzo mnie zatyka. Bardzo. Akashi patrzy się na mnie pytająco, nawet wszechogarniającej ciemności widzę jasny blask jego hipnotyzujących oczu.

   - Idź dalej spać. – Tylko cicho mówi, aby nikogo nie obudzić, a ja robię się całą czerwona, kiedy uświadamiam sobie, że moja głowa przez ten cały czas spoczywała na jego kolanach. Jak gdyby nigdy nic, znów zaczyna zaczesywać moje krótkie włosy i bawić się nimi. W ogóle nie rozumiem jego zachowania, ale próbuję o tym nie myśleć. To zdecydowanie piękny, a jednocześnie głupi sen.

  Spoglądam na elektryczny zegarek i marszczę brwi.

   - Jest wpół do trzeciej, nie powinieneś iść spać, Akashi-san? – Mówię, ale po chwili słyszę, jakby ktoś zarzynał zwierzę i dodaję: - Nawet Aomine zasnął.

  Przez moją idiotyczną, ale i też prawdziwą uwagę, Absolut cicho prycha rozbawiony, a jego głos odbija się od ścian pokoju Midorimy.

   - Nie mogę spać, Ario. Codziennie chodzę po trzeciej, to dla mnie zbyt wcześnie. Na dodatek większość dnia nic nie robiłem, rano tylko pobiegałem, mogłem iść na basen.

  Mogłam iść z tobą.

   - O trzeciej w nocy? I wstajesz o siódmej?

   - O szóstej. Staram się codziennie biegać.

  Mam ochotę go uderzyć. Przecież to niezdrowe, powinien się wysypiać, aby mieć dużo siły. Jak on to wszystko robi? Kiedy znajduje czas dla samego siebie? Mam wrażenie, że ze wszystkich osób jakie znam, Akashi-san jest najsmutniejszy. Gniew i oburzenie zmienia się niesamowicie szybko w współczucie i chęć uderzenia go tylko po to, aby potem mocno przytulić.

   - Nie przepracowujesz się przypadkiem? – Pytam cicho słysząc, że Murasakibara zaczyna mówić przez sen o jakiś czekoladowych babeczkach. Dłoń Imperatora przestaje gładzić moje włosy, jakby zastygł, jednak po chwili znów czuję jego palący i jednocześnie chłodzący dotyk na skórze.

   - Odżywiam się dobrze, w weekendy pozwalam sobie na dłuższą drzemkę. Nie czuję potrzeby snu. Kiedyś mój ojciec powiedział, że jedną trzecią życia przesypiamy i nie mogę tak dużo czasu poświęcić na nic nie robieniu. – Odpowiada, ale widząc moją minę dodaje: - Nie buzuj się tak Ario, bo wszystkich tutaj obudzisz, a uwierz, niewyspany Murasakibara to tragedia.

  Kiedy mówi o niewyspaniu przypominam sobie, że nadal moja głowa spoczywa na jego kolanach. Powoli się podnoszę i cała czerwona mówię:

   - Przepraszam, nie spodziewałam się, że zasnę...

  Jego ręką mnie powstrzymuje, a ja znów na nim leżę.

   - Nie ruszaj się, strasznie mi się nudzi, a twoje włosy są naprawdę interesujące. No i jak wstaniesz, to podepczesz Ryote.

  Spoglądam na swoje nogi i rzeczywiście, głowa blondyna spoczywa niedaleko moich stup. Zrezygnowana, a jednocześnie cholernie szczęśliwa, głośno wzdycham i staram się nie ruszać. No bo, jak mam się zachować? Przecież nie będę się kręcić we wszystkie strony, na dodatek chłopak chyba nie ma zamiaru zostawić moje włosy. To naprawdę przyjemne uczucie, kiedy na palec nawija kosmyk moich kłaków. Jestem strasznie spięta, jakby moje ciało dostało paraliżu. Wiem, że szybko nie zasnę. Postanawiam zagadać i przerwać tą, dla mnie, krępującą ciszę.

   - Akashi-san, którego się urodziłeś?

  Wiem, idiotyczne, ale co innego miałam powiedzieć?

   - Dwudziestego grudnia. – Okay, trzeba zapamiętać. – A ty?

   - Szóstego stycznia

  Chłopak cicho prycha.

   - Wiesz, że liczba sześć jest niedoskonała i niepełna?

  Na jego słowa przewracam oczami i czuję nagłe zmęczenie. Nie mogę powstrzymać ziewnięcia, zakrywam usta dłonią.

   - Idź spać, jesteś zmęczona.

   - Gdzie tam, to było nieme kaszlnięcie.

  Chłopak tylko kręci głową i spogląda na mnie z góry. Teraz przypomina mi kota, duże, błyszczące, dwukolorowe oczy z wręcz dzikimi źrenicami, sterczące włosy przypominające uszy... Śmieję się cicho, a on tylko marszczy jedną brew dając do zrozumienia, że nie rozumie.

   - Powoli ci odbija, naprawdę, zaśnij już.

  Nie wiem dlaczego, ale całe skrępowanie, napięcie ciała i lekki rumieniec znika pozostawiając tylko odprężenie i swobodę. Dziwne, nie powinnam się przecież tak czuć w jego obecności, to najbardziej surowa, przerażająca i niesamowita osoba na tym calutkim świecie. Jednak nie mogę pozbyć się wrażenia, że zaczynam traktować Akashiego jak bliskiego przyjaciela, mimo że on nadal widzi we mnie po prostu Arie.



  Gdy znów otwieram oczy, słońce dosyć mocno świeci, a mnie wszystko boli. Leżę na ziemi, moja głowa spoczywa na poduszce, a ja ziewam kilka razy. Niedaleko mnie śpi Murasakibara, a Aomine nadal wydaje dźwięki zarzynanego zwierzątka. Wstaję, przeciągam się i kieruję w stronę schodów, a potem kuchni. Jest dosyć spora, brązowe meble idealnie pasują do ściany pomalowanej na piękny odcień kawy. Midorima robi kanapki, a ja zadowolona podchodzę i chcę jedną wziąć. Chłopak jednak szybko zabiera mi je przed nosem, a ja zaskoczona i jednocześnie smutna na niego spoglądam.

   - To dla Murasakibary, dla ciebie zaraz podam ryż...

   - Ej! Dlaczego zawsze traktujesz mnie gorzej?

   - Bo jesteś moją przyjaciółką z dzieciństwa, proste.

  Ten argument jest trafny, a ja zła, jak małe dziecko siadam na blacie. Spogląda na mnie oburzony, dobrze wiem, że zaraz mnie nakrzyczy, ale go wyprzedzam.

   - Masz jeszcze stare ubrania swojej siostry? Chciałabym się wykąpać i przebrać.

   - W tym domu jest Aomine, jesteś pewna, że to dobry pomysł? – Pyta, a ja naprawdę zaczynam się nad tym zastanawiać. Z drugiej strony nie wyobrażam sobie dnia bez szybkiego prysznica, więc kiwam parę razy głową. On tylko wzdycha przeciągle. – Są w jej pokoju.

   - Wielkie dzięki! – Odpowiadam i na jego zadowolenie, zeskakuję z blatu i idę do pokoju, który, dzięki Bogu, jest na dole. Biorę biały sweterek, spodnie i idę do łazienki upewniając się kilak razy, że zamknęłam ją na klucz. Rozbieram się i wchodzę do kabiny prysznicowej. W takiej chwili nie oszczędzałabym w żadnym wypadku wody, ale myśl, że w tym domu jest aż sześciu niebezpiecznych facetów, szybko się uwijam. W całe pięć minut udało mi się nawet umyć włosy. Właśnie, włosy... Nadal czuję palący dotyk Absoluta, a moje policzki robią się czerwone jak burak. To było dziwne, a jednocześnie... miłe. Tak, zdecydowanie miłe.

  Suszę ręcznikiem włosy i wychodzę pachnąca i odświeżona. Kiedy znów wchodzę do kuchni, Kise biega w tą i z powrotem chcąc pomóc jakość zielonowłosemu. Kończy się na użyciu siły przez Midorime, blondyn dostał dosyć mocno talerzem w głowę. Widząc mnie podchodzi smutny i przeciera oczy.

   - Ariacchi, Midorimacchi się nade mną znęca... - Mówi z prawdziwą powagą, a ja szeroko się uśmiecham.

   - Nie przejmuj się, nade mną też. Midorima już taki jest, stał się demonem w dniu, kiedy go przez przypadek kopnęłam w twarz. Możliwe, że wtedy coś mu się poprzestawiało... - Mówię z miną profesora, a zielonowłosy tylko prycha. Chcąc go trochę podenerwować, znów siadam na blacie. Jednak nie zwraca na mnie uwagi, dalej przygotowuje śniadania dla chłopaków.

  Słyszę, jak drzwi frontowe się otwierają, a po chwili Akashi-san wchodzi do kuchni trzymając w ręce reklamówkę. Rzuca ją na stół i przeciągle wzdycha.

   - Ostatni raz idę tutaj do sklepu, ta sprzedawczyni była wkurzająca. – Mamrocze, a jego oczy błyszczą niebezpiecznie. Od razu przypominam sobie naszą idiotyczną nocną rozmowę i jego dotyk, a także to, że na nim po prostu spałam. Spinam się jak struna, gorąco pochłania moją twarz, ale gdy dostrzegam co jest w reklamówce, do razu napięcie znika.

   - Akashi-san, kupiłeś pomarańcze? – Pytam zaskoczona, a on unosi na mnie leniwie swój wzrok.

   - Tak, a co? Lubisz je?

  Potakuję kilka razy głową, a on jedną wyciąga i rzuca w moją stronę. Zręcznie ją łapię i szeroko się uśmiecham.

   - Bardzo dziękuję! Szkoda, że owoce w Japonii są tak strasznie drogie, kupowałabym pomarańcze chyba codziennie. Hej, Midorima, to zrobisz mi...

   - Nie. Jak chcesz coś zjeść, to zrób sama.

  Głośno wzdycham, odstawiam pomarańczę, zeskakuję z blatu i podchodzę do lodówki. Otwieram ją i zaczynam przeszukiwać. Od razu robi mi się zimno, niedawno myłam głowę i naddatek niespecjalnie suszyłam. Na końcu decyduję się na zupę tofu, którą tak często mama Shintaro robi i jest po prostu wyśmienita. Ostrożnie ją wyciągam i kładę na stole.

   - Akashi-san, też chcesz? – Pytam, a chłopak spogląda kątem oka i marszczy brwi.

   - Chcesz na śniadanie jeść zupę?

   - Nie byle jaką. Idealną, rozpuszczającą się w podniebieniu zupę tofu pani Midorimy.

  Akashi zaintrygowany odwraca w moją stronę głowę, a w jego oczach widzę delikatny blask.

   - Dobra, przekonałaś mnie.

  Nagle do kuchni wchodzi Aomine i z wielkim uśmiechem na ustach zwraca się do Absoluta.

   - Nie myśl Akashi, że zapomniałem o obietnicy, którą złożyłem rok temu. Jemy śniadanie i idziemy na boisko. A tam, ja ciebie pokonam i każdy zapomni o kapitanie Pokolenia Cudów.

  Jestem zaskoczona śmiałością Aomine, nawet Midorima zastyga i spogląda z obawą. Jednak Akashi tylko delikatnie, ale upiornie się uśmiecha i przymyka oczy.

   - Nie mogę się doczekać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro