Akashi, okłamałeś mnie...
Słychać uderzenia piłki o parkiet, piski butów, dziwny stres unosi się w powietrzu. Jest pełno ludzi, każdy obserwuje wszystko dokładnie, niektórzy nawet nic nie mówią, tylko wpatrują w koszulki dziewcząt analizując szanse przeciwników. Trójka przyjaciół siada na małych krzesełkach i z zaciekawieniem obserwują, jak uczennice Rakuzan serwują lub po prostu odbijają piłkę o ścianę.
- Sei-chan, przypomnij, po co my tu właściwie jesteśmy? Mieliśmy tylko zobaczyć grę chłopaków z gimnazjum i stwierdzić, kto by się nadawał. - Mówi Reo spoglądając na swojego przyjaciela. Akashi Seijuro unosi do góry brwi, a jego czerwone oczy wydają się rozbawione całą sytuacją.
- Reo, nie wiesz? Jak już tu jesteśmy, możemy zobaczyć, czy jakieś gimnazjalistki nadają się do naszego klubu siatkówki....
- No i jednak to dziewczyny. W krótkich spodenkach, wysoko skaczą, ustawiają się w zawstydzających pozach... - Mówi Kotaro, cały się czerwieni i dziwnie uśmiecha. Reo przewraca tylko oczami na jego słowa, a Akashi krótko się śmieje. Jego wzrok ląduje na przeciwległych siedzeniach i z zaskoczeniem zauważa Taige kibicującemu komuś z wielkim zapałem. - Właśnie, słyszałem, że wroga drużyna ma asa z numerem cztery... - Śmieje się rudzielec i uderza łokciem w bok Akashiego. Ten tylko głośno wzdycha i kręci kilka razy głową.
- A co innego mógłbyś się spodziewać po numerze cztery? I Kotaro, nie musisz tak strasznie krzyczeć, siedzę obok ciebie. - Odpowiada Akashi i spogląda na zamyślonego Reo. - Czy coś się stało? - Pyta, a długowłosy mruga kilka razy i lekko speszony odwraca wzrok od dziewczyn.
- Nie, tylko... Myślicie, że tamta dziewczyna zdaje sobie sprawę, że ma dziurę na tyłku?
- Gdzie, gdzie?! - Krzyczy Kotaro, wstaje i zwraca na siebie uwagę. Kilka uczennic z Rakuzan zauważa Akashiego i lekko się do niego uśmiechają i chyba chcą podejść, ale ktoś je woła.
Czerwonowłosy leniwie podąża swoim palącym wzrokiem po uczniach i zatrzymuje się na obróconej do niego tyłem nastolatki. Ma na sobie czerwoną koszulkę ozdobioną złotymi nićmi. Na samym środku została wyhaftowana liczba cztery, a pod nią nazwa szkoły: Raiontatakai. Długie, blond włosy, niesamowicie proste, jakby dopiero je umyła, związała w koński ogon. Jest zaskakująco niska, nie, zatrważająco niska jak na siatkarkę. Ile ona może mieć? Metr sześćdziesiąt? Trochę mniej? Rozmawia z trenerem i jako jedyna się nie rozgrzewa, jakby całe jej życie było treningiem. Starszy mężczyzna wykonuje dziwny gest dłonią, jakby chciał uderzyć piłkę, a ona kilka razy go powtarza.
- Wow! Serio ma tam dziurę. - Piszczy Hayama i wskazuje na dziewczynę ręką. Jakaś brunetka odwraca się, a jej koleżanka szepcze coś do ucha. Od razu robi się czerwona i ucieka.
- Świetnie, Hayama, i co ja teraz będę robić? - Pyta Reo i lekko się dąsa, a Akashi znów przenosi wzrok na dziewczynę. Siada na ławce, dość blisko nich, i spogląda na tłum, jakby kogoś szukała. Seijuro z wielkim zainteresowaniem wpatruje jej się w oczy. Zawsze myślał, że Kuroko ma niesamowicie błękitne tęczówki, ale mylił się. Wzrok Czwórki można porównać do przeróżnych odcieni lodu, błyszczących, jasnych, niecodziennych. Jej spojrzenie nie jest zimne i obojętne, bardziej przepełnione zawodem. Głośno wzdycha i opiera się o zimną ścianę.
- Ładna. - Mówi Kotaro i się szczerzy, a Akashi przewraca oczami.
- Ładna nie znaczy skuteczna.
- W jakim sensie?
- Kotaro, jeszcze jedno słowo. - Grozi mu, a Hayama znów się śmieje. Dziewczyny ustawiają się na swoich miejscach i każda każdą bacznie obserwuje, jakby od zawsze były największymi wrogami.
Zaczyna się mecz, a Akashi od razu zauważa, że coś tu jest nie tak. As, Czwórka, ta niska blondyneczka w ogóle się nie angażuje, wręcz przeciwnie, unika piłki, pozwala, aby ktoś inną ją przyjął i nikt nic jej nie mówi. Nie zarzuca, że tylko stoi i wszystko obserwuje.
- Serio? Może tylko chcieli wystraszyć przeciwnika? - Pyta się Hayama Akashiego i otwiera paczkę chipsów. Jednak Absolut mu nie odpowiada, opiera brodę o splecione dłonie, jakby był największym umysłem tego świata i próbował rozwiązać zagadkę długowieczności. Jednak długo nie muszą czekać. Blondynka bierze piłkę, przez chwilę tylko stoi i ciężko oddycha. Chwile później można było usłyszeć gwizd, silne uderzenie i głośne przekleństwo libero Rakuzan. Tłum ludzi cichnie, Akashi tylko z szeroko otwartymi oczami przypomina sobie te uderzenie, a Kotaro wstaje i rozkłada ręce.
- CO TO BYŁO?! - Drze się, aż nawet siatkarki na niego spoglądają. Akashi pociąga go w dół, a Reo zasłania jedną dłonią twarz udając, że ich nie zna.
- Kotaro, ty idioto, po prostu bądź cicho. - Szepcze Akashi i mruży gniewnie oczy, a on tylko się śmieje poddenerwowany.
- Jasne, jasne. Ale kurde, co to było?!
Właśnie. Czwórka podrzuciła przed siebie piłkę, podbiegła do przodu, podskoczyła i z niesamowitą szybkością uderzyła wprawiając w zachwyt i zdumienie samego Absoluta. Ta niepozorna, mała blondyneczka mogłaby takim trzaśnięciem powalić dorosłego mężczyznę. To nie była czysta siła fizyczna, tylko szybkość tak rzadko spotykana.
Jednak Akashi później zobaczył, że dziewczyna jest w rzeczywistości strasznie słaba. Ostatni set miał wszystko rozstrzygnąć, Rakuzan wygrywało dwadzieścia do piętnastu, a blondyneczka ( tak Akashi zaczął ją nazywać, stwierdził, że idealnie do niej pasuje) zaczęła popadać w obłęd. Jej uderzenia stawały się częstsze, ale słabsze, jakby przekroczyła swój limit. Szybko się denerwowała, ciągle podnosiła głos na dziewczyny ze swojej drużyny i kazała odbijać szybciej, sprawniej.
Jednak coś się zmieniło, a blondyneczka zaczęła sobie z tego zdawać sprawę.
Nie nadąża za samą sobą. Narzuciła tempo, któremu nie może podołać, a jej ciało powoli rozpada się od wysiłku. Ciężko oddycha, jakby zaraz miała się popłakać, a Akashi po prostu jej współczuje. Mimo że nie toleruje przegranej i słabości, ta blondyneczka wydaje się po prostu przygniatana przez rówieśników.
- Nie może przegrać. - Mówi jakaś brunetka, a Akashi zaciekawiony na nią spogląda. Siedzi przed nimi i wydaje się być przejęta.
- Misaki-chan, o czym mówisz? - Pyta jej koleżanka, a dziewczyna wyciąga stos słodyczy i zaczyna pałaszować.
- Czwórka. Nie może przegrać. Trener groził jej, że wyleje ją z drużyny, jeśli okaże się być zbyt beznadziejna. Chętnie walnęłabym go w twarz... Ten stary pryk...
Akashi znów przenosi swój wzrok na blondyneczkę, która szykuje się do serwisu. W jej błękitnych oczach można dostrzec zdeterminowanie, lekki strach i obawę. Ani krzty nadziei. Uderza, a piłka trafia na siatkę. Słychać gwizd i mecz się kończy. Przez chwilę Czwórka tylko stoi i patrzy przed siebie, a po chwili po prostu wychodzi zbywając wrzeszczącego trenera i koleżanki.
Akashi powoli wstaje i kieruje się w stronę wyjścia. Szybko do niego podbiegają przyjaciele.
- Reo, dowiedź się, jak nazywa się ta czwórka.
- Jasne, kapitanie. - Żartuje, ale w oczach Akashiego nie widać rozbawienia. Długowłosy od razu poważnieje. - Ona potrafi tylko serwować, przyda się?
- Kto powiedział, że będzie grać w siatkówkę?
- I wtedy powiedział: Boże! Przecież to niemożliwe! A on na to: Ha, jestem twoim ojcem. Mówię ci, Akashi-san, obejrzyj to anime, niesamowite zwroty akcji. - Trajkocze Kotaro, a Absolut tylko przewraca oczami. Przez pół godziny próbował uzmysłowić rudzielcowi, że Gwiezdne Wojny to film, a Harry Potter nie jest komedią romantyczną. Kotaro zawsze taki był, dostrzegał to, co inni nie widzieli, zwracał uwagi na głupoty omijając najważniejsze wątki. Czasem naprawdę się zastanawiał, dlaczego się z nim koleguje.
Przed nimi wyłania się mała osóbka i potrąca Kotaro. Z jej dłoni wypada rysunek, a Akashi zwinnie go łapie. Kiedy spogląda na kartę, lekko marszczy brwi zaskoczony. Obrazek jest naprawdę ładny, gdzieś już kiedyś widział podobny styl rysowania.
- Przepraszam, naprawdę jest mi przy... To Ty! To Ty rozwaliłaś jedną z sali gimnastycznych! - Krzyczy Kotaro i z pretensją wskazuje na dziewczynę. Akashi unosi wzrok i chce się przez chwile śmiać. Kto by się spodziewał, że przed nim pojawi się Aria Hanawara, blondyneczka, Czwórka?
Dziewczyna nawet na niego nie spogląda, krzywi się na te słowa i głośno wzdycha.
- Tak, to ja.
Absolut myślał, że blondyneczka ma skrzekliwy głos pasujący do jej wcześniejszego zachowania. Jednak mylił się, był zaskakująco zwyczajny z nutką znudzenia i zakłopotania.
- Co Ty takiego zrobiłaś, że się to zawaliło? Przez ciebie musimy ćwiczyć z dziewczynami... Właściwie... to nawet fajnie. To wszystko dzięki tobie... - Zaczyna Hayama, a Akashi ma już go dosyć. Od rana chodził poddenerwowany, na dodatek ojciec stwierdził, że syn powinien nadal się rozwijać i zapisał go na lekcję grania na flecie poprzecznym. Zrozumiałby wszystko, dodatkowy język, sport, ale flet poprzeczny? Nie o to chodzi, że uważa ten instrument za gorszy, ale w czym to pomoże przy prowadzeniu firmy produkującej broń dla Japońskich Sił Samoobrony?
- Kotarõ, zamilcz. - Szepcze, a rudzielec od razu się zamyka.
Dopiero teraz dziewczyna go zauważa. Blondyneczka skanuje go swoim dziwnym wzrokiem, jakby się nad czymś zastanawiała i w głowie po kolei go opisywała. Absolut uznałby to za zabawne i urocze, i może by się uśmiechnął, gdyby nie to, że nadal przed oczami ma ten denerwujący flet i ojca, który przekazuje mu instrument wysadzany skapolitami, które są okropnie drogie i niepotrzebne. Zatrzymuje się na jego oczach i zastyga, a po chwili odwraca głowę.
- Następnym razem patrz jak chodzisz. Możesz nie mieć tyle szczęścia. - Mówi i podaje jej rysunek. Blondyneczka zabiera go szybko, jakby miał on zaraz ją zaatakować. Zdecydowanie, dziewczyna jest zabawna. Może to siostra bliźniaczka Hanawary Arii? Zachowuje się dziwnie, zbyt... normalnie? - Źle pocieniowałaś tego konia z prawej. Czerń powinna być bardziej z góry. - Zwrócił uwagę, a ona analizuje swoje działo i rozchyla delikatnie usta, jakby chciała głośno jęknąć i rzucić obrazek do wody. Jednak się opanowuje i lekko uśmiecha. Śmiejący Kwiatek, zdecydowanie do niej pasuje.
- Dziękuję, nie zauważyłabym tego. - Mówi cicho, jakby miał zaraz ją pożreć żywcem. Znów na niego spogląda kątem oka. Widząc bezwstydny uśmiech Kotaro, Akashi postanawia potraktować tą blondyneczkę jak resztę uczniów, chociaż wolałby po prostu się przedstawić i życzyć miłego dnia.
- Jak masz na imię? - Pyta, aby nie mieć żadnych wątpliwości.
- Aria Hanawara.
To jednak ona.
- Cóż Ario, dam Ci pewną radę. Jeśli chcesz jeszcze trochę pożyć, nie patrz mi się nigdy w oczy. - Mówi i mija ją zostawiając lekko zaskoczoną i przerażoną. Kotaro go dogania i podskakuje wysoko.
- O kurde, to serio Czwórka. Wiedziałem, że poszedłeś Akashi-san do dyrektora i namówiłeś go, aby wysłał jej maila z zaproszeniem do naszej szkoły. No ale nie spodziewałem się, że tak po prostu ją spotkamy.
- Ja też. A teraz ucisz się, bo niedługo czeka mnie lekcja grania na flecie.
- Na czym?!
- Zna sensei Arie Hanaware? - Pyta Akashi i obojętnym wzrokiem wpatruje się w kobietę. Ta tylko kiwa głową.
- Jest bardzo sympatyczna. Wszyscy ją uwielbiamy...
- Ma zostać wyrzucona z klubu siatkówki. To rozkaz od samego dyrektora, i proszę mi uwierzyć, pan dyrektor nie lubi, gdy coś nie idzie zgodnie z jego planem.
- Akashi-san! - Wpadam do pokoju samorządu uczniowskiego, a Akashi znudzonym wzrokiem na mnie spogląda. Ciężko oddycham, coś ściska mnie w gardle, ale próbuję być spokojna.
- Hanawara, masz być...
- Okłamałeś mnie! - Bezwstydnie mu przerywam, zaciskam dłonie w pięści i próbuję nie płakać. - Po prostu mnie okłamałeś! Od zawsze myślałam, że trafiłam do tej szkoły, bo na to zasłużyłam ciężko pracą i godzinami spędzonymi przy książkach. A okazuje się, że wystarczyła twoja prośba i wysłanie listu! Na dodatek zostałam wyrzucona z drużyny przez ciebie! Chciałeś... - Głos mi się chwieje, ale kręcę głową i kontynuuję. - Chciałeś, abym dołączyła do klubu koszykówki, bo ma wielkie braki. Byłam tylko idiotyczną marionetką, która uwierzyła, że może sama coś osiągnąć. Wtedy, po pobiciu tej Touki, rozmawiałeś o tym z dyrektorem, wiedziałeś, że polubię ciebie, będę traktować jak przyjaciela i zapiszę się na tą koszykówkę. To wszystko po prostu jest jednym wielkim kłamstwem! - Krzyczę i zaciskam mocno powieki czując narastające łzy. Może by to tak nie bolało, gdyby nie to, że się w nim po prostu zakochałam. - Ufałam ci, powiedziałam o swojej przeszłości i prawdopodobnie nie pamiętasz nawet jednego słowa, które wypowiedziałam. Wszyscy są tacy sami, nikt mnie nie słucha, jestem sama! - Kończę, czuję się nastroszona jak kot, a moje serce galopuje. Lekko kręci mi się w głowie, boje się, że znów dostanę ataku i glebnę na ziemię.
- Nie mogę zaprzeczyć. Wszystko co powiedziałaś jest prawdą. - Mówi, a ja blednę. - Ale kilka razy chyba się pomyliłaś. Nie planowałem spędzać z tobą czasu, organizować festiwalu, czy mianować ciebie na wiceprzewodniczącą...
- Z drugiej strony chcę podziękować. - Znów mu przerywam, a on zaskoczony szeroko otwiera oczy. - Gdyby nie ty, nie znalazłabym się tutaj, nie spotkała tyle świetnych osób, ominęłaby mnie niesamowita zabawa. Więc jeśli uważasz, że moja rola się tu kończy, Meiwakuna znów będzie wiceprzewodniczącą. Nie będę zła. - Mamroczę pod nosem, wpatruję w swoje buty, ale po chwili unoszę wzrok lekko niespokojna.
Zatyka mnie.
Akashi opiera brodę o splecione dłonie i lekko się uśmiecha, przez co wygląda beztrosko i spokojnie.
- Doprawdy, Ario, bez ciebie byłoby zbyt nudno. Chyba nie potrafię się na ciebie gniewać, a ty na mnie, więc dajmy sobie z tym spokój i wyjaśnijmy jednym zdaniem. Uważam ciebie, Ario, za moją dobrą koleżankę i zaufaną osobę. Nie bulwersuj się, tylko usiądź i zacznij robić listę uczniów. Za tydzień jest ten festiwal i nie ma czasu.
Zdenerwowana siadam w ławce, mój smutek nadal jest, ale został przykryty przez dziwne szczęście.
- Wiesz, że jestem nadal obrażona? To było okropne, co mi zrobiłeś. Naprawdę ci ufałam...
- Tak, tak. - Mówi nie patrząc nawet na mnie. - Jutro przyniosę ci kilogram pomarańczy, co ty na to?
- Dwa. Plus czekolada, ale nie biała, bo nie lubię. I ten dobry deser, co zamówiłeś. Może wtedy zacznę myśleć nad przebaczeniem. - Odpowiadam, spoglądam na niego i spotykam się z jego wzrokiem. Szybko jednak odwracam głowę.
- Jak gdyby mi na tym zależało... - Mamrocze trochę rozdrażniony i znów robi się poważny, a ja zabieram się za dokumenty.
Kiedy usłyszałam całą historię od Reo, od razu mu przebaczyłam. Kiedy do niego biegłam byłam tylko smutna i zrozpaczona, ale nie zła. Przecież sam stwierdził, że nie potrafię się na niego gniewać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro