5
Diana
12 lat wcześniej
Właśnie byłam na jednej z najlepszych imprez swojego znajomego Felix'a. Dlaczego najlepszych? Bo na każdej z jego imprez było od groma i nigdy nie doszło do niej do żadnej bójki między innymi, wszyscy się kulturalnie bawili, no powiedzmy kulturalnie. Po prostu impreza była bez żadnych kłótni. Siedziałam na kanapie razem z Blair, Felix'em i Colem, który mi się podobał oraz ja chyba jemu, raz flirtowaliśmy ze sobą, a raz on mnie mijał na szkolnym korytarzu tak, jakby mnie nie znał. Bolało mnie to potwornie, ale starałam się nie pokazywać tego, dziś to miało się zmienić. Postanowiłam się z nim przespać o ile, sam się zgodzi na to, Felix miał mi pomóc w tym, ogarniając jeden z pokoi gościnnych dla naszej dwójki. Na razie siedzieliśmy we czwórkę na kanapie i rozmawialiśmy, każdy z nas miał w kubeczku plastikowym jakiś alkohol, który ogarniał Felix.
Cała nasza czwórka zawsze dobrze się bawiła w swoim towarzystwie, nigdy nie potrzebowaliśmy kogoś więcej do ekipy. À propos nich to przedstawię wam każdego. Więc poznajcie na początku Blair. Dziewczyna nie była w stu procentach amerykanką, miała coś z innej urody. Jej makijaż ładnie podkreślał jej szarawo-niebieskie oczy, które kontrastowały z czarnymi włosami. Usta pełne i soczyste przez konturówkę oraz błyszczyk. Cały makijaż podkreślały zarysowane brwi z minimalistycznym wygoleniem oraz kolczyk w nosie. Ubrana cała na czarno w bluzkę, która ładnie podkreślała jej kształty oraz baggy jeansy wyprofilowane na biodrach, ja miałam 172 cm wzrostu, więc czarnowłosa była ode mnie wyższa o jakieś 2 cm. To teraz Felix, szatyn z lekkimi odrostami był przeciętny. Lekko ciemniejsza karnacja, brązowe oczy. Nos był prosty jak u Kleopatry, żuchwa zarysowana, ale nie aż tak, aby cieła papier. Jego usta były pełne w malinowym kolorze, brwi zasłaniały jego bujne loki. Dobrze zbudowany w białej koszuli z kołnierzykiem prezentował się nie nagannie. Na nadgarstku miał bransoletkę, dłonie były masywne i kościste. On to był ode mnie wyższy o 10 cm, przez co nazywał mnie kurduplem. Cole był wyjęty niczym z okładki Vouge. Niebieskie, duże oczy, grube dobrze wykrojone brwi, zgrabny nos i średniej wielkości różowiutkie usta, które co jakiś czas były nawilżane przez jego tik. Wyrysowana mocno żuchwa i widoczne kości policzkowe. Całość dopełniały naturalne blond włosy, które wyglądały jakby dopiero co, były wystylizowane. Wysoki i dobrze zbudowany w bluzie, która podkreślała jego masywne ramiona i jeansy baggy podobne do tych, które miała Blair. Dużo dziewczyn leciało na blondyna, lecz on każdą ignorował, ze mną robił to samo czasami, nie wiedząc czemu, ale ignorowałam to. Bardzo chciałam z nim być i liczyłam, że on też tego chce, mimo iż nie pokazuje tego. Zapomniałam wspomnieć, że Cole był z nas wszyskich najwyższy, bo miał 189 cm wzrostu. Z niego to dopiero był wielkolud, lecz dzięki niemu był kapitanem drużyny rugby w naszej szkole Ransom Everglades High School1. Wraz z ekipą chodziliśmy na każdy mecz naszej drużyny Miami Sans ani razu nie przegraliśmy dzięki naszemu cudownemu kapitanowi.
Dobra Diana dość już gadania o tym, jaki on nie jest cudowny.
Impreza trwała w najlepsze, wszyscy byli już dość podpici lub napruci w cztery dupy, więc albo zgonowali gdzieś na dworze, w salonie albo w toalecie. Blondyn też był trochę podpity, ale nie na tyle, by nie pamiętać nic. Zostając z nim sama, postanowiłam usiąść mu na kolanach i zarzuciłam mu ręce luźno na jego barki. Cole patrzył tylko na mnie, niewzruszony tym co robię, dlatego brnęłam w to dalej, wplotłam jedną rękę w jego piękne włosy i zaczęłam delikatnie je miziać. Udało mi się sprawić, że jego wargi delikatnie się uniosły w uśmieszek, mimo iż walczył z tym, patrząc przez chwilę w jego oczy, wkroczyłam na drugi etap i całowałam go po szyi, nie widząc ani nie słysząc sprzeciwu, wciąż to kontynuowałam, już miałam się otrzeć, o jego kroczę, gdy on nagle mnie zatrzymał.
- Diana – szepnął, więc spojrzałam na niego. – Jesteś bardzo ładna, ale nie chce cię, nie chce z tobą tego robić. Nie powinnaś o mnie nawet myśleć w ten sposób. To, co mogłoby być między nami, to nie miałoby nawet prawa istnieć – Chłopak wciąż coś do mnie mówił, ale ja już to słyszałam jak przez mgłę. Jedynie co słyszałam
to od bijające się słowa echem.
Nie chcę ciebie.
Nie powinnaś o mnie myśleć.
To co mogłoby być między nami, to nie miałoby prawa istnieć.
Nie chce ciebie
Nie chce..
Wstałam z jego kolan od razu i ruszyłam w stronę wyjścia tak szybko, jak tylko mogłam, w oczach miałam łzy, które po chwili zaczęły mi spływać po policzkach. Zamówiłam taksówkę. Wróciłam nią do domu. Weszłam do środka i udałam się do pokoju, zamykając drzwi za sobą na klucz.
Nie chce ciebie.
Nie chce ciebie.
Nie chce ciebie..
Te słowa wciąż odbijały się w moim umyśle z echem, zabolało, bardzo zabolało. Cole mnie nie chciał. Powiedział mi to w twarz, nie chciałam ich usłyszeć, wolałam żyć w niewiedzy, chciałam tak cholernie bardzo, żeby to wszystko okazało się snem, że blondyn nigdy nie powiedział do mnie takich słów.
1. Liceum ogólnokształcące w Miami, Floryda.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro