Rozdział Pierwszy
Naraku został pokonany, a wraz z nim najgroźniejsze zło tego świata zniknęło. Długoletnia wojna zakończyła się zwycięstwem, ze strony grupy przyjaciół, składający się z między innymi – Zabójcy Demonów, mnicha, miko, dwójki niskiej klasy yōkai oraz hanyo. Nie tylko oni zasługiwali na szacunek i pochwałę. Wielu towarzyszy broni oddało swe życie aby ktoś inny mógł przeżyć. Każdy kto brał udział w tej niesprawiedliwej wojnie, przyczynił się do jej wygranej.
Życie wielu osad wracało do dawnego funkcjonowania, odbudowując swoje dziedzictwo. Krzywdy i bolesne wydarzenia nigdy jednak nie zostaną zapomniane, a ich wspomnienia na zawsze pozostaną zapisane w kartach historii.
Nadeszła nowa epoka, zwiastująca nowe jutro.
~~~~
Nastała wiosna. Roślinność odradzała się po mroźniej i o dziwo bardziej śnieżnej zimie, jakiej dotąd nie spotkano.
Słońce wyłoniło się spomiędzy chmur, obdarzając wszystko swą ciepłotą i roztapiając ostatnie znaki poprzedniej pory roku.
Olbrzymie pamiętliwe Boskie Drzewo znajdujące się w małej wiosce, puszczało pierwsze pąki, a liczne kwiaty niespiesznie zakwitały.
O wczesnym wschodzie słońca, czyli takim, gdzie promienie ledwo wyłaniały się zza horyzontu, z pewnej skromnej chatki zza dębowych drzwi, wychyliła się drobnej postury postać. Tuż przed wyjściem, założyła sandały na białe tabi oraz poprawiła uprzednio czerwony pas obi, hakamy i zarzuciła na ramiona narzutkę wykonaną z owczej wełny, po czym dopiero wtedy ze szczerym uśmiechem opuściła dom.
— Babciu Kaede idę sprawdzić, czy nie zakwitły już zioła, o których wspominała wczoraj, Kagome-sama. — oznajmiła odwracając głowę, w kierunku wejścia. Tuż przy progu, stała wspominana kobieta w sędziwym wieku.
— Dobrze dziecko, nie zapomnij jeszcze dzisiaj podejść do pana Okazaki, po kolejny worek ryżu, jak prosiłam.
— Oczywiście! — zachichotała, obracając się wokół własnej osi i rozprostowała jednocześnie ramiona niczym rozbrykane dziecko. Następnie nie oglądając się już za siebie pognała w tylko sobie znanym kierunku.
W niespiesznym truchcie mijała pola należące do rolników, którzy wstali wcześniej niż ona aby użyźnić ziemię i przygotować ją do uprawy. Mimo, że mieszkała tutaj niekrótki okres czasu, to ciągle nie mogła przywyknąć do zwykłego i monotonnego wiejskiego życia. Nie potrafiła długo usiedzieć w jednym miejscu. Ten nawyk nigdy nie zanikł.
Nim wbiegła na wąską ogołoconą z trawy ścieżkę prowadzącą do wyjścia z wioski, przepuściła transportujący stos siana i innych przyborów wóz, zaprzęgnięty jednym bawołem.
— Ohayo, kapłanko! — przywitał się rześko młody mężczyzna, machając do niej wolną dłonią. W drugiej trzymał natomiast wodzę.
— Ohayo! — odmachała mu, śmiejąc się uprzejmie pod nosem, po czym wznowiła chód na pustej już drodze.
Będąc poza granicami wioski upewniła się ostatni raz, że jest sama i nikt jej nie obserwuje. Odetchnęła i z pozytywnym nastawieniem wbiegła w gąszcza tutejszego lasku.
~~~~
Był już środek dnia, kiedy młoda kobieta postanowiła wracać do domu, po znalezieniu i zerwaniu swojego łupu, jakim był fiołek pachnący. Trochę się jej zeszło na odszukaniu go, jednakże natura ją za to hojnie wynagrodziła obszerną ilością tej rośliny, która rosła tuż przy krzewach na skraju lasu.
— Eri-san nie będzie musiała się już martwić o dokuczliwe zapalenie, czy też bóle głowy, o których wspominała. — pomyślała na głos, przywołując w swoich myślach prośbę sąsiadki Babuni przed kilku dni.
Zmarkotniała orientując się, ze swojego obecnego położenia. Znajdowała się praktycznie po drugiej stronie lasu, a co za tym szło, niemały kawałek głównej drogi od wioski.
— A-Un/... — zaczęła, lecz przerwała, kiedy zorientowała się, że nie było obok niej pupila. Westchnęła zrezygnowana przecierając powieki opuszkami palców. Trochę minęło, odkąd nie widziała swojego ulubieńca, a co za tym szło odczuła jednocześnie wyraźną pustkę. Zresztą nie tylko po nim.
Nie chcąc się mazać i rozpamiętywać przeszłości, poklepała się po policzkach.
Podniosła wiklinowy kosz, po czym obejrzała się profilaktycznie wokół siebie. Może i miała przy sobie łuk, a na plecach nosiła kołczan z strzałami, których ostrza nasiąknięte były specjalną substancją na Yōkai niskiej i mniej więcej średniej klasy ale prawo przetrwania, jakiego niegdyś się trzymała, nakazywał zbadać otocznie aby upewnić się, czy nie ma w pobliżu potencjalnego zagrożenia.
Może i dane im było dożyć czasów bez Naraku, ale nie znaczyło to jednak likwidacji demonów, z którymi przyszło się ludziom nieraz zmierzyć.
Idąc przed siebie zastanawiała się ile zostało czasu do tego nim najdzie wieczór. Schyliła głowę do tyłu, by zbadać obecne położenie słońca. Dzień w wiosnę trwał co prawda dłużej, jednakże intuicja podpowiadała jej, żeby dla spokoju ducha to sprawdzić.
Raptem kilka godzin dzieliło ją do zmierzchu, na co ucieszyła się w duchu. Miała jeszcze trochę czasu dla siebie, dlatego zboczyła ze wcześniej wskazanej ścieżki.
Każdą wydeptaną przez siebie dróżkę znała na pamięć i wiedziała, która dokąd prowadzi. Wybrała tą kierującą na niewielkie wzgórze.
Nie zajęło wiele dziewczynie dotarcie do wybranego celu. Orzeźwiająco chłodne powietrze uderzyło w nią, rozwiewając długie czarne włosy do tyłu, zaś samą ich właścicielkę przyprawiło o przyjemną gęsią skórkę. Czuła pod sobą, jak wyrośnięta, gęsta i świeża trawa, uginała się pod ciężarem. Szybkim susem, znalazła się na skraju górki. Dech zaparł jej w piersi na niesamowity widok budzącej się natury. Doskonale widziała ogromny obszar łąki i jej granice z lasem. Tuż za nimi natomiast, w oddali wznosiły się wysokie, rozmazane częściowo przez mgłę góry.
Przeczuwając kolejny powiew wiatru, dziewczyna odłożyła kosz na ziemię i rozprostowała ramiona niczym młody bóg. Pragnęła znowu poczuć ten zeń wolności, jaki zawsze towarzyszył jej w podróży z Sesshomaru-sama. Wzbić się na Smoczym Demonie ponad korony drzew, a nawet pasm górskich. Tęskniła nawet za jazgotem mistrza Jakena.
W tym miejscu, w którym stała, często witała i żegnała swoich dawnych towarzyszy. To on pokazał jej to miejsce. W wolnych chwilach przychodziła tu, łudząc się, że ponownie ich kiedyś zobaczy.
— Osiem lat, od dzisiaj. — szepnęła, patrząc w linię horyzontu. Opuściła bezwładnie ręce. Nie zorientowała się nawet kiedy łzy spłynęły po jej licach. Chłód owiał mokre ślady, unosząc bezwiednie po raz kolejny rozpuszczone i potargane przez wiatr włosy Rin.
~~~~
Drgnęła na dźwięk łamanej gałęzi.. Już od jakiś paru minut czuła, że ktoś ją obserwuje, lecz nie zamierzała tego przyznać głośno. Co prawda miała już styczności z nie jednym demonem, jednakże aura tej kreatury różniła się stanowczo. Była gęsta i przyprawiała o dyskomfort. Jednym słowem — niebezpieczna.
Próbowała zachować wewnętrzny spokój. Do lekkich to nie należało, choć miała gdzieś z tyłu głowy, że stwór prędzej czy później wyskoczy aby ją zaatakować.
I tak stało się kilka chwil później. Obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni w momencie, gdy yōkai stanął naprzeciw niej. Wysoki, pokryty brązowymi łuskami, idealnie nadającymi się na kamuflaż, zlewający się z pniami drzew. Kształtem przypominał jaszczurkę odzianą tylko w Do, kosazuri oraz haidate¹. W łapach trzymał katanę, mającą już swoje lata.
— W końcu się ujawniłeś. — rzekła bez krzty emocji. Miała nieodgadniony wyraz twarzy, bynajmniej taki starała przybrać.
— Coś tak czułem, że natrafię na ludzką kobietę, tylko że... — zmierzył ją od góry do dołu — ... nie sądziłem na trafienie takiej sztuki.
— Brzmisz jakbyś nazywał mnie rzeczą, niż istotą żywą. — ciągnęła dyskusje tylko po to, by niepostrzeżenie wyjąć łuk.
— Piękna i wyszczekana, a na domiar tego jeszcze kapłanka! — zaśmiał się ochryple — Ciekawe połączenie. — zmrużył chytrze powieki.
To był ten moment. Puściła kosz i w zawrotnym tempie, napięła nasadę strzały na cięciwę, po czym bez mrugnięcia okiem strzeliła w wyznaczony cel. Strzała ominęła twardą część zbroi, wbijając się w klatkę piersiową gada. Nie spodziewał się tego, przez co oniemiały aż puścił z wrażenia swój miecz i skulił się prawie, że do pozycji embrionalnej.
— Ty s-suko... — warknął z jadem, ukazując ostre uzębienie.
Rin trzymając dalej łuk, pochwyciła w locie kosz z fiołkami i czym prędzej zaczęła uciekać przed gadzim yōkai. Zwykłe demony padały jak muchy po jednym strzale, a raczej przez truciznę, jaką nasączony był grot. Sama wymyśliła specyfik, nad którym pracowała dobry kawał czasu pod czujnym okiem byłej zabójczyni demonów.
To był potwór innego kalibru, któremu taka dawka niewiele zaszkodzi. Jedyną dobrą opcją na jaką wpadła, to dotarcie do osady i wezwanie pomocy. W takich chwilach żałowała, że nikt nie chciał nauczyć jej prawidłowego władania mieczem. Prośby w stronę Inuyashy-sama, czy Kohaku, a nawet okolicznego wojownika, spełzły na niczym. Jedynie Kagome-sama udzieliła kilka lekcji z użytkowania łuku, więc to była jedyna znana brunetce technika samoobrony. No może potrafi jeszcze solidnie przygrzmocić patelnią, ale gdzie do licha w samym środku dziczy znajdzie takowy przedmiot!?
Ciężej oddychając znalazła się blisko głównej drogi. Miała do pokonania kilkumetrowe, strome urwisko, zarośnięte drzewami. Pomost niestety znajdował się znacznie dalej, więc nic innego jej nie zostało jak tylko przeprawa w dół. Jeden problem z głowy. Drugi widocznie zdenerwowany i żądny krwi, zmierzał właśnie na nią, sądząc po szelestach i łamanych krzewach, które stawały się coraz głośniejsze. Aż bała się odwrócić głowę.
— Po..mocy... — wysapała w pustą przestrzeń, po kilku minutach ciągłego biegu. Nie posiadała doskonałej formy, jak Sango-san, ani duchowych mocy, jaką obdarzona była poprzedniczka Kikyō. Nawet przez ułamek sekundy pozazdrościła mistycznych zdolności Miroku-sana.
W pewnym momencie, nogi ugięły się pod Rin, przez co padła z piskiem jak długa na ziemię. Fiołki wraz z koszem poleciały dalej, kiedy wypuściła je przy upadku. Zasyczała i przeklęła w myślach za swoją nieuwagę. Potknęła się o wyrośnięty, gruby pień i prawdopodobnie miała skręconą kostkę.
— Brawo Rin. Ty idiotko. — ochrzaniła samą siebie, podnosząc się. Zignorowała rzecz z kwiatkami i próbowała wznowić bieg, lecz zdusiła w sobie krzyk, gdy naparła ciężar na prawą nogę.
Ewidentnie skręcona, jeśli nie daj boże złamana. Usłyszała w pobliżu śmiech tego całego Yōkai.
Wyciągnęła kolejną strzałę, przygotowując się tym samym do obrony, stojąc w częściowej pozycji na żurawia.
— Wiesz ty co kobieto, zmieniłem zdanie. — wycharczał demon. Pojawił się tak nagle, że aż zmroziło jej krew w żyłach – Przyniosę cię do niego na wpół żywą!
— Do jakiego, niego!? — warknęła zirytowana, dalej mierząc w niego bronią.
— Masz mnie za głupca, który ot tak wyjawi swojej zwierzynie plan!? Masz wielkiego Zaryusu za idiotę!? — niedowierzał, wymachując kataną rozdrażniony.
— No w sumie trochę. — powiedziała w myślach.
— Mniejsza z tym! Miałem przyprowadzić nie martwą kobietę, Nikt nie mówił, że nie może być ona ciut okaleczona. — zarechotał, mrużąc ponownie powieki. Poprawił rękojeść, gdy wznowił marsz.
Strzeliła, jednakże demon zareagował w porę i przeciął promień na pół. Spróbowała kolejny raz i tak za każdym razem. Żadna nie trafiła. Próbując zrobić krok w tył, przewróciła się przez bolącą kończynę.
— A więc dlatego już nie uciekałaś! Byłem ciekaw, co ciebie skłoniło do tego, że nagle tak nabrałaś odwagi, a tu co się okazuje?~ — poniżał ją. Nie zamierzała jednak w jakikolwiek sposób mu dogryźć — Nasza ptaszyna zwichnęła sobie skrzydło! Już taka waleczna nie jesteś, hmm? — nachylił się nad nią, podpierając łokcie na kolanach — I powiedz, co tu mogę z tobą zrobić puki ciebie nie zabiorę? — postukał się szponem po brodzie w sztucznym zamyśleniu. Uprzednio pozbawił Rin łuku, który kopnął dobre dwa metry dalej.
Spojrzała między jego nogi, kiedy ten częściowo nie zwracał na nią uwagi.
Tuż za nim, znajdowało się wcześniej wspomniane urwisko. Jeśli udałoby się czarnowłosej go bardziej zranić i popchnąć w tamtą stronę, to wtedy miałaby szansę na ucieczkę, gdyż głębokość tego rowu spokojnie by go spowolniła w pościgu.
Przypomniała sobie o ukrytym sztylecie, schowanym w ubraniu. Nie sądziła, że kiedykolwiek się jej przyda. Aż do teraz. Zresztą kiedyś sobie go bez pytania pożyczyła od Kohaku. Biedak nawet tego nie zauważył, lub może. Nie zamierzała się nad tym dłużej zastanawiać. I tak go chłopak nie odzyska, zresztą miał w posiadaniu więcej takich sztuk.
Sięgnęła powoli ręką za swoje białe kimono, nieustannie mierząc wzrokiem demona.
— Już wiem! — ożywił się gad, unosząc łapę ku górze, doznając olśnienia — Wiem co z tobą zrobię, suko/... AAA! — wrzasnął, gdy dziewczyna zamachnęła się i z siłą przecięła jego odsłonięte podbrzusze, jednocześnie plamiąc siebie jego krwią i wbiła mu na sam koniec ostrze w nogę.
— Nie waż się tak do mnie odnosić! — krzyknęła, gwałtownie podnosząc się na równe nogi i zignorowała ból, dzięki adrenalinie, która uderzyła w nią w samą porę. Popchnęła z całych sił yōkai na kraniec urwiska. Zachwiał się tak jak to zaplanowała.
Ale nie przewidziała tylko tego, że kreatura pociągnie ją za sobą. W momencie upadku, złapał brązowooką szponami za plecy, tym samym zdzierając z nich skórę oraz część odzieży. Rin odebrało mowę. Cały świat i życie przemknęło przed jej oczami w mniej niż trzy sekundy. Turlała się i przewracała w dół, podobnie co przeciwnik. W drobne ciało wbijały się liczne kamienie i drobinki ziemi, powodujące nowe rany. Zapomniała jak się oddycha, gdy mózg nie mógł przekalkulować swojego obecnego położenia ani perspektywy widoku, przez ciągłe zawroty.
Ostatecznie uderzyła zranionymi plecami w pień jednego z wysokich drzew, który ją zatrzymał przed dalszym spadaniem. Kątem oka zauważyła, że ten cały Zaryusu, również utrzymał się za ich sprawą. Przez tępy ból, rozdzierający okaleczone ciało od środka, straciła przytomność.
— Ty pieprzona gnido! — ryknął na cały las, płosząc tym samym okoliczne migrujące ptaki — JUŻ NIE ŻYJESZ. I mam w dupie, co mój szef będzie miał na to do powiedzenia. Wkurwiłaś mnie, szmato. — mówiąc to wstał na chwiejnych nogach. Wyrwał sztylet i rzucił go, gdzieś w bok.
Idąc żwawym krokiem do nieprzytomnej kobiety, jeszcze bardziej się zdenerwował. Nie będzie mu dane nawet pod koniec jej żywota, usłyszeć tych jęków agonii, spowodowanych za jego zasługą, ponieważ ta zemdlała.
— Tyle zachodu dla jakieś baby. — warknął gardłowo pod nosem. Że też ten Akura-ou², zapragnął właśnie tej kokietki. Co on widział w tym człowieku? Toż to był istny magnez na kłopoty! Ładna twarzyczka i kształty to jedyne detale, które w niej docenił. Natomiast instynktu samozachowawczego nie miała za gorsz.
Ale co on tam wiedział? Był tylko sługą łaknącym teraz zabić tę dziwkę za zranioną dumę.
— I tak pozbawią mnie głowy, więc co mi szkodzi? — wyciągnął z kabury katanę. Kopnął ją tak, by przewróciła się na plecy, w zamiarze wbicia klingi w klatkę piersiową kobiety.
Rozluźnił spięte ramiona, po czym uniósł nad sobą łapy, trzymające za rękojeść.
Gdy przymierzał się do ostatecznego aktu, coś go niespodziewanie unieruchomiło. A raczej związało boleśnie górne kończyny tuż nad jego łbem. Zachłystnął się własną krwią i wygiął nienaturalnie w łuk, garbiąc się. Paraliż objął każdą komórkę ciała demona.
Spuścił wzrok, by ujrzeć, jak czyjaś ręka przeszyła jego pierś na wylot. Jeszcze bardziej druzgocącym faktem stanowił widok swojego organu, jakim było serce, trzymane w garści na dłoni oprawcy. Nim się obejrzał na własne oczy zobaczył, jak zostało ono zmiażdżone. Zaryusu puścił katanę, która padła głucho na grunt, a zaraz po nim, sam gruchnął martwy na ziemię.
Postać stała tak jeszcze moment przyglądając się zwłokom, po czym swoje zainteresowanie przeniósł na nieprzytomną Rin. Depcząc po poległym, stanął przed nią i przyklęknął. Położył dłoń na jej licu i zbadał szybko wzrokiem stan ciała. Ekspresja nabrała gniewnego wyrazu. Mógł jednak tak szybko się nie pozbywać oprawcy brunetki. Wziął ją delikatnie na ręce, mając na względzie ciężkie obrażenia. Spojrzał sztywno w górę, orientując się z jakiej wysokości musiała się sturlać.
— Jaken.
— T-tak, mój Panie?
— Pozbądź się tych zwłok.
— Jak sobie życzysz. — Imp ukłonił się w geście szacunku.
Nie mówiąc nic więcej psi demon wzniósł się ponad ziemię, by dotrzeć do miejsca, z którego nastąpił upadek.
__________________
¹Do, Kosazuri oraz Haidata - części zbroi, jaką nosili samuraje.
²Akura-ou - osóbka wzięta z anime Kamisama Hajimemashita.
W książce będą się pojawiać postacie, zapożyczone od innych anime/mang na rzecz fabuły.
Opowiadanie powstawało, dzięki @Lu-chan-Kirisaki która wzbudziła we mnie motywację oraz wenę do napisania tej historii ^^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro