Rozdział Szósty
Zauważyła niewielki ruch wśród gałęzi ulistnionego krzewu. Będąc raptem pięć metrów od niego, dyskretnie przyczaiła się do najbliższego drzewa i ukryła się częściowo za nim, wychylając zza pienia tylko połowę twarzy. Uzbroiła się w cierpliwość i poczekała.
Tak jak podpowiedziało jej przeczucie, chwilę później z krzaku wyskoczył mały zając o jasnoszarym umaszczeniu. Prawdopodobnie był to młody osobnik, który oddalił się od matki i miotu, albo zwykły szarak, mający po prostu taki wzrost. Oblizała spierzchnięte usta. Wzmocniła uścisk na drewnianej rękojeści, po czym uniosła nieznacznie łuk. Tak aby nie wystraszyć swojej potencjalnej ofiary.
Z doświadczenia wiedziała, że takie zwierzęta były niezwykle płochliwe, szybkie, a przede wszystkim miały bardzo dobry słuch. Korzystając z okazji, kiedy nieświadome zagrożenia zwierzę jadło wysokie źdźbła traw, Rin wyjęła z kołczanu zwykłą strzałę i napięła ją na cięciwę, wstrzymując oddech i wytężając wzrok. Przybrała odpowiednią pozycję, po czym nakierowała naostrzony grot wprost na futrzaka.
Nawet starając się być jak najciszej, to wraz z wyłonieniem się częściowo zza drzewa i wykonaniem danej czynności, zając wyczuł jej obecność – zaprzestając konsumpcji zieleniny, stanęło na przednich łapach i nastawiło wysoko uszu, przysłuchując się.
Nie tracąc czasu, puściła nasadkę. Strzała ze świstem trafiła bezproblemowo w wyznaczony cel, przebijając się na wylot w bok szaraka. Dziewczyna wypuściła wstrzymywane powietrze i otarła rękawem kimona zwilżone czoło. Podeszła lekkim truchtem do przestrzelonej zwierzyny. Przyjrzała się jemu smutnym spojrzeniem, przelanym współczuciem. Nigdy nie przepadała za tego rodzaju polowaniami, jednakże przez chwilowy brak prowiantu, nie miała innego wyjścia.
Chciała uniknąć takiego działania, lecz przeczesując okoliczny teren matecznika, z jadalnej roślinności, znalazła tylko garść ziół nadających się do poprawy walorów smakowych oraz do użytku leczenia ran i kilka sztuk Suillusa luteusa. Nic poza tym.
— Ciekawe jak radzi sobie, Mistrz Jaken. — pomyślała na głos, biorąc zdobycz i wkładając go bezpiecznie do małego wiklinowego kosza z uchwytem.
Swoje kroki skierowała nad rzekę, gdzie obecnie przebywał chochlik. Z racji z tego, że skrzat również gustował w zwykłym jedzeniu, to postanowili się podzielić zadaniem. On miał złowić ryby, zaś ona poszukać czegoś jadalnego w lesie. Taki był przynajmniej zamysł.
Docierając nad ruczaj pierwszym co usłyszała to charakterystyczne skrzeki i donośne pluskanie wody. Westchnęła domyślając się, co zaraz może zastać. I nie myliła się.
Już z oddali zobaczyła jak Jaken gonił za jedną z ryb po całym płytkim potoku, robiąc przy tym sporo hałasu, co skutecznie odganiało pozostałe pływające sztuki. Nie przeczyła, widok zaliczał się do tych jak najbardziej komicznych. Zaśmiała się rozbawiona, kiedy zmęczony nieudaną gonitwą, chochlik padł na brzeg, będąc dokładziście przemoczonym do ostatniej suchej nitki. Zauważyła kątem oka także sylwetkę Psiego Demona, który kilka metrów dalej siedział przed dużą skałą, opierając się o nie, okryty swoim gęstym futrem. Sprawiał pozory odprężonego oraz jakby w ogóle nie przeszkadzał mu jazgot Impa.
— Mistrzu Jaken, mieliśmy układ. Nie pamiętasz? — schyliła się do przodu, patrząc na niego z góry. Wyraźnie dostrzegła, jak drgnął mu górny mięsień okrężny oka z irytacji, zaś pulsująca żyłka pojawiła się na lewej skroni.
— Oczywiście, że pamiętam! Ale nie moja wina, że te glono-jady wyślizgują mi się z rąk. — tłumaczył się naburmuszony.
— Nie tak dawno tworzyły się w rzekach młode ławice. — zaczęła przybierając zamyśloną minę — Więc kolejnym utrudnieniem stanowi również ich niewielki rozmiar. — wsparła impa z uśmiechem.
— To wiadome, głupia. — podniósł się do siadu. Uniósł dumnie podbródek i schował ręce w rękawy kimona — Sądzisz, że dlaczego tak ciężko było mi je złapać? Zresztą, pływające tutaj stado ryb, nie jest jeszcze wystarczająco dorosłe, by nasycić nawet kogoś takiego jak ja.
Małego w sensie — dopowiedziała sobie w myślach.
— Prawda, Mistrzu Jakenie. — znając jego zapędy i tak by się wzbraniał, dlatego wolała poprzeć jego racje, niż dalej iść w zaparte.
— A ty, znalazłaś coś? — wskazał łapą na kosz.
— Kilka rodzajów ziół, maślaki i... wzięła zwierzę za nogi, po czym wyjęła ostrożnie — Zajęczyzne.
— Czy wiesz jak się zabrać za niego? — zmarszczył czoło, zdeczka niezbyt przekonany. Nigdy bowiem nie widział Rin patroszącej jakiekolwiek inne zwierzę niż zwyczajną rybę. Skinęła twierdząco głową.
— Nie raz pomagałam w polowaniach, więc miałam z tym styczność. Byłam jedną z lepszych tropicieli, dzięki czemu w wiosce nie brakowało mięsnego pożywienia w okresach zimowych.
— Wiesz, że nie o to pytam, Rin. — pokręcił łebkiem z dezaprobatą — Samo to, że upolowałaś nam kolacje to jedno. — poniósł się — Ale czy będziesz w stanie wybebeszyć swoją zdobycz? Mieć jego krew na swoich rękach? — przymrużył podejrzliwie powieki.
Opuściła dłoń z trzymanym zającem, która bezwładnie zatrzymała się wzdłuż boku jej uda. Cień neutralnych emocji, odgonił dotąd pozytywny nastrój dziewczyny.
— Wczoraj byłam świadkiem brutalnego morderstwa, niczego niewinnych ludzi. Tym bardziej dzieci, które miały przed sobą przyszłość. Gdybym zareagowała wcześniej, to kto wie, może by nie zginęli? — odwróciła wzrok od zdziwionego zgreda — Sama otarłam się wtedy o granicę między śmiercią, a życiem, gdyby nie szybka interwencja Sesshomaru-samy. — mówiła wpatrując się w punkt będący gdzieś na ziemi — Dalej więc twierdzisz, że zwyczajne wypatroszenie jakiegoś pospolitego zająca, jest w stanie dorównać takiemu przeżyciu? — zwróciła się ponownie z uniesioną brwią do Jakena.
Nie odpowiedział. W sumie i słusznie, gdyż żaden inny argument nie przyćmiłby tego faktu. Odwróciła się na pięcie, bez krzty zapału do czegokolwiek, po czym ruszyła w kierunku nierozpalonego stosu gałęzi i chrustu, ogrodzonego kamieniami na kształt okręgu. Zasiadła nieopodal od ogniska, sterylizując miejsce do oskórzenia z futra ich dzisiejszego posiłku.
Przygotowała również siebie, podwijając długie rękawy i związując je następnie sznurem na barkach, tak aby nie zostały pobrudzone one przypadkowo od czerwonej cieczy. Nie umknęło także uwadze Rin, nie małe wrażenie bycia obserwowaną.
Nie ruszając głową, spojrzała zaciekawiona w prawą stronę. Napotkała wraz z tym przeszywające i hipnotyzujące złote tęczówki Inu no Daiyōkai.
Nie żeby jej to jakkolwiek przeszkadzało. Cieszyła się w duchu na myśl, że w pewnym stopniu Sesshomaru dba o bezpieczeństwo jej i chochlika, utrzymując niepozornie pewien dystans. Albo tak jej się przynajmniej wydawało?
Nie zastanawiając się więcej, wyciągnęła zza poła kimona standardowy mały sztylet, którego ostrze zabezpieczone było w przystosowanym do niego pokrowcu. Uprzednio złożyła ze sobą ręce i zmówiła w myślach krótką dziękczynną modlitwę dla „sił wyższych", za udany łów oraz za zaznanie spokoju dla duszy tejże zwierzyny.
— Od kiedy nosisz przy sobie broń, Rin? — nim przystąpiła do wiadomej czynności, do jej uszu dotarł głęboki głos srebrnowłosego. Przybliżył się do tego stopnia, że praktycznie siedzieli naprzeciwko siebie, zaś odległość jaka ich dzieliła była mniejsza niż dwa metry.
Sapnęła cicho, wkładając ostrze z powrotem do osłony, nie chcąc się przypadkiem nim skaleczyć przez nieuwagę i zwróciła się vis, a vis do rozmówcy. Nie szczególnie zaskoczyło ją to pytanie. Wprawdzie mówiąc to zastanawiała się, kiedy tylko ją o to zapyta.
— Od momentu, gdy uświadomiłam sobie, że stałam się zdana tylko na siebie, Sesshomaru-sama. — nie zamierzała więcej uszczegółowiać swojej wypowiedzi. Wracanie do czasów sprzed ośmiu lat, wiązały się z nieprzyjemnościami. Na samą ich myśl, odczuła bolesne ukłucie w mostku.
— Zmieniłaś się.
Trafna uwaga. Praktycznie odkąd spotkali się po raz pierwszy od bardzo dawna, spostrzegł, że dziewczyna jaką miał przed sobą, różniła się pod wieloma względami od jej poprzedniej, mniejszej wersji. Zaliczał do tego nie tylko wygląd fizyczny ale i charakter. Ta obecna Rin była znacznie mniej wygadana i dziecinna, bardziej samodzielna, poważna.
Inna.
A co za tym szło — niekiedy wyczuwał od niej chłód, równie mrożący co jego własny. Szczególnie w takich chwilach, gdy przytaczany był temat przeszłości. Czasu, w którym nie brał czynnego udziału w życiu dziewczyny.
— Dorosłam. — skrzyżowała z nim spojrzenie, nie obawiając się przejęzyczenia lub nietaktu — Każdego to kiedyś spotyka. Niezależnie czy człowieka, demona lub mieszańca.
— Broń nie jest ci już potrzebna. — zmienił przebieg rozmowy na inny, odrębny tor. Jakby specjalnie chciał uniknąć tematu, który sam jakby nie patrzeć zaczął.
— Czuję się lepiej, kiedy mam świadomość posiadania czegoś, co mogę użyć do samoobrony, Sesshomaru-sama. — odmówiła nie bezpośrednio, unosząc nikle kąciki ust. Dała mu do niemej wiadomości, że nic nie zmieni jej decyzji.
Nie zrozumiała, prawdziwej intencji jego przekazu.
— Rozumiem. — nie był zadowolony, lecz nie okazał tego bezpośrednio. Nie musiał. Znała go nie od dziś. Bazując na przeżytym doświadczeniu oraz licznych spostrzeżeniach, mogła odgadnąć do pewnego stopnia w jakim był humorze. Nawet jeśli krył prawdziwe emocje, za maską obojętności.
Jednakże, to co działo się w jego głowie, pozostało niezmiennie dla Rin zagadką.
Reszta rozmowy oparta była na błahych kwestiach, dotyczących celu ich podróży. Dziewczyna w czasie przygotowywania kolacji, podkusiła się sprytnie o pytania nawiązujące do informacji dotyczących jego przeciwnika. Dzięki temu, miała przed sobą kompletny obraz przedstawiający adwersarza Lorda.
Był nim yōkai wojownik, który współdziałał z Zaryusu. Na wzmiance o gadzie, odczuła mrowienie na plecach powodujące dyskomfort, co nie umknęło czujnemu oku Inu no Daiyōkai. Nie pytał jej o samopoczucie, lecz znając go, Rin przeczuła, że złotooki bez najmniejszego problemu odgadł jej obecny stan. I nie myliła się.
Jeżeli stwór byłby tak jak gadzi demon, to wraz z Jaken'en będzie przypatrywać się Lordowi z odległości, tak jak to robiła jeszcze za czasów pierwszej wspólnej podróży. Nie zamierzała wchodzić przyjacielowi naprzeciw podczas pojedynku.
Lecz nie znaczyło to, że gdyby nadarzyłaby się okazja do zrobienia czegoś w słusznej sprawie, to stałaby z założonymi rękoma. Co, to to nie! Chciała być przydatną i właśnie przez to kształciła się i szkoliła w wielu dziedzinach, od których nabyte umiejętności przydawały się w życiu poza wioską Kaede.
Z tymi przemyśleniami dopiero zorientowała się, że nawet kiedy przestała toczyć dialog z Sesshomaru, to demon mimo wszystko nieustannie przypatrywał się jej dłoniom, gdy zajmowała się zającem. Nie skomentowała tego, ale sam fakt nieco sprawiał, że zaczynała odczuwać... krępacje?
Gdzieś z tyłu jej głowy zagnieździła się również myśl, która wręcz krzyczała, aby nie popełniła jakiejś gafy przez chwilę nieuwagi, co jeszcze bardziej wywierało na Rin dodatkowy stres. Zastanawiała się, dlaczego tak mocno jej zależało, aby wypaść, jak najlepiej przed demonem.
Koniec końców, udało się dziewczynie skończyć przygotowywanie dzisiejszej kolacji bez żadnego omsknięcia. Westchnęła z ulgą w duchu, nie czując na sobie wzroku, w momencie gdy podeszła do ogniska rozpalonego przez Impa.
~~~~
Bazując na wieczornych niesprzyjających zjawiskach pogodowych, dzisiejsza noc miała zapowiadać się na mroźniejszą niż porównywalne dotknięcie lodu w środku zimy, dlatego zmarszczyła nieznacznie brwi przez sen, czując otaczającą ją odprężającą ciepłotę. Nie narzekała na taki komfort, gdyż to podejrzanie znajome ciepło, podsuwało jej tylko jedną opcję, którą mogła obstawić za powód tego cudownego doznania.
Wraz z przebudzeniem się ze stanu rem, nabrała powietrza do płuc i wyciągnęła nad głową ręce, przeciągnęła się z zrelaksowana z pomrukiem, jednocześnie wypuszczając oddech cichutko przez nos. Lekko uchylając powieki, Rin dostrzegła dobrze znane zarysy mokomoko należące do nikogo innego, jak srebrnowłosego.
Cień psotliwego uśmiechu, wkradł się na jej usta, gdy delikatnie przeczesała je wierzchem dłoni. Musiała przyznać, że miękkość futra, o waniliowym umaszczeniu porównywalna była z jedwabistym, przyjemnym w dotyku puchem, imitującym obłoczek chmury. Nic nie mogło się z tym równać. Nie raz kontemplowała także nad tym w jaki sposób lub też, gdzie jej towarzysz posiadł to cudo. Bo raczej wątpiła, że młode inu yōkai przychodziły na świat z mokomoko.
Nie zdziwiło ją będąc nim okryta, ponieważ nie był to już pierwszy raz. W zasadzie, to przeszła ją ciekawość, dlaczego Sesshomaru często samowolnie użyczał jej futra tylko wtedy, gdy spała. Intuicja podpowiadała jej, że demon zwyczajnie wolał nie okazywać bezpośrednio swojej miękkiej i łagodnej strony, pozostając niezmiennie w stoickiej postawie, podkreślającą jego poważny i enigmatyczny majestat.
Zatapiając się w dalszych przemyśleniach, poczuła nagle lekki powiew wiatru na karku, co spowodowało, że automatycznie się obróciła na drugi bok.
Widok jaki zastała spowodował, że o mało co nie dostała ataku serca.
Z oczami wielkimi niczym spodki, wlepiła je w zamknięte powieki Sesshomaru. Nazwanie tego bliskim kontaktem nie umywało się z prawdą, gdyż Rin mogła przysiąc, że ich nosy prawie się ze sobą stykały. Pisnęła w duchu, cudem nie robiąc tego w rzeczywistości. Chcąc zachować pewną odległość, odsunęła się minimalnie udogadniając sobie komfortowy widok na całą aparycje Inu no Daiyōkai i część jego górnej partii korpusu.
Spodziewała się wszystkiego, jednakże nie takiej sytuacji!
To takie zawstydzające. – przeszło brunetce przez myśl, niemalże soczyście rumieniąc się na prawie całą twarz.
Pytania w wręcz zawrotnym tempie zalały jej głowę, zaczynając od tego – dlaczego zareagowała w taki, a nie inny sposób, bo przecież jako dziecko czuła się bezpiecznie śpiąc tuż przy jego boku, a kończąc na tym, dlaczego złotooki postanowił akurat teraz, ten jeden raz udać się w spoczynek, leżąc na swoim futrze, ale i jednocześnie dzieląc się z nią jego znaczną częścią.
Albo to ona nieświadomie przywłaszczyła sobie jego większość.
Nie zmieniło to jednak faktu, że w żadnym stopniu jej to przeszkadzało. Trochę to było dla Rin nawet na rękę. Widok śniącego Sesshomaru.
Taka okazja zdarza się niezwykle rzadko, a właściwie wcale. Ilekroć próbowała wstawać przed świtem, to srebrnowłosy był już na nogach, dlatego nigdy nie zdołała uchwycić chwili by mu się lepiej przyjrzeć i obejść bez pytań z jego strony.
Ale teraz jest inaczej.
Korzystając z tego, gdy mężczyzna zdawał się być w stanie bez czujności, zaczęła bezwstydnie badać wzrokiem jego posturę, zaczynając od profilu twarzy. Zważywszy na to iż powoli się przejaśniało, ciemność nie stanowiła już głównego problemu, by móc dokładnie na niego spoglądać. Upewniła się także, że pozostała dwójka towarzyszy również spała. Nie było trudno ich namierzyć, ponieważ ona i złotooki leżeli objęci przez długie mokomoko tuż przy boku A-Un'a, zaś Jaken drzemał gdzieś po drugiej stronie smoka, sądząc po jego głośnych pochrapywaniach.
Z czystym sumieniem musiała przyznać, że srebrnowłosy był niezwykle przystojnym mężczyzną. Spostrzegała go ogólnie jako taką osobę od samego początku, jednakże teraz miała lepsze pole do obserwacji, by móc się mu się lepiej przyjrzeć. Blada i nieskazitelna cera, zdawała się prawie wtapiać w odcień białych niczym śnieg, długich włosów. Natomiast para bordowych pręgów na licach dodawała swoistego uroku.
Gdyby nie wiedziała, że był demonem, to bezsprzecznie porównałaby go do jednego z bóstw. Nader wiele aspektów dzieliło Sesshomaru od przeciętnego człowieka. W niepozornie mało umięśnionym ciele drzemała ogromna siła, za sprawą której niejedną istotę potrafił pokonać. Ponad przeciętna inteligencja i wyostrzone zmysły, a przede wszystkim oryginalny styl walki tylko dopełniały tą całość.
Niejednokrotnie zastanawiała się, dlaczego pozwolił jej zostać jego towarzyszką. Była i jest tylko zwykłą ludzką dziewczyną. Co w niej takiego ujrzał? Czym go sobą zainteresowała? Miała coś w sobie, czego ona sama nie mogła dostrzec?
Nie wiedziała, lecz była mu wdzięczna za to, że zabrał ją jako małe dziecko z tamtej popadającej w ruinę wioski, którą niegdyś nazywała połowicznie domem.
Można by rzec, że oboje wtedy siebie uratowaliśmy — zamyślona, oparła policzek na dłoni.
Nie zdawała sobie sprawy ile było w tym prawdy oraz, jak bardzo tamto wydarzenie wpłynęło na czasy obecne.
Zmieniła swoją pozycję, podpierając się na łokciu. Schyliła nieco w kierunku mężczyzny, chcąc przesunąć niesforny biały kosmyk grzywki z jego zamkniętych powiek. Zamierzała to zrobić najdelikatniej jak umiała, by tylko nie obudzić Sesshomaru. Szczęście nie było jednak w tamtym momencie po stronie brunetki, ponieważ wraz z muśnięciem opuszkami palców jego czoła, niespodziewanie silna ręka złapała ją za nadgarstek.
Zdezorientowana nim cokolwiek zdołała powiedzieć, została pociągnięta w dół i przygwożdżona o ziemię. Ciało Psiego Demona w zawrotnym tempie zawisło nad nią, trzymając ją niczym imadło, nie dając żadnej swobody do ruchu. Wdech zaparł w jej piersi, co najmniej jakby zanurzyła się pod wodą. Z wypiekami na licach i szeroko otartymi oczami oraz rozchylonymi ustami, patrzyła na obsydianową, pionową źrenicę, otoczoną złotą tęczówką.
Tym sposobem, przypadkiem obudzili z twardego snu, A-Un'a, który zaspany z gardłowym pomrukiem położył się na bok, przygniatając tym samym niczego niewinnego chochlika. Nie zwrócił na siebie uwagi, choć jego krzyk słychać było prawdopodobnie na pół lasu.
— Rin, co to ma znaczyć? — kamienna aparycja wprawiła dziewczynę w chwilę osłupienia. Z jej krtani wydobył się jedynie zduszony jęk, spowodowany silnym naciskiem na drobnych nadgarstkach. Zauważając ten niewielki grymas, srebrnowłosy poluźnił uścisk, nie zmieniając pozycji. Ze zmarszczonymi brwiami oczekiwał odpowiedzi na swoje pytanie.
— Chciałam tylko odgarnąć kosmyk z twoich oczu, by nie sprawiał Ci dyskomfortu, Sesshomaru-sama. To wszystko. — odparła szybko na jednym wdechu.
Zmrużył powieki, analizując jej słowa i doszukując się jakichkolwiek oznak kłamstwa. Nie dostrzegając żadnej z nich, po kilku sekundach, które dłużyły się dla Rin w nieskończoność, w końcu puścił ją i wstał na równe nogi.
Nie posądziłby dziewczyny o zły uczynek, który mógłby dla niego stanowić potencjalne zagrożenie. Była na to zbyt delikatna. Zbyt słaba.
Była jedyną osobą, godną jego zaufania. Nigdy nie śmiał obawiać się z jej strony zdrady. O to bardziej mógł posądzić Jakena. Miał wobec tego wiele powodów.
— Nie rób tak więcej. — ostrzegł, chowając ręce w rękawy kimona i odwracając wzrok — Nie, kiedy jestem w stanie nie czujności. — dodał po namyśle — Byłbym na siebie zły, gdybym z takiej głupoty zrobił ci nieumyślnie krzywdę.
— Przepraszam... — ciemnooka podnosząc się do siadu, rzekła ze skruchą. Spuściła speszona wzrok.
Mimika Sesshomaru złagodniała, słysząc to. Rozdrażnienie znikło, zastąpione ponownie stoickim spokojem. Przymknął powieki i wypuścił powietrze cicho przez nos.
Żadne z nich po tej sytuacji nie odezwało się do momentu wyruszenia w dalszą drogę.
________________________
* Matecznik – w leśnictwie i łowiectwie trudno dostępne miejsce w lesie będące ostoją dla zwierząt. Mianem matecznika określa się też duże, wolne od ingerencji człowieka (lub gdzie jest ona śladowa) tereny, na których istnieje naturalny ekosystem ze wszystkimi elementami łańcucha pokarmowego.
*Mięsień okrężny oka – Jaken nie ma brwi XD, a nazwanie pustej przestrzeni „mięsień brwiowy", byłoby co najmniej dziwne oraz raczej niepoprawne w nazewnictwie, choć mogę się w tej kwestii mylić.
* Suillus luteus – Maślak zwyczajny.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro