Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

48. Happy end?

Wszyscy byli zajęli rozmowami, kiedy nagle na schodach prowadzących do klubu, dostrzegli Helenę, Chucka i... Gabriela!

Archanioł co prawda nie wyglądał najlepiej, a Helena i Chuck pomagali mu iść, ale żył. Znowu.

Żył i to było w tym momencie najważniejsze.

Wszyscy wstrzymali oddech. Sam i John rzucili się do pomocy i wspólnie z Heleną i Chuckiem przetransportowali archanioła na kanapy w klubie.

- Nie róbcie ze mnie kaleki - poprosił. - Mogę chodzić sam.

Wszyscy lekko się uśmiechnęli.

Reszta grupy również przeniosła się na kanapy, aby być bliżej archanioła, który wstał, próbując udowodnić, że wcale nie jest z nim tak źle.

- Widzicie? - spytał. - Nic mi nie jest.

Castiel podszedł do brata i mocno go przytulił. Żadnym opisem nie da się wyrazić tego, jakie emocje temu towarzyszyły. 

Myślał, że stracił brata już na zawsze. A jednak ten tu był. Żywy.

Kiedy Castiel odsunął się od Gabriela, ten spojrzał nie pewnie na Sama, chcąc wybadać, czy przeczytał list, który mu zostawił. Szybko stwierdził, że nie, bo jego zachowanie byłoby nieco inne. Postanowił, że przy najbliższej okazji porozmawia z nim. Musiał to w końcu zrobić.

Młodszy Winchester wyczuł na sobie wzrok archanioła. Wiedział, że to nieme pytanie dotyczące listu. Wiedział też, że znał już odpowiedź na to pytanie. Sam do końca wierzył, że Gabriel wróci, dlatego nie chciał czytać tego listu. Chciał to usłyszeć od niego. Cokolwiek ten miał u do przekazania. Uśmiechnął się do archanioła.

- Dobrze znów cię widzieć, Gabe - powiedział i nim się zorientował, Gabriel stał tuż przy nim, obejmując go. 

Sam odwzajemnił uścisk.

- Musimy później porozmawiać - wyszeptał archanioł.

- Wiem - odparł Sam, odsuwając się od niego. Miał wrażenie, że uścisk był zbyt długi.

Spojrzał na Deana, który przyglądał mu się badawczo. Tak, zdecydowanie zbyt długi...

Przewrócił oczami, dając bratu znak, że to przecież nic takiego. Ten uśmiechnął się dziwnie i pokręcił głową, jakby nie do końca mu wierzył.

Gabriel przytulał po kolei całe towarzystwo, jednak były to krótkie uściski. 

- Gdzie Lucifer? - spytał po chwili.

- Pobiegł za Chloe - usłyszał znajomy głos i odwrócił się, uśmiechając się lekko.

- Mazikeen! - powiedział radośnie. 

- Nie powinieneś być teraz martwy? - spytała. 

- Oh, daj spokój! Myślisz, że to była moja pierwsza śmierć?!

W odpowiedzi wysłała mu wyzywające spojrzenie i ruszyła w stronę apartamentu.

- Nie zostaniesz z nami? - spytał, udając zawiedzionego.

- Mam dość wrażeń na dziś - odparła, po krótkiej chwili znikając w windzie.

Następnie (pomimo protestu Chucka) postanowił wznieść toast.

- Proszę cię, Tato, obaj wiemy, że alkohol i tak na mnie nie działa - odparł, po czym wzniósł kieliszek, reszta uczyniła podobnie. - Cóż. Jeśli któreś z was, dzieciaczki, sądziło, że tak łatwo się mnie pozbędziecie, to teraz już wiecie, jak bardzo się myliliście - zaczął żartem. - A poważnie to chciałbym tylko powiedzieć, że pewnie nie byłoby mnie tutaj, gdyby nie mój wspaniałomyślny Ojczulek oraz, naprawdę jestem z niej dumny, najwspanialsza córka, jaką mógłbym sobie wymarzyć. Dziękuję wam za przywrócenie mnie do życia i zmuszenie do spędzenia kolejnych lat w tym tworze... Z tego miejsca chciałby wznieść toast za nas wszystkich. Za to, co próbowaliśmy zrobić. Za to, że Amara nie stanowi już zagrożenia.

- Za to wypiję - stwierdził Crowley.

Chuck spojrzał na niego z wyraźną ulgą. Wyglądało na to, że Gabriel wrócił cały i zdrowy. Miał tylko nadzieję, że tak już pozostanie.

Rozmyślał już nad swoją decyzją dotyczącą władzy w Niebie i postanowił, miał nadzieję słusznie, iż wróci na tron. Chciał, aby Gabriel mógł odpocząć i nacieszyć się czasem, który mógł spędzić ze swoją córką. Jakby nie patrzeć - ona była w połowie człowiekiem. Dorastała normalnie. To kwestia czasu, gdy się zestarzeje i w końcu umrze.

Dla Chucka te kilka lat nie stanowiło problemu. A pozwoliło mieć poczucie, iż postępuje słusznie. Nawet jeśli to wszystko będzie kosztowało go lata tłumaczenia się, dlaczego zniknął na tyle czasu.

Z Heleną ustalili, że oboje są na ten moment zbyt słabi, aby móc odesłać wszystkich do domu. Poza tym, chcieli dać im czas na pożegnanie się ze wszystkimi. Nie było wiadome, czy jeszcze kiedykolwiek się spotkają.

W międzyczasie do klubu wszedł Lucifer, któremu trudno było uwierzyć w to, że jego brat faktycznie żył. Bez namysłu przytulił Gabriela.

- Też tęskniłem, Luci - odparł, po czym pstryknął palcami, a przemoczone ubrania Diabła, znów były suche. Podobnie jak jego włosy. 

Morningstar spojrzał zdezorientowany na brata. Wiedział, że Gabriel był potężniejszy od niego, ale i tak był pod wrażeniem.

Przez chwilę zapomniał nawet o Chloe, której słowa wciąż tkwiły w jego podświadomości.

- Musisz mnie tego nauczyć - powiedział.

- Może kiedyś - odparł Gabriel.


Przez resztę dnia świętowali  i starali się zapamiętać jak najwięcej z tych chwil - wiedzieli, że niedługo będą zmuszeni się pożegnać. 

Nawet Cassidy i Dean doszli do porozumienia - pili razem, co jakiś czas wybuchając śmiechem. Jeszcze kilka dni wcześniej wydawało się to niemożliwe.

Archanioł wyczuł moment, aby podejść do Sama. Chciał mieć to po prostu za sobą.

Oparł prawą rękę na jego ramieniu i nachylając się łowcy do ucha, spytał:

- Możemy porozmawiać?

- Jasne - odparł Winchester, bez większego zastanowienia i pokazał Gabrielowi miejsce obok niego.

- Wolałbym bardziej ustronne miejsce - wyznał, co na chwilę zaniepokoiło Sama.

- Oh... W porządku - odpowiedział niepewnie. -  Prowadź.

Wyszli więc na zaplecze, wiedząc, iż jest ono tylko dla przepisów, a tak naprawdę nikt z niego nie korzysta - powiedzieli to zarówno Lucifer, jak i Maze.

Dean patrzyła się podejrzliwie, widząc jak Gabriel prowadzi jego brata gdzieś z dala od reszty. Dłoń archanioła była niebezpiecznie blisko karku Sama.

Nachylił się do Castiela, który wydawał się tym wszystkim równie zaskoczony, co on.

- Wiesz o co tu chodzi? - spytał Dean, a w odpowiedzi anioł pokręcił głową.

- Przykro mi Dean, nic nie wiem - powiedział z lekkim poczuciem winy w głosie. Może powinien coś wiedzieć?


***

Chyba nie sądziliście, że serio wskrzesiłam Gabriela na rzecz tego opowiadania, aby znowu go w nim uśmiercić (szczególnie, że od dłuższego czasu było wiadome, że do rozmowy z Samem prędzej czy później dojdzie)? Aż tak wredna nie jestem xD Szczególnie, że Gabrysia kocham całym serduszkiem i cholernie za nim tęsknię w serialu... Swoją drogą minęło już prawie 8 lat odkąd Eric Kripke zadzwonił do Richa z informacją, że Gabe żyje, ale wciąż nic z tym nie zrobili... Wciąż żyję w nadziei :')


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro