Rozdział 21 - Wyścig o śmierć
Chociaż szczęście mi nie dopisywało od jakiś paru miesięcy, to wtedy postanowiło się do mnie uśmiechnąć. Kiedy dotarłyśmy do następnej ulicy, okazało się, że na przystanek podjeżdżał autobus, którym wróciłyśmy do domu.
Mimo wszystko, wciąż obserwowałam okolice, tak samo jak po wejściu do pojazdu, rozejrzałam się czy autobus na pewno jest bezpieczny. Aaron był nieobliczalny, a obecność osób trzecich nigdy mu nie przeszkadzała. Dlatego też pierwszy raz uderzył mnie przy swoim ojcu. Trafiłam wówczas do szpitala, ponieważ cios był tak mocny, że upadłam na ziemię, zahaczając o kant stołu.
Oczywiście w szpitalu, powiedziałam, że się przewróciłam, a Aaron przepraszał mnie milion razy. Uwierzyłam, że był to wypadek i wcale nie chciał tak postąpić. To był właśnie moment, od którego wszystko się zaczęło.
Aaron był moim pierwszym chłopakiem, pierwszą miłością. Byłam w nim ślepo zakochana. Spędzałam z nim na prawdę dużo czasu. Jednak był osobą nadpobudliwą, nerwową i agresywną. Kiedy wyjechałam z nim na przeprosinowy weekend nad morze, bił mnie cały czas. Potrafił nawet przez sen złapać mnie za rękę i trzymać tak mocno, że traciłam w niej czucie. Nie mogłam go wówczas obudzić, ponieważ skutkowało to, wtedy ciosami rzucanymi przez niego na oślep w moją stronę.
To właśnie przez niego nauczyłam się dobrze opatrywać rany. Z czasem nie było to potrzebne, ponieważ Aaron zapoznał się z technikami takiego bicia, które nie pozostawiało śladów, tak jak uderzenia z otwartej dłoni. Jedyną pozostałością po nich, były czerwone ślady, które szybko znikały. Byłam wówczas świadoma tego, że w zaistniałej sytuacji nikt mi nie uwierzy, kiedy powiem, że mój własny chłopak się nade mną znęca.
Wiele razy płakałam, aż w końcu tak bardzo siadł mi on na psychice, że uwierzyłam, iż zasługuje na takie traktowanie. Za każdym razem powtarzał mi, że moje zachowanie go do tego prowokuje. Przestałam się śmiać, płakać, a czasami nawet zabraniał mi oddychać, twierdząc, że go tym rozpraszam. Uciekałam wówczas do łazienki, aby złapać oddech.
Wstydziłam się tego wszystkiego. Uciekałam od Olivii, a z rodzicami przestałam rozmawiać. Mimo wszystko, każde z tych osób wiedziało, że jest coś nie tak. Przez 2 lata znosiłam to całe cierpienie. Jednak momentem przełomowym było to, kiedy moi rodzice wrócili wcześniej do domu. Ich przyjazd był nieplanowany, a Aaron był świadom tylko tego, że ma jakieś 2 godziny wolności.
Mama do domu weszła pierwsza, za nią dopiero tata, który trzymał zakupy. Nie płakałam, ani nie krzyczałam. Była to moja codzienność. Kiedy tylko spotykałam się z Aaronem to wiedziałam, że na samym początku będę musiała stać się workiem treningowym.
Jednak tego sądnego dnia chłopak postanowił nie tylko mnie bić, ale też zgwałcić. Czułam na moim ciele przeszywający ból. Leżałam wówczas na podłodze w kuchni. Z nosa leciała mi krew, a jedyne co pamiętam to krzyk mamy.
Uniosłam wówczas załzawione oczy, aby spojrzeć na moich rodziców. Na twarzy mojego tata nigdy nie widziałam takiej złości, jak tego dnia. Rzucił się wówczas na chłopaka. Jedyną racjonalną osobą w tamtej sytuacji była moja mama, która wyciągnęła telefon i zadzwoniła na policję i pogotowie.
Parę miesięcy później stałam z nim twarzą w twarz na rozprawie sądowej, na której padł wyrok o zakaz zbliżania się do mnie. Trwał on tylko 2 lata, z racji tego, że nie było śladów pobicia, a jedynym dowodem były zeznania moich rodziców oraz służb porządkowych.
W sądzie dowiedziałam się także, że Aaron nauczył się tego wszystkiego od swojego ojca, który bił jego mamę. Niestety nie poznałam jej, ponieważ rok przed spotkaniem chłopaka, jego mama popełniła samobójstwo.
Myślałam o tym wszystkich w nocy. Obok spała Olivia, która bardzo mnie wspierała po tym wszystkim, tak samo jak rodzice. Czy się bałam? Poczułam po prostu niemoc, taką jak w kuchni, kiedy się na mnie wyżywał.
Dzięki tacie zawsze twardo stąpałam po ziemi, jednak od tamtego momentu miłość uznawałam za słabość. To ona spowodowała, że utraciłam swoją pewność siebie i dałam się traktować w taki, a nie inny sposób. Zacisnęła swoje dłonie na mojej szyi i czekała.
***
Miałam wrażenie, jakby ten tydzień trwał tylko jeden dzień. Nie wiedziałam, jak doszło do tego, że z poniedziałku nagle zrobiła się sobota. Przy Olivii zawsze gubiłam poczucie czasu. Mimo, że było mi tak cholernie smutno tym, że za niedługo wyjeżdża, to postanowiłam wciąż cieszyć się każdą chwilą.
Blondynka oczywiście od samego rana mówiła tylko o wyścigach motocyklowych. Ja również nie mogłam się ich doczekać, jednak miałam złe przeczucia.
Rano za prośbą dziewczyny zadzwoniłam do Adriena, aby zapytać się czy nasze spotkanie jest dziś aktualne oraz dowiedzieć, o której po nas będzie.
Mimo, że on i jego brat załatwili nam wejściówki, to uważałam, że lepiej będzie, jeżeli pojedziemy w jakimś towarzystwie. A z racji tego, że czułam się bezpiecznie przy Adrienie, to wybrałam właśnie jego obecność.
Finały zaczynały się o godzinie 21, dlatego też po południe spędziłyśmy na mieście. W oczach Olivii widziałam niepokój, kiedy zaproponowałam spacer po starym mieście oraz po Victoria Street, gdzie chciałam zjeść obiad.
- Nie boisz się? - zapytała, kiedy czekałyśmy na jedzenie w restauracji.
Owszem, obawiałam się, jednak nie był to dobry moment, aby o tym rozmawiać. Nie chciałam też jej zbytnio denerwować, choć wiedziałam, że w zaistniałej sytuacji ciężko jej będzie wyjechać.
- Nie - odpowiedziałam krótko, uśmiechając się w jej stronę.
Olivia znała mnie zbyt długo, aby uwierzyć mi w to kłamstwo. Jednak nie dopytywała.
Po udanej kolacji postanowiłyśmy pójść jeszcze do kina na nowy film. Do domu wróciłyśmy wieczorem i od razu rozpoczęłyśmy przygotowania do wyścigów.
Tak, jak wspominałam na początku przyjazdu Olivii, pogoda jej w ogóle nie przeszkadzała. Mimo tego, że wieczory w Edynburgu były cholernie zimne o tej porze roku, to dziewczyna ubrała się w czarną sukienkę i ramoneskę, pozostawiając nogi w zupełności odkryte.
- Mogłyśmy wstąpić jeszcze do apteki, aby kupić ci leki na jutrzejsze przeziębienie - powiedziałam, przyglądając jej się uważnie.
- Ubrana na cebulkę, męża raczej nie poznam - odparła.
- Leżąc chora w łóżku też nie - odpowiedziałam, śmiejąc się.
- Czyli uważasz, że jestem głupia? - zapytała.
- Po prostu nie masz szczęścia, jeżeli chodzi o myślenie - odparłam, po czym od razu poczułam jak poduszka odbija się od mojej twarzy.
Naszą nieudaczną walkę na poduszki przerwał dzwonek do drzwi.
- To pewnie Adrien, pójdę otworzyć, a ty ubierz chociaż długie spodnie - powiedziałam poważnym tonem.
Nie wiedzieć czemu, przed otworzeniem drzwi zerknęłam najpierw na swoje odbicie w lusterku, aby poprawić swoje włosy. Nie przywiązywałam do swojego wyglądu, zbyt dużej wagi, dlatego też ten fakt mnie dość zdziwił. Odsunęłam się szybko od lusterka i otworzyłam drzwi.
- Witam, Panie Carter - powiedziałam na przywitanie.
Chłopak posłał mi szeroki uśmiech i odpowiedział w podobny sposób.
- Pani Davies - skinął głową, po czym wszedł do środka. - Ładnie Pani wygląda - dodał, powodując u mnie pieczenie na policzkach.
- Uczono mnie, aby mówić prawdę, więc ja niestety nie mogę powiedzieć tego o tobie - odparłam sarkastycznie.
Jak zawsze dobrze wyglądał. Miał na sobie czarne spodnie i koszule, a także ten cholerny płaszcz. Wyglądał lepiej niż zwykle, a nie sądziłam, że jest to możliwe.
- Nawet w brudnych i podartych ciuchach, bym Ci się podobał - powiedział z pewnym siebie uśmiechem.
- Jestem gotowa! - krzyknęła z góry Olivia, schodząc po schodach.
Oby dwoje zwróciliśmy się w jej kierunku. Oczywiście nie raczyła się przebrać, a jedyne co zrobiła przez ten czas, to pomalowała usta.
- Olivia, to Adrien - powiedziałam, wskazując na chłopaka. - Adrien to Olivia, moja przyjaciółka - dodałam, zwracając się tym razem do chłopaka.
Na jego widok w oczach Olivii pojawiły się iskierki. Wiedziałam, że Adrien przypadł jej do gustu. Był chyba w typie każdej myślącej osoby.
- Jak zdecydujesz, którego wolisz to daj mi od razu znać - powiedziała po cichu, kiedy wychodziłyśmy z domu.
***
Parę minut później byliśmy na miejscu. Nigdy się tak nie cieszyłam na opuszczenie samochodu, jak w tamtej chwili.
Olivia wraz z Adrienem nie robili nic innego, jak tylko plotkowali o mnie. Każde z nich miało coś do dodania. I nie były to miłe rzeczy. Oczywiście chłopak raczył też wspomnieć o naszym pierwszym spotkaniu, podczas którego wypomniałam mu jego wygląd.
- Panie Carter, proszę być już tak uprzejmym i zamknąć buzie - powiedziałam, gdy wysiadaliśmy z samochodu. Olivia jedynie się zaśmiała, zresztą tak jak Adrien.
- Sama możesz to zrobić - odpowiedział z przekąsem, na co posłałam mu mordercze spojrzenie.
- Zapraszam, drogie Panie - powiedział, pokazując nam kierunek.
Finały wywoływały więcej emocji niż eliminacje, co widać było w liczebności osób oglądających. Czułam się, jak na zawodowych wyścigach. Trybuny były prawie pełne.
Sprawnym krokiem szłyśmy za Adrienem, który zaprowadził nas prawdopodobnie do miejsca wyznaczonego dla VIP-ów.
- Namiot jest przeznaczony tylko dla trenera i zawodnika na finałach - powiedział, dostrzegając moją konsternację.
Zajęliśmy swoje miejsca. Obok Adriena siedziały jeszcze osoby, które widziałam poprzednio. Na telebimie widniał minutnik, który pokazywał czas do rozpoczęcia wyścigu. Pozostało 6 minut.
W międzyczasie opowiadałam Olivii o mojej ostatniej wizycie tutaj i przekazywałam jej wiadomości, które uzyskałam od Adriena, odnośnie funkcjonowania tych zawodów.
Na 2 minuty przed rozpoczęciem wyścigów, zawodnicy zaczęli ustawiać się na lini startu. Od razu rozpoznałam Davida. Nie było to trudne, dlatego że nie miał jeszcze założonego kasku, w przeciwieństwie do przeciwnika.
Na jego widok od razu poczułam falę gorąca i uścisk w żołądku. Chłopak był wyraźnie rozkojarzony. Zamiast skupić się na torze i przygotowaniu, rozglądał się po trybunach. Jak się okazało, szukał mnie. Kiedy tylko nasze oczy się spotkały, uśmiechnął się do mnie w ten znany mi sposób, po czym założył kask.
Po chwili rozpoczęło się odliczanie do startu. Nie mogłam usiedzieć w miejscu. Chciałam mieć jak najlepszy widok, dlatego wstałam.
Pięć.
Cztery.
Trzy.
Dwa.
Jeden.
Strzał. Wystartowali.
Szli ramię w ramię. Ich motory osiągały taką samą prędkość za każdym razem. Szansę były wyrównane.
Obserwowałam wyścig z zaciśniętymi pięściami. Z emocji wbijałam swoje paznokcie w dłonie. Bałam się o niego, a jednoczenie mu kibicowałam.
Nagle jeden z zawodników wysunął się na prowadzenie. Nie był to David. On na jednym z zakrętów zwolnił, co spowodowało jego chwilowe opóźnienie.
Widać było, że na prostej drodze próbował go dogonić. Jednak przez to, że pojazdy osiągały podobną prędkość, jego przeciwnik musiałby zwolnić, aby znów mogli jechać obok siebie.
Zostały dwa ostatnie okrążenia. Minuty dłużyły się niczym godziny. David wciąż był w tyle. Dzieliły go, tak na prawdę, milimetry od przeciwnika. Wchodząc ponownie w zakręt, na którym wcześniej zwolnił, przyspieszył jeszcze bardziej, schodząc na kolano, aby nie wypaść z toru. Tym samym znalazł się znów obok przeciwnika.
Trybuny w tamtym momencie oszalały. Publiczność była tak głośna, że nie rozumiałam komu kibicują. Jedni przekrzykiwali drugich.
Olivia niestety nie była lepsza. Darła się tak, że już byłam pogodzona z tym, że jutro prawdopodobnie będę głucha na jedno ucho.
Ostatnie okrążenie.
Poczułam, jak cały dzisiejszy posiłek podchodzi mi do gardła. Ręce były całe zdrętwiałe od zaciskania. Spojrzałam na nie. Nie czułam bólu, jednak kiedy otworzyłam dłonie zobaczyłam krew. Tak mocno przyciskałam paznokcie do skóry, że aż porobiłam sobie rany.
Strzał.
Uniosłam szybko głowę, aby zobaczyć co się dzieje. Jeden z motorów przejechał przez linie mety. Natomiast drugi wypadł z zakrętu.
Chłopak spadł z pojazdu, a następnie przeturlał się do linii toru. Obok niego odbił się motor, który walnął o mur. Uderzenie było tak mocne, że doszło do zapłonu pojazdu.
Nie wiedzieć czemu, z jakiegoś powodu od tego roku zaczęła mi towarzyszyć śmierć. Codziennie, gdy wstawałam czułam jej oddech na swoim karku. Tam, gdzie się pojawiałam, zjawiała się i ona.
Adrien od razu zerwał się na równe nogi i zaczął biec na tor. Ja natomiast stałam bez ruchu. Moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa, a głowę zalały wspomnienia ze szpitala, gdzie błagałam o ostatnie spotkanie z rodzicami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro