Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6. The man in a trench coat

Oczywiście zwyczajne wejście do klubu byłoby zbyt piękne... Nie musieli czekać długo, aby zwrócić na siebie uwagę wszystkich dookoła. Wszystko przez Crowleya, chociaż trudno było to określić jego winą.

- Exorcizamus te, omnis immundus spiritus - zaczął, powoli zbliżający się w ich stronę, na oko trzydziestoparoletni blondyn w beżowym płaszczu nałożonym na garnitur. Na jego twarzy malowała się rzadko spotykana determinacji - omnis satanica potestas...

- Łosiu, jakaś pomoc? - Crowley wydukał słabo w stronę Sama, który wyglądał już coraz lepiej. Przynajmniej jedna dobra wiadomość...

- Hej, kolego - zaczął młodszy z braci Winchester. - Spokojnie.

Oczywiście nic to nie dało. Blondyn kontynuował egzorcyzm, a Crowley wyglądał coraz gorzej. Wszystko sprawiło, że narósł wokół nich tłum gapiów.

- Ergo, draco maledicte - wtrącił się Dean.

- Dean, nie pomagasz - zauważył Sam, ale wbrew pozorom chyba to pomogło, bo na twarzy egzorcysty pojawił się wyraźny znak zaskoczenia.

- Przestań i pogadajmy - zaproponował starszy z Winchesterów. - Nie chcemy konfliktu.

Mężczyzna westchnął i przerwał egzorcyzm na ostatnim zdaniu. Crowley wziął głęboki oddech i rzucił egzorcyście wściekłe spojrzenie.

- Kim jesteś? - spytał ostrożnie Sam, jakby lekko bojąc się, że mężczyzna zaraz wznowi egzorcyzm, przez co stracą naprawdę przydatne wsparcie, jakim w tej sytuacji był Crowley. Aż nie wierzył, że tak myśli.

- John Constantine - przedstawił się mężczyzna. - A wy?

- Dean Winchester - przedstawił się Dean. - To mój brat Sam - wskazał na brata. - Ten w beżowym płaszczu to Cas - wskazał na anioła, a następnie machając ręką w stronę demona dodał. - A ten tu to Crowley.

- Więc... - zaczął nieśmiało Sam. - Jesteś łowcą?

Johna widocznie zaskoczyło to pytanie.

- Raczej przed nimi uciekam - przyznał. - Wydali za mną list gończy...

- Mam wrażenie, że w tym wymiarze nie ma łowców w naszym tego słowa znaczeniu - szepnął Dean do Sama.

- Możecie przestać szeptać sobie miłe słówka? - wtrącił lekko poddenerwowany Crowley, a Sam i Dean spojrzeli na niego lekko oburzeni tym sformułowaniem. - Po coś tu przyszliśmy. A raczej po kogoś... Bierzmy go i zmywajmy się stąd - zaproponował i jakby nigdy nic ruszył w stronę wejścia do klubu.

- Ma rację - stwierdził łagodnym głosem Castiel. - Chuck może być naszą jedyną nadzieją na powrót do domu. Nie mogę tu nawet nawiązać połączenia z innymi aniołami. Dopiero co wszyscy kłócili się o apokalipsę. Wszystko ucichło jak tylko tu trafiliśmy, to...

- Jesteś aniołem? - spytał Constantine. 

Castiel nie odpowiedział od razu, spojrzał tylko na Johna, jakby nie będąc pewny czy może mu zaufać. Widocznie należał do tego świata. To nie było coś, co zwiększało zaufanie. Nie miał już jednak wyboru.

- Tak - wyznał.

Constantine'a najwidoczniej nie zaskoczyło to, że anioły istnieją. Zapewne wynikało to z faktu, że utrzymywał z jednym kontakt - anioł nazywał się Manny. Nie przepadali za sobą jakoś nadzwyczajnie. Była to po prostu konieczna współpraca. Zbliżała się Ciemność, a to, co właśnie zobaczył? Anioł współpracujący z demonem? To tylko utwierdzało go w przekonaniu, że koniec jest bliski.

- Obyś nie był dupkiem - rzucił bez większych emocji, po czym zwrócił się w stronę Winchesterów. - Rozumiem, że też chcecie spotkać słynnego pana Morningstara. Proszę przodem - powiedział, wskazując na wejście do klubu.

Oczywiście wejście do najbardziej luksusowego klubu w całym Los Angeles nie mogło być takie proste... Wejście obstawała ochrona. Na szczęście mieli Crowleya. Demon zaproponował drobne umowy w zamian za wejście do lokalu. Ochraniarze oczywiście przystali na ofertę nie do odrzucenia, dzięki czemu grupka uzyskała możliwość wstępu do Lux.

- Oby to było tego warte, bo właśnie straciłem umowę życia - westchnął Crowley, ale w jego głosie było słychać groźbę. Nie przerasiła ona Winchesterów, ani Castiela, ale z pewnością nie spodobała się Johnowi.

- Nie przejmuj się nim - uspokoił go Dean. - On tak po prostu ma.

I z tymi słowami weszli do klubu.

***

Jeśli kogoś to interesuje to założyłam fanpage na Facebooku  - szukajcie pod nazwą Kingers (@kingersik07)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro