Rozdział 18 - Trauma
Na dwa dni przed przyjazdem Olivii pracowałam jak mrówka. Z racji tego, że i tak mało sypiam, swoje obowiązki wykonywałam także w nocy. Skutkiem tego było wyprzedzenie zleceń oraz tydzień wolnego. Chciałam wówczas odpocząć i każdy dzień spędzić z Olivią. Nie widziałyśmy się parę dobrych miesięcy.
Przyjeżdżała w poniedziałek. Dlatego też niedzielę postanowiłam spędzić na sprzątaniu. Przez natłok pracy trochę zaniedbałam swój pokój, który powoli zaczynał przypominać chaos, siedzący w mojej głowie. Nie byłam pedantką, jednak wolałam, gdy wokół mnie panował porządek.
Byłam w trakcie nastawiania prania, gdy usłyszałam z dołu głos cioci Alice:
- Natalie, masz gościa! - krzyknęła.
Informacja ta zbiła mnie z tropu, ponieważ nikogo się nie spodziewałam. Szybko rzuciłam na siebie okiem w lusterku. Wyglądałam okropnie, ale w szpilkach i miniówce przecież się nie sprząta.
- Zaraz zejdę! - odpowiedziałam, po czym sprawnie poprawiłam fryzurę i założyłam czystą bluzkę.
Jak się okazało poprawki mogłam sobie darować, ponieważ osoba czekająca na dole, nie była tego warta.
- Dzień dobry, Natalie - powiedział, gdy powolnym krokiem schodziłam ze schodów, wpatrując się w jego twarz.
Przysięgam, że sposób w jaki wypowiadał moje imię, powodował skurcz żołądka. I to za każdym razem.
- Nie sądziłam, że się znacie. Może przygotuję jakieś jedzenie? - odezwała się Alice, posyłając mi i chłopakowi przyjazny uśmiech.
Spojrzałam na nią wymownie, po czym powiedziałam:
- Nie trzeba. David musi już wychodzić.
- No dobrze... W takim razie będę u siebie - odpowiedziała, wyraźnie zmieszana, po czym udała się w kierunku swojego pokoju.
Na korytarzu zostałam tylko ja i on. Nie miałam zamiaru się odezwać, ponieważ powiedziałam już wszystko, co chciałam. Zresztą to on przyszedł do mnie, więc zapewne jak zawsze czegoś chciał.
- Znowu jesteś zdenerwowana? - zapytał, przerywając ciszę.
- Nie byłam, dopóki nie przyszedłeś.
Moja odpowiedź spowodowała, że na jego twarzy ponownie zawitał ten cwaniacki uśmiech, którego tak nie lubiłam.
Jak można być tak irytującym? - pomyślałam, po czym wyminęłam chłopaka i udałam się do kuchni.
Następnie odwróciłam krzesełko, stojące przy stole i usiadłam na nim. Patrzyłam na chłopaka, który wciąż znajdował się w tym samym miejscu.
- Co robisz? - zapytał, odwracając się w moją stronę.
- Czekam aż wyjdziesz.
Po moich słowach chłopach rozejrzał się dookoła, po czym ruszył w moją stronę. Oparł się o futrynę w kuchni, po czym powiedział:
- Masz 5 minut, aby przyszykować się do wyjścia.
- Nie - odpowiedziałam stanowczo, wciąż siedząc na krzesełku. Nie bałam się go, a już tym bardziej nie miałam ochoty z nim nigdzie wychodzić.
- 4 minuty - powiedział.
- Nie - powtórzyłam. - Nigdzie z tobą nie idę.
- 2 minuty.
W jego oczach widziałam rosnącą irytację, mimo to nie odpuszczałam.
- Nie i powinny być 3 minuty, a nie 2 - powiedziałam.
Co to za chora gra.
- Odezwałaś się 2 razy, więc taką liczbę odjąłem. Masz minutę - odparł.
- Moja odpowiedź wciąż brzmi NIE! - krzyknęłam, czując, że doprowadzę zaraz do trzeciej wojny światowej, jeżeli nie wyjdzie z tego cholernego domu.
Odpowiedziała mi cisza. On natomiast pozostał niewzruszony. Podniósł swoją lewą rękę, po czym popatrzył na zegarek.
Musiał dostać mocno w głowę, gdy się urodził - pomyślałam.
Pokręciłam głową, a następnie wstałam, aby nalać sobie wody. Nagle ponownie usłyszałam ten irytujący głos:
- Czas minął - powiedział, po czym podszedł do mnie i zarzucił moje ciało na swoje ramię, niczym worek ziemniaków.
- Puść mnie! - zaczęłam krzyczeć i wyrywać się.
David nic sobie z tego nie robił i ruszył w stronę wyjścia z kuchni. Kiedy byliśmy już na korytarzu, ze swojego pokoju wyszła Alice. Prawdopodobnie zaniepokoiły ją moje krzyki.
- Co się dzieje? - zapytała, patrząc to na mnie, to na chłopaka.
- Nie wróci późno - odpowiedział David, stając na chwilę przed ciocią.
- Wezwij jakąś pomoc, niech go zawiozą do psychiatryka - zwróciłam się do Alice, wciąż wisząc na ramieniu chłopaka. - Puść mnie!
- Do zobaczenia - powiedział do Alice i ruszył w stronę wyjścia.
- Chociaż weź jej buty! - krzyknęła za nim ciocia, gdy byliśmy przed domem. Śmiejąc się, podeszła do nas i wręczyła mu moje czarne tenisówki.
Już ja sobie z nią porozmawiam.
Chwilę później byliśmy już przy samochodzie. David otworzył drzwi, po czym dosłownie wrzucił mnie do pojazdu. Oczywiście nie omieszkałam wówczas go zwyzywać, na co on jedynie tylko się zaśmiał i zamknął za mną drzwi.
Przynajmniej zmieniłam bluzkę na czystą - pomyślałam, szukając jakichkolwiek pozytywów.
Chłopak zajął miejsce pasażera, zapiął pasy, po czym spojrzał na mnie. Nie miałam siły z nim walczyć, ani komentować jego zachowania.
- Zapnij pasy - powiedział, na co ja jedynie cicho się zaśmiałam. David westchnął i przybliżył się do mnie, sięgając po pas i zapinając mnie nim.
- Jaki jest Twój problem? - powiedział, wracając na swoje miejsce.
Odwróciłam się w jego stronę i odpowiedziałam:
- Patrzę właśnie na niego.
- Jeszcze mi podziękujesz - odparł, odpalając silnik.
- Ciekawe za co - burknęłam.
Dziękowanie mu, było chyba ostatnią rzeczą na mojej liście do zrobienia przed śmiercią.
***
- Serio? - powiedziałam, gdy samochód stanął na środku drogi w lesie.
Wokół nas nie było żywej duszy. Doskonale znałam ten las, bo był jedynym w Edynburgu. Zazwyczaj przyjeżdżałam tutaj, aby pobyć ze swoimi myślami i pooddychać świeżym powietrzem. Nie było to popularne miejsce, dlatego też spotkanie tutaj kogokolwiek graniczyło z cudem.
Chłopak odpiął swój pas, po czym zrobił to samo z moim.
- Sama mogę się zabić - odparłam. W mojej głowie miałam wizję tego, jak leżę poćwiartowana gdzieś tu w rowie.
- Chętnie bym na to popatrzył, ale nie dlatego tu jesteśmy - powiedział. - Odpal silnik - dodał.
- Słucham?
- Odpal silnik - powtórzył. - Nie musisz zmieniać miejsca, po prostu przekręć kluczyk.
- Planujesz być moim terapeutą? - zaśmiałam się.
Tego było już za wiele. Natomiast mogłam się tego spodziewać, że zakochany w sobie chłopak, będzie chciał zbawić świat i dowieść, że tylko on jest w stanie pomóc mi z traumą.
- To będzie ciężkie popołudnie - powiedział, po czym sięgnął po moją dłoń i położył ją na kluczyku. - Przekręć.
Samo dotknięcie ich spowodowało, że znów zalały mnie zimne poty. Nie wiem czemu tak bardzo się bałam. Nawet nie siedziałam za kierownicą.
Otrząśnij się. Wystarczy przekręcić kluczyk - powiedziałam do siebie w myślach.
Po paru minutach zdecydowałam się to zrobić. Trzęsącą dłonią przekręciłam kluczyk. Na dźwięk odpalonego silnika, gwałtownie zabrałam dłoń, wystraszona tym, co się właśnie stało.
Niestety nie był to koniec mojego koszmaru.
- Wrzuć bieg - powiedział David, patrząc cały czas na mnie.
- Sam nie umiesz? - zaśmiałam się.
W stresujących sytuacjach zawsze broniłam się używając sarkazmu. Byłam zażenowana całą tą sytuacją i tym, że to akurat on siedział na miejscu kierowcy.
- Przejedziemy się do końca tej ścieżki. Nie będę zwalniać. Kiedy powiem, żebyś zmieniła bieg to masz to zrobić - powiedział, po czym oparł swoją głowę o zagłówek.
W przeciwieństwie do mnie był wyraźnie zrelaksowany. Ja natomiast dostałam cholernych drgawek. Czułam jak moje palce zamarzają, a nogi miałam jak z waty.
Chłopak widząc moją rezygnację w oczach, ponownie sięgnął po moją dłoń. Tym razem jej nie puszczał.
- Po prostu wrzuć bieg. Ruszę dopiero jak będziesz gotowa - powiedział spokojnym tonem.
Czułam się tak jak wtedy, gdy tata uczył mnie jeździć. Oprócz jazd praktycznych z instruktorem, jeździłam także z nim. Uważał, że jako ojciec ma obowiązek pokazać mi jak powinno się jeździć. Po miesiącu mu się udało, a instruktorowi pokazałam wówczas jak się driftuje. Był w delikatnym szoku.
Patrzyłam Davidowi w oczy i pierwszy raz od dłuższego czasu poczułam, że mogę mu zaufać. Mimo tych wszystkich sytuacji i wzajemnej niechęci do siebie, przekonałam się, że był odpowiednią osobą. Był w stanie mi pomóc.
Oderwałam od niego wzroku i spojrzałam na skrzynie biegów. Jego ręka wciąż leżała na mojej. Bez większego zastanowienia wrzuciłam bieg. Poczułam jak kolejny balast spada z moich pleców.
- Możesz ruszać - powiedziałam.
Chciałam mieć to za sobą, a chwilową pewność siebie, która mnie ogarnęła, pragnęłam wykorzystać jak najlepiej.
Zgodnie z moim życzeniem David nacisnął pedał gazu.
- Teraz wrzuć dwójkę - odparł po chwili.
Wiedziałam, że kiedy samochód ruszy będę mieć mniej czasu na zastanawianie się i analizowanie tego, co czuje. Dlatego też wrzuciłam kolejny bieg.
Przez całą drogę robiłam to, co kazał mi David. Ręce wciąż mi się trzęsły, ale byłam mu wdzięczna za to, co dla mnie robi. Moim marzeniem było wrócić do jazdy, jednak nie sądziłam, że będzie to takie trudne.
Kolejna trudność pojawiła się, gdy David wziął swoją rękę. Wówczas poczułam się przytłoczona całą tą sytuacją, a zmiana biegu bez jego dłoni okazała się cholernie trudna. I musiałam przyznać, że nie była wykonalna.
- Nie dam rady - powiedziałam, kiedy poprosił, abym wrzuciła czwarty bieg.
- Nie uważasz, że zajechaliśmy już za daleko, abyś mogła odpuścić? - zapytał.
Miał rację. Miał cholerną rację. Dlatego zamknęłam oczy, wzięłam głęboki wdech i to zrobiłam.
Nie mogę być taka słaba. Nie jestem taka - powiedziałam w myślach.
***
- Dziękuję - odezwałam się, gdy dojechaliśmy pod mój dom.
Nie było to dla mnie łatwe, jednak potrafiłam czasami opuścić gardę.
- Mówiłem, że tak będzie - powiedział z tym swoim cynicznym uśmiechem.
Wiedziałam, że był z siebie cholernie zadowolony, ale nie wiem czy tak bardzo, jak ja byłam z siebie. Może nie była to jeszcze samodzielna przejażdżka samochodem, ale pierwszą przeszkodę pokonałam. I to w zasadzie, tylko dzięki niemu.
- Miłego wieczoru, Natalie - powiedział, kiedy opuszczałam pojazd.
***
Dzisiejszy rozdział jest trochę dłuższy od wszystkich, dlatego też widzimy się dopiero w czwartek.
Miłego dnia/ wieczoru :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro