początek szkoły
Zastanawiałeś się kiedyś oglądając jakiś film z elementami romantycznymi jak to jest się zakochać? A może siedziałeś na przystanku sam i zauważyłeś obejmujących się zakochanych. Czy może... Nieważne. Przykładów jest wiele, świat pełen jest zakochanych ludzi pokazujących wszystkim to jak bardzo to się oni kochają. I o ile nigdy mi to tak bardzo nie przeszkadzało. Tylko czasami czułem lekkie zażenowanie(czasami do tego stopnia że chciałem im zwrócić uwagę że nie wypada w miejscu publicznym takich rzeczy. Ale no starałem się koniec końców po prostu nie zwracać na nich uwagi). I tak sobie żyłem unikając tej wszechobecnej miłości. A może to ona omijała mnie szerokim łukiem. Sam nie wiem. Ale nie narzekam, bo żyło mi się naprawdę dobrze(na tyle na ile można żyć nie darząc nikogo miłością romantyczną). I pewnie na tym mógłbym skończyć gdybym to pisał rok temu. Niestety... niestety miłosna strzała amora dopadła również i mnie. Ale od początku. A zaczęło się to 4 lata i 104 dni temu. Licząc do dzisiaj. Był to ciepły wrześniowy dzień, czuć było jeszcze zapach wakacji w powietrzu. Całe lato się nie widziałem ze znajomymi i byłem nie ukrywając bardzo podekscytowany. Właściwie w każde wakacje urywał mi się kontakt z nimi. A to wyjeżdżali gdzieś a to po prostu nie miałem z nimi kontaktu. To byli po prostu znajomi. Poza szkołą nie miałem z nimi zbytnio kontaktu. A poza tym w wakacje izolowałem się mocno od ludzi. To był mój czas na bycie samemu ze sobą (dorabiałem sobie w różnych wakacyjnych pracach. Ale nie nawiązywałem i tam żadnych przyjaźni). Ale wracając. Miałem mnóstwo energii. Wstałem chyba o 5 rano i zacząłem się przygotowywać (hahaha chciałbym mieć teraz tyle zapału do życia). O 7 byłem gotowy ale jeszcze wszystko sprawdzałem (a to czy krawat dobrze zawiązany, czy koszula i spodnie dobrze wyprasowane). Wszystko musiało być idealnie. Około 8 byłem już w szkole. Wszyscy byli ładnie opaleni, elegancko ubrani i równie podekscytowani zaistniałą sytuacją co ja (Haha tylko Stanford jak zawsze oryginalnie zamiast białej koszuli założył pogniecioną koszule hawajską. Z tego co mówił to koszula jego ojca. Bo jego biała była akurat w praniu hahaha). Ale w sumie koszula to koszula pomyślałem. Byłem szczęśliwy że go widzę bo to jeden z moich lepszych znajomych (Znamy się od zerówki). To bardzo ciekawa postać i napewno jeszcze ją rozwinę bo pojawiał się w mojej historii dosyć często ale przejdźmy narazie dalej. Kolejną ważną postacią jest mały Bilbo. W podstawówce byliśmy naprawdę dobrymi znajomymi ale z czasem nasza znajomość ograniczyła się do tego że czasami wynikła jakaś niezręczna rozmowa i jak ktoś się z niego śmiał to nie byłem obojętny i starałem się stawać w jego obronie. Bo nie potrafię stać obojętnie kiedy dzieje się komuś krzywda. To dziwne ale w dzisiejszych czasach już niewiele osób myśli o innych ludziach i to jest smutne. Na szczęście kolejną postacią jest Jurij. Mówię o nim na końcu bo się spóźnił. Stoimy wszyscy na apelu, śpiewamy hymn a Jurij jak gdyby nigdy nic wchodzi na salę (chciałbym mieć aż tak bardzo na wszystko wywalone haha. Dyrektor tego nie zauważył a jurij usiadł obok mnie i stanforda) To kolejny specyficzny człowiek. Nigdy nie rozumiałem jego fascynacji grami oraz anime. On również przez wakacje z nikim się nie widział bo wykorzystał ten czas na granie i oglądanie anime. Nie żeby mi to przeszkadzało bo zawsze uważałem go za super gościa (Zawsze z sercowymi problemami zwracałem się do niego. Był dla mnie takim bardziej doświadczonym kolegom, ponieważ miał duże doświadczenie w podrywaniu i gadaniu z dziewczynami a ja nie miałem zbyt wielu znajomych) Oczywiście w naszej klasie wszyscy byli warci poznania ale w tamtym czasie tych znajomych uważałem za najbliższych... Dyrektor po przywitaniu i przedstawieniu planu na najbliższy rok przypisał wychowawców do klas. Nam się trafił polonista. Nie słyszałem o Nim wcześniej więc nie wiedziałem czego się po Nim spodziewać (po jakimś czasie przestanę go lubić. Ale to później). Dyrektor przypisał nam też klasy. Po apelu udaliśmy się do klas zobaczyć kto będzie naszym wychowawcą przez nastepne parę lat. A no i zobaczyć nowych uczniów. Ja szczerze aż tak dobrze się nie rozejrzałem. A nawet jeśli to adrenalina nie pozwoliła mi niczego zapamiętać. Wracając ze szkoły nigdzie nie zachodziłem. Wróciłem do domu i wciąż nie mogłem uwierzyć że to już było za mną. Że przeżyłem pierwszy dzień. Mam czasami problemy z asymilacją i taka mała nic nie znacząca rzec to dla mnie nie małe wyzwanie. Ale po powrocie do domu odczułem ulgę. Miałem naprawdę dobre nastawienie. Że jutro kolejny dzień i wszystko będzie dobrze (I tak było). W kolejnych dniach coraz lepiej mi było przebywać w gronie tamtych ludzi. I naprawdę czuje że jak na mój pustelniczy sposób życia jak na tamten czas byłem dobrze przystający do grupy. Jak się jeszcze lepiej poznaliśmy odbyły się wybory na trójkę klasową w których zostałem zastępcą przewodniczącej (Wow. To była naprawdę wielka rzecz dla mnie. Dla człowieka który zawsze był trochę na uboczu i myślał że niewiele osób go lubi. Nie wiem jak opisać towarzyszące mi wtedy uczucia były jakby uczucie szczęścia było w związku z poddenerwowaniem i zarazem zdradzało go ze stresem który jest z uczuciem satysfakcji. No trochę inaczej ale ogólnie byłem po prostu bardzo zadowolony). Dzięki temu stanowisku nabrałem trochę pewności siebie, której zawsze mi brakowało i poznałem się trochę z Panią przewodniczącą (Na potrzeby książki nazwę ją Pani K. Oczywiście wszystkie inne imiona to również wymysł literacki). K była bardzo perfekcyjna w moich oczach. Miała najwyższe oceny w klasie i wzorowe zachowanie. No i wyglądała jak taki idealny człowiek (Jeśli to czytasz to niech Ci ego nie wystrzeli w kosmos to tylko fikcja literacka tak jak większość tej książki hahaha). No wracając wygląd tak samo jak oceny był 10/10. Później jak ją już trochę lepiej poznałem to i charakter oceniam na 10. Wspominam o niej bo to właśnie dzięki niej poznałem dziewczynę która skradła mi serce. Na imię jej było Amara (i co w tym właśnie momencie przechodzimy do głównego wątku miłosnego? No tu was zaskoczę ale nie do końca moi drodzy. Bo to bardziej skomplikowana sprawa. To nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Ani od drugiego czy nawet trzeciego haha. Sprawy toczyły się powoli...). Pierwsze wrażenie zrobiła na mnie mocno średnie. Była wulkanem pozytywnej energii której nigdy nie posiadałem. Była wtedy zawsze roześmiana i niewiarygodnie inna od reszty dziewczyn czy ogólnie ludzi których znalazłem na tamten moment (Co ja gadam do tej pory jest niepowtarzalną osobą). Ale pomimo tego postanowiła się zaprzyjaźnić ze mną. I co ciekawsze naprawdę polubiła mnie. Tego czasami ukrytego w sobie pustelnika bez przyjaciół. Sprawiając że od tamtej pory nie mogę mówić na siebie pustelnik bez przyjaciół. Bo miałem Amare. Z czasem jej wybuchowy charakter i pozytywne nastawienie do życia zaczęło mi się podobać (A może od zawsze mi się podobało. Nie pamiętam) kontynuując miała w sobie tyle tego że udzieliło się i mi. Z pustelnika bez przyjaciół zrobiła ze mnie swojego przyjaciela (w ten sposób w parę miesięcy zostałem zastępcą przewodniczącej klasy, poznałem prawdziwego przyjaciela i byłem naprawdę szczęśliwy... Jednak szczęście ma to do siebie że jakoś się mnie nie trzyma.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro