Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Desperacja


– Panno Lizawieto?

Dziewczyna poczuła, że coś się w niej skręca.

– Masz mi mówić Lisa, kurwo – warknęła ze złością, unosząc się na łokciu. – Jeszcze raz usłyszę od ciebie co innego, to się nie pozbierasz.

Siedząca w fotelu naprzeciwko drobna blondynka oblała się szkarłatem. Nerwowym ruchem poprawiła bloczek z notatkami, wyraźnie starając się ukryć zmieszanie, ale była to próba skazana na niepowodzenie. Lisa wyczuwała każdą emocję, jaka nią targała. Wstyd, upokorzenie, gniew. Wykorzystywała tę umiejętność od dziecka. Takie próby tylko ją śmieszyły.

– Panno Liso – poprawiła się, wyraźnie próbując nadrabiać miną. Niezależnie od wyrazu jej twarzy, dziewczyna nadal wyczuwała to samo. – Proszę, zabierz nogi z sofy i usiądź normalnie. Znajdujesz się w gabinecie psychologicznym, a nie we własnym domu, a ten mebel musi posłużyć jeszcze wielu innym pacjentom.

Dziewczyna zerknęła na własne nogi, wygodnie ułożone na kanapie, jakby chciała sprawdzić, czy rzeczywiście rozłożyła się na meblu. I okazało się to prawdą. Było jej z tym bardzo wygodnie.

– W filmach ludzie tak leżą u psychola.

– To nie jest film – zauważyła kobieta z wyraźnie wymuszonym spokojem – a to nie jest leżanka. Proszę cię raz jeszcze, bądź tak miła...

– Będę robiła, co mi się będzie podobało. A ciebie to, kurwa, ma nie obchodzić. – Zmierzyła ją gniewnym spojrzeniem. Podziałało. Widziała, że zesztywniała. – Masz mi pomóc, do kurwy nędzy, a jak nie, to ta pierdolona sofa będzie twoim jedynym pacjentem. Będziesz popylała w fartuszku i z niej kurze zbierała.

Psycholka wyraźnie miękła, co bardzo jej odpowiadało. Chciała w końcu się dowiedzieć, co zrobić, żeby te pieprzone nerwy przestały ją zżerać, a na tę chwilę nie dostała nawet najmniejszej podpowiedzi. Zaczynała powątpiewać w to, że ta laska w ogóle jej pomoże. Wkurwiało ją to potrójnie, bo to był jedyny pomysł, jaki przyszedł jej do głowy. Desperackie szukanie coraz bardziej ją frustrowało. Połykała tonę leków uspokajających na dzień, ale równie dobrze mogła brać cukierki. Jej wilczy organizm z prędkością światła rozkładał narkotyki i wszelkie inne używki, więc często nie mogła nawet poczuć ich działania.

I znowu była głodna, no ja pierdolę...

– Panno Liso, muszę być z tobą szczera. – Coś w głosie laski się zmieniło. Lisa uniosła z zaskoczeniem głowę, udając, że wcale nie jest zaskoczona. – Żeby nasze spotkania mogły wydać owocne plony, muszą opierać się na wzajemnym zaufaniu i poczuciu bezpieczeństwa. Dotyczy to zarówno mnie jako terapeuty, jak i ciebie – oznajmiła z powagą. Słyszała w tym lekką desperację, a w powietrzu nadal unosił się zapach jej wstydu, a jednak... przebijało się przez niego coś jeszcze. Bardzo dziwna emocja, której nie umiała zidentyfikować. – Naprawdę, bardzo chcę ci pomóc. Ale twoje zachowanie bardzo mi to utrudnia. Jeżeli go nie zmienisz, ja nie będę mogła nic zrobić.

Lisa osłupiała.

– Co kurwa?... – wydusiła z siebie. Miała wrażenie, że cały świat się z nią droczy. Bawi się z nią w kotka i myszkę, żeby mogła doszczętnie zwariować.

Laska zdawała się całkowicie wymięknąć, przecież nadal czuje jej strach. Czemu nagle się nie zgadza? Dlaczego się stawia?

Może nie dotarło do niej za pierwszym razem?

– Powiedziałam ci – zaczęła, starając się panować nad dygoczącym głosem. – Że jak mi nie pomożesz...

– Pamiętam. – Psycholożka skinęła lekko głową. – Ale, tak jak wspomniałam...

– ...TO MI POMÓŻ, GŁUPIA SZMATO! – wrzasnęła gniewnie, podrywając się z siedzenia. Przez twarz kobiety znów mignął strach, odruchowo wsunęła się w fotel. Takie zachowanie bardziej Lisie odpowiadało. – JEŚLI MIOTŁA CIĘ NIE RUSZA, TO MOGĘ CIĘ ZAPIERDOLIĆ! BĘDZIESZ WTEDY TAKA CWANA?!

– ...Panienko, spokojnie – laska w końcu wydusiła z siebie, powoli podnosząc się z fotela i unosząc ręce w uspokajającym geście. To coś w powietrzu znowu wróciło. Ten zapach.

Tak strasznie ją dezorientował, nie miała pojęcia, co ta emocja oznacza...

Drzwi otworzyły się nagle gwałtownie. Obie zwróciły wzrok na wielkiego, przypakowanego faceta z wąsami w stroju ochroniarza. Minę miał mało przyjazną, a przeciąg przywiał od niego woń adrenaliny.

– Pani doktor, wszystko w porządku? – spytał, lustrując Lisę wzrokiem. Dziewczyna po pierwszym zerknięciu stwierdziła, że nie będzie miała problemu z rozłożeniem go na łopatki, więc już układała w głowie jakiś błyskotliwy tekst, gdy nagle...

– Tak, nic się nie stało, niewielka kłótnia... proszę się nie martwić – odparła psycholożka; zdobyła się nawet na uśmiech. – Proszę wyjść, chciałybyśmy kontynuować...

Przez chwilę zachowanie laski naprawdę zbiło ją z tropu. Spodziewałaby się raczej, że jak nie chce jej pomóc, to będzie próbowała ją wyrzucić z gabinetu...

...A może naprawdę się zlękła. I zmieniła zdanie. Na pewno o to chodziło, bo przecież nawet jakby dziewczynę wygoniono, to potem nasłałaby jakąś deltę, żeby się pozbyć tej głupiej szmaty...

– Liso, usiądź, proszę. – Gdy ochroniarz wyszedł, wskazała znacząco na sofę. Lisa patrzyła na nią podejrzliwie jeszcze przez chwilę, jednak opadła na nią ciężko; mebel zaskrzypiał w proteście. Założyła nogę na nogę i splotła ramiona i z ponurą miną obserwowała, jak psycholka sama siada w fotelu. – Chciałabym, żebyś wiedziała, że nie jestem twoim wrogiem. Nie musisz wymuszać pomocy groźbami. – Kobieta znów się uśmiechnęła. Nieco niepewnie i nieśmiało, ale wraz z tym uśmiechem dziwny zapach przybrał na intensywności. – Cieszę się, że chcesz sobie pomóc. Ja z przyjemnością ci w tym pomogę, ale... nie próbuj wyważyć drzwi, które nie są zamknięte. Proszę cię jedynie, abyś traktowała mnie z szacunkiem. Porozmawiajmy jak równa z równą. Tylko tyle.

Lisa patrzyła na nią przeciągle. Była na nią wkurzona, więc brzmiało to jak skomplikowana rzecz.

Ale bardziej wkurwiało ją, że nie widziała innego wyjścia.

– Na czym to ma polegać?

– Przede wszystkim chciałabym, żebyś mnie nie obrażała. Jeśli czegoś ode mnie chcesz, poproś. I najważniejsze – psycholka spoważniała całkowicie – jeśli chcesz, żeby nasze rozmowy przyniosły jakieś zmiany w twoim samopoczuciu, musisz szanować to, co ci proponuję. Nie oznacza to, oczywiście, że musisz się z tym zgadzać – dodała szybko, widząc że dziewczyna z gniewem otwiera usta. – Chciałabym jedynie, żebyś ich nie odrzucała już na samym początku i zastanawiała się nad tym, czy mogą ci pomóc. To od twojego nastawienia zależy, co nam się uda osiągnąć.

Nie tak to sobie wyobrażała. To nie tak wyglądało w filmach. Normalnie główny bohater wylewał swoje żale, a psychol kiwał współczująco główką jak te samochodowe pieski, a potem taki pacjent wychodził stamtąd i już nie miał żadnych problemów. Film się kończył.

Co jest nie tak z tą laską, że ma jakieś wymagania?

Przecież taki psychol i tak nie ma za wiele do roboty, czemu nie może się zamknąć i cieszyć, że ma tak łatwą i przyjemną pracę?

– A może byś tak, kurwa, spróbowała mi pomóc, a nie żądasz nie wiadomo czego? Może frytki mam ci do tego przynieść?

– Liso, ja naprawdę chcę ci pomóc. I zrobię to, ale tylko pod warunkiem, że mi w tym pomożesz – odparła psycholka łagodnie, nadal z lekkim, zachęcającym uśmiechem. – Może chociaż spróbujesz?

Zawahała się. I nienawidziła się za to, że się waha. Mało psycholi w tym mieście? Przecież mogła znaleźć jakiegoś łatwiejszego w obsłudze, bardziej skłonnego do współpracy...

...I ten zapach. Ten dziwny, rozpraszający zapach, który kojarzył jej się z...

...Z czym?...

...Dzieciństwem?

– Boję się że mój facet będzie krasnalem – wypaliła. Brwi psycholki wyraźnie podjechały w górę, więc z irytacją uświadomiła sobie, że będzie musiała to wytłumaczyć. Ale skoro już zaczęła... – No bo miałam już mnóstwo facetów. Jeśli znasz jakieś przystojne ciacho, to jest spora szansa, że już go zaliczyłam. – Twarz kobiety ani drgnęła, ale czuć było w powietrzu, że trochę ta informacja nią trzepnęła. I tym lepiej, Lisa natychmiast odzyskała pewność siebie. – Tylko że żaden z tych chujów nie jest mi przeznaczony. I jakby... nie wiem, co mam robić, bo tego kutafona nigdzie nie ma. Szukam go wszędzie. Wariuję już przez to.

Psycholka dopiero po chwili się otrząsnęła.

– Przepraszam... – odchrząknęła, po czym uniosła na nią wzrok. – Z tego, co... pamięć mnie nie myli... jesteś wilkołakiem, prawda?

– Jestem – przytaknęła dziewczyna beznamiętnie. – I jak mi nie pomożesz, to chętnie to wykorzystam.

Ku zaskoczeniu Lisy, laska parsknęła śmiechem.

– Nie, nie o to chodzi... Spokojnie, nie musisz się o to bać. – Lisa uniosła brwi, ale postanowiła, że niech będzie dzień dobroci dla zwierząt. Niech już mówi, jeśli ma jej powiedzieć coś pożytecznego... – Po prostu... z tego, co pamiętam, więź mate sprawia, że dwoje połączonych sami do siebie lgną. Mogą wyczuć siebie na naprawdę duże odległości, prawda?

– No niby prawda, no i co z tego?

Psycholka uśmiechnęła się łagodnie.

– Może wcale nie musisz go szukać? Skoro są aż tak duże szanse, że jednak się spotkacie, to może warto nieco odpuścić, zająć myśli czym innym...

– A może ja chcę wiedzieć teraz? – warknęła Lisa gniewnie. – Jak ja mam myśleć o czym innym, skoro nawet nie wiem, kim on jest?

– Ale kiedy myślisz tylko o tym, zamykasz się w kole, którego nie umiesz przerwać. Denerwujesz się, a zupełnie niepotrzebnie. Kto wie, czy sam cię nie odnajdzie, kiedy przestaniesz się starać?

Dziewczyna w milczeniu patrzyła na laskę. Nadal była zła. I brzmiało to bez sensu.

A jednak jakaś część jej wierzyła, że mogło coś w tym być.

Marzyła o odpoczynku. Ten cały pościg za jakimś obcym głupim chujem, który doprowadzał ją do szaleństwa nawet pomimo tego, że go nie znała, zbierał swoje żniwa.

Miała trochę poczucie, że jakby usłyszała, że ma się ogolić na łyso, to pewnie też by to rozważyła. Dlatego też nie do końca powinna zawierzać.

A z drugiej strony, ta propozycja wydawała się mało szkodliwa.

Tylko że...

– A co ja mam robić, jak nie to? – spytała. Z rozdrażnieniem stwierdziła, że głos jej zadrżał i wyraźnie osłabł. Musiała to naprawić, więc dodała mocniej: – I co, na to też masz pomysł? No chyba nie.

– A co lubisz robić w wolnym czasie?

– Zaliczać facetów?

Widziała to. Laska się skrzywiła. Ha!

– A może... coś innego? Może czas na nowe hobby?

– A znasz jakieś lepsze? – rzuciła Lisa sarkastycznie, ale mimo wszystko naprawdę zaczęła się zastanawiać. Być może to była jej szansa. Może naprawdę udałoby jej się znaleźć coś, co mogłoby ją wyzwolić...

I wtedy wpadła na pomysł. Genialny.

– Wiem już. – Wstała. Wiedziała już wszystko, mogła sobie iść.

Psycholog uśmiechnęła się.

– Naprawdę? A co... – Jej głos urwał się, kiedy dziewczyna podeszła w kierunku drzwi. Cośtam jeszcze bełkotała, ale ucichła, gdy była już wystarczająco daleko, żeby jej nie słyszeć.

Idąc korytarzem przychodni, Lisa już wtedy czuła się szczęśliwa. A wiedziała, że to dopiero początek.

Jednak ten psychol na coś jej się przydał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro