Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

Pewnych rzeczy się nie zapomina - na przykład pierwszego szlabanu, jazdy na motorze oraz jak ściemniać tak, by każdy uwierzył. Gdyby Syriusz Black uznawał istnienie jakiejkolwiek siły wyższej, dziękowałby jej, że zachował w pamięci to wszystko. O ile jednak był stanie przywołać mnóstwo anegdot o karach odbytych w szkole i z całą pewnością dałby sobie radę od ręki ze swoim starym motocyklem, musiał wzbić się na istne wyżyny gry aktorskiej, żegnając Harry'ego pierwszego września. Tuż przed King's Cross przybrał postać psa, tłumacząc to niechęcią do wzbudzenia sensacji na peronie, co miało głęboki sens, gdyż, na miesiąc przed rozprawą, jego nazwisko pojawiało się w ,,Proroku" niemal tak często jak za czasów bycia poszukiwanym zbiegiem.

Na szczęście młody chyba nawet ucieszył się z tego swoistego déjà vu, sam Syriusz też pomyślał, że to nader symboliczna sytuacja. Wszakże tego samego dnia rok temu musiał odprowadzić chrześniaka na dworzec jako pies z powodu bycia wrogiem publicznym numer jeden, a teraz, ponownie biegnąc za nabierającym powoli prędkości pociągiem, robił to jako niemal-wolny człowiek. Te przemyślenia sprawiały, że rozkleił się jeszcze bardziej, czego przecież chciał uniknąć przyjmując dla niepoznaki zwierzęcą postać. Rozstania z Harrym zawsze były dla niego cięższe, niż chciałby to komukolwiek przyznać, w szczególności samemu chłopakowi. Wiedział, że ten ma dość zmartwień z powodu przepowiedni, którą usłyszał kilka miesięcy wcześniej w Departamencie Tajemnic.

Sam Syriusz postanowił nie myśleć o tej kwestii nadmiernie. Po prostu powziął bardzo konkretne postanowienie - zrobi absolutnie wszystko, żeby Harry przeżył, niezależnie od tego, co na ten temat sądzą Albus Dumbledore oraz jakaś gadająca kulka z dymem w środku. Nigdy więcej nie popełni tego samego błędu i nie zaufa komuś - on sam musi chronić to, na czym zależy mu najbardziej na świecie, a jeśli będzie to wymagało ofiar, trudno. Jego rzucenie się w wir zadań dla Zakonu miało także i takie tło. Zdecydowanie potrzebował w końcu wyrwać się z domu i zacząć działać, to fakt, ale przede wszystkim musiał przygotować Harry'emu grunt, osłabić Voldemorta tak mocno, jak się da, skoro starcie tych dwóch jest kiedyś w przyszłości nieuniknione. A jeżeli on osobiście miałby zginąć przy tym, to zabierając za sobą tak wielu śmierciożerców, by ,,Prorok" napisał, że Black może i nie zawinił piętnaście lat wcześniej, ale ma jednak pewien rozmach w zabijaniu.

W międzyczasie, dbanie o ogólny dobrostan chrzestnego syna, zarówno fizyczny jak mentalny, uważał również za jeden ze swoich kluczowych obowiązków. To dlatego wysłuchał podejrzeń na temat Malfoya, istotnie mocno śliskiego syna śmierciożercy i zgodził się, by poprosić o pomoc Artura Weasleya, aktualnie ministerialnego specjalisty od zabezpieczania czarnomagicznych przedmiotów. Gdzieś z tyłu głowy miał przekonanie, że czegokolwiek ten białowłosy chłoptaś szukał w szemranym sklepie Borgina i Burkesa, Voldemort z całą pewnością nie przyjąłby szesnastolatka na śmierciożercę. Na opinię Harry'ego mocno rzutowało pięć klas wzajemnej wrogości. Rozumiał to - kiedy sam chodził do szkoły, w gorącym okresie przed Pierwszą Wojną, stosunki między Gryfonami a Ślizgonami bywały nader napięte. Pewnie gdyby teraz spotkał niektórych z tamtych odzianych w czarno-zielone szaty rówieśników, nadal nie spodziewałby się po nich niczego dobrego. Z dużą zresztą szansą na celne trafienie, bo faktycznie większość z nich wybrała ciemną ścieżkę w swoim życiu.

Dotarł myślami do tego tematu i, oczywiście, przez myśl przemknął mu własny brat - także dlatego, że wracając z King's Cross doszedł właśnie pod drzwi rodzinnego domu. Skrzywił się na widok klamek w kształcie węży, niemożliwych do usunięcia, zupełnie tak, jak pamięć o pewnych sprawach, nie wartych wszakże rozmyślań. Niektóre z nich wcale nie bladły z czasem. Przeciwnie, im więcej miesięcy minęło odkąd Syriusz opuścił Azkaban, tym bardziej miał wrażenie, jakby w jego umyśle otwierały się kolejne szufladki. Wcześniej pozostawały zamknięte, bo tak bardzo skupiony był na tym, co najważniejsze, zemście na Peterze, ciągłej ucieczce, przetrwaniu w tym przeklętym domu. Jeszcze nie uniewinniono go oficjalnie oraz publicznie, ale z dnia na dzień czuł się coraz bardziej wolny - a z nim i jego głowa, co nie znaczy, że była jednocześnie coraz zdrowsza. Zdawał sobie z tego sprawę i to tylko potęgowało potrzebę bycia stale zajętym czymś innym niż on sam.

W tej chwili chociażby spodziewał się Tonks - zmierzał do Kwatery szybko po to, by zdążyć ją złapać zanim deportuje się do Hogsmeade, gdzie miała dołączyć do zespołu odpowiedzialnego za ochronę Hogwartu. Syriusz lubił tę dziewczynę. Po pierwsze, była córką Andromedy, jednej z niewielu wartościowych osób w rodzie Blacków, więc zasługiwała na jego uwagę niejako z automatu. Po drugie, wyczuwał w niej dystans wobec konwenansów, który sam podzielał i bardzo szanował to, jak udawało jej się zachować własną tożsamość wśród starszego od niej aurorskiego grona samców alfa.

Kiedy krewniaczka w końcu przywitała się w nim w mrocznej kuchni domu przy Grimmauld Place, zauważył z niezadowoleniem, że nadal wygląda jakoś marnie - dostrzegł to już podczas poprzedniego spotkania dwa tygodnie wcześniej i próbował podpytać, co się dzieje. Zbyła go wtedy wymówkami o zmęczeniu i miał nieodparte wrażenie, że jeśli postanowi drążyć teraz, uzyska dokładnie tę samą odpowiedź. Na samą myśl o tym westchnął z irytacją - o ile łatwiejsze byłoby życie, gdyby ludzie po prostu mówili sobie prawdę!

– Ta twoja wiadomość była dość... nagła, ale na szczęście miałam czas. Oczywiście, żeby przyjść, a nie na to, by rozpowiadać dla ciebie o Linę Dawson, jak chciałeś – Tonks rozsiadła się za stołem i rzuciła na Blacka ciężkie spojrzenie spod potarganej grzywki – Zrób mi chociaż herbaty. Linę znam, więc po prostu opowiem ci o niej, pytanie, po co?

Syriusz wziął się za szykowanie napoju oraz niewielkiej przegryzki dla nich obojga, zgłodniał bowiem przez te emocje na peronie. Tonks też wyglądała, jakby kaloryczna przekąska mogła jej dobrze zrobić.

– To Harry słusznie podsunął mi, że przecież ty możesz ją znać, a ja ufam twoim opiniom. Wiesz chyba, że Dawson została właśnie nową nauczycielką w Hogwarcie?

Po namyśle, poza chlebem, zimnym indykiem z obiadu oraz doskonałym cheddarem z mugolskiego sklepu opodal przywołał ze spiżarni również masło orzechowe i dżem. Cały czas nie mógł nabrać masy po pobycie w Azkabanie.

– Szczerze, to gdyby nie twoja wiadomość, wiedziałabym maksymalnie od godziny, bo wtedy dopiero odświeżono nam instrukcje odnośnie osób w zamku. To informacja praktycznie z wczorajszego popołudnia, jakim cudem trafiła do ciebie tak szybko?

– Remus przyniósł te wieści, a znasz go – nie zdradza źródeł.

Gdyby Syriusz nie stał odwrócony plecami, obserwując, czy prowadzone zaklęciem noże smarują kanapki aby odpowiednio grubo, zauważyłby cień, który przebiegł przez twarz Nimfadory na dźwięk imienia jego przyjaciela. Odpowiedziała mu jednak zupełnie normalnym głosem.

– Okej, w tym konkretnym temacie nie wiem w zasadzie nic więcej. Lina będzie mieszkać w Hogwarcie tak, jak wszyscy nauczyciele i powiedziałabym, że to dla nas bonus. No wiesz, dodatkowy auror w pobliżu czasem się przydaje.

– Przecież Dawson nie jest już aurorem – Syriusz pokręcił głową, stawiając przez Tonks pełen talerz i kubek wielkości średniego rondla. Nadal nie mógł uwierzyć, że tamta panna, którą pamiętał jako nastolatkę z nosem w książkach, zajmowała się polowaniem na czarnoksiężników. To już ta sędziowska toga pasowała do niej znacznie lepiej.

Nimfadora zerknęła z powątpiewaniem na grube, zdecydowanie krzywo pokrojone pajdy, ale zabrała się do jedzenia.

– Nie pracuje w Biurze, ale wiesz, nie da się tak po prostu przestać być aurorem – skomentowała z pełnymi ustami – Nawet jeśli bardzo chcesz, a tak trochę można było odebrać jej odejście... ale może nie powinnam jej oceniać na bazie tamtej sytuacji.

– Bo co się wtedy stało?

– Cóż, to w sumie żadna tajemnica – Tonks skrzywiła się, trochę przez wspomnienia, a trochę z winy zbyt jeszcze gorącej herbaty, która oparzyła ją w usta – Kilka tygodni po powrocie Voldemorta... to znaczy, wtedy oczywiście jeszcze nie wiedzieliśmy, że wrócił... Kilkuosobowa grupa osób z Biura zabezpieczała jakiś nieużytek. Nic specjalnego, rutynowa akcja, ktoś zgłosił podejrzane ruchy wokół opuszczonej nieruchomości, okazało się, że faktycznie, była zabezpieczona magią, choć rejestry nie notowały ani jednego czarodzieja mieszkającego w okolicy. Byli w trakcie badania sytuacji, gdy zostali zaatakowani, a przynajmniej tak zeznali potem.

– Jak to? To zaatakował ich ktoś czy nie?

– Część z nich zeznała, że widzieli zamaskowanych sprawców, którzy czarami aktywowali zawalenie się stropu. Podobno widać było, że uszkodzenia powstają nagle, w sposób jasno wskazujący na użycie magii. No i zaklęciem właśnie miał oberwać jeden z aurorów. Arman Davis, gwiazda Biura, osobisty podopieczny Scrimgeoura. Chłopak pod jego okiem przechodził szkolenie aurorskie, razem z Liną byli ostatnimi osobami, które uczył osobiście. Wiesz, jak widzisz, że kolega obok dostaje Avadą, to ciężko to pomylić z czymkolwiek innym...

–  A jednak ministerstwo zbagatelizowało tę sprawę – powiedział domyślnie Syriusz, który chwilowo stracił apetyt.

–  Bardzo próbowało, ale Scrimgeour dostał szału. Na tyle, na ile ktoś taki jak on może kogoś faworyzować, zdecydowanie miał specjalne względy dla Armana i Liny, która zresztą też o mało nie zginęła w tych ruinach. Knot nalegał, żeby przynajmniej zataić incydent przed opinią publiczną, ze względu na morale, dobro śledztwa, takie tam... Scrimgeur miał tu akurat umiarkowane pole do nacisku, ale zajmował się poszukiwaniami sprawców osobiście. Bezskutecznie, jednak to jakiś czas po tym zaczął wypytywać Kingsleya i mnie o Zakon. To znaczy, ta nazwa nie padła, ale zaczął być, nazwijmy to, jeszcze bardziej czujny, także wobec pracowników. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy czemu, bo nawet w Biurze Aurorów o śmierci Armana powiedziano nam ponad miesiąc po fakcie.

–  Zataili przed wami śmierć członka zespołu?!

– No tak, dostaliśmy informację, że wyjechał na misję, co nie było niczym dziwnym, bo Arman znał dobrze kilka języków i często go gdzieś wysyłali. Nikt się nie zastanawiał też nad tym, że Lina zniknęła razem z nim, zawsze trzymali się razem, w pracy i po, wynajmowali razem mieszkanie. Wiele osób uważało ich zresztą za parę.

– A jak było naprawdę?

– O, mnie się zdaje, że to była czysto platoniczna...

– Nie o to mi chodzi – Syriusz przewrócił oczami, sięgając jednak po masło orzechowe - Życie uczuciowe Dawson mnie nie interesuje. Pytam, co naprawdę robiła wtedy, gdy jej nie było?

– Tego nie wiem, ale kiedy pojawiła się ponownie w Ministerstwie, to już nie w Biurze Aurorów. Scrimgeour powiedział nam, że przeszła do Wizengamotu i sam spakował jej rzeczy.

Syriusz zamyślił się, marszcząc brwi i przez chwilę oboje milczeli. Tonks, posiliwszy się, odstawiła nadal pełny talerz.

– Nie wiem, dla kogo tyle tego nakroiłeś, najadłaby się połowa wioski. Przykryj czymś, bo się zmarnuje. A co do życia uczuciowego Liny, jak to nazwałeś, to, po prawdzie, powinno cię ono interesować, bo, jak widzisz, mogło mieć sporo wspólnego z jej pracą w Hogwarcie. A o to ci ostatecznie chodzi, co? Chcesz wiedzieć, dlaczego ministerstwo ją tam umieściło i czy ma to związek z Harrym?

Normalnie pochwaliłby ją za przenikliwość, ale to po prostu jego intencje były w tym przypadku zdecydowanie zbyt czytelne.

– Pewnie, że o to mi chodzi. Po zeszłym roku, PO UMBRIDGE...

– Lina to zupełnie co innego...

– ... PO UMBRIDGE – udał, że nie słyszy – chcę mieć pewność, że Harry jest bezpieczny od zakusów różnych... nieodpowiedzialnych ludzi z ministerstwa.

Miał na końcu języka coś naprawdę obraźliwego, ale, ostatecznie, sama Tonks też była tamtejszą pracownicą i nie warto było wchodzić na grząski grunt generalizowania.

– ... a Scrimgeour to nie Knot – dokończyła spokojnie, wykonując ten sam manewr pozorowanej głuchoty – Pewnie, że zależy mu na dobrych stosunkach z Harrym, każdemu by zależało na jego miejscu, ale on nie działa takimi sposobami. Poza tym, w ministerstwie mówi się zakulisowo o wyczynach Umbridge w Hogwarcie, choćby o tym, że próbowała stosować Veritaserum na uczniach. Scrimgeour bardzo się o to wścieka, bo w normalnych okolicznościach w trybie natychmiastowym odsunąłby babsko i wierz mi, zadbałby, by kolejną pracę dostała maksymalnie w publicznej toalecie. Większość doradców uważa jednak, że nie można uszczuplać i tak już małego grona urzędników wiernych ministerstwu. Dodatkowo, oskarżając Umbridge, Scrimgeour otworzyłby dyskusje o tym, czy jego poprzednik zdawał sobie sprawę z jej poczynań. Nie muszę ci mówić, że zarówno wykazanie jego wiedzy, jak niewiedzy w tym przypadku świadczyłoby na niekorzyść. Knota minister pozbyć się nie może - tamten ma zbyt wiele znajomości i posłuchu u tych rodzin czystej krwi, które nie są zainteresowane przejściem na stronę Voldemorta.

– Czy minister magii zajmuje się teraz czymś poza intrygami? – Syriusz zaledwie słuchając o tym wszystkim czuł się niczym na karuzeli, a przecież nie zapytał jeszcze o wszystko, co miał w planach – Pewnie stary Rufus wolałby sam powalczyć w tamtej rozwalonej chacie zamiast tańczyć wśród wilków z aktówkami.

– Też tak myślę. Odkąd awansował, złamał już tyle własnych zasad, że zaraz nic mu nie zostanie.

Syriusz poczuł odrobinę współczucia wobec Scrimgeoura, ale nie miał czasu długo się nad tym zastanawiać. Wiedział, że Tonks musi zaraz lecieć, zresztą, dopiła właśnie herbatę i zaczęła obciągać z powrotem podwinięte rękawy dżinsowej kurtki. Pierwszy września był tego roku zaskakująco chłodny.

– No dobrze, czyli Dawson opuściła Biuro Aurorów przez śmierć tego chłopaka, ale przeniosła się do Wizengamotu... Podobno Prorok pisał o tym.

– Tak, bo dostała pracę młodo jak na ich standardy. Niektórzy byli w szoku, ale my, którzy z nią pracowaliśmy, nie bardzo. Zanim została aurorem, pracowała jako asystentka sędziego w Stanach, wiedziałeś? W sumie, skąd miałeś wiedzieć. W każdym razie, z tego co słyszałam, to raczej wtedy dziwili się, że zostawiła dobrą posadę w MACUSA i wróciła do Anglii, w dodatku zabierając Armana ze sobą, bo to tam go poznała. Ale ja myślę, że ona tutaj może dalej zajść w hierarchii i to dlatego. Kiedy ją spotkałam jakoś na początku lata, powiedziała mi, że bardzo lubi pracę w Wizengamocie, i szkoda tylko, że nie zdążyła awansować na wiceszefową departamentu jeszcze za czasów Amelii Bones.

– To chyba jednak nie cierpi jakoś bardzo po tym swoim chłopaku?

– Miałam raczej wrażenie, że ta praca to dla niej forma terapii i ucieczki.

Syriusz pomyślał, w nagłym przebłysku niechętnej autorefleksji, że jeśli tak, to on sam ma coś wspólnego z Liną Dawson. Na głos zaprezentował jednak czysty sceptycyzm.

– Albo to karierowiczka, jak jej stary. Znałem go, wiesz przecież chyba, że jego żona, a matka Liny, to kuzynka mojej kochanej mamuśki.

– Nie wiedziałam. I muszę już iść, Syriusz, więc do brzegu.

Black niechętnie powstrzymał się przed słowotokiem pełnym niechęci wobec swoich krewnych i powinowatych po kądzieli.

– Powiem tak, po tym, co od ciebie usłyszałem, jeszcze mniej rozumiem co ambitna, bogata laska, w dodatku protegowana samego ministra, miałaby robić w Hogwarcie, jeśli nie szpiegować. Widzę tu dwie ścieżki - albo Dumbledore'a...

– Syriusz, dyrektor nigdy by jej nie zatrudnił, gdyby miał najmniejsze obawy, że...

– ... albo Harry'ego. Nie znają treści przepowiedni, chcą sprawdzić, czy naprawdę jest wybrańcem, co jest wart, czy ministerstwu opłaca się na niego stawiać.

Tonks wstała, owijając się ciasno szalikiem. Naprawdę musiała zaraz znikać, a czuła, że drążenie tego tematu z Blackiem może potrwać naprawdę długo.

– Słuchaj, pracowałam z Liną od początku szkolenia, a w tej pracy poznaje się ludzi szybko, nawet, jak nie są wygadani. Ona nie jest, swoją drogą. Może nie powiem ci, czy uważa Harry'ego za wybrańca, o ile w ogóle ma na ten temat zdanie, ale jedno wiem - nie każe mu podpisywać się krwią ani nie będzie groziła Cruciatusem uczniowi. Tego możesz być pewien.

– Mam nadzieję – Syriusz poczuł, jak jego ręce mimowolnie zwijają się w pięści – bo w przeciwnym razie...

– Nie wiem, skąd decyzja o wzięciu posady nauczycielki. Może dla prestiżu, może z sentymentu, może to fanaberia, bo ma za dużo pieniędzy. Niemal na pewno będzie pilnie obserwowała Harry'ego... ale nie napinaj się tak! Chciałam tylko powiedzieć, że to całkiem normalne, tak, ministerstwo go teraz monitoruje i ocenia. KAŻDY to robi, logiczne, skoro to od jednego chłopaka może zależeć koniec wojny. Oni muszą go poznać, żeby mu pomóc, a chyba nie zaprzeczysz, że Harry, Zakon i ministerstwo mają teraz wspólne cele. Dodatkowo, Lina naprawdę może go wiele nauczyć, to wiem akurat z doświadczenia. O ile oczywiście w ogóle będzie miała z nim zajęcia, zawsze może to być Snape.

– Wybór między smokiem a bazyliszkiem – mruknął Syriusz.

– Między lwem a wężem, bo ona była Gryfonką!

Tonks parsknęła śmiechem, zmierzając do wyjścia z kuchni. Wychodząc, potargała mu włosy, czego nie znosił i doskonale o tym wiedziała.

– Śmiejesz się z własnego żartu Dorciu, i to nie za śmiesznego.

– Do zobaczenia, wujaszku – odcięła się, pokazując mu jeszcze język w przelocie i Syriusz pomyślał, że chociaż jeden pozytywny wniosek przyszedł z tej rozmowy – skoro Tonks nadal pyskowała, to nie było z nią najgorzej, nawet jeśli ostatnio wyglądała niemrawo.

– Uważaj tam na młodego! – zawołał jeszcze i chyba usłyszała, bo odkrzyknęła w odpowiedzi coś, co zostało jednak zagłuszone przebudzeniem portretu jego matki. Walburga lubiła dać koncert inwektyw raz na kilka dni, a Tonks miała szczególny talent do aktywowania jej. Syriusz ruszył, by ją uciszyć, a zanim skończył, wiele mil dalej, Nimfadora deportowała się nieopodal stacji Hogsmeade. Żadne z nich nie mogło oczywiście wiedzieć, że ta rzucona na szybko prośba ma głęboki sens i w ciągu kilku godzin Harry istotnie będzie potrzebował szczególnej uwagi.

*

– Harry... zjadłeś coś chociaż? Wyglądasz okropnie.

Głos Rona dotarł do niego jak przez mgłę, złożoną z wyjątkowo paskudnej mieszanki gniewu, wstydu oraz niepokoju. Okej, wczorajszy pomysł ze śledzeniem Malfoya w pociągu nie był najlepszy. A już zdecydowanie nie powinien pozwolić mu dać się złapać, skopać i przez to dostarczyć materiału do przechwałek w grupie Ślizgonów. Wejście zakrwawionym do Wielkiej Sali w środku uczty oraz oglądanie zachwyconego swoją osobą Dracona miało jednak zaletę. Harry zyskał pewność, że na Pokątnej tamten zdradził się z czymś - na razie niesprecyzowanym, ale z całą pewnością podejrzanym. Nerwowa reakcja na dotyk w miejscu, gdzie nosiło się Mroczny Znak, groźby skierowane do właściciela sklepu na Nokturnie, wreszcie, te słowa wypowiedziane w przedziale Ślizgonów... W przyszłym roku może mnie w ogóle nie być w Hogwarcie... Może zajmę się... ważniejszymi sprawami.* Harry był niemal pewien, że jeśli nawet Draco nie przejął po ojcu schedy śmierciożercy, to przynajmniej wykonywał jakieś zadanie dla Voldemorta i czuł pewną irytację na myśl, że nikt poza nim tego nie dostrzega. Nawet Syriusz był sceptyczny, choć fakt, on przynajmniej słuchał nie przerywając.

– Odklej się w końcu od myślenia o Malfoyu – tym razem to syk Hermiony zakłócił jego myśli, poprzedzony po chwili dość solidnym pacnięciem w ramię – W ogóle nie słuchasz, co mówi McGonagall! Jeśli nawet TO do ciebie nie dotarło, to wybacz, ale trochę ci odbija na punkcie tamtej sprawy.

– TO, czyli? – odpowiedział, wyostrzając czujność, bo faktycznie, opiekunka Gryffindoru kręciła się opodal, rozdając plany zajęć. Właśnie informowała Parvati, że wróżbiarstwo na szóstym roku poprowadzi profesor Trelawney, a nie mający powodzenie u niektórych uczennic centaur Firenzo.

– Przed chwilą powiedziała, że nie Snape będzie nas uczył obrony przed czarną magią, tylko tamta nowa babka! W dodatku te lekcje mamy tylko z Krukonami – wyraźnie zadowolony Ron zniżył nieco głos, bo McGonagall była coraz bliżej.

– Jeszcze jej nie znasz, nie ma powodu do ekscytacji.

Hermiona odpowiedziała mu z pobłażliwym uśmiechem, ale jednocześnie zerkała niecierpliwie na McGonagall. Harry nie wątpił, że marzy, by mieć już w ręku swój plan zajęć i popędzić na pierwsze z nich.

– Każdy jest lepszy od Snape'a, Hermiono, no chyba, że Umbridge. A jakoś wątpię, by po tym, co się wydarzyło w zeszłym roku, wpuścili tu znów kogoś takiego. Poza tym, ta pani wygląda na miłą.

– Mówisz tak, bo jest młoda i ładna, Ron.

Harry przestał słuchać ich odbywanej półgłosem sprzeczki, gdyż akurat podeszła do niego McGonagall. Na wieść o usunięciu Snape'a z jego życia poczuł się, jakby dostał prezent i nawet cały dzień wypchany lekcjami nie pogorszyłby mu teraz nastroju. Malfoy i jego ciemne sprawki poszły chwilowo w niepamięć, zwłaszcza po tym, jak wicedyrektor poinformowała, że obaj z Ronem będą mogli kontynuować eliksiry u profesora Slughorna. Zostanie aurorem nigdy nie wydawało się Harry'emu tak bliskie i był gotów na wszystko, by zrealizować ten cel.

Miał tylko szczerą nadzieję, że pierwsza lekcja obrony przed czarną magią, którą była w planie jeszcze tego przedpołudnia, będzie polegała na czymś więcej, niż czytanie podręcznika.




* To jeden z tych rozdziałów, które mocno odnoszą się do kanonicznych wydarzeń z książki ,,Harry Potter i Książe Półkrwi" - cytat zatem pochodzi z niej właśnie.

I jeszcze słowo ode mnie - bardzo, bardzo dziękuję osobom, które tu zaglądają i zostawiają po sobie ślad <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro