Prolog
"Po niezbyt uprzejmym pożegnaniu z Castielem i lepszym, ale również ciężkim pożegnaniu z Bobbym, Dean ruszył do domu Lisy. Nie chciał żeby Cas go ratował. Każda jego część, każda komórka jego ciała, chciała umrzeć, albo znaleźć sposób, by ocalić Sama. Nie mógł jednak tego zrobić , ponieważ złożył obietnicę. Obietnicę, którą musiał dotrzymać.
I kiedy zapukał w drzwi domu Lisy, czuł w sobie niewyobrażalny ból. Próbował sprawiać wrażenie, że wszystko jest w porządku. Jednak nic nie było w porządku - może za jakiś czas będzie. Jednak szczerze w to wątpił.
- Cześć, Lisa - powiedział, próbując brzmieć normalnie, jednak w jego głosie słychać było ból.
- Dzięki Bogu - powiedziała, ale w jej głosie nie było słychać ulgi, którą miała nadzieję usłyszeć i poczuć, kiedy znowu go zobaczy. Wynikało to z tego, że widziała ból na jego twarzy. Ból, który usilnie starał się ukryć.
- Tak. - Skłamał, kiwając głową, po czym spojrzał na ziemię. Kiedy ponownie uniósł głowę, kontynuował, a jego głos się łamał. - Jeśli nie jest za późno... to chętnie wpadłbym na to piwo.
Lisa przytaknęła. Wiedziała, że Dean kłamie, ale wiedziała też, że musiał przeżyć coś potwornego. Nie chciała rozdrapywać świeżych ran.
- Nigdy nie jest za późno - odparła, próbując się sztucznie uśmiechnąć, jednak w jej oczach widać było współczucie. Dean to zobaczył.
Przekroczył próg domu i mocno ją objął. Dopiero teraz opuściła go wściekłość, która ostatnio w nim dominowała. Wściekłość ta zamieniła się w rozpacz, którą wcześniej starał się trzymać gdzieś głęboko, aby nikomu nie okazywać tego, jak bardzo jest złamany ostatnimi wydarzeniami i tym, jakie odcisnęły one na nim piętno.
Próbował udawać twardego, chociaż wszyscy widzieli jak cierpi. Nie mógł jednak dłużej ukrywać tego cierpienia przy Lisie.
Wiedział, że czuli coś do siebie i wiedział, że złożył bratu obietnicę, że będzie z nią szczęśliwy - że spróbuje żyć normalnie. Ale czy naprawdę mógł żyć normalnie po tym wszystkim? Czy mógł żyć normalnie bez oglądania się za siebie, aby upewnić się, że nic tam nie ma?
Na to pytanie chyba nikt nie znał odpowiedzi.
Zatem jak to się skończy?
Według mnie, był to test dla Sama i Deana. I myślę, że spisali się całkiem nieźle - stając na przeciwko dobra i zła. Aniołom, demonom, przeznaczeniu i samego Boga, podjęli własny wybór. Wybrali rodzinę. I, cóż - czy to nie o to właśnie chodziło? [...]"
Chuck Shurley siedział przed swoim komputerem, kończąc kolejny tom "Nie z tego świata". Niedługo książka ujrzy światło dzienne, a wierni czytelnicy nie zdadzą sobie sprawy, że to wszystko działo się naprawdę, że to nie tylko książka, a kiedy rzekomy prorok dumnie napisał "KONIEC", jeszcze nie zdawał sobie sprawy, że to dopiero początek. A przynajmniej nie taki początek...
Podczas gdy Chuck pisał te słowa, do Castiela dotarło jak bardzo Dean cierpi i postanowił spróbować mu pomóc. Był aniołem, więc oczywiście wciąż miał problem ze zrozumieniem ludzkich emocji. Oznaczało to, że jego pomoc nie mogła wyglądać tak, że pójdzie do Deana i spróbuje go pocieszać. Nic z tych rzeczy. Postanowił uratować Sama. Jednak nie znał konsekwencji, jakie się z tym wiążą.
Chuck wiedział, co Castiel chce zrobić, jednak nie wiedział, że przez posunięcie anioła nie tylko wiele się zmieni, ale również zmienią się realia, które ich otaczały. Nigdy nie spodziewałby się, że inny anioł poza Gabrielem może sprawić, iż ktokolwiek znajdzie się w innym wymiarze. Nie przypuszczał, że sprawi to, iż częściowo straci pamięć i utknie w innym wymiarze razem z braćmi Winchester, Castielem i samym Królem Piekła.
Zamknął oczy, zadowolony ze wszystkiego, co do tej pory się wydarzyło, a kiedy je otworzył... Nie był już w swoim domu. Leżał na środku ruchliwego chodnika w samym środku Los Angeles.
Poderwał się z ziemi i próbował zorientować się, gdzie jest. Dopiero po chwili zobaczył wielki, oświetlony w środku nocy budynek, który wyróżniał spośród wszystkich innych. Nie wiedział czemu tak pomyślał, ale uznał, że to właśnie tam znajdzie odpowiedź na nurtujące go pytanie.
Helena spojrzała na pierwszy rozdział swojego nowego opowiadania, które zatytułowała "Alternatywna Rzeczywistość". Wykonała ostatnie poprawki w tekście, uważnie sprawdzając literówki i znaki interpunkcyjne. Kiedy widziała jakiś błąd od razu go poprawiała. Chciała, aby wyszło idealnie. Czego innego można się spodziewać po siedemnastoletniej blondynce o nienagannej urodzie, która kolejny rok z rzędu zdała z czerwonym paskiem na świadectwie?
Rodzice nie wiedzieli, że ich córka pisze. Myśleli, że kiedy spędza czas przy komputerze w rzeczywistości się uczy. Tymczasem nastolatka traktowała pisanie jako odskocznie, która wbrew pozorom pomagał jej w nauce i organizowaniu czasu.
Helena wiedziała, że kiedy za kilka miesięcy rozpocznie się klasa maturalna, ponownie będzie musiała skrócić czas przeznaczony na pisanie, aby w tym czasie się uczyć. Wiedziała, że musi się dostać na dobre studia - że w ten sposób zapewni sobie dobrą przyszłość, w której miała nadzieję, że będzie mieć czas na pisanie w wolnym czasie, a zarobione w pracy pieniądze będą w stanie pokryć wydanie jej oryginalnej książki.
Była mądrą dziewczyną, która wiedziała wiele rzeczy. Nie wiedziała jednak jednej, dość istotnej - że to co pisze, dzieje się naprawdę...
***
Początek prologu pochodzi z odcinka Swan Song serialu Supernatural i częściowo zawiera zdania z tego epizodu. Starałam się to opisać w miarę bezspojlerowo, ale wiadomo, że nie wszystkiego da się uniknąć, więc z tego miejsca przepraszam za wszelkie spojlery
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro