Rozdział Trzeci
— Mówiłaś, że odbierze tą wiadomość ze spokojem.
— Bo odebrała. Na swój sposób, więc nie dziw się tak, zgredzie. Nie sądziłam tylko, że wybiegnie na dwór, powodując tym samym zamieszanie. — zakłopotana, podrapała się po podbródku.
— Wy ludzie, jesteście tacy płochliwi. — prychnął mały demon, przystępując z nogi na nogę — Miałaś dopilnować aby w to wszystko, wtajemniczeni byli wyłącznie ty, Rin i ewentualnie dodatkowa osoba. Ale nieee, jak zwykle muszą nastąpić komplikacje, a tego Sesshomaru-sama nienawidzi najbardziej! — zdenerwował się chochlik — Teraz cała wioska wie o naszej obecności!
— Ucisz, że się! — zdzieliła go po głowie, na co ten wydał z siebie skrzek.
Niechcący tym sposobem spowodowała pobudkę podopiecznej. Oboje zwrócili uwagę na obudzoną, która wstała do pozycji siedzącej. Przetarła palcami kąciki oczu, po czym spojrzała na rozmówców. Z początku nie bardzo rozumiała sytuację przez półsenność, jednakże z każdą mijaną sekundą, jej mózg analizował więcej rzeczy, a co za tym szło — zorientowała się o innej obecności w pomieszczeniu, nie wliczającej jej i starszej miko. Z szokiem i niedowierzaniem zamrugała kilkukrotnie na widok Jakena.
— Mistrz Jaken! — bez opamiętania rzuciła się mu w ramiona, tuląc mocno do siebie, czym zaskoczyła ów dwójkę. Szczególnie impa. To nie była iluzja. Zgred naprawdę tu był i widocznie chciał wydostać się spod jej objęć, czego dowodem było wierzganie się i uporczywe odpychanie dziewczyny w każdy możliwy sposób — Jesteś tutaj! To naprawdę ty! — zawołała pełna radości.
— Tak, jestem, a teraz mnie puszczaj! — krzyknął zbulwersowany wymachując rękoma.
Nigdy nie przypuszczała, że tak mocno zatęskni za tym głośnym skrzatem. Jednakże co się dziwić, skoro minął spory kawał czasu odkąd ostatni raz go widziała? Nieco uspokojona spełniła jego prośbę, na co ten naburmuszony otrzepał ubiór i prychnął z wyższością. Uśmiech nie schodził Rin, do momentu uświadomienia sobie, że tylko Jaken obecnie przebywał w domu Kaede.
Jak ręką odjął cały entuzjazm ją opuścił. Wypuściła głośno powietrze, momentalnie poważniejąc, czym ponownie zaskoczyła resztę.
— Gdzie jest, Sesshomaru-sama? — zwróciła się bezpośrednio do dawnego kompana.
— Niedaleko. Pan nie lubi przebywać w ludzkiej, prostackiej wiosce. — przeniósł pogardliwe na swój sposób spojrzenie na inny obiekt.
Mogła się tego domyślić. Znała go w pewnych rzeczach aż za dobrze. Wolała jednak się upewnić nim wzięłaby zbyt szybko pochopne wnioski.
— Muszę z nim porozmawiać. — oznajmiła wstając z posłania. Jaken nie mało się zdziwił zadzierając głowę do tyłu. Urosła na tyle w przeciągu tego czasu, że równała się praktycznie wzrostem z Kagome. Skinął niemo w odpowiedzi, nie komentując nic więcej, po czym wyszedł na zewnątrz.
Odetchnął przecierając zwilżone czoło i oparł się o drewnianą ścianę budynku. Ucieszył się nie mało w duchu na fakt, że nie pozostały u niej żadne skazy, czy też obrażenia z tamtego wydarzenia, po szybkich zewnętrznych oględzinach. Nie wiedział jednak o bliźnie, którą nosiła na plecach.
Analizując ich konfrontację po błahych według niego kilku latach, dostrzegł jak bardzo się zmieniła pod względem fizycznym. Wyrosła na młodą kobietę, przez co jej dawna mniejsza wersja, stała się jedynie wspomnieniem. Pytanie, czy względem charakteru pozostała nadal tą samą dziewczynką co kiedyś.
— Pewnie, że tak. — mruknął do siebie niemrawo pod nosem.
Drzwi otworzyły się ze zgrzytem, a zza ich progu wyszła brązowooka, przebrana w pomarańczowe kimono, ze związanym w pasie zielonym obi. Minęła Impa bez słowa, jakby był co najmniej powietrzem. Nie żeby obchodziło to demona ale jej zachowanie dosadnie różniło się od tego, które okazała jeszcze z dziesięć minut temu. Miko wyszła chwilę za nią i zatrzymała się obok niego.
— Ci dwoje mają wobec siebie dużo do pomówienia. — zaczęła, patrząc jednocześnie na oddalającą się Rin.
— Phi, Lord nie będzie się przed nikim tłumaczyć. — uniósł arogancko brodę i podparł się łapami o Nintōjō.
— Nie wyobrazisz sobie przez co musiała przejść, podczas waszej nieobecności. — gniewnie zmarszczyła czoło — Ile łez wylała, ponieważ nie raczyliście dawać żadnych oznak życia.
— Odwiedzaliśmy ją.
— Niby kiedy? — uniosła z drwiną brwi — Przez trzy lata od pokonania Naraku? A co z pozostałymi ośmioma!? — podniosła głos.
Przymierzał się do tego, by dogryźć staruszce, jednakże słowa ugrzęzły mu w gardle powodując, że zamilkł. Zrozumiał jasny przekaz przez co nie wiedział jak na to odpowiedzieć.
— To... Nie mogę powiedzieć! — bronił się.
— Mamy czas, zrzędo. — złapała go na skrawek brązowego kimona, kiedy próbował się wymigać dając nogę — Gadaj.
~~~~~
Nogi same ją poniosły miejsce, gdzie według swojego przypuszczenia mógł się znajdować srebrnowłosy. I nie myliła się.
Kroczyła po znajomym wzniesieniu, usianym miękką trawą. Od dotarcia na pamiętne wzgórze dzieliły ją ostatnie pasma drzew i zarośniętych wokół nich krzewów.
Zanim się przez nie przedarła, nagle zatrzymała się. Niewidzialny supeł ścisnął żołądek, a serce zadudniło w piersi. Obawiała się? Prawdopodobnie. Nie widziała go od blisko dekady, a sama wizja spotkania twarzą w twarz, wprawiła w jej głowie nie mały amok.
Czego mogła się po nim spodziewać?
Praktycznie wszystkiego.
Rzecz jasna nie była już dzieckiem, lecz w żadnym wypadku nie zamierzała szukać porównań dotyczących doświadczenia czy też innych spraw, w których yōkai istotnie ją przewyższał.
Nabrała nosem powietrza do płuc, po czym wypuściła je cicho przez usta. Czasem taka prosta czynność pozwała brązowookiej się uspokoić. Gdy nabrała na tyle wystarczająco pewności siebie, nie czekając już ani chwili dłużej, przeszła przez zarośla docierając tym samym na pustą przestrzeń wzgórza.
Rin na moment odebrało mowę.
Był tam.
Stał na krawędzi odwrócony do niej plecami, prawdopodobnie skupiony na tylko sobie znanym punkcie doliny. Długie, srebrne włosy, podchodzące pod biel delikatnie unosiły się muskane przez wiatr, jednocześnie odsłaniając część zbroi, z którą odkąd pamięta się nie rozstawał. Jego postura była niewzruszona i wyprostowana. Nie dostrzegła żadnych zmian w tym aspekcie. Może mokomoko, noszone nieustannie na prawym barku z biegiem lat przybrało na wielkości i objętości. Sięgało ono aż do ziemi i jeszcze kawałek.
Niezręczność owładnęła nią.
Kto się odezwie jako pierwszy? Kto zacznie rozmowę?
Zwinęła usta w wąską linię niezdecydowana.
Czy on w ogóle zauważył czyjąś obecność poza swoją? Ignorował ją? Na moment przeszła przez brunetkę irytacja z powodu tej sugestii, lecz opanowała się.
Nie wiedziała, ale coś jej podpowiadało, żeby sprawdziła swoje drobne przypuszczenie.
— Sesshomaru-sama. — rzekła cicho.
Mogła przysiąc, że drgnął jakby wyrwany nagle z przemyśleń.
Nie było już odwrotu ani chwili na wahanie, kiedy tylko wpadła w sidła dobrze znanych złotych tęczówek. Nic, a nic się nie zmienił. Mimo minionych lat, jego aparycja nieustannie przypominała mężczyznę przed dwudziestym piątym rokiem życia.
Uświadomiła sobie, jak wielka przepaść dzieliła ich dwoje. Ludzki żywot był niczym w porównaniu do długowieczności, posiadanej przez demony jego pokroju.
— Rin. — zwrócił się bezpośrednio w jej stronę. Rozpoznał ją. Chociaż w tym aspekcie mogła być spokojna. Fala ciepła mimo czynnie oblała serce brunetki na dźwięk swojego imienia, które wypłynęło z jego ust.
Odległość między nimi skurczyła się do marnego metra. Musiała zadrzeć głowę. Choć urosła, to w porównaniu ze wzrostem Sesshomaru, sięgała mu jedynie czubkiem głowy do szyi.
Wszystkie pytania ugrzęzły nagle w jej gardle przez tą niespodziewaną bliskość. Poczuła się nie tyle onieśmielona, co zawstydzona. Wkroczenie w dorosłość uzmysłowiło dobitnie w Rin fakt, że także i u niej dawały się we znaki, dotąd uśpione kobiece instynkty. W tym aspekcie dotyczyło to stanu dziwnego zakłopotania przy kontakcie z atrakcyjnym mężczyzną.
Zamarła w podświadomości. Od kiedy zaczęła w ten sposób spostrzegać Sesshomaru? Nigdy nie zwracała na to uwagi! Czując narastające napięcie spowodowane obustronną ciszą, postanowiła szybko to przerwać, rzucając pospiesznie jedno z ważnych pytań, na które miała odwagę zapytać.
— Czy wypełniłeś swój cel? — mówiła, wpatrzona w niego. Miała na myśli jego odwieczny cel, dążący do miana najpotężniejszego demona. Nie okazywała niepewności. Zamiast tego jej oczy wyrażały czystą ciekawość.
Przytłaczające ale i przyciągające spojrzenie, wprawiło jej drobną osobę w dotąd nieznany stan.
— Owszem. — odparł. Westchnęła zawiedziona w duchu. Spodziewała się po nim krótkiej odpowiedzi. Srebrnowłosy nie należał do wygadanych. Kluczowe znaczenie odgrywały w nim stoicka, postawa i małomówność.
Dwie znaczące cechy, czyniące go enigmatycznym, ale i jednocześnie niebezpiecznym. Jednak ona nigdy nie czuła obawy wobec złotookiego, począwszy od ich pierwszego spotkania.
— Nie dawałeś żadnych znaków odkąd ostatni raz się widzieliśmy. — szepnęła, zrywając kontakt wzrokowy, gdy opuściła głowę — Bałam się o Ciebie, Sesshomaru-sama.
— Niepotrzebnie. — zwinęła dłoń w pięść, schowaną za rękawem dusząc w sobie złość.
— Mimo wszystko, czekałam. — wyznała z niewidzialną gulą w głosie — Nieprzerwanie przez osiem lat.
— Wątpiłaś, że nie wrócę? — otworzyła szerzej powieki na to pytanie, dlatego przeniosła ponownie oczy na jego ekspresję. To był błąd, ponieważ odczuła, że tym razem tak łatwo nie oderwie się od hipnotyzującego wzroku.
Przełknęła bezdźwięcznie ślinę, odczuwając nagłą suchość w gardle.
— Raz. — przyznała. Szczerość od zawsze była mocną stroną Rin i nic za nic w świecie by tego nie zmieniło — Przez chwilę, gdy raptem tydzień temu moje życie znajdowało się w niebezpieczeństwie. Bałam się wtedy, że już nigdy Cię nie zobaczę.
Może coś zmyliło ją, lecz wydawało się ciemnowłosej że Inu no Daiyōkai na tą informację spiął się nieznacznie.
— To co było, jest przeszłością. W tych czasach, tylko najsilniejsi mają szansę na przetrwanie.
— Co Cię skłoniło do powrotu? — zbagatelizowała niegrzecznie jego wypowiedź, na rzecz bezpośredniego pytania, nurtującego ją praktycznie od początku tego spotkania.
Między nimi zapanowała cisza, którą po krótkim czasie przerwał mężczyzna.
— Podjęłaś decyzję?
Nie zastanawiała się długo nad dobraniem odpowiednich słów. Odpowiedź była wręcz oczywista. Obdarzyła złotookiego ciepłym uśmiechem, który odsłaniał wiele skrytych przez te lata emocji.
— Już dawno, Sesshomaru-sama.
~~~~
— Wooow. — rodzeństwo z podziwem mierzyło mężczyznę ciekawskimi spojrzeniami. Jakby nie patrzeć, pierwszy raz mieli styczność z czysto-krwistym Mononoke.
Obecność silnego yōkai w wiosce wywarła nie małe wrażenie na pobliskich wieśniakach, a już szczególnie jego wspólne korzenie z żyjącym z nimi hanyō. Nie śmieli jednak okazywać tego bezpośrednio przez wzgląd na mimowolne obawy na ewentualne podpadnięcie Inu no Daiyōkai.
— Ten zapach... Wiedziałam, że skądś go kojarzę. — przyznała Izayoi z nieukrywaną ekscytacją.
— O czym ty mówisz, nee-chan? — zdziwił się jej bliźniak drapiąc za uchem, jak to mieli w zwyczaju.
— Nie czujesz podobieństwa, do zapachu taty? To przecież oczywiste! — wzburzyła się, nadymając policzki — Mój nos się nigdy nie myli! To jego czułam wtedy kiedy szłam po naszą piłkę.
— Oj, oj i cały milczałaś zamiast nam o tym wcześniej łaskawie powiedzieć?! — zderzył się z nią czołem. Oboje wydobyli z siebie ciche warczenie.
— Oji-san? — Sōta przekręcił głowę w bok, nieprzerwanie patrząc na równie zaciekawionego nimi srebrnowłosego, choć naturalnie tego nie okazywał bezpośrednio.
— Sesshomaru. — tuż za dziećmi stanął hanyō, jednocześnie zwracając na siebie uwagę — W końcu postanowiłeś ruszyć swój leniwy zad i nas odwiedziłeś.
— Inuyasha. — zmierzył krytycznym spojrzeniem młodszego brata — Dziwię się, że od dawna nie gryziesz ziemi od spodu.
— Keh, tęskniłbyś. — z arogancją oparł ręce na biodra.
— Nawet po mojej nieobecności, dalej jesteś wyrośniętym bachorem. — prychnął.
— W porównaniu do ciebie i twoich „podróży". — zrobił cudzysłów palcami — Nie próżnowałem. — dumnie wpiął klatkę piersiową do przodu.
— Niewątpliwie. — rzucił ukradkowo wzrokiem na skłócone rodzeństwo. Tym samym wprawił białowłosego w roztargnienie, którego przejawem stanowiły delikatne wypieki na licach.
— Ty draniu... Nie o to mi/... — warknął z uniesioną pięścią. Wyraził tą czynnością swoją irytację.
— Podróży? — jak na znak młodsze pokolenie zaprzestało wcześniejszej szamotaniny.
— Dokąd podróżowałeś, ojisan? — zaczęła nagle Izayoi.
— Z jakimi walczyłeś yōkai? — zapytał równie podekscytowany Haru.
— Czy były równie silne co ten okropny Naraku? — dołączył najmłodszy.
Można by rzec, że dzięki takiemu obrotowi spraw, nie doszło do niepotrzebnego pojedynku między braćmi, którego w skutkach odczuliby materialnie tutejsi osadnicy.
W międzyczasie w domu starszej kapłanki trwały przygotowania Rin. Przy pakowaniu najpotrzebniejszych rzeczy do torby, pomagały jej Kaede i Kagome. Z racji posiadania niewielkiego majątku, szybko we trzy się z tym uwinęły.
— To chyba wszystko. — mówiąc to, Rin schowała ostatnie kimono. Upewniwszy się pod koniec, związała następnie sznurem otwór małej, materiałowej torby w stabilny supeł — Resztę zostawiam tobie, babciu Kaede. — nawiązała między innymi do przyrządów i kilku przedmiotów, które nie nadawały się do wzięcia, gdyż były one w tej kwestii zbędne.
Zmarkotniała jednak na widok przygnębionych sylwetek najbliższych jej osób.
— Nie po raz pierwszy, ktoś opuszcza naszą wioskę, aby poszukać miejsca dla siebie, gdzieś w tym wielkim świecie. Nigdy nie przypuszczałam jednak, że rozstanie się z kimś bliskim, będzie o wiele trudniejsze. — przetarła swoją twarz Higurashi.
— Kagome-sama. — nastolatka objęła przyjaciółkę — Nie opuszczam was na zawsze. Będę was przecież odwiedzać. — starała się brzmieć optymistycznie.
— Mimo wszystko, życie bez jednego członka rodziny już nie będzie takie samo, jak przedtem. — załkała cicho.
Trudno było się nie zgodzić ze stwierdzeniem miko. Przeżyte tutaj ostatnie lata i związane z nimi wspomnienia oraz nauki, na zawsze zostaną w jej sercu. Stały się one nieoderwalnym i ważnym rozdziałem w życiu Rin, w który wchodził również okres dorastania.
— Wszystko będzie dobrze. — szepnęła brunetka, kojąco masując kobietę po plecach — Musisz być silna, Kagome-sama. Zrób to nie tylko dla mnie ale i dla dzieci.
Puściła ją ostrożnie, by następnie uścisnąć siwowłosą. Zanim się oderwała od staruszki, ta przyciągnęła ją mocniej do siebie.
— Tęsknota jest cechą ludzką, Rin. — rzekła, wpatrzona w jeden punkt — Mojego oka nie oszukasz. Obie wiemy, że tobie najbardziej nie jest lekko. — i miała rację, lecz nie nikt nie zamierzał przyznawać tego głośno — Pamiętaj o nas i tego co cię nauczyłam przez ten czas, który nam dano przetrwać wspólnie. Nieważne kiedy i o jakiej porze, drzwi tego domu zawsze będą dla ciebie otwarte. — jej słowa potwierdziła Kagome skinieniem głowy.
— To co wiem i umiem... Zawdzięczam wam, babciu Kaede. – wzmocniła uścisk, bardziej się wtulając. Lecz nie zamierzała pokazywać łez. W końcu, kiedyś znowu się zobaczą — Dziękuję. Za wszystko.
Więc dlaczego coś podpowiadało jej, że ten czas tak szybko nie nadejdzie?
Pożegnania do najlżejszych nigdy nie należały. Przekonała się o tym na własnej skórze większość osadników. Dziewczynę od zawsze wychwytywano wzrokiem. Zawsze było jej pełno i widzianą z szerokim uśmiechem, który nie raz udzielał się również i im. Główny atut Rin stanowiła przede wszystkim bezwzględna pomoc, niezależnie czy była ona kierowana do człowieka czy demona.
Niejednokrotnie zaskakiwała także pozytywną energią i serdecznością. Dlatego też wzbudziła zaniepokojenie w sercach wieśniaków, ubiegłej nocy kiedy ujrzeli jej zrozpaczoną osobę, biegnącą przez wioskę i wołającą utęskliwie znane im imię.
Teraz, gdy poznali powód uświadomili sobie, że nieubłaganie nadeszła pora rozstania. I choć ciężko zduszali wewnątrz siebie smutek, to przede wszystkim brali na pierwsze miejsce szczęście Rin. Więc, jeśli dziewczyna odnajdywała je u boku Inu daiyōkai, to nie zamierzali tym bardziej wychodzić temu naprzeciw.
Tuż przed odejściem, część ludzi z uśmiechem służyła brunetce dobrą radą, zaś damskie grono ostatni raz więziło ją w mocnym uścisku.
— Miej na nią oko, Sesshomaru. — ostrzegł mężczyznę, Inuyasha. Ten rzucił mu krótkie spojrzenie. Znając Jakena i jego za długi język, kiedy użyje się na nim siły, zapewne wszystko im wypaplał — Nie wiadomo, czy nie będzie więcej takich ścierw, którzy będą chcieli uprowadzić Rin.
— Za kogo mnie masz, Inuyasha? Za siebie? — prychnął z drwiną. Odwrócił się do niego plecami, gdy zauważył, jak dziewczyna siada wraz z Impem na grzbiet A-Un'a. Odbił się od ziemi, po czym powoli wzbił się w powietrze — W porównaniu do twojej niekompetencji, ja Sesshomaru, potrafię obronić kogoś skutecznie przed niebezpieczeństwem.
Nie ma słów, które określiłby reakcję białowłosego. Coś na wzór szoku, zdumienia czy też osłupienia z nie małą dawką niedowierzania. Inu no Daiyōkai jak to miał w swojej naturze, nie szczędził młodszemu bratu oszczerstw i ponownie zdarł z niego tą cząstkę dumy, wypominając mu odległą przeszłość.
— Ty... Draniu! — warknął z pulsującą żyłką na skroni. Wyciągnął bez ani chwili wahania Tessaigę z sayi i nakierował kissaki na odlatującego srebrnowłosego.
Nim zamachnął mieczem by przystąpić do ataku, poczuł delikatną dłoń na ramieniu. Zwrócił zdziwione spojrzenie do Kagome, jednocześnie opuszczając kieł.
— Inuyasha. — zaczęła słodkim tonem. Nie wróżyło to nic dobrego dla mężczyzny — Osuwari. — zakończyła twardo nieustannie mając uśmiechnięty wyraz twarzy.
Różaniec Kotodama, jak na komendę, zalśnił jasnym blaskiem, po czym z nienaturalną siłą pociągnął białowłosego na ziemię.
Patrzący na tą sytuację z boku Kohaku, zaśmiał się pod nosem. Krzyżując ramiona na torsie, oparł się o pień, kryjąc w cieniu pod zakwitającym drzewem. Zmienił punkt zainteresowania na oddalających się dawnych towarzyszy. Stonował pozytywny nastrój, krzywiąc wargi w przyjemnym smutku.
Zauważyła to stojąca nieopodal Kaede.
— Powiedziałeś jej? — zapytała nie odrywając wzroku od znikającej wśród chmur sylwetki swojej podopiecznej.
— Nie. — zaprzeczył.
— Wiesz, że prawdopodobnie zaprzepaściłeś jedyną okazję, aby ją tutaj zatrzymać.
— Nawet jeśli... — spuścił głowę — Zdaje sobie sprawę, że nie byłaby przy mnie szczęśliwa. Rin nie marzyła, by wieść spokojne życie na wsi i zajmować się domem. To nigdy nie leżało w jej naturze. — parsknął słabo śmiechem — A to, co do niej czuje, prędzej czy później zniknie.
— A jeżeli nie? — staruszka odwróciła się przodem do młodego wojownika — Co wtedy zrobisz?
Na to pytanie, młodsza siostra Kikyō nie otrzymała odpowiedzi.
|KONIEC KSIĘGI PIERWSZEJ|
_______________________
*Mononoke – potężny, samotnie podróżujący demon.
*Kissaki – wierzchołek sztychu katany.
*Uśmiech przyjemnego smutku – Strach i smutek także mogą dawać przyjemność, tak jak ci, którzy piszą książki i robią filmy, które straszą i wyciskają łzy. W mieszaninie przyjemnego smutku, oprócz podciągniętego do góry szczerego uśmiechu, kąciki ust mogą być spuszczone w dół lub uśmiech szczery może tylko połączyć się z górną częścią twarzy.
Indeksy ze mną nie współpracują na wattpadzie, dlatego od teraz nie będę oznaczać niektórych niezrozumiałych pojęć, które oczywiście będę wyjaśniać na końcu rozdziału (bo kto nie lubi smaczków związanych z Japonią i jej kulturą?).
Tym akcentem chciałabym zakończyć Księgę Pierwszą. Rin po niemalże dekadzie odzyskuje straconą nadzieję i spotyka na swej drodze dawnych towarzyszy.
Początek przygody rozpoczyna się po opuszczeniu wioski.
Nieznane zagrożenie i nowi wrogowie, będą depczeć im po piętach.
Czy głęboko skrywane sekrety dawnej przeszłości jej rodziny mocno odbiją się na jej relacji z Sesshomaru?
Rin zostanie postawiona przed ciężkim wyborem, od którego zależeć będzie czyjeś życie.
Czy podejmie właściwą decyzję?
Te wszystkie pytania i insynuacje, to jedynie skrawek tego co ma się wydarzyć.
Ciąg następujących i jednocześnie dynamicznych wydarzeń, rozpocznie się w Księdze Drugiej!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro