Rozdział 16
Trwało właśnie słoneczne, niedzielne przedpołudnie, gdy Syriusz Black wracał ze sklepu, obładowany torbami i myślami.
Wizyty w supermarkecie były dla niego zazwyczaj dziwnie satysfakcjonujące. Lubił te nowe, lśniące oraz przestronne mugolskie świątynie handlu, z przyjemnością oglądał nieznane wcześniej produkty, ucząc się, co jest czym. Niedługo przed tym, jak trafił do Azkabanu, w Anglii zaczęto sprzedawać pierwsze walkmany i razem z Jamesem od razu kupili sobie po jednym. Przenośne odtwarzacze były toporne, słuchawkom szybko odchodziła gąbeczka, a kasety lubiły się zacinać, co wymagało rozruszania ich za pomocą różdżki. Podobno mugole robili to samo używanymi przez nich zamiast piór długopisami. Na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych stawało się jasne, że płyty CD niedługo zdominują muzyczny światek. Zanim jednak kraj zalały odtwarzacze nowego typu, Syriusz został uwięziony, a muzyka zniknęła z jego życia razem ze wszystkim innym, co było w nim niegdyś dobre.
Wyszedł z marketu, jak zawsze, z reklamówkami pełnymi jedzenia, ale tym razem miał też ze sobą nowiutkiego discmana. Rozpakował gustowne, lekkie urządzonko od razu pod sklepem, wtykając do środka świeżo zremasterowany na CD album Dire Straits ,,Brothers in Arms". Doskonale pamiętał tę grupę z dawnych lat, długo męczył ich pierwsze winyle i miło było dowiedzieć się, że nadal grają. Co więcej, ten właśnie piąty studyjny album osiągnął nie tak dawno status dziewięciokrotnej platyny, co pokazywało dobitnie jak bardzo dobra, acz dawniej niszowa muzyka, zyskała obecnie status powszechnej, wręcz kultowej.
Miks gitar z saksofonem dźwięczał w uszach Łapy, gdy przemierzał kolejne uliczki, rozmyślając trochę o minionych latach, a trochę o bardzo świeżym spotkaniu z Harrym w Hogsmeade. Poprzedniego dnia wyskoczyli na godzinkę, by pogadać i posiedzieć przy kremowym piwku, co dla przeciętnej osoby nie brzmiałoby może zbyt emocjonująco, ale dla nich było nadal czymś totalnie wartym szczególnej celebracji. Choć pogoda nie dopisywała, bawili się świetnie, zwłaszcza wtedy, gdy Harry, ku oburzeniu Hermiony Granger, opowiadał o swoich eksperymentach z Levicorpusem, zaklęciem znalezionym w starym podręczniku eliksirów. Niestety, Syriusz nie miał zbyt wiele czasu, po południu musiał zacząć wartę w okolicach, gdzie Zakon odnotował ostatnio wzmożoną aktywność śmierciożerców. Zachodziło podejrzenie, że szykują nowe ataki na rodziny mugoli, więc każda obserwacja tego typu skutkowała zapewnieniem natychmiastowego, całodobowego nadzoru.
Popołudniowy patrol pełniony przez Syriusza minął jednak bardzo spokojnie, w przeciwieństwie do pozostałej części dnia jego chrześniaka. Gdy wrócił na Grimmauld Place, zastał tam wiadomość od Minerwy McGonagall, z której wynikało, że gdy tylko zostawił Harry'ego z przyjaciółmi, ten zdążył być świadkiem działania czarnomagicznej klątwy. Przyczyną zajścia był naszyjnik, podobno pochodzący ze sklepu Borgina i Burkesa, wręczony ścigającej Gryfonów w toalecie Trzech Mioteł przez niezidentyfikowaną osobę. McGonagall wspomniała, rzecz jasna, o tym, jak Harry podzielił się z nią swoimi podejrzeniami względem Dracona Malfoya. Syriusz nie był tym zdziwiony - odkąd chrześniak pierwszy raz zwierzył mu się z przekonania, że ten platynowy pomiot został młodocianym śmierciożercą, tylko czekał na jakąś historię w tym stylu. Aktualnie Harry był gotowy przypisać Malfoyowi dowolne dziwne, zahaczające o czarną magię zajście w zamku oraz okolicach, co miało swoje zalety. Black osobiście uważał powiedzonko Szalonookiego o stałej czujności za bardzo na miejscu, gdy się przebywa w jednej szkole z dzieciakami tylu zażartych zwolenników Voldemorta. Nawet jeśli sam nadal wątpił w posiadanie przez Dracona Mrocznego Znaku, słuchał uważnie tego, co chrzestny syn miał do powiedzenia. Wiedział już z doświadczenia, że młody ma w sobie naturalną bystrość oraz pewien instynkt - może nie zawsze niezawodny, jednak często pozwalający mu widzieć więcej, niż dostrzegali ci rozsądni dorośli.
Bardzo chciał porozmawiać z Harrym o całym zajściu osobiście, choćby przez kominek Gryffindoru, ale, póki co, musiała mu wystarczyć relacja z drugiej ręki. O jedenastej był bowiem umówiony z Liną Dawson, na pierwsze oględziny domu przy Grimmauld Place w ramach zleconego przez Dumbledore'a śledztwa w sprawie klejnotów. Spóźniał się właśnie, bo oglądanie discmanów zajęło go zdecydowanie dłużej, niż planował. Ona, oczywiście, musiała przyjść punktualnie, bo gdy wyszedł zza rogu, dostrzegł ją siedzącą na murku opodal kamienicy z numerem 13. Nie widziała, że się zbliża, zwrócona twarzą nieco w bok i zajęta grzebaniem w przepastnej torbie. Miała na sobie rudą kurtkę, a zebrane w wysoki kucyk włosy na moment opadły jej na twarz. Będące już wysoko słońce oświetliło je mocno, produkując eksplozję złocistomiedzianych i czerwonych błysków.
Uniosła głowę, a Syriusz niespodziewanie pomyślał, że typ urody Liny jest bardzo jesienny, w sam raz pasujący do rudawego zamszu, który nosiła. Nie tylko jej ciemne włosy, ale i oczy zyskiwały w tym świetle całkiem nowe, ciepłe tony, zauważył to, gdy w końcu przeniosła na niego wzrok.
– Spóźniłeś się – powiedziała, co było tak spodziewane, że mógłby na to postawić galeony.
– A ty nie – rzucił w odpowiedzi, odpowiadając szerokim uśmiechem na jej minę.
Zeskoczyła z murku, ignorując wyciągniętą pomocnie dłoń Łapy, a ciężkie buty uderzyły mocno o bruk Grimmauld Place. W sumie nie wiedział, czemu go zdziwił widok Dawson w martensach oraz dżinsach, bo trudno, by przyjechała przeszukiwać dom elegancko przyodziana. Jakoś mocno mu się z nią skojarzyły te proste, klasyczne szaty, w których widział ją wcześniej i dotąd nie pomyślał, że stanowiły bardziej przebranie stosowne do okoliczności, a nie jej ulubiony styl.
Prawda była taka, że w swoim dawnym życiu, tym, które usiłował chociaż stopniowo odtworzyć, bardzo lubił ubrania. Tak czysto utylitarnie, żeby dobrze wyglądać, robić wrażenie, a czasem szokować, jeśli właśnie na to miał akurat ochotę. Powinien do tego wrócić, zdecydowanie. Ktoś by mógł pewnie powiedzieć, że powrót Voldemorta to nie najlepsze okoliczności do eksplorowania dawnych hobby, ale jeśli nie teraz, to kiedy? Jaką miał gwarancję, że lepszy czas nadejdzie, a tym bardziej że on sam go doczeka?
Nie, żeby to była jego pierwsza myśl tego typu. Od wydarzeń w Departamencie Tajemnic bez końca rozważał, co się stanie, gdy wreszcie zostanie uniewinniony. Wyobrażał sobie całe mnóstwo różnych scenariuszy, rzeczy, które koniecznie powinien zrobić, celebrować. Tymczasem dzień wolności nadszedł niemal dwa tygodnie temu i nadal nie zrobił nic, co sobie zaplanował. Nie zaczął szukać nowego domu, nie zrobił znaczącego progresu w śledztwie dotyczącym klejnotów, nie wybrał nawet skórzanej kurtki dla Harry'ego ani cholernego młynka do kawy. Zamiast tego przynosił do domu kolejne kompulsywnie zakupione fanty, w tym więcej jedzenia niż był w stanie przejeść. To nie tak, że nic nie robił - przeciwnie, stale podejmował nowe zajęcia, nie kończąc tych już rozgrzebanych.
Czuł się trochę jak kubek pozbawiony uszka, nie wiadomo, za co chwycić, by nie parzył. I nienawidził tego uczucia, bo dawniej nie miewał problemów z decyzjami, a tym bardziej z działaniem.
Jakkolwiek banalnie by to nie brzmiało, musiał po prostu wziąć się w garść. Może i dobrze, że Dumbledore wcisnął mu Dawson do pomocy. Przy świadku będzie nieco łatwiej zmobilizować się do grzebania w tym odrażającym domu, a tym samym sfinalizowania nudnawego, żmudnego śledztwa. Poza tym, sądząc po jej ciuchach, na sto procent wiedziała, gdzie kupuje się naprawdę ładne, drogie kurtki.
Zagadnął o to, bo i tak wiedział, że szukanie po kieszeniach kartki od dyrektora potrwa chwilę. Lina miała uzyskać dostęp do Kwatery Głównej identycznie jak członkowie Zakonu, poprzez odręczną notatkę Strażnika Tajemnicy, choć całokształt jej roli musiał pozostać sekretem. Do wiadomości Tonks, Kingsleya czy nawet Szalonookiego przekazano wyłącznie część o pomocy w przeszukaniu domu. Wieść o tym, że Dawson może mieć na tym polu większe możliwości, jako formalnie niewykluczona z rodziny, nawet ich specjalnie nie zdziwiła. Nie o takich dziwactwach związanych z drzewem genealogicznym Blacków już wszakże słyszeli.
Lina, co ciekawe, też wykazywała pewne uodpornienie na powyższe. Zajęta wymienianiem najlepszych sklepów z kurtkami, weszła za Łapą do domu, po czym udała się przez główny korytarz do kuchni, nie okazując grama zainteresowania mrocznym wystrojem, którego większości nadal nie zdołał usunąć.
– Jakoś mało dzisiaj mówisz – stwierdziła, zerkając na Syriusza badawczo, gdy w końcu odstawił zakupy na stół i zabrał się za parzenie kawy – Podejrzewałam, że nie będziesz zachwycony towarzystwem, ale chyba zamierzasz współpracować?
Stary młynek z herbem Blacków akurat zaczynał robić swoją hałaśliwą robotę, przez co odpowiedź musiała chwilę poczekać.
– Gdybym nie zamierzał, nie wstałbym wcześniej, żeby zrobić zakupy i podjąć cię drugim śniadaniem, Dawson.
– Punkt dla ciebie – odmruknęła w odpowiedzi, ale, co trzeba było zaliczyć jej na plus, zabrała się do rozpakowywania toreb – Spiżarnia na lewo?
– Byłaś tu już kiedyś?
Zatrzymała się w pół ruchu odsyłającego słoiki masła orzechowego w stronę widocznych za kredensem drzwi prowadzących do dodatkowego pomieszczenia.
– Dawno temu – odpowiedziała, po chwili ponownie unosząc różdżkę – Przyznam, spodziewałam się różnych pytań, ale niekoniecznie o dawne rodzinne wizyty albo sklepy z kurtkami. Prawie mnie ciekawi, co będzie dalej.
Przewrócił oczami, posyłając na stół parujące kubki, a w zamian przywołując do siebie schludnie opakowane przez sprzedawczynię frankfurterki.
– Po prostu nigdy nie widziałem, żeby ktoś nie zdziwił się na widok głów skrzatów domowych, przybitych do ściany. Kiełbaski na ciepło?
– No przecież, że nie na zimno. A co do tego designu – Lina przerwała na chwilę umieszczanie makaronów w przywołanych ze spiżarni słojach, by potoczyć ręką po ciemnym wnętrzu kuchni – Dom moich dziadków wyglądał bardzo podobnie, łącznie z głowami i tymi ślizgońskimi szmatami na ścianach. Dziwi mnie tylko, że dotąd się tego nie pozbyłeś.
Syriusz, pilnie kontrolujący poziom zrumienienia kiełbasek, niechętnie odnotował celność jej uwagi. Wkrótce po tym, jak zadeklarował przeznaczenie domu na Kwaterę Główną, rzucił się do chaotycznego opróżniania go ze wszystkich rodowych pamiątek. Spora część stawiła opór w postaci Zaklęcia Trwałego Przylepca i innych, ale prawda była taka, że przed generalnym remontem powstrzymywało Blacka jeszcze coś. Gdy rok temu Harry wrócił do Hogwartu, a Zakon rozjechał się na misje, popadł w stagnację, spędzał dni głównie na patrzeniu w sufit oraz niespiesznym sączeniu whisky. Z ciągu zanurzenia w roli ofiary wyrwało go dopiero Boże Narodzenie, podczas którego miał znów przy sobie chrześniaka i całą rodzinę Weasleyów. Ten dobry czas nie trwał jednak wiecznie, wkrótce znów został sam, wśród orgii świątecznych dekoracji, tylko powiększających wibrujące z każdego kąta domu przygnębienie. Wisiałyby pewnie do lata, gdyby Remus w końcu nie zrobił z nimi porządku.
Żałosne.
– Zamierzam to zrobić teraz – powiedział stanowczo, gasząc płomień pod swoją smażeniną – Jeśli podczas poszukiwań poczujesz nieodpartą pokusę niszczenia, nie krępuj się.
– Wystarczyłoby wpuścić tu znów Mundungusa Fletchera, a nie zostałby kamień na kamieniu – prychnęła Dawson, ale zaraz uniosła brwi, widząc pytające spojrzenie Syriusza – Nie dotarły do ciebie wieści z wczoraj?
Pokręcił przecząco głową. Jeszcze zanim zaczęła wyjaśnienia, był pewien, że jeśli miało miejsce jakieś zajście, to z całą pewnością z udziałem Harry'ego.
– Otóż twojego chrześniaka nie można, jak się okazuje, spuścić z oka nawet na kwadrans – powiedziała, kręcąc głową na widok czułego uśmiechu, którego Black nie potrafił opanować – Dosłownie na tyle, byłam w Hogsmeade jako dodatkowa ochrona, więc wiem, kiedy zostawiłeś go samego z Weasleyem i Granger. Wystarczyło mniej niż piętnaście minut, by wdał się na środku ulicy w awanturę z Fletcherem. Chodziło o jakieś rzeczy z herbem, które tamten podobno stąd wyniósł, żeby nimi handlować. Nic o tym nie wiedziałeś?
– Pierwsze słyszę. Dostałem tylko wiadomość od McGonagall w sprawie naszyjnika i tej... Katie, tak?
– Nie zauważyłeś wcześniej, że coś stąd zginęło?
– A skąd, w tym domu jest pełno śmieci. W czasach, gdy chciało mi się je wyrzucać, miałem wrażenie, że mnożą się za każdym razem, gdy tego próbuję.
– Cóż, mam nadzieję, że Fletcher nie wyniósł niczego, co mogłoby nas ciekawić z punktu widzenia śledztwa. Wysłałam za nim kogoś, ale jest nieuchwytny.
– Teraz długo nie wystawi nosa ze swojej dziury. Dung niczego w życiu nie boi się tak, jak Dumbledore'a, który nie będzie zachwycony tym, że człowiek z Zakonu handluje tego typu kradzionym towarem. A już zwłaszcza wtedy, gdy to Harry mu naskarży.
Syriusz nie opanował miny, która sama wypełzła mu na twarz na myśl o dyrektorze Hogwartu. W poniedziałek jego chrzestny syn miał mieć ze starym Dropsem kolejne supertajne spotkanie w konwencji uczeń-mentor, kołujące tematycznie wokół przepowiedni, dawania nurka w myślodsiewnię oraz innych szemranych rzeczy. Zgoda, rola Harry'ego w walce z Voldemortem była nie do zakwestionowania, a Dumbledore dysponował szeroką wiedzą, w którą mógł chłopaka wyposażyć. Ale to nie znaczy, że Syriusz nie czuł niesmaku, słysząc, jak to dyrektor łaskawie pozwala dzielić się informacjami z własnym ojcem chrzestnym.
Dawson obserwowała go, a przez jej twarz przemknął domyślny uśmieszek. Ten widok szybko przywrócił Syriusza na właściwe tory.
– To co z tą klątwą w Hogsmeade? – zapytał nieco zbyt szybko.
– Nie mam za wiele do powiedzenia, bo temat przejął Snape – skrzywiła się w odpowiedzi, wbijając widelec w pomidora nieco mocniej, niż było to konieczne.
– I sam bada naszyjnik? Dlaczego? Oboje jesteście specjalistami od czarnej magii w Hogwarcie.
– Najwyraźniej Dumbledore ceni umiejętności Snape'a wyżej, bo przekazał naszyjnik jemu, a mnie wysłał z Katie Bell do Munga. Swoją drogą, dziewczyna wyjdzie z tego. Na szczęście miała minimalny kontakt z klątwą...
– Nie zmieniaj tematu – rzucił Syriusz, uśmiechając się porozumiewawczo, pojął bowiem, że wcześniejsza reakcja Liny nie wynikała ze złośliwości, a jej osobistych odczuć wobec dyrektora – Dotąd maskowanie się dobrze ci wychodziło, ale nie dziś. Mnie możesz powiedzieć, ja i stary Drops nie jesteśmy ostatnio swoimi fanami.
– Dyrektor ma prawo decydować, komu wyznacza zadania – odparła z pozorną obojętnością, wzruszając ramionami, jednak Łapa już wiedział swoje.
– Ściemniara. Nie cierpisz, jak ktoś cię pomija, a zwłaszcza na korzyść kogoś innego. Tym bardziej, gdy wiesz, że konkurent nie zasługuje na względy...
Dawson podniosła na niego wzrok. W przytłumionym świetle zmatowiałego żyrandola jej oczy wydawały się niemal czarne. Skubnęła nieznacznie łodyżkę kolejnego pomidora paznokciami pomalowanymi na idealnie pasujący do niego kolor.
– Myślisz sobie, że łatwo mnie rozgryzłeś, co? – zapytała z ironicznym uśmiechem.
– Niektóre rzeczy da się wyczuć – przyznał Syriusz, posyłając więcej bułeczek do koszyka – Możesz nie lubić starego z dowolnych powodów, ale nie pasuje ci, że woli jakiegoś wyleniałego nietoperza od ciebie. Masz przecież CV grubości połowy ,,Proroka" i nieposzlakowaną opinię, podczas gdy Wycierus...
– To dość bezczelne insynuacje, Black – odpowiedziała, choć lekkie drgnienie kącika jej ust przekazało Łapie dobitnie, że trafił w punkt – Tobie pewnie chodzi o Harry'ego? Dyrektor za bardzo ci się wtrąca?
– Nieustannie – odparł oględnie, bo jego mieszane uczucia sięgały czasów dawniejszych, czyli przetrzymywania go w domu i traktowania trochę jak dziecka, a trochę jak niepoczytalnego. Co innego jednak małe ploteczki, a co innego opowiadanie Dawson o miesiącach zamknięcia na Grimmauld Place.
– Tak czułam – prychnęła, sięgając po swoją kawę – Jego zaborczość jest... szkoda gadać. Nie ogarniam, czemu nie mógł po prostu powiedzieć mi o oklumencji, to dość kluczowe dla edukacji aurorskiej Harry'ego. To samo z tym całym GD...
Urwała, ukrywszy twarz za kubkiem, jednak Syriusz doskonale zrozumiał, w czym rzecz. Dumbledore nie miał do Liny stuprocentowego zaufania, to oczywiste po Umbridge, ale zupełnie niepotrzebnie utrudniał jej pracę swoimi gierkami. Black znał go lepiej niż ona, jeszcze z czasów pierwszego Zakonu, i dlatego znał powód, a przynajmniej tak mu się zdawało.
– Według mnie, on cię sprawdza – rzucił, ponownie ściągając na siebie jej spojrzenie – Chciał zobaczyć, czy i kiedy Harry zaufa ci na tyle, by samemu o tym wszystkim opowiedzieć. On bardzo wierzy jego osądom... intuicji, jak to nazywa. Ja zresztą tak samo.
Dawson wzruszyła ramionami w odpowiedzi.
– Nie staram się specjalnie o zaufanie Harry'ego, nie bardziej niż w przypadku każdego innego ucznia. Robię swoje, to tyle.
– A jednak opowiedziałaś mu tę historię o Jamesie.
Był szczerze zdumiony, gdy Harry podzielił się tym z nim podczas krótkiej chwili, gdy zostali dzień wcześniej sami przy stoliku Trzech Mioteł. Widział jego roziskrzone spojrzenie i pomyślał, że sam powinien zdecydowanie więcej mówić mu o Rogaczu, zaspokoić ten głód wiedzy, a jednocześnie zatrzeć ślad po wspomnieniu Snape'a z myślodsiewni. Choć po pierwszej rozmowie chłopak już nigdy o tym nie wspomniał, to z całą pewnością rozpamiętywał, Syriusz był tego pewien. Harry pod wieloma względami stanowił otwartą księgę, co pozwalało dość szybko dobrze go poznać. W tym akurat wyjątkowo przypominał swojego ojca.
– Skąd wiesz, że to dobrze? – odrzekła Dawson lekkim tonem, jednak spoglądając na Blacka uważnie – A może to część gry, którą prowadzę jako typowe babsko z ministerstwa?
– Nie wydaje mi się – powiedział poważnie – Nie wspominałabyś Roselynn w takim celu.
Kpiący uśmiech zniknął z twarzy Liny i znów sięgnęła po kubek, ale najwyraźniej był już pusty, bo zaraz odstawiła go z powrotem.
– Pora brać się za robotę – powiedziała dziarskim tonem, zaczynając posyłać naczynia do zlewu – Nie myślałeś o wymianie tego młynka do kawy? Były w niej jakieś dziwne strzępki.
– Zamierzam to zrobić.
Wzdychając pokazowo, Syriusz zabrał się za sprzątanie ze stołu, co, na szczęście, we dwójkę szło bardzo sprawnie. Potem nie miał nawet chwili na pomyślenie, jak bardzo nie chce przeszukiwać Grimmauld Place i tonąć w jakichś rodzinnych artefaktach, bo Dawson ze szczegółami wypytywała go o dotychczasowe postępy. Zrobiła, co prawda, zniesmaczoną minę na wieść o tym, że nie prowadził notatek z listą odwiedzonych lokacji oraz użytych już przez siebie zaklęć, ale co najmniej kilka razy pokiwała głową z uznaniem.
– Salon, biblioteka, jadalnia, sypialnie rodziców – podsumowała, a samopiszące pióro skrzętnie umieszczało w jej notatniku miejsca, które podał przed chwilą jako priorytetowe – No dobrze, z tego, co mówiłeś, wychodzi na to, że zdążyłeś wykonać większość... standardowych działań. Spróbujemy kilku moich sposobów, ale jeśli Dumbledore ma rację i dom blokuje coś, co pokaże tylko mnie, to trzeba się szykować na szukanie ręcznie.
– Chyba nie zamierzasz chodzić i na ślepo macać ścian, sprawdzając, czy coś się dla ciebie pojawi?
Wyraz twarzy Dawson powiedział mu dobitnie, że nie do końca był w błędzie.
– Zamierzam, ale nie na ślepo, Black. Jeszcze niedawno pracowałam jako auror i specjalizowałam się między innymi w tropieniu, dla twojej informacji.
Wyjęła ze swojej torby kilka przyrządów, w tym jeden wyglądający trochę jak kula do przepowiadania przyszłości, umieszczona na niewielkim postumencie. Pod szklaną kopułą lśniło mnóstwo kolorowych, splątanych drucików.
– To wzmacniacz zaklęć ujawniających. Od czego zazwyczaj zaczynałeś?
– Specialis Revelio – powiedział Syriusz, stukając różdżką w urządzenie. Tak, jak się spodziewał, jego wnętrze zamigotało gwałtownie setkami kolorowych iskierek, a w powietrzu wokół zawibrowała energia.
– Ostendo – spróbował jeszcze raz, ale z takim samym skutkiem. Nie wyglądało na to, by coś w pomieszczeniu zostało ujawnione.
– Czemu nie Exponentia? – zapytała Dawson, rozglądając się uważnie po salonie.
– Bo obecność metali czasem dodatkowo wzmacnia jej działanie, a w tym, czego szukamy, mogą być rodowe klejnoty, galeony... nie można tego wykluczyć. To jest ściana nośna – Black zastukał w zielonoszarą powierzchnię tapety, wywołując przytłumiony, głuchy odgłos – Co oznacza, że częściowo podtrzymuje strop, i jak przesadzimy, runie wszystko. Generalnie, nie mam nic przeciwko rozwaleniu tej budy, jeśli tylko zdążymy się wcześniej ewakuować. Małe szanse w tym przypadku.
Lina zamyśliła się na chwilę, ale najwyraźniej nie znalazła żadnej luki w jego rozumowaniu. Popracowali jeszcze z kulą, by zamienić ją następnie na detektor uroków, samo obracający się, skrzypiący sprzęt, podobny do kamer, montowanych przez mugoli na budynkach. Zbadali w ten sposób wszystkie pomieszczenia, które Syriusz uznał za możliwe miejsca umieszczenia jakichkolwiek schowków. Dla uatrakcyjnienia tego dość jednostajnego zajęcia, przerzucił ,,Brothers in Arms" na duży odtwarzacz (spontanicznie zakupiony tydzień wcześniej). Przy okazji dowiedział się, że Dawson jest jedną z tych osób, które słuchają absolutnie wszystkiego, co uznają za dobre, niezależnie od gatunku, byle tylko leciało głośno.
– 2Pac był prawdziwym poetą ulicy, po prostu jeszcze nie załapałeś jego przekazu. Za to dalsze szukanie tym sposobem nie ma sensu – powiedziała Lina dobre dwie godziny później, przysiadając na jednym z krzeseł w jadalni – Jeżeli cokolwiek jest tu ukryte, to nie za pomocą czarnej magii ani żadnego ze znanych uroków. Inaczej już byśmy coś mieli. Możemy, teoretycznie, sprawdzić całą resztę pomieszczeń, ale skłaniałabym się ku opcji, że schowek to fizycznie część domu. Jeśli tak, to jest pewnie zabezpieczony przed jakąkolwiek mechaniczną ingerencją, typu Reducio. Rzucimy je, dajmy na to, na kredens, a on wybuchnie albo spali wszystko, co ma w środku.
– To może być też po prostu miejsce, które ujawni się przy kontakcie z właściwą osobą – dodał Syriusz, siadając naprzeciwko i przywołując ze spiżarni chłodne napoje – Miałem z tym do czynienia wiele razy. Dotykasz portretu, a namalowana skrzacia pastereczka wskazuje ręką rysę na suficie. Ta z kolei kończy się przy konkretnym regale. Na obrazie są cztery owce, liczysz więc jego półki od dołu albo od góry i z wybranej wyciągasz najgłupszą książkę, jaką widzisz, zazwyczaj ,,Wielki Almanach Rodów Czystej Krwi". A potem to już różnie, aktywuje się ukryta szufladka albo między kartkami znajdujesz zdjęcia McNaira z młodości, których nie chciałoby się oglądać.
Dawson przez chwilę patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami.
– To nie był żart, prawda? – zapytała słabo po chwili, a on pokręcił przecząco głową – Merlinie. Czuje, że oboje mamy rację i chodzi o obie te rzeczy. Na bank coś tu jest.
Wstała gwałtownie, przywołując torbę, do której zdążyła wcześniej odesłać już wykorzystane urządzenia. Tym razem wyciągnęła z niej niewielkie, plastikowe pudełeczko, a Syriusz zastanowił się przelotnie, ileż tego ze sobą nabrała.
– To jeszcze prototyp, ale trudno, innej opcji nie widzę – rzuciła, otwierając zasobnik i ukazując jego wnętrze. Na pierwszy rzut oka wydawało się puste, jednak gdy Black spojrzał uważniej, dostrzegł mnóstwo małych, cieniutkich igiełek. Wyglądały trochę jak szkło, a trochę jak opalizujące nitki z choinkowego łańcucha.
– Jest ich tu podobno ponad trzysta tysięcy – dodała Dawson, przyglądając się igiełkom pod światło – Co do zasady, mają mieć zdolność przenikania dowolnej materii, do momentu, gdy napotkają ograniczenie w postaci magicznej bariery albo obiektu, który wskażesz im jako obcy. Odpowiednie zaklęcia są w instrukcji.
– Czyli... powinniśmy rzucić blokady na ściany domu od zewnątrz – odrzekł Syriusz, przechadzając się wzdłuż pokoju i próbują wyobrazić sobie cały proces – Albo jeszcze precyzyjniej, jeśli przeszukujemy salon, to na ścianę sąsiedniego pokoju od jego strony. Wtedy to ustrojstwo zatrzyma się albo na naszej barierze, albo wcześniej... O co chodzi z tym obcym obiektem?
Dawson zajrzała do pergaminu, złożonego wcześniej w kosteczkę i przyklejonego w tej postaci do pudełka.
– Według instrukcji, jeśli nauczysz jedną z nich, że ma rozpoznać mur, wysyłając ją na niego, to inne też to skojarzą i zareagują na pierwszą rzecz o innej gęstości.
– Na przykład ścianki naszego tajemniczego schowka?
– Zgadza się, możemy je tak skonfigurować, by wskazały obecność nowej materii za pomocą koloru.
Przez chwilę oboje milczeli, każde ze wzrokiem utkwionym w ścianie salonu. Ostatecznie to on był tym, który przełamał ciszę.
– Starość nas przy tym zastanie, ale niech będzie – powiedział, przeciągając się lekko i wywołując, jak na zawołanie, donośne chrupnięcie w okolicach kręgosłupa. Ustaliwszy mniej więcej wizję barier, które należy nakreślić, zaczęli rzucać wskazane w instrukcji zaklęcia tak, by lśniące igiełki, przenikając przez ściany i meble, zostały zatrzymane przed przeniknięciem do sąsiednich pomieszczeń. Była to dość żmudna praca, polegająca na łażeniu po całym domu, łącznie z tarasami. Plusem było to, że dawała przestrzeń do swobodnej rozmowy.
– Planujesz sprawdzić naszyjnik z Hogsmeade? – zagadnęła Lina, kreśląc wielki prostokąt wzdłuż załamań jednej ze ścian jadalni – Żeby się upewnić, czy nie ma nic wspólnego z tą misją i resztą przeklętych klejnotów?
– McGonagall pisała, że pochodzi ze sklepu Borgina i Burkesa, przejdę się tam jutro. Najpierw chcę usłyszeć wersję Harry'ego.
Black instynktownie nie wspomniał o podejrzeniach chrześniaka, zogniskowanych wokół Dracona Malfoya. Co prawda, o ile dobrze pamiętał zawiły podział obowiązków między Dawson a Snape'm, nie ona uczyła blondasa, ale nadal wolał jakoś na tym etapie nie skłaniać jej do nadmiernego węszenia w temacie.
– Stary pewnie tak czy tak mi to zleci – dodał po chwili – No wiesz, profilaktyczne wymacanie tej błyskotki, by sprawdzić, czy czegoś dodatkowego nie ujawni. Przynajmniej do tego przydaje się status krwi, daje tę jedną przewagę nad Smarkerusem, co za ironia. W sumie też mogłabyś na to spojrzeć, jak wydostanę naszyjnik z jego śliskich łap.
– To niezły pomysł – przyznała Dawson, kolorując dodatkowo gotową barierę. Co też miało w sobie głęboki sens, przy takiej ilości ścian i pomieszczeń było bowiem niemal pewne, że w końcu zapomną, gdzie już zdążyli rzucić zaklęcie.
Gdy z jadalni przeszli do dawnego gabinetu jego ojca, Syriusz przypomniał sobie o dwóch rzeczach. Po pierwsze, że kupił mrożone ravioli, a po drugie, o niezrozumiałym dla niego fragmencie rozmowy z Dumbledore'm. Gdy dyrektor przekazywał jemu i Remusowi warunki współpracy z Dawson, wspomniał o testamencie Walburgi. Lina rzekomo wiedziała coś o tym, to zasadniczo on stał u podstaw całego konceptu włączenia jej w śledztwo. Łapa, początkowo zaciekawiony, później porzucił temat, dawne sprawy matki nie znajdowały się bowiem zbyt wysoko na jego liście priorytetów. Po namyśle uznał jednak, że warto byłoby poznać pełne tło.
– Jest coś, co mogłabyś mi wyjaśnić – zagaił, a Dawson drgnęła gwałtownie, zaburzając równą linię wyczarowanej przez siebie bariery.
– Co takiego? – zapytała, wyrównując efekt zaklęcia, a Syriuszowi przemknęło przez myśl, że ona spodziewa się zupełnie innego pytania niż to, które zamierzał akurat w tym momencie zadać.
– Powiedziałaś Dumbledore'owi o testamencie mojej matki i możliwości otwarcia go tylko przez osobę formalnie należącą do rodziny.
Dawson wypuściła gwałtownie powietrze, ale zaraz przybrała obojętny wyraz twarzy, co upewniło go we wcześniejszym przekonaniu. Jeszcze nie wiedziała, że zamierzał ją docelowo zapytać o wszystko, Harry'ego, całą tę parszywą skazę, powodującą podatność rodów czystej krwi na smoczą ospę, o Rega i jego śmierć. Mieli stanowczo zbyt wiele wspólnych tematów, przed szczegółowym wywiadem ratował Linę jedynie mały limit trudnych emocjonalnie kwestii, jakie Łapa mógł przetwarzać naraz.
– A tak, ten testament miał takie zabezpieczenie, powiedziałam dyrektorowi o tym i dlatego wpadł na pomysł, żebym ci tu pomogła. Nic szczególnie zawiłego.
Akurat. Black nie był doświadczonym aurorem, a i tak widział, że ona coś przemilcza.
– Czyli kto go otwierał? – dorzucił, patrząc na nią badawczo, choć miał już pewną hipotezę.
– No ja – odparła z pewnym zniecierpliwieniem – Inaczej skąd bym o tym wiedziała?
Syriusz umilkł na chwilę, procesując w głowie tę informację oraz, z grubsza, przegląd własnego drzewa genealogicznego. Był dość daleko spokrewniony z Liną, nie bardziej niż z mnóstwem innych osób w czarodziejskim świecie, i między innymi dlatego coś mu się wyjątkowo tu nie zgadzało.
– Ale czemu? – zapytał, dodając finalne szlify do barier w gabinecie – Przecież było mnóstwo innych osób, które mogły to zrobić. Z tego, co pamiętam, choćby ciotka Druella umarła później, tak samo zresztą jak Cygnus, a on był przecież rodzonym bratem matki...
– O tak, żyli, i to w dobrej kondycji – Dawson rzuciła kontrolnie okiem na całe pomieszczenie, a zanim się odwróciła, by przejść do biblioteki, Syriusz zdążył zauważyć wyraz niechęci na jej twarzy – Powiem więcej, Walburgę przeżyli nawet obaj twoi dziadkowie.
– Nie sprawdzałem tego – przyznał zupełnie otwarcie, choć poczuł się przez moment dziwnie z faktem, że Lina wie o losach jego najbliższej rodziny dużo więcej, niż on.
– Jej ojciec sam był już wtedy chory na smoczą ospę, po której, swoją drogą, nigdy nie wstał z łóżka. Spędził w nim ładnych parę lat – dodała obojętnym tonem, ale trudno było przeoczyć błysk, jaki w jej oczach wywołał widok zebranego przez Oriona Blacka księgozbioru. Biblioteka, w której się obecnie znajdowali, była naprawdę imponującym pomieszczeniem, dopiero niedawno przywróconym przez Syriusza do jako takiej używalności. Usunięcie zwałów kurzu i pajęczyn zajęło mu pół dnia, nawet z użyciem czarów.
– To bardzo ciekawe Dawson, ale nie wyjaśnia, jakim cudem akurat ty położyłaś swoją rączkę na testamencie matki. Żeby nie było, nie mam o to pretensji, czysta ciekawość.
– No właśnie wyjaśnia – Lina wydała z siebie zniecierpliwione prychnięcie i zaczęła zaklęciem przesuwać regały bliżej środka pomieszczenia tak, by odsłonić mur – Zrobiłam to, bo twój dziadek Pollux sam był już jedną nogą w grobie, a nikt inny... nie chciał.
Treść jej słów dotarła do Syriusza dopiero po dłuższej chwili, wypełnionej skrzypieniem wysokich po sufit biblioteczek, wyrywanych mozolnie z miejsc, w których stały od wielu lat. Dawson spojrzała na niego znacząco, dorzucił więc własne zaklęcie do pomocy.
– W jakim sensie? – zapytał w końcu, choć, doprawdy, znał odpowiedź i sam do końca nie pojmował własnego zdziwienia.
Wypowiedziane wyjątkowo suchym tonem wyjaśnienie towarzyszki nie dało mu żadnej nowej wiedzy, jedynie to, co od zawsze wiedział o własnej rodzinie.
– Był osiemdziesiąty piąty rok, Voldemort został pokonany, niektórzy jego zwolennicy skazani, a inni, jak Malfoy, uniewinnieni dzięki kłamstewkom oraz dofinansowaniom. Druella i Cygnus odetchnęli z ulgą, bo przynajmniej ich zięciowi udało się wywinąć i zaczęli na nowo wygodnie układać sobie życie w magicznej socjecie. Po skazaniu Bellatrix rozpuścili bajeczkę o jej niepoczytalności, by nikt im czasem nie powiedział, że świadomie wychowali potwora. Biorąc to wszystko pod uwagę, według ciebie na rękę by im było utrzymywanie jakichkolwiek kontaktów z twoją matką? Po tym, jak zamknęli cię w Azkabanie za masowy mord na mugolach? Pomijając fakt, że już wcześniej pochowała syna śmierciożercę...
Dawson postawiła regały obok siebie nieco zbyt gwałtownie, przez co ulokowane na półkach ciężkie, oprawione w skórę woluminy zakołysały się nieco.
– Podsumowując, to byłaby dla nich bardzo niezręczna towarzysko sytuacja – kontynuowała kpiąco, wyrównując książki dodatkowym zaklęciem – Więc odcięli się od Walburgi, z tego, co mi wiadomo, nikt jej nie odwiedzał w czasie choroby, nawet własny teść. Synowa, która nie zapewniła ciągłości rodu, jest w sumie już zbędna, czyż nie? I tym sposobem, gdy ostatecznie umarła, jej przedstawiciel z Gringotta tak długo odbijał się od różnych drzwi, że w końcu dotarł do mnie. Przyszłam na pogrzeb, otworzyłam testament, i to tyle. Ten goblin wiedział, jak on działa.
– Skąd miał pewność, że będziesz mogła go otworzyć? – zapytał Syriusz, czując na raz całe mnóstwo rzeczy, z których ani jedna nie była przyjemna.
– Sprawdził to na ścianie – powiedziała Lina tonem stwierdzenia rzeczy oczywistości, ale, zerknąwszy na niego, dostrzegła, że nie do końca łapie – To znaczy, na gobelinie. On jest połączony z domem i z całym rodem, nie wiesz o tym? Dlatego, gdy chciało się kogoś symbolicznie wydziedziczyć, trzeba go było wypalić z drzewa genealogicznego. Z tego samego powodu gobelin sam aktualizuje daty śmierci i tak dalej.
– Szczerze, myślałem, że to wypalanie to taki fetysz mojej matki.
Lina zaśmiała się niewesoło.
– W każdym razie, ja jestem na gobelinie, podobnie mama, Walburga usunęła jedynie mojego ojca. Podobno po tym, jak trafiłam do Gryffindoru... uważała, że to wyłącznie jego wina.
– To przedziwne, że nie zgryzła was wszystkich ze ściany własnymi zębami w ataku szału – rzekł Syriusz, kręcąc z niedowierzaniem głową.
– Miały z Rose duży sentyment do siebie wzajemnie, ale nie każ mi w to wnikać. Nie mam pojęcia, czemu mnie zostawiła na gobelinie, bo przecież...
Urwała nagle, po czym podjęła wątek na tyle szybko, że Syriusz ledwie zdążył to odnotować.
- Bo nie miałyśmy kontaktu od pogrzebu mamy. Ale, dziwnym trafem, to się jej przydało... oczywiście, gobliny mają swoje sposoby i prędzej czy później otworzyłyby testament, albo wymogły na kimś innym otwarcie, zorganizowałyby też pochówek. Aczkolwiek wątpię, by traciły czas na te wszystkie pierdoły dotyczące dekoracji nagrobka...
– A ty to robiłaś? – zapytał Łapa, myśląc przelotnie, że jeszcze więcej kontaktów z Dawson, i uniesione brwi zostaną mu już tak na zawsze.
W odpowiedzi jedynie odmruknęła coś, co brzmiało w miarę twierdząco. Przez chwilę milczeli, każde skupione na własnych myślach, ale i na wykańczaniu barier w bibliotece. To był już ostatni krok, po którym powinni zająć się testowaniem igiełek. Black zerknął na skupiony profil Liny, rysującej precyzyjną, srebrzystozieloną linię wokół bariery. Wyprowadzanie jej z równowagi podczas roboty nie było w jego interesie, jeśli mieli szybko skończyć, znaleźć schowek lub potwierdzić jego brak, zamknąć dochodzenie, a wreszcie, otworzyć mu drogę do stałej posady w pobliżu Hogwartu.
Znów miał dylemat, z jednej strony to, a z drugiej wiszące w powietrzu pytanie. Przyszłość i przeszłość.
– Zrobiłaś to dla niego, prawda? Dla Rega.
Pytanie spłynęło z jego warg, zanim zdążył się nad nim zastanowić, ale od razu pomyślał, że niech tam. Dawson, nie przerywając zaklęcia, przeniosła na niego spojrzenie bez wyrazu.
– Nie – odrzekła chłodno – Zrobiłam to dla mojej matki. Ona nie odmówiłaby krewnemu ostatniej posługi... nie pozwoliłaby na niczyją śmierć w samotności. Sama do końca życia nie zauważyła, jak wielkim kłamliwym gównem są te wszystkie rodzinne wartości, wśród których została wychowana. Tylko tyle mogłam zrobić, żeby to, czego próbowała mnie uczyć, chociaż na chwilę stało się prawdą.
Zakończyła zaklęcie blokady solidnym strzepnięciem, a świetlista linia domknęła obramowanie największej ze ścian gabinetu. Byli gotowi, by ruszyć dalej.
– A poza tym – dodała Lina, odwracając wzrok, by skontrolować raz jeszcze efekty ich wspólnej pracy – Nie chciałam być jak tamci. Skoro oni uchylali się od obowiązku, to już był wystarczający powód, żebym ja wybrała inaczej. I nie rób takiej miny, bo sam byś postąpił tak samo na moim miejscu.
Przeszła z gabinetu do położonego obok salonu, od którego wcześniej zaczynali całą tę skomplikowaną zabawę. Syriusz, ocknąwszy się o chwilę za późno, podążył szybko za Liną, ale nie dała mu szansy na kontynuowanie tematu. Zastał ją na środku pokoju, z różdżką w jednej ręce, a instrukcją w drugiej, stanął więc obok i zaczął jej czytać przez ramię. Śledząc rozpisane na pergaminie kolejne kroki, wysłał jedną lśniącą iskierkę z pudełka w stronę ściany. Maleńki punkcik szybko zniknął im z oczu, ale po chwili rozjarzył się w oddali jasnym blaskiem. Najwyraźniej urządzonko, zgodnie z dyspozycją wydaną mu przez zaklęcie, rozpoznało strukturę tapety i muru, by później być w stanie zidentyfikować w nim obce obiekty. Następnie światełko zniknęło, za to coś błysnęło lekko w powietrzu obok nich. To igiełka, wykonawszy zadanie, powróciła do trzystu tysięcy koleżanek w pudełku. Syriusz powtórzył cały proces także z opróżnionym już rok wcześniej regałem.
– Podejdź bliżej, potrzebujemy jeszcze blokady wokół nas – rzuciła Dawson, nadal z nosem w instrukcji – Jak mówiłam, te maleństwa przenikają przez każdą materię, a ja osobiście nie chcę ich mieć w żadnej części siebie, ty pewnie też nie.
Black zbliżył się i wyczarował wokół nich dwojga niewidzialną, ochronną bańkę. Odgłosy dochodzące dotąd z otwartego okna ucichły, rzeczywistość wokół zyskała specyficzną matowość, a on nagle poczuł wyraźnie zapach perfum swojej towarzyszki, ten sam, co wcześniej, w jej szkolnym gabinecie. Rabarbarowo-piżmowy, świeży, trochę słodki, trochę kwaśny, zdecydowanie nieoczywisty.
Zaburczało mu w brzuchu.
– Chyba dobrze robimy, co? – zapytała Lina nagle.
Syriusz wzruszył ramionami w odpowiedzi.
– Nie mam pojęcia, ale i tak róbmy to dalej.
Stuknął różdżką w pudełko i tysiące lśniących iskierek rozprysnęły się gwieździście wokół. Trwało ledwie chwilę, zanim zniknęły i cały salon wyglądał tak, jakby nic przed chwilą nie zaszło.
Nie licząc jednej rzeczy - niewielkiego, połyskującego prostokąta, który zmaterializował się na ścianie pomiędzy salonem a dawnym gabinetem Oriona.
Na koniec tego rozdziału planowałam podziękować za 3 tysiące wyświetleń, a tu proszę, zanim dodałam, uzbierało się ich ponad 3200! Za każde z nich i za Waszą aktywność tutaj jestem bardzo, bardzo wdzięczna 💙🙏
W mediach piosenka, którą miał Syriusz w słuchawkach, spóźniając się na spotkanie ;)
A dla spragnionych wiedzy, dzisiejszy przypisowy kącik będzie o sprzęcie audio.
1.07.1979 miała miejsce premiera pierwszego walkmana. Podobno Sony zrobiło go bez większego planu, na próbę, czy to w ogóle się przyjmie, w stosunkowo skromnej liczbie 30 tysięcy sztuk. Wyszła z tego absolutna rewolucja tego, jak ludzie konsumowali muzykę.
Ale... w tym samym roku Sony i Philips podpisały porozumienie o współpracy w zakresie badania możliwości CD jako nośnika. Początkowo płyty miały mieć 12 cali, tak, jak te winylowe. Pierwsze egzemplarze zaprezentowano już w marcu 1979.
Z kolei odtwarzacz CD miał swoją premierę podczas Festiwalu Wielkanocnego w Salzburgu 15 kwietnia 1981 roku, gdzie został pokazany, co ciekawe, przez austriackiego dyrygenta Herberta von Karajana. Premierowe modele trafiły do sprzedaży w Europie i USA dopiero od 1983 roku. Obsługa mechaniczna płyty, jej odczyt laserowy oraz duża ilość prądu potrzebna do prawidłowego działania sprawiały duże trudności przy ewentualnej miniaturyzacji sprzętu. Być może dlatego pierwszy discman trafił na rynek dopiero w 1984 roku i zdecydowanie nie można było nazwać go małym :D Nazywał się Sony D-50, wymagał dodatkowego modułu z bateriami, a i tak działał na nich dość krótko.
Za ostatecznym dopracowaniem discmanów w 1987 roku stanął kolejny mariaż Sony z Philipsem - ,,dzieckiem" tego duetu został już naprawdę mobilny Sony D-20. Kolejne lata upłynęły na dopracowywaniu odtwarzaczy, przede wszystkim udoskonalania mechanicznej amortyzacji oraz pojemności pamięci podręcznej. Tylko dlatego Łapa mógł określić swój model jako ,,leciutki"!
Discman jednak nigdy nie osiągnął statusu tak kultowego jak walkman, co, oczywiście, wynikało z drepczącej mu po piętach ekspansji formatu .mp3. Premiera tej technologii miała miejsce w 1993 roku (już 3 lata nad opisywanymi w tej książce wydarzeniami!), a pierwszy przenośny odtwarzacz zaprezentowano w 1998.
23 października 2001 roku Steve Jobs pokazał światu pierwszy model Apple iPoda. 5 GB pamięci, rewolucyjnie kompaktowy rozmiar - nie wątpię, że Syriusz od razu by sobie takiego kupił :D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro