Aria w Krainie Czarów
Ludzie kochani, nigdy nie spodziewałam się, że te opowiadanie osiągnie aż 1000 wyświetleń! Jestem wszystkim bardzo wdzięczna, nie wiecie jak się cieszę:D. Ściskam Was wszystkich z osobna. Niedawno wpadłam na genialny pomysł i stwierdziłam, że dodam to jako rozdział specjalny. Obiecuję, że nie będziecie się nudzić.
Mrugam kilka razy powiekami, słońce niesamowicie mocno świeci i strasznie mi przeszkadza. Siadam na ziemi i rozmasowuję obolałe plecy. Rozglądam się spanikowana i próbuję zrozumieć, o co chodzi. Niedawno leżałam w swoim wygodnym łóżku słuchając pięknej muzyki klasycznej, tylko na chwilę przymknęłam oczy i magicznym sposobem znalazłam się na zielonej, bujnej łące.
- Nie mamy czasu, Biały Król na ciebie czeka! - Słyszę, spoglądam na osobę stojącą niedaleko mnie i zrywam się z trawy.
- Midorima-kun?! - Piszczę widząc przyjaciela z długimi uszami i wąsikami. Patrzy się na mnie poważnie co bardzo kontrastuje ze strojem króliczka. W puchatej dłoni trzyma zegarek. - Co ty wyprawiasz, ściągnij to z siebie! - Krzyczę i zakrywam oczy rękami, aby oszczędzić sobie tych strasznych widoków.
- Nie jestem żadnym Midorimą, tylko Zającem. Chodź, bo czasu już nie ma. - Odpowiada i marszczy nos, przez co jego wąsiki w śmieszny sposób się poruszają. - Król na ciebie czeka.
Mrugam kilka razy oczami mając nadzieję, że to głupi sen. Spoglądam w dół i orientuję się, że jestem ubrana w żałosną, różową sukienkę. Chcę uderzyć się w policzek i wrócić do zwykłego, realistycznego świata.
- Nie musi przychodzić, bo już jestem. Witaj Ariacchi! - Przede mną coś wybucha, pojawia się mgła i ten sławny Kise Ryota lewitujący nad ziemią, mający w ręku berło, a na głowie koronę. Kiedy mgła opada dostrzegam, że nosi... białą sukienkę. Zaczynam piszczeć i uciekać prosto przed siebie mając nadzieję, że nikt mnie nie goni. Jednak po chwili czuję nieprzyjemny skurcz w moim brzuchu i pojawiam się przed idiotycznie przebranym Midorimą i przerażającym Kise, który uśmiecha się od ucha do ucha i przybliża do mnie. - Jestem Białym Królem tego świata, Krainy Czarów. Ario Hanawaro, zostałaś wybrana przez nadludzkie siły. Twoim zadaniem jest pokonanie przerażającego Czerwonego Króla. Kiedy to zrobisz, wrócisz do domu. - Mówi, wyczarowuje sobie krzesło i na nim siada zakładając nogę na nogę. Ja jednak obracam się dookoła własnej osi i co chwilę potakuję głową.
- To jakaś ukryta kamera, prawda? Tylko Akashi-san mógł coś takiego...
- Nie, tylko nie Ten Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać! Szybko, rytuał! - Krzyczy Kise, w jego ręku pojawia się jakieś zielsko i zaczyna nim wymachiwać we wszystkie strony. Przypatruję się temu bardzo zdziwiona i nie wiem co powiedzieć. Po chwili blondyn głośno wzdycha i ociera czoło dłonią, jakby się tym wszystkim zmęczył. - Nigdy tego więcej nie rób, bo jeszcze Czerwony Król przybędzie i nas wszystkich pożre! Kiedyś był dobrym człowiekiem, rządził sprawiedliwe, ale coś się stało...i....i... - Głos chłopaka się łamie i spogląda smutny na Midorimę. Ociera łzy i prostuje się dumnie. - Zaczął wszystko niszczyć, pragnął władzy absolutnej. Nie musisz w to wszystko wierzyć, wystarczy, że tam pójdziesz i pokonasz go tym mieczem. - Dodaje i pokazuje mi średniej wielkości ostrze ozdabiane kolorowymi kamieniami. Zaskoczona go podnoszę i patrzę się na Białego Króla.
- Gdy to zrobię wszyscy powyłączacie kamery i pozwolicie mi iść do domu?
- Jasne Ariacchi! Po prostu idź tą drogą i dojdziesz do celu. - Mówi i wskazuje na pokrytą kamieniem drogę, której wcześniej nie było. Wow, dobrzy są.
- Ok, to ja idę.
- No idź.
- Przecież idę.
Odchodząc usłyszałam:
- Hej, Zając, co to kamery?
Nie mam zielonego pojęcia ile tak szłam, ale miecz mi nie przeszkadzał. Jest bardzo lekki i na dodatek ładny. Ciekawe ile pieniędzy wydali na takie rzeczy? Za drzewami słyszę śmiechy i tłuczenie najprawdopodobniej naczyń. Zaciekawiona idę w tamtą stronę i nie mogę uwierzyć własnym oczom. Na środku polany znajduje się ogromny stół z mnóstwem jedzenia. Misaki przebrana za kolejnego królika gorączkowo coś mówi, a za stertą słodyczy dostrzegam... Murasakibare. Pochłania wszystko w zawrotnym tempie, na głowie ma cylinder i ubrany jest w jaskrawe kolory.
- Murasakibara-san? Misaki-chan? - Pytam się powoli podchodząc. Dziewczyna widząc mnie zaczyna żywiołowo machać, a olbrzym nawet nie zwraca na mnie uwagi. - Co wy wyprawiacie?! Nie mówcie, że też bierzecie w tym udział!
- Jestem Kapelusznikiem Aria-chin. Aha, tylko spróbuj coś dotknąć, a cię zmiażdżę. - Mówi fioletowo-włosy i wraca do wcześniejszej czynności, a Misaki posyła mi przepraszające spojrzenie. Zaczynam czuć, że moja sukienka dziwnym trafem idzie do góry. Przestraszona obracam się i dostrzegam... lewitującą głowę jakiegoś chłopaka. Szczerzy się do mnie szeroko i przerażająco, jest ciemnoskóry i ma granatowe włosy. Z mojego gardła wydostaje się głośny pisk i chowam się za koleżanką.
- Wredna jesteś Aria. Usłyszałem, że jakaś ładna dziewczyna przybędzie uratować nasze królestwo, ale nie spodziewałem się, że jesteś tak wstydliwa...
- Kocie! - Poucza go Misaki, a ja nie mam zielonego pojęcia, gdzie ona w nim widzi kota. Zaczynają się kłócić, a ja postanawiam się wycofać w tej krępującej sytuacji.
- Aria-chin, uważaj! W tym lesie straszy! - Mówi Murasakibara z buzią wypełnioną słodyczami, a ja zaczynam się naprawdę bać.
Akashi, co ty wymyśliłeś?
Spodziewałam się przerażającego, mrocznego lasu wypełnionym starymi i spróchniałymi drzewami. Ok, nawet gdyby okazało się, że ten las, w którym straszą jest piękny i jasny, zrozumiałabym, naprawdę. Szkoda, że tutaj jest tylko jedno drzewo.
Podchodzę do niego niepewnie, wydaje się podejrzany. I kiedy znajduję się kilka metrów przed nim orientuję się o co chodzi. Ta roślina jest pomalowanym kartonem. A w środku siedzi Hayama z przymkniętymi powiekami.
- Hayama-kun? - Pytam się i marszczę zaskoczona brwi. Chłopak otwiera jedno oko, ale szybko je zamyka widząc, że do niego się zwracam.
- Nie. Pomyliłaś mnie z kimś.
- Przecież widzę, że to ty.
- Przecież mówię, że mnie pomyliłaś.
Przewracam oczami trochę zła i głośno wzdycham. Kontynuowanie rozmowy z nim wydaje się być zbędne, i tak nic mi nie powie. Oddalam się i idę dalej nie zważając na tą dziwną sytuację.
- Bu. - Ktoś szepcze za mną, a ja podskakuję, znów krzyczę i obracam się na pięcie. Za mną stoi Kuroko powoli znikając i szepcząc. - Moim zadaniem było przestraszyć cię na śmierć. Mój pan mi tak kazał, chyba mi się nie udało... - I po prostu znika. Siadam roztrzęsiona na ziemi, serce wali mi niesamowicie szybko i ciężko mi się oddycha. Dopiero po kilku minutach jakoś wstaję otrzepuję różową sukienkę i idę dalej zostawiając za sobą Hayame-Drzewo i przerażające widmo Kuroko.
Stoję przed pięknym, czerwonym pałacem i pukam w ogromne drzwi.
- Otwarte! - Ktoś krzyczy, a ja zaskoczona wzruszam ramionami i wchodzę do środka. Nie sądziłam, że tak gładko to pójdzie. Pomieszczenie jest ogromne, ściany pokryte są przepięknymi malowidłami. Ogromne żyrandole zwisają z wysokiego sufity i wyglądają na cholernie drogie. Przede mną siedzi Czerwony Król. Obserwuje mnie szczerząc się szeroko i odbijając od ziemi piłkę od koszykówki.
Taiga Kagami.
- Więc przybyłaś mnie pokonać? Zaskoczona? Już dawno powaliłem Czerwonego Króla i po kryjomu zasiadłem na jego tronie. Ale ja jestem straszny! - Mówi i porusza swoimi brwiami. - Teraz zniszczę cię, Aria Hanawara i nikt mnie już nie pokona! Nigdy!
- Zostałem jeszcze ja. - Odwracam się i nie mogę uwierzyć. Za mną stoi Akashi Seijuro i idzie w naszą stronę. - Schowałem się w mieczu Arii wiedząc, że kiedyś przyjdzie, aby cię pokon... - Taiga upada na kolana i chowa twarz w dłoniach
- Nie, zostaw mnie, nie... A, sorry, zaczekaj, zgubiłem się. - Wyjmuje spod peleryny kilkanaście kartek i coś w nich przewraca. Mamrocze pod nosem swoje wcześniejsze kwestie, a ja nie mogę w to uwierzyć. Spoglądam na Akashiego, który głośno wzdycha i rozgląda się, jakby czegoś szukał.
- Nie zaatakujesz go?
- Nie ma tego w scenariuszu. Moja wina, że się nie nauczył? - Odpowiada i pstryka palcem w moje czoło. Rozmasowuję obolałe miejsce i pokazuję mu język. Chociaż w tym świecie za to mnie nie zabije.
- Dobra! Mam! Nie pokonasz mnie ty... - Taiga znika, a ja obracam się dookoła własnej osi. Akashi powoli podchodzi do swojego tronu, siada na nim i chwyta leżącą na ziemi piłkę.
- Za długo to trwało. Ario, teraz wszyscy będą chcieli mojej śmierć, tylko my znamy prawdę. Ucieknij ze mną tam, gdzie nikt nas nie znajdzie! - Mówi, a w moich oczach pojawiają się łzy.
- Tak. - Tylko tyle mogłam powiedzieć. Nagle przez wielki witraż przebija się biały jednorożec i ląduje niedaleko Czerwonego Króla.
- Aria...
- Aria, od rana dziwnie się zachowujesz. Musimy zabrać się za ten festiwal. - Poucza mnie już setny raz Akashi, a ja spoglądam na niego przepraszająco. Właśnie idziemy w stronę pokoju samorządu uczniowskiego, a chłopak ciągle mi powtarza, że ja też muszę coś wymyślić.
- Przepraszam, po prostu miałam złą noc.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro