Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4. Okay... What's going on?

W trakcie gdy Castiel leczył Sama na tyle, aby ten był w stanie robić cokolwiek o własnych siłach, Dean włożył na siebie ubrania, które anioł skądś wytrzasnął. Nie chciał nawet wiedzieć skąd, ale w miarę pasowały do jego stylu - jeansy, biały t-shirt i czerwona koszula flanelowa, a kiedy Sam był już w stanie rozmawiać, we trójkę zaczęli rozważać jak tu się dostali i kto jeszcze może tu być. Anioł umiał wyczuć czyjąś obecność, więc Sam i Dean podawali mu kolejno imiona znajomych i czekali, aż anioł sprawdzi czy ktoś spośród nich tu jest. Dowiedzieli się w ten sposób, że na pewno nie było tu Bobby'ego - ich przybranego ojca. Ku uciesze Sama nie było tu też Becky - jego psychofanki, która dosłownie oszalała na jego punkcie po przeczytaniu książek pisanych przez Chucka. Książki te dość szczegółowo opisywały ich życie, więc kiedy dziewczyna dowiedziała się, że jej ulubiony książkowy charakter jest bohaterem z krwi i kości... łatwo wyobrazić sobie jej reakcję.

- Chuck? - zaproponował Dean, a Castiel, po chwili skupienia, kiwnął głową.

- Wyczuwam go.

Deana ucieszyła ta informacja tak bardzo, jak tylko cokolwiek mogło go ucieszyć w obecnej sytuacji.

- Wspaniale - powiedział. - W takim razie plan jest prosty: znajdźmy Chucka, on będzie wiedział, co tu się dzieje. A kiedy to rozgryziemy, zmywamy się z tej rzeczywistości.

Anioł pokręcił głową.

- To nie będzie takie proste - powiedział jak zwykle bez emocjonalnym tonem, przez co Dean nie miał najmniejszego pojęcia, co jego anielski przyjaciel właśnie próbuje mu przekazać. Castiel widząc dezorientację na twarzy Deana westchnął i spróbował rozjaśnić, co miał na myśli. - Wyczuwam jakąś dziwną energię wokół niego. Podobną do demonów, ale to nie demony. A przynajmniej nie takie jakie znamy.

- Co masz przez to na myśli?

- Ciała, których używają nie mają duszy i nigdy ich nie miały. Nie używają naczyń.

- Więc co? Same je tworzą? 

- Niewykluczone.

- Świetnie - parsknął Dean. - Ten wymiar coraz mniej mi się podoba. 

Nie tylko Deanowi to się nie podobało, a całej trójce. Nie wiedzieli z czym mają do czynienia. Castiel twierdził, że to, co się stało to jego wina, ale wciąż niewiele o tym mówił. A dodatkowo jeśli tutejsze demony działały inaczej niż przez opętanie... to wówczas nie mieli najmniejszego pomysły, jak je powstrzymać. To co znali do tej pory mogło się nie sprawdzić. Egzorcyzmy pewnie też zważywszy na to, że demony mogły tworzyć ciała, a nie je opętywać. Byli pod muszką.

- Witajcie, chłopcy - Dean usłyszał dobiegający zza jego pleców głos i prawie podskoczył ze strachu. Prawie.

Dobrze znał ten głos i wiedział do kogo należy. Próbował zachować kamienny wyraz twarzy zanim się odwrócił.

- Crowley - powiedział tonem, który mówił, że widocznie miał dość tego, który stał przed nim. - Jasne, czemu nie. Jeszcze ciebie tu brakowało...

Wyglądający na Brytyjczyka w średnim wieku, ubrany w czarny garnitur, szatyn z widocznym zarostem, najwidoczniej nie spodziewał się takiej formy powitania.

- Cóż... spodziewałem się czegoś bardziej jak "Hura! Crowley nas uratuje!", ale też cię lubię, Dean.

Te słowa dały Deanowi nadzieję.

- Możesz nas stąd wyciągnąć?

- Oczywiście, że nie, ale chciałem zobaczyć twoją zawiedzioną reakcję - powiedział pół żartem, pół poważnie, po czym zmienił ton głosu na poważniejszy, jak na Króla Piekła przystało. - To, powiedzcie mi, który z Was, skończeni idioci, stoi za tym magicznym przeteleportowaniem się?

***

- Maze, ile razy mam ci powtarzać, że... - wysoki przystojny, elegancko ubrany brunet, wstał od fortepianu i urwał swoją wypowiedź, kiedy zobaczył, że Mazikeen nie jest sama.

Przyprowadziła kogoś, kto wyglądał niemal jak bezdomny i był dość mocno przerażony. To nigdy nie oznaczało czegoś dobrego.

- Maze... - zaczął niepewnie. - Kto to jest?

- Twierdzi, że jest prorokiem.

Brunet zamyślił się lekko.

- Prorokiem? - zapytał niedowierzająco, śmiejąc się lekko, ale jednocześnie był nieco nerwowy. - Prorok w dwudziestym pierwszym wieku? 

Zbliżył się do rzekomego proroka, jakby próbując go wybadać. Miał jednak co innego na celu. Chciał zobaczyć reakcję mężczyzny na swoje prawdziwe oblicze. Kiedy wyraz twarzy mężczyzny ani trochę się nie zmieniał, brunet zaczął nieco się niepokoić. Kiedy komukolwiek pokazywał, kim tak naprawdę był, ten ktoś zawsze w najlepszym wypadku drżał ze strachu. Tutaj nie stało się kompletnie nic. Pokazał mu swoje oblicze Księcia Piekła, Lucifera Morningstara, a przynajmniej próbował, bo najwidoczniej jego sztuczka nie działała na tajemniczego przybysza.

Po kolejnej chwili, spojrzał na mężczyznę zdezorientowany.

- Nic? - spytał niepewnie.

- Nie bardzo rozumiem, co miało się stać... - zaczął nerwowo, ale ten nie dał mu dokończyć.

- Fascynujące... - odszedł na kilka kroków i zbliżył się do barku, wyjmując dwie szklanki i otwierając szkocką. - Jak ci na imię?

- Chu... Chuck - odpowiedział niepewnie. 

- Zatem - zaczął Lucifer, ponownie podchodząc do Chucka. Chciał wybadać, co jest z nim nie tak. - Lubisz whisky?

***

- Jak to Cass nie mógł tego zrobić?! - zapytał widocznie zbulwersowany Dean, który wciąż nie do końca wiedział, czemu jego anielski przyjaciel oskarżał się o to całe zajście.

Crowley spojrzał na niego z politowaniem.

- Do czegoś takiego potrzeba mocy kogoś większego niż pierwszego lepszego anioła - niepewnie spojrzał na Castiela, jakby bojąc się, że może źle dobrał słowa. - Bez urazy.

- Więc jeśli nie Cass to kto? - spytał Sam.

- Nie wiem. Może archanioł dałby radę...

- Lucyfer i Michał są uwięzieni, a Gabriel i Rafał nie żyją - przypomniał mu Dean. - Archaniołowie wypadają z kręgu podejrzanych. - Po chwili jednak Dean zrozumiał, że to, co wiedział jeszcze wczoraj nie do końca musi być aktualne. Przecież Sam był uwięziony razem z dwoma archaniołami. Poświęcił się, aby ocalić świat przed apokalipsą, a jednak był tu teraz z nimi. - Cass, chcesz nam coś powiedzieć?

- Lucyfer i Michał wciąż są w Klatce. Z tego co wiem - powiedział niepewnie anioł.

- Więc jakim cudem Sam tu jest? - zapytał może zbyt ostrym tonem, ale miał dość tego, że Cass nie mówi mu całej prawdy. Coś ukrywał i widział to. Nie zamierzał odpuścić.

Castiel opuścił głowę w geście winy.

- Cass - powiedział Dean z naciskiem, a jego głos nieco przestraszył zbuntowanego anioła.

- Wszedłem do Klatki i wyciągnąłem z niej Sama.

Po tym słowach Dean chciał wybuchnąć. Chciał wiedzieć dlaczego Castiel nie wspomniał mu wcześniej, że może to zrobić. Dlaczego pozwolił im obu myśleć, że jeśli Sam się poświęci, to będzie to po prostu koniec? Dlaczego nie powiedział nic, kiedy ostatni raz rozmawiał z nim w ich wymiarze? Dlaczego pozwolił mu wierzyć, że stracił brata na zawsze? Nie potrafił tego zrozumieć.

Wiedział jednak, że to nikomu teraz nie pomoże, a jeśli Cass czuje się winny, to coś musiało się przy tym stać. Pytanie tylko co.

- I? - zapytał, licząc, że Castiel powie, co stało się dalej.

- Nie wiem - wyznał. - Wszystko było jak poprzednio

- Jak wtedy kiedy wyciągałeś mnie z Piekła?

- Tak.

- Więc co się stało?

- Nie wiem - powiedział krótko. - Dopiero na powierzchni zorientowałem się, że jednak coś poszło nie tak. Nikt nigdy nie próbował wyciągnąć kogoś z Klatki. Uznałem, że to przez to.

- Co o tym myślisz, Crowley? - spytał Dean. - To możliwe?

Król Piekła zastanowił się przez chwilę, zanim odpowiedział na to pytanie.

- I tak i nie - wyznał w końcu. - Nigdy o czymś takim nie słyszałem, ale gdyby tak się stało, to byłby tu ktoś więcej. Nie ma innych demonów. Domyślam się, że reszty waszych znajomych też tu nie ma, więc ktokolwiek lub cokolwiek nas tu przeniosło musiało mieć jakiś konkretny cel. A to sprawia, że jeszcze bardziej chcę się z nim policzyć, bo właśnie finalizowałem umowę...

- Więc co? - spytał Dean. - Chcesz znaleźć winowajcę?

- Myślę, że sprawa jest prosta, bo wszyscy wiemy, kto to zrobił.

Dean spojrzał na niego niepewnie. Nie miał pojęcia, co Crowley ma mu do przekazania. Wymienił kontakt wzrokowy z Samem, ale ten też najwidoczniej nie wiedział, kogo Król Piekła może mieć na myśli.

- Oświeć nas.

Crowley westchnął.

- Nie wierzę, że takie tępaki ocaliły świat przed apokalipsą... 

- Crowley - powiedział ostro Dean. - Kto twoim zdaniem to zrobił?

- Tylko jedna z istniejących obecnie we wszechświecie istot jest potężniejsza od archaniołów - stwierdził, po czym przenosząc wzrok na Castiela i wskazując na anioła palcem, dodał - jego szef.

*****

Rozdział dedykowany postaci Castiela 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro