Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 26 - Nieznane

Był to naprawdę męczący i pełen wrażeń tydzień. Wciąż nie mogłam dojść do siebie po rozmowie z Adrienem. Mimo, że cieszyłam się tym, iż wyjawił mi w końcu prawdę, to zaczynałam się czuć dziwnie w jego obecności. Właściwie to nie on był moim źródłem problemów, a moje myśli. Nie mogłam pogodzić się z tym, że w pewnych momentach zaczynałam o nim myśleć trochę intensywniej niż powinnam. Inaczej reagowałam na jego głos, czy spojrzenie. Nie wspomnę już nawet o wiadomościach, które powodowały, że od razu miałam uśmiech na twarzy. Jednak byłam wdzięczna za taki bieg zdarzeń. Obiecałam sobie, że nie będę już nigdy w związku. Wystarczył mi jeden, po którym nie potrafiłam już nikogo pokochać. Być może też nie chciałam? Zapewne to też miało na to wpływ. Jednak spędzenie paru dobrych miesięcy z ciocią Alice, utwierdziło mnie w tym przekonaniu. Świetnie dawała sobie radę sama. Mogłabym nawet nazwać ją kobietą sukcesu. Miała swoje własne mieszkanie, dobrze prosperujące wydawnictwo, które wciąż się prężnie rozwijało. Nie narzekała nigdy na brak miłości. Zresztą, tak jak mówiłam, uważała, że miłość przychodzi sama.

Oczywiście obiecałam Adrienowi, że nikomu nie powiem o jego tajemnicy, jednak potrzebowałam z kimś o tym porozmawiać. Padło na Olivię, jak zawsze w takich sytuacjach. Była dość chaotyczną osobą, jednak potrafiła dotrzymać tajemnicy, jak nikt inny. Oprócz tego jednego wyjątku, gdy uznała, że świetnym pomysłem będzie wtajemniczenie braci w moje prywatne problemy i przeszłość. Mimo to, postanowiłam jej wybaczyć. Ludzie przecież robią czasami różne rzeczy, gdy chcą pomóc bliskiej osobie.

- A był taki gorący - odparła w słuchawce, kiedy skończyłam opowiadać, o tym czego się dowiedziałam. - Już planowałam jakiś trójkącik czy coś... - dodała z tym uszczypliwym tonem.

- Serio? - zapytałam, zażenowana jej zachowaniem.

Nigdy nie przewidywałam takiego toku zdarzeń. Owszem, była z Olivią blisko, nawet bardzo. Jednak dzielenie z nią wspólnie partnera, nie było w moim stylu.

- Chociaż... to by było jeszcze do zrobienia - powiedziała. - Jakby się tak bardziej postarać, to wiesz, zawsze można by...

- Nie! - przerwałam jej rozmarzania, siadając na kanapie w salonie.

Weekend spędzałam samotnie, ponieważ Alice ponownie wybrała się na wyjazd służbowy. Nie przeszkadzało mi to jakoś bardzo. Byłam raczej typem introwertyka. Cieszyłam się chwilami spędzonymi we własnym towarzystwie. Jednak, po zaistniałych sytuacjach, obawiałam się zostać sama w domu. Skutkiem tego, było ciągle chodzenie i sprawdzanie, czy oby na pewno drzwi są zamknięte. Byłam nawet tak zdesperowana, że planowałam spać w salonie, aby jak najszybciej zareagować, gdy ktoś, a raczej Aaron, będzie próbował dostać się do moich drzwi.

- Tak w zasadzie to teraz masz łatwiej. Jeden z braci odpadł, a drugi wciąż jest w grze - odezwała się Olivia.

- David jest zakochanym w sobie dupkiem. Nawet gdyby był ostatnim mężczyzną na świecie, to nie chciałabym mieć z nim nic wspólnego. Mając do wyboru jego lub szympansa, wybrałabym opcję numer dwa.

- A przedłużenie gatunku? - zapytała, śmiejąc się.

- Przykro mi - odpowiedziałam niewzruszona.

Owszem, zrobił parę miłych dla mnie rzeczy, ale to nie zmieniało mojego zdania na jego temat. Już po naszym pierwszym spotkaniu w kawiarni, wiedziałam że jest narcystycznym palantem, który dba tylko o swój interes. Zresztą lubiłam spokój, a on sam w sobie był definicją chaosu.

- Ja go polubiłam - powiedziała po chwili.

- To chyba jesteś jedyną osobą.

Po dość długiej rozmowie z Olivią, postanowiłam zrobić sobie w końcu coś do jedzenia, a następnie poczytać. Uznałam, że tego dnia będę mieć reset od pracy i rozpocznę jakąś książkę. Nie za bardzo lubiłam jeść w swoim pokoju, dlatego też posiłek dokończyłam w kuchni. Następnie udałam się do gabinetu Alice. Na jednej ze ścian stał ogromny regał, wypełniony po brzegi książkami. Po przeciwnej stronie były dwa biurka, a koło okna po prawej stronie znajdował się ogromny fotel. Całe pomieszczenie było w kolorach beżowych, na których punkcie Alice miała obsesję.

Skłamałabym, gdybym powiedziała że nie pamiętam mojej pierwszej wizyty w tym pomieszczeniu. Myślę, że ciocia również ją pamięta. Miałam wówczas może z czternaście lat i jako dziecko uznałam, że najlepsze książki muszą znajdować się na samej górze. Z tym przekonaniem chwyciłam, za drabinę opartą o regał i przy pomocy znajdujących się na niej kółek, przyciągnęłam ją do siebie. Oczywiście wdrapałam się na ostatni szczebel bez problemu. Jednak, aby wyciągnąć książkę z półki, puściłam obie ręce z drabiny, tracąc równocześnie równowagę. Upadłam na plecy, a mój krzyk było słychać prawdopodobnie w całym Edynburgu. Na szczęście nic mi się nie stało, jednak ciocia zaczęła zamykać swój gabinet, gdy tylko do niej przyjeżdżałam.

Po długich namysłach, w końcu wybrałam odpowiednią dla siebie książkę i ruszyłam z nią do salonu. Otuliłam się szczelnie kocem i czytałam przez kolejne parę dobrych godzin, przypominając sobie o tym, jak to jest zagłębić się bez pamięci w lekturę.

Z transu wybudził mnie nagły dźwięk dzwonka do drzwi. Byłam tym faktem nie tyle co zdziwiona, lecz zaniepokojona, ponieważ Alice miała wrócić dopiero w niedzielę rano. Szybko wstałam z fotela, a następnie udałam się do okna, aby zobaczyć kto stoi przed drzwiami. Nie chcąc zostać zauważoną, delikatnie podniosłam koniec firanki i spojrzałam na zewnątrz.

Moje zaniepokojenie szybko uleciało, gdy zobaczyłam, że osobą dzwoniącą do drzwi był David. Jego wyraz twarzy jak zawsze nie wyrażał nic specjalnego. Można było zatem stwierdzić, że ta wizyta jest mu obojętna.

Jednak nie był sam.

Sprawnym krokiem odsunęłam się od okna i ruszyłam w stronę drzwi, które po przekręceniu kluczyka, otworzyłam. Chłopak ubrany był w czarny komplet dresowy i standardowe białe air forcy. Z początku nie zamierzałam się odezwać. To on miał do mnie sprawę, dlatego też pozwoliłam mu mówić. Jednak nie był na tyle inteligentny, aby wykorzystać swój moment na przemówienie, dlatego też postanowiłam przerwać tę niezręczną ciszę.

- Ares! Stęskniłam się za tobą! - powiedziałam do psa, który na mój widok, w przeciwieństwie do jego właściciela, wyraźnie się ucieszył. - Wchodź szybko, bo jest bardzo zimno - dodałam, po czym wzięłam od Davida smycz i wpuściłam dobermana do środka, zamykając za sobą drzwi.

Skoro nie miał nic do powiedzenia, to nie musiałam go wpuszczać.

Zdjęłam Aresowi obroże i przeszłam z nim do kuchni, aby nalać mu wody. W domu nie było żadnych zwierząt, dlatego też na podłodze nie było żadnego napoju, ani zabawek w innych pokojach.

Oczywiście nie zdziwił mnie fakt, że po paru minutach ponownie usłyszałam dzwonek do drzwi.

-Zapewne jaśnie Pan nie będzie w humorze - powiedziałam do Aresa, a następnie podeszłam razem z nim do drzwi, które ponownie otworzyłam.

- Tak? - zapytałam, dając mu jednocześnie drugą szansę na powiedzenie czegoś sensownego.

- Wpuścisz mnie? - odezwał się chłopak. Jego wyraz twarzy wskazywał na to, że był wyraźnie wkurzony.

Mimo to, jego wypowiedź mnie nie satysfakcjonowała, dlatego też odpowiedziałam mu najprościej jak tylko mogłam. Oczywiście, aby zrozumiał.

- Nie. Możesz przyjść jutro po psa. Zajmę się nim.

Chciałam już zamknąć drzwi, kiedy chłopak wsadził pomiędzy próg swoją nogę, a następnie popchnął drzwiczki i wszedł do środka. Jak widać nawet tak prostych zdań nie potrafił zrozumieć.

Niezbyt miałam ochotę na jego wizytę, ponieważ pragnęłam nacieszyć się czytaniem książki. Skutkiem tego było zignorowanie chłopaka, a następnie przejście z psem do salonu i usadowienie się razem z nim na fotelu.

Czemu taki fajny pies, musi mieć takiego właściciela? - pomyślałam. - Mogę się założyć, że to nie on wychowywał Aresa. Gdyby tak było to pies skakałby tu po żyrandolu, jak małpa w cyrku

- Co czytasz? - zapytał David, wchodząc do pokoju i rozsiadając się na kanapie niczym burżuj.

- Harry Potter i śmierć każdemu, kto mi przeszkodzi - powiedziałam z wyraźną niechęcią w głosie.

- Takiej jeszcze nie czytałem - odparł, nie zwracając kompletnie uwagi na moją niechęć do jego osoby. - Mimo wszystko, dziękuję za tak miłe powitanie. Zapewne zastanawiasz się co nas sprowadza - dodał.

Tak szczerze, to nie byłam tym w ogóle zainteresowana, jednak David lubił denerwować innych. W szczególności wtedy, gdy nie mieli ochoty na rozmowę z nim. Mimo wszystko, postanowiłam się nie odzywać i dać mu szansę, skoro postanowił wejść w końcu na scenę i przemówić.

- Wiem od Adriena, że twoja ciocia wyjechała i jesteś sama. Dlatego też przywiozłem Aresa, aby dotrzymał ci towarzystwa.

Podmienili go. Jednak kosmici, naprawdę istnieją - pomyślałam, a następnie przeniosłam wzrok z książki na chłopaka. Jego postawa była obojętna, zresztą tak jak ton, jakim wypowiadał te słowa.

- Nie zrobiłem tego bezinteresownie.

No tak, jednak cuda się nie zdarzają, a my mamy listopad, a nie gwiazdkę.

- Czego niby oczekujesz? - zapytałam.

- O to nie musisz się martwić. To sprawa Adriena.

- Jesteś dupkiem i nie musiałeś tego robić. Obraz twoje osoby nie ulegnie zmianie w mojej głowie - odpowiedziałam, czując rosnące wyrzuty sumienia względem Adriena, choć nie wiedziałam co obiecał temu debilowi.

- Owszem, nie musiałem - powiedział, spoglądając mi w oczy. - I niezbyt obchodzi mnie to, co o mnie myślisz.

- Cóż za miła atmosfera - skomentowałam.

Po moich słowach, zapadła między nami kompletna cisza. Ja wróciłam do czytania i głaskania jednocześnie psa, a David robił coś na telefonie. Od czasu do czasu spoglądałam w jego stronę, ale szybko wracałam wzrokiem do książki. Była o wiele ciekawsza niż on. Właściwie sama jego obecność wystarczyła do tego, żeby krew buzowała mi w żyłach. Tym bardziej, że wplątał w to wszystko brata.

Po upływie dobrych dwóch godzin, uznałam, że dobrym pomysłem będzie zrobienie sobie herbaty, a następnie przyszykowanie się do spania. Właściwie w moim przypadku bardziej do wiercenia się na łóżku.

- Było miło, ale możesz już sobie iść - powiedziałam do Davida, gdy wychodziłam z salonu do kuchni.

- Zostaję na noc - odparł.

Po jego słowach, od razu się zatrzymałam i odwróciłam w stronę chłopaka. On w tym czasie wciąż siedział na kanapie z nosem w telefonie, wyraźnie niewzruszony tym co powiedział.

- Że co proszę?! - zapytałam, łudząc się tym samym, że się przesłyszałam.

- Zostaję na noc - powtórzył, tym samym beznamiętnym głosem. - Ares nie lubi spać beze mnie - dodał.

No tak, to przecież wszystko zmienia.

- W takim razie oby dwoje możecie wracać do siebie - odparłam. - Poradzę sobie. Już bezpieczniej czuję się w swoim towarzystwie, niż z tobą u boku - dodałam.

- Obiecałem Adrienowi - powiedział, nie zwracając kompletnie uwagi na moje słowa.

- Czy wyglądam jakby mnie to obchodziło? Nie będziesz tu spać i koniec! - warknęłam, czując jednocześnie, jak pokłady wszelkiej samokontroli uciekają gdzieś daleko. - Wiesz, gdzie są drzwi, więc podnieś swoje cztery litery z kanapy i daj się ponieść swoim nogą w ich stronę - dodałam, opuszczając salon.

Z kuchni miałam bardzo dobry widok na przedpokój, a także drzwi prowadzące do dużego pokoju. Niestety po upływie kilku dobrych minut, podczas których robiłam herbatę, nie wyszedł z nich nikt, a Ares wciąż stał przy mnie.

No przecież zaraz pójdę siedzieć za zabójstwo jakiegoś debila w moim domu.

Wystarczająco już wkurzona, skierowałam się ponownie do salonu, gdzie wciąż przebywał David. Chłopak nawet nie raczył zmienić miejsca lub pozycji, w której zasiadł na kanapie.

- Nie będę się powtarzać - powiedziałam, na co chłopak łaskawie uniósł głowę i spojrzał w moją stronę.

- Ja również - odparł z tym swoim cwaniackim uśmieszkiem na twarzy, po czym w końcu wstał z kanapy i ruszył w moją stronę. - Już dawno po dobranocce, a więc pora spać - dodał, tym samym mijając mnie w progu i idąc wprost na schody.

Jak grochem o ścianę - powiedziałam w myślach, obserwując jak chłopak udaje się na piętro.

Nie byłam aż tak głupia, aby pozwolić mu siedzieć w samotności w moim pokoju, dlatego też ruszyłam od razu za nim. Ponieważ chłopak był dość wysoki, to przez swoje nogi żyrafy znalazł się w pomieszczeniu szybciej niż ja. Mimo to, szczęście mi dopisywało, ponieważ weszłam do sypialni akurat wtedy, kiedy on zamierzał dostać się do mojej łazienki, która pełniła rolę osobistego sanktuariami Natalie Davies.

- Druga łazienka jest na końcu korytarza - powiedziałam, wskazując mu palcem kierunek, w którym powinien się udać. - I nie zapomnij, że śpisz na podłodzę - dodałam, wchodząc jednocześnie do łazienki i zamykając za sobą drzwi.

To się nie dzieje naprawdę. Wystarczy, że się uszczypnę, a koszmar się skończy- pomyślałam, jednocześnie łapiąc w palce kawałek mojej skóry. Niestety nie obudziłam się w swoim łóżku, co wskazywało na to, że wszystko dzieje się w czasie rzeczywistym, a ja na własne życzenie obudzę się jutro z siniakiem.

Po dość długiej kąpieli w końcu wyszłam z łazienki, uprzednio wycierając zaparowane lustro. Od zawsze kąpałam się w gorącej wodzie. Nawet w środku lata nie miałam z tym żadnego problemu.

- Chyba się źle zrozumieliśmy - powiedziałam, patrząc na chłopaka, który zadowolony leżał w moim łóżku razem z Aresem.

- Uważasz, że zrzucenie mnie na podłogę jest w porządku? - zapytał, spoglądając na mnie.

- Tak - odpowiedziałam krótko.

- To może przypomnij sobie, gdzie spałaś po wyścigach - odparł, a jego usta wygięły się w uśmiech.

Kurwa. W jego łóżku - pomyślałam.

Nie zamierzałam odpowiadać, dlatego westchnęłam cicho, a następnie weszłam pod kołdrę. Moje łóżko było dość spore, jednak ułożyłam się na jego skraju, aby przypadkiem go nie dotknąć. Perspektywa dzielenia z nim jednego materaca nie napawała mnie falą szczęścia. Mimo tego, musiałam na to przystać, ponieważ miał rację. Po powrocie z wyścigów, spałam w jego pokoju i w dodatku, w jego łóżku.

- Umiesz hiszpański? - zapytał po chwili, wskazując głową na moje biurko.

Postawiona na nim była ramka z cytatem, w języku hiszpańskim. Nie należała do mnie, lecz do mojego taty. Zabrałam ją ze sobą z domu, gdy wyjeżdżałam, aby mieć po nim jakąś pamiątkę. Tak właściwie to nie wiedziałem, co oznaczał napis, jednak miałam ją ze sobą z sentymentu.

- Umiem - skłamałam.

- To powiedz coś - odparł, zwracając głowę w moją stronę.

- Despacito - burknęłam, a następnie odwróciłam się plecami w stronę chłopaka i przytuliłam do psa.

David cicho się zaśmiał, a później odparł:

- Dobranoc, Natalie.

- Nienawidzę Cię - powiedziałam, sięgając ręką do lampki nocnej i gasząc światło.

- Ja też wierzę w nienawiść od pierwszego wejrzenia - odpowiedział.

I to była ta jedna, niezapomniana noc, którą przespała, aż do włączenia się budzika. Właściwie nie jestem w stanie stwierdzić, kiedy usnęłam. Nie pamiętam też zbędnego kręcenia się na łóżku, czy przeglądania bezsensu instagrama. Po prostu usnęłam, a niemożliwe okazało się osiągalne.

W szoku sięgnęłam po telefon, a następnie wyłączyłam ten irytujący dźwięk.

Muszę w końcu zmienić to na jakiś śpiew ptaków, bo tak się nie da żyć.

David o dziwo się nie obudził, dlatego też byłam zmuszona, aby samodzielnie wyswobodzić się z jego uścisku. Byłam jednocześnie wdzięczna sobie za to, że wczoraj go nie zamordowałam. Już sama jego ręka ważyła chyba z tonę, więc do wyniesienia ciała z domu, musiałabym użyć buldożera.

Po porannej gimnastyce sięgnęłam ponownie po telefon. Byłam już wystarczająco rozbudzona, aby zdać sobie sprawę z tego, którą mamy godzinę. Rzadko, kiedy budził mnie alarm w telefonie, dlatego też nie pamiętałam zbytnio na którą był ustawiony. Zazwyczaj wyłączałam go już po 4 w nocy, kiedy zdawałam sobie sprawę, że pora na sen już dawno się u mnie skończyła.

Jak się okazało była 8 nad ranem.

Cholera. Alice.

- David! Obudź się - powiedziałam, szarpiąc chłopaka za ramię. - Ciocia pewnie zaraz tu będzie. Nie może cię zobaczyć - dodałam, cały czas próbując go obudzić. Niestety z marnym skutkiem.

Ponieważ moje szarpanie i krzyki, nic nie zdziałały, postanowiłam spróbować starej metody. Wygrzebałam się z łóżka, a następnie poszłam do łazienki po wodę. Z pełną szklanką wróciłam do pokoju, a jej zawartość wylałam chłopakowi na głowę.

- Kurwa! - krzyknął.

Śpiąca Królewna w końcu raczyła się obudzić.

- W końcu wstałeś. Zbieraj się. Ciocia pewnie zaraz tu będzie, a nie chce żeby widziała cię w moim łóżku - odparłam. - Ja idę się ogarnąć i tobie też radzę, bo wyglądasz gorzej niż zwykle - dodałam, po czym skierowałam się w stronę łazienki.

- I kto to mówi - rzucił za mną chłopak.

- Dupek.

- Masz gdzieś ładowarkę? - zapytał.

- Sprawdź w szafce przy łóżku - odparłam zamykając za sobą drzwi do łazienki.

Po szybkim prysznicu, przebrałam się w wygodne ciuchy, a następnie umyłam twarz i zęby. Niestety nie zabrałam ze sobą kosmetyczki, więc postanowiłam wrócić do pokoju, w którym myślałam, że nie znajdę już chłopaka. Jednak się myliłam. David siedział po mojej stronie łóżka, a w ręce trzymał zdjęcie. Dokładnie to, które dostałam w dniu urodzin mojego taty. Szybko podeszłam do niego, a następnie wyrwałam mu fotografię.

- To prywatne - warknęłam i wrzuciłam z powrotem zdjęcie do szafki. - Masz - dodałam, podając mu ładowarkę.

Chłopak w końcu podniósł głowę i spojrzał mi w oczy. Jego spojrzenie wywołało ciarki na moim ciele. Nie znałam go na tyle dobrze, aby stwierdzić w jakim był nastroju. W jego oczach widziałam każdą możliwą emocje. Strach, złość, żal, rozgoryczenie i smutek. Poczułam dziwny niepokój. Być może nie wiedziałam, co siedzi mu teraz w głowie, jednak byłam przekonana, że nie jest to nic dobrego. Rosnącą ciszę między nami, przerwał jego głos:

- Dlaczego masz zdjęcie mojego ojca, schowane w szafce nocnej? - zapytał.

Osłupiałam. Wpatrywałam się zszokowana w jego pełne gniewu oczy. Poczułam jak świat wokół mnie zaczyna wirować, a ja tracę grunt pod nogami. W uszach słyszałam jedynie szum, a w głowie miałam totalną pustkę.

Czy ja się właśnie przesłyszałam?

Mój tata miał wspólne zdjęcie z jego ojcem. Z ojcem Davida, który zostawił swoją rodzinę i wyjechał, powodując tym samym samobójstwo własnej żony.

Ale dlaczego mój tata? Skąd oni się znali?

Gdy przeglądałam zdjęcie, wysłane pocztą, w głowie miałam tylko niewiadomą w postaci tożsamości drugiej osoby na fotografii. Teraz uzyskałam odpowiedź, a w zamian za to dostałam kolejną serię pytań, których liczba wciąż rosła.

Co takiego ich łączyło? Po co ktoś wysłał mi to zdjęcie?

Mój wzrok wciąż zwrócony był w kierunku chłopaka, siedzące przede mną, który zapewne tak jak ja, pragnął uzyskać odpowiedzi na wiele pytań. Jednak nie mogłam mu ich dać, bo sama nimi nie dysponowałam.

- Skąd masz do cholery zdjęcie mojego ojca?! - ponowił pytanie, wstając z łóżka i podszacają moim ciałem.

- Nie wiem - odpowiedziałam.

Zapewne moje słowa nie były tymi, które chciał usłyszeć. Odepchnął mnie z całej siły od siebie, a następnie wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.

Zostałam sama. Osunęłam się po ścianie na podłodze, a następnie ze łzami w oczach ponownie zaczęłam przyglądać się fotografii.

- Tato, o co tutaj chodzi? - powiedziałam na głos.

KONIEC I CZĘŚCI

***

I stało się. Dobrnęliśmy do końca pierwszej części książki.
Z tego miejsca, chciałabym ogromnie Wam podziękować za to, że czytaliście moje wypociny. Będę też wdzięczna, jeśli polecicie ją innym osobą.

Zdaję sobie sprawę, że książka wymaga jeszcze wiele pracy, dlatego też sukcesywnie będę poprawiać, a Was informować o tym na bieżąco.

Jak zapewne wiecie powstanie druga część książki, która opublikowana będzie jeszcze w tym miesiącu! A o to okładka:

Jeszcze raz DZIĘKUJĘ i życzę Wam miłego dnia/ wieczoru i do usłyszenia wkrótce :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro