Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Aria, jak tam randka? Jak tam rower?

  Stoję koło fontanny i nerwowo przebieram palcami. Nadszedł ten dzień, piątek, moje ,,spotkanie" z Tobio. Nie mam zielonego pojęcia, co on zaplanował, może zaciągnie mnie w jakiś ciemny kąt i...
   - Dzień dobry, Aria-chan. - Z rozmyślań wyrywa mnie TEN głos. Spoglądam na bok i lekko się uśmiecham. - Bardzo ładnie wyglądasz. - Komentuje mnie, ale nie słyszę w jego głosie żadnej wrednej nutki ironii czy flirtu. Nie wiem dlaczego, ale robię się cała czerwona.
   - Dzięki. - Dukam, a on się śmieję. Tak zwyczajnie, trochę uroczo i niewinnie. Czy to napewno ta sama osoba?
   - Chodź, bo nie zrobimy wszystkiego, co na dziś zaplanowałem.
  W życiu bym się nie spodziewała, że z Tobio może być tak fajnie, zabawnie i przyjemnie. Okazał się być całkowicie inny niż w szkole. Często się uśmiecha, tak zwyczajnie, przyjacielsko, nie zarzucał tak idiotyczne swoją blond grzywką. Ze zdziwieniem odkryłam, że nie oglądał się za żadną dziewczyną. Nie chodziło mi tutaj o jakąś zazdrość, po prostu zawsze myślałam, że to kobieciarz. Byliśmy w mieście, oceanarium i w kawiarence. Dowiedziałam się, że w swoim gimnazjum miał jedne z najlepszych wyników, nigdy, ale to nigdy nie miał dziewczyny i lubi oglądać Bleach'a. To ostatnie mnie trochę rozbawiło, nie wierzę, że można obejrzeć siedemdziesiąt odcinków w dwa dni. Pochwaliłam mu się swoimi rysunkami, a on przez dobre dziesięć minut prosił, abym cokolwiek dla niego namalowała. Śmiałam się przy tym niepohamowane, a zaskoczeni ludzie obserwowali mnie z lekkim uśmiechem.
  Wieczorem poszliśmy do parku się przejść. Nie czułam się już skrępowana, wręcz przeciwnie, nie przeszkadzało mi to, że jego ramię co chwilę spotykało się z moim. To było... dziwne i jednocześnie urocze.
   - Dlaczego w szkole zachowujesz się jak idiota? - Pytam, a on zaczyna się śmiać.
   - Wiesz, nie chcę aby każdy wiedział o moim prawdziwym charakterze. Trudno się przyznać, że jest się nieśmiałym i trochę  nerwowo reaguje się na inne osoby. - Odpowiada i wzrusza ramionami od niechcenia.
  Zatrzymuję się i próbuję to zrozumieć. Co jest złego w byciu sobą? Czy ja też muszę być kim innym, aby społeczeństwo mnie zaakceptowało?
   - Wiesz Tobio, uważam, że taki jesteś fajny, lubię cię. - Mówię, a jego brązowe oczy wręcz się błyszczą. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że inaczej mógł to zrozumieć. Chcę mu wytłumaczyć, że jest świetnym kolegą, ale niesamowicie szybko się do mnie zbliża, a mnie zatyka.
   - Oj, Aria-chan, ty tez jesteś baaaardzo fajna. - Szepcze, a ja próbuję się odsunąć i jednocześnie nie zranić jego uczuć. Jego twarz zbliża się, a ja czuję, że powoli się denerwuję i nie wiem, co powiedzieć.
   - Aria-chan? - Słyszę i głośno wzdycham. Odwracam się na pięcie i lekko uśmiecham w stronę Midorimy. Chłopak jest bardzo zaskoczony, aż jego okulary zsuwają się z nosa, ale po mojej minie dochodzi do wniosku, że tamta sytuacja nie była dla mnie zbyt wygodna.
   - Cześć, co tam? Co tu właściwie robisz?
   - Nic, przechodziłem obok i zauważyłem cię z tym chłopakiem. A ty jesteś... - Zwraca się do blondyna, Tobio lekko się uśmiecha.
   - Nikim ważnym. - Odpowiada, a zielonowłosy się krzywi.
   - Kojarzę cię skądś...
   - Aria-chan, Tobio?
  Zaskoczona odwracam się i dostrzegam Misaki stojącą obok Atsushi'ego Murasakibary. Obydwoje wyglądają na zaskoczonych i lekko zmieszanych, omijają mój wzrok.
   - Co tu robicie? Razem? - Pytam z powątpieniem i ogromną ciekawością, a Misaki do mnie podchodzi i zakrywa moje usta dłonią.
   - Potem pogadamy. - Warczy, a ja z wrednym uśmiechem potakuję głową. Oj, będzie ciekawie.
   - Tobiocchi?
   - O cześć, braciszku.
  Przed nami stoi Kise Ryota. Uśmiecha się szeroko, a ja dochodzę do wniosku, że z bliska jest naprawdę bardzo przystojny. Włosy, oczy, twarz wszystko jest idealne. Muszę kilka razy zamrugać, aby wyjść z tego dziwnego transu. Już wiem, dlaczego Tobio jest taki atrakcyjny.
   - Kise, dawno się nie widzieliśmy. - Mówi zielonowłosy, a on jeszcze szerzej się uśmiecha.
   - Midorimacchi! Cześć! Jak fajnie cię wi...
   - Ej, Kise, idziemy?
  Dołącza do nas kolejna osoba. Jest wysoki, ciemnoskóry i ma granatowe włosy.
  Czyźby niejaki Aomine? Ten zboczeniec, przed którym Midorima mnie ostrzegał?
  O mój Boże, zebrało się prawe całe Pokolenie Cudów.
  Ciemnoskóry spogląda na mnie i wrednie się uśmiecha. Dopiero teraz dostrzegam piłkę do koszykówki, którą chłopak przyciska do tułowia. Podchodzi do mnie i tyka mocno w ramię, a ja robię krok do tyłu. Dlaczego to ja zawsze mam pecha?
   - A ty to kto, do cholery? - Pyta wrednie, a jego wzrok błądzi po moim ciele. Zdenerwowany Midorima do niego podchodzi i próbuję ode mnie odciągnąć, ale Aomine go delikatnie popycha. - Wredny jesteś Midorima, nie chcesz, abym poznał twoją przyjaciółkę?
  Nagły strach zostaje przykryty przez złość i nie ukryte obrzydzenie. Zaciskam mocno pięści i unoszę do góry głowę patrząc twardo mu w oczy. Jest zaskoczony moim zachowaniem, prycha cicho rozbawiony.
   - Wyjaśnijmy sobie coś Aomine Daiki. Nazywam się Aria Hanawara, chodzę do szkoły Rakuzan i tak się składa, że jestem wiceprzewodniczącą szkoły, a co za tym idzie...
   - Moim zastępcą, Daiki. Jakiekolwiek złe zachowanie skierowane w stronę Arii jest równoznaczne ze schanbieniem mojego nazwiska. Tego nikomu nie wybaczę.
  Wszyscy odwracamy się, a ja zamieram. Stoję kilkadziesiąt metrów przed Absolutem, tylko jeden krok, a moja twarz spotka się z jego klatką piersiową. Oczy Akashiego są chłodne, ale gdy na mnie spogląda ta niechęć gdzieś znika. - Witaj Ario, widzę, że swój plan zdobycia męża wcieliłaś w życie, ale nie spodziewałem się, że zaczniesz się spotykać z prawie całym Pokoleniem Cudów. Czy coś jeszcze może mnie zaskoczyć? - Mówi z lekką drwiną i rozbawieniem, ale dobry nastrój szybko go opuszcza, kiedy spogląda na Aomine. Mruży delikatnie oczy, wydaje się dwa razy bardziej straszny.
   - Daiki. - Prycha Absolut, a ciemnoskóry się szeroko uśmiecha i prostuje.
   - Akashi. Co taki szlachcic jak ty spaceruje po zwykłej ulicy?
   - Jestem zaskoczony, myślałem, że masz trochę oleju w głowie i już nigdy nie będziesz ze mną rozmawiał. No coż innego mogłem się spodziewać po tobie? Chcesz powtórzyć naszą ostatnią konfrontację? - Odpowiada i wysoko unosi brwi, a Aomine się krzywi i przeklina pod nosem.
   - Hej, hej, spokojnie, nie chcę was zmiażdżyć. - Próbuje uspokoić chłopaków Murasakibara, ale to nic nie pomaga. Kise spogląda na wszystkich pokolei, Midorima poprawia zdenerwowany okulary, a dwa demony zabijają się wzrokiem.
   - Dobra Akashi, mam piłkę, sprawdźmy kto jest lepszy.
  Przełykam zdenerwowana ślinę, a Akashi... uśmiecha się upiornie i jednocześnie cholernie seksownie.
   - Chyba lubisz przegrywać, Daiki.
  Ciemnoskóry mlaska i wyciąga piłkę przed siebie.
   - Istnieje tylko jedna osoba, która może mnie pokonać. I to jestem ja.
   - Pominąłeś Kagami-chin i Akashi-chin. - Wtrąca się Murasakibara, który przeżywa batonika i ogląda to znudzony.
   - Aaaa, katastrofa, przestańcie, przyjaciele nie mogą się kłócić! - Krzyczy Kise i macha żywiołowo rękami.
   - Mam niewielu przyjaciół Ryota i na pewno Daiki się do nich nie zalicza. - Odpowiada chłodno Akashi, a ja się nerwowo śmieję i zwracam uwagę chłopaków i Misaki.
   - Dobra, dobra, to nie miejsce na kłótnie. Akashi-san, proszę, daj spokój. - Mówię, a Absolut spogląda na mnie i po chwili głośno wzdycha. Jego nerwy gdzieś znikają i znów stoi przede mną oaza spokoju.
   - Masz szczęście Daiki, uratowała cię dziewczyna.
  Chłopak tylko przeklina pod nosem i wycofuje się. Przechodzi koło mnie, spogląda złowrogo i szturcha ramieniem. Tylko to wystarczyło, abym zrobiła krok do przodu i wpadła pod pędzący rower.

  Super, świetnie, genialnie. Mam tak ogromne szczęście, mogłabym wręcz dotknąć gwiazd. Dosłownie, bo gdy zdarzyłam się z rowerem przed oczami pojawiły mi się lśniące plamki i wszechogarniająca ciemność. Pamiętam bolesny upadek, piski Misaki i chyba Kise, a także kogoś przekleństwa.
  Na chwilę tracę przytomność, ale chyba szybko wracam do świata żywych.
  Moja głowa leży na czymś ciepłym, twardym i jednocześnie miękkim. Mrugam kilka razy, a upiorny ból przeszywa moją głowę. Dotykam skroni i głośno syczę.
   - Śmiejący Kwiatku, wszystko dobrze? - Oho, ten głos może codziennie mnie budzić, tylko w lepszych warunkach. Nareszcie mogę cokolwiek zobaczyć. Pokolenie Cudów się nade mną schyla, a najbliżej mnie jest twarz Akashiego. Jest ode mnie z kilkanaście centymetrów, obserwuje mnie uważnie i widzę w jego oczach zmartwienie.
   - Kurwa, przepraszam mała. - Mówi lekko skrępowany Aomine, a oczy Akashiego robią się ciemniejsze.
   - Aomine, uciekaj. - Mówi Midorima całkowicie poważny, a ja rozumiem. W oczach Absoluta widzę coś, czego nigdy nie dostrzegłam.
  Autentyczną złość, agresję i...
Szaleństwo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro