Rozdział 24 - Niespodzianka
Wyjazd Olivii trochę się przedłużył. Zważając na ostatnie wydarzenia, postanowiła zostać jeszcze u mnie parę dni. Wiedziałam, że nasze rozstanie nie będzie należeć do najłatwiejszych, jednak łudziłam się, że z jej przyjazdu będziemy pamiętać same dobre chwilę.
Niestety życie napisało swój własny scenariusz, dodając do naszego planu, więcej złych niż dobrych chwil.
Z racji tego, cały ten czas postanowiłyśmy przesiedzieć w domu. Zwłaszcza, że cały czas padało. Oglądałyśmy telewizję, zrobiłyśmy nawet mini piknik na tarasie. A także Olivia nauczyła mnie piec brownie oraz robić tiramisu.
Nie będę ukrywać, że było to nie lada wyzwanie.
Chociaż nie mówiłyśmy o tym na głos, to obydwie próbowałyśmy spędzić ten dodatkowy tydzień tak, aby zrekompensować sobie te wszystkie złe wydarzenia.
W dzień wyjazdu płakałam jak bóbr. Właściwie dopiero, kiedy przyjechała do mnie to zdałam sobie sprawę, jak bardzo mi jej brakowało.
- Wszystko co dobre, kiedyś się kończy - powiedziała ze łzami w oczach, pakując ostatnią walizkę do bagażnika.
- Będzie mi ciebie strasznie brakować.
- Mi ciebie też - odparła. - Uważaj na siebie i dzwoń, gdyby coś się działo.
Wiedziałam, że nie będę tego robić, ponieważ podczas pobytu u mnie, miała zbyt wiele stresu. Nie mogłam jej go dokładać. Zwłaszcza, że dzieliło nas parę dobrych kilometrów. Mimo to pokiwałam głową na znak, że się zgadzam.
Wraz z jej odjazdem, poczułam ogarniający mnie smutek. Mój pokój wydawał się taki pusty bez niej. Nie wiedziałam właściwie, co mam ze sobą robić.
Z racji tego, że nie miałam się do kogo odezwać, to zaczęłam rozmyślać o tym wszystkim, co się wydarzyło. Przypomniałam sobie spotkanie z Davidem w parku, ucieczkę przed Aaronem w nocy i ten nieszczęśliwy wyścig. Okazało się, że kierowcę udało się uratować. Jedyne czego lekarze nie byli pewni, to jego sprawności ruchowej, po wyjściu ze szpitala.
Później dopiero uświadomiłam sobie, że to wszystko mogło spotkać Davida. On też prowadził.
W głębi serca byłam mu również wdzięczna za to, że był przy mnie, gdy rozmawiałam z Aaronem. Nigdy mu tego nie powiem, ale doceniałam i doceniam jego obecność w tamtej sytuacji.
***
Poniedziałek. Dzień, w którym wracałam w końcu do pracy. Świadomość tego nie sprawiała, że czułam się lepiej. Podczas pobytu Olivii u mnie, wyraźnie się rozleniwiłam i jedyne co chciałam robić to leżeć. Właściwie to wychodziło mi najlepiej.
Po dość długim rozważaniu zwolnienia się z pracy, w końcu postanowiłam wygrzebać się z łóżka. Oczywiście pogoda mi tego nie ułatwiała. Mimo, że kaloryfery były cały czas włączone, to w domu było strasznie zimno.
Nigdy nie należałam do osób, którym było ciepło, ale jesienią i zimą przeżywałam katusze. Spałam wówczas w kompletach dresowych i puchatych skarpetkach. Jedynym pozytywem było to, że tego dnia Adrien zaproponował, że pojedziemy razem do pracy.
Wiedziałam, że było to spowodowane ostatnimi wydarzeniami, jednak nie miałam zamiaru się w to zagłębiać. Byłam mu po prostu wdzięczna.
Kiedy doprowadziłam się do względnego porządku, zeszłam do kuchni, aby dokończyć moją rutynę. Paradoksalnie przez większość mojego życia było mi zimno, lecz kawę zawsze piłam chłodną. Nie za bardzo przepadałam za jej smakiem, kiedy była gorąca. Dlatego też dziękowałam w myślach Alice, która jakieś 2 godziny temu zostawiła mi kawę na stole.
Adrien: Rumak już czeka :)
Od razu uśmiech pojawił mi się na twarzy.
Nie chciałam, aby chłopak długo na mnie czekał, dlatego też włożyłam szybko kurtkę, założyłam buty i wyszłam z domu.
Tak jak myślałam. Było okropnie zimno.
- Kiedy myślę, że niczym mnie już nie zaskoczysz, ty nagle postanawiasz to zrobić - powiedział, kiedy siadałam na miejscu pasażera.
- Potrzymasz? Muszę zapiąć pasy - zapytałam, podając mu napój.
Ponieważ nie chciałam zmarnować kawy, uznałam, że dobrym pomysłem będzie wzięcie kubka ze sobą. A i tak nie prowadziłam, więc mogłam podczas jazdy spokojnie uzupełnić płyny.
Chłopak z lekkim oporem wziął ode mnie kubek, po czym się napił.
- Jak ty możesz to pić? Jest strasznie mocna - odparł, oddając mi kawę.
- To jest Alice - powiedziałam. - Ciesz się, że mojej nie próbowałeś.
***
Myślę, że każdy normalny człowiek zgodziłby się ze mną, że poniedziałki powinny być dniem wolnym.
- Jeszcze nigdy mi się tak nie dłużyło jak dziś - powiedziałam do Adriena, kładąc jednocześnie swoją głowę na biurku.
- Potrzebujesz motywacji - stwierdził, z wyraźną pewnością siebie.
- Niby jakiej? - zapytałam i zaciekawiona od razu podniosłam głowę i spojrzałam w jego stronę.
Nasze oczy się spotkały, a ja poczułam jak na moich rękach pojawia się gęsia skórka.
- Co będziesz jeść, jeśli wydasz wszystkie pieniądze i będziesz bez pracy? - zapytał, podnosząc brwi do góry.
Zapewne był zadowolony ze swojej metody motywacyjnej. Jednak, jeżeli stosował ją na sobie i skutkowała, to wyraźnie miał nierówno pod sufitem.
- Proste. Paragony - odpowiedziałam, na co chłopak cicho się zaśmiał i pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Jak już mówiłem. Zawsze zaskoczysz - stwierdził. - Robisz coś po pracy? - zapytał nagle.
- Właściwie to nie mam planów - odpowiedziałam. - Proponujesz kolejną randkę? - zapytałam z uśmiechem.
Miałam nadzieję, że chłopak nie zaproponuje kolejnego wypadu na wyścigi, bo byłam nimi już szczerze zmęczona.
- Nie chodzę na randki, jak dobrze pamiętasz. Ale moglibyśmy się wybrać do jakieś restauracji, a potem odebralibyśmy tort - powiedział, na co uniosłam ze zdziwieniem brwi.
- Tort? - dopytałam.
A co jak ma urodziny? - zapytałam samą siebie w myślach.
Byłam osobą, która nie obchodziła urodzin, jednak celebrowałam je tylko, wtedy, gdy dotyczyły bliskich mi osób.
Na pewno nie chodzi mu o urodziny, przecież torty kupuje się też na inne okazje - tłumaczyłam sobie w myślach, starając się nie panikować brakiem prezentu.
- Na urodziny - odpowiedział.
Świetnie.
Spojrzałam na niego wyraźnie zażenowana moim brakiem informacji, co do daty jego urodzin.
- Wszystkiego najlepszego - powiedziałam po chwili.
- Myślisz, że upadłbym tak nisko i mówił ci w taki sposób o moich urodzinach? - zapytał, śmiejąc się.
- Tak naprawdę, to jesteś do wszystkiego zdolny - odparłam.
- Też prawda, ale to nie moje urodziny, choć obchodzę je tak, jakby były moje - odpowiedział. - David dziś ma swój wyjątkowy dzień, jednak nie lubi go celebrować - dodał, uśmiechając się w moją stronę.
- To po co mu tort? - zapytałam, coraz bardziej skołowana.
- Bo jest to jedyny dzień, kiedy bezkarnie mogę mu dokuczać, dlatego wpadniemy jeszcze po balony - odparł, a na jego twarzy widniał szatański uśmiech.
***
- Nie wiem czy to dobry pomysł - odezwałam się szeptem do Adriena, kiedy staliśmy przed pokojem Davida.
- To fantastyczny pomysł - powiedział, po czym od razu otworzył drzwi do pokoju brata i krzyknął Wszystkiego najlepszego!
Jak się okazało nikogo nie było w środku. Może nie znałam Davida zbyt dobrze, jednak można było się spodziewać, że nie będzie siedzieć tego dnia w pokoju i czekać, aż jego brat zorganizuje mu urodzinową niespodziankę.
Wyraz twarzy rozczarowanego Adriena był tak zabawny, że nie mogłam już dłużej się powstrzymywać i wybuchnęłam śmiechem.
- Myszka przechytrzyła kotka - powiedziałam, czując łzy w kącikach oczu.
Następne parę godzin przesiedzieliśmy z Adrienem w kuchni i jedliśmy urodzinowy tort. Musiałam przyznać, że był naprawdę dobry. I choć ten dzień miał potoczyć się inaczej, to byłam zadowolona z takiego biegu wydarzeń. Spędzenie dodatkowych chwil z chłopakiem, uświadomiło mnie w przekonaniu, że nie mogłam w tym mieście trafić na nikogo lepszego.
Byłam w trakcie dowiadywania się szczegółów z poprzedniego związku chłopaka, gdy nagle w całym domu zgasły światła.
- Korki pewnie wysiadły. Pójdę to sprawdzić - odparł.
- Pójdę z tobą - odpowiedziałam szybko, wstając jednocześnie z krzesełka i podchodząc bliżej chłopaka.
- Chociaż perspektywa braku prądu jest bardzo kusząca - powiedział, patrząc na mnie z góry i obejmując mnie w tali. - Czyżbyś się bała ciemności? - zapytał.
- Nie, ale wolę nie zostawać sama.
- W moim pokoju znajdują się bezpieczniki, więc musimy się tam udać.
Mimo, że było ciemno to doskonale widziałam, jak na jego twarzy pojawia się szatański uśmiech. Już chciałam odpowiedzieć, kiedy nagle usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła. Od razu przybliżyłam się do chłopaka. On również był zaniepokojony tą sytuacją, ponieważ słyszałam szybkie bicie jego serca.
- Czy to było okno? - zapytałam szepcząc.
- Chyba tak. Chodź - powiedział, po czym złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą.
Nie wiedziałam, gdzie zmierzaliśmy, jednak nie stawiałam oporu. Podążałam cały czas za chłopakiem.
Po chwili znaleźliśmy się na korytarzu, gdzie przy drzwiach znajdował się alarm przeciwwłamaniowy. Czułam jak serce próbuje się wydostać z mojej klatki piersiowej. Dłonie miałam całe spocone, a gardło zmieniło się w istną pustynie.
Kiedy chłopak uniósł rękę, aby włączyć alarm, nagle za naszymi plecami odezwał się męski głos.
- Niespodzianka.
Razem z Adrienem odwróciliśmy się w kierunku mężczyzny. Po drugiej stronie korytarza stała zakapturzona postać. Było na tyle ciemno, że choćbym miała najlepszy wzrok na świecie, to nie byłabym w stanie rozpoznać twarzy tej osoby. Jednak od zawsze miałam dobry słuch, a ten głos rozpoznałabym w środku nocy.
David.
Chłopak cicho się zaśmiał, po czym wyjął z kieszeni latarkę i skierował jej błysk w naszą stronę. Oślepieni, od razu zakryliśmy oczy. Po chwili chłopak zniknął. Na korytarzu, jak i w całym domu zapaliło się światło, a z pomieszczenia na końcu wyszedł zadowolony David.
- Jednak urodziny nie są takie złe - powiedział z uśmiechem na twarzy.
Oczywiście razem z Adrienem wymierzyliśmy w jego stronę parę ładnych przekleństw, jednak chłopak nic sobie z tego nie robił.
Resztę wieczoru spędziliśmy na kończeniu tortu i oglądaniu jakiegoś filmu. Nie za bardzo skupiałam się na jego treści, ponieważ moją uwagę pochłaniał ktoś inny.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro