Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

38. A chat with a God

Lucifer Morningstar grał na fortepianie, śpiewając utwór The Jimi Hendrix Experience, kiedy nagle, znikąd, pojawili się Sam, Dean, Castiel, Cassidy, John, Chuck i jakaś dziewczyna.

Diabeł spojrzał na przybyszów, a kiedy spostrzegł, że wszyscy patrzyli się na Chucka, poszedł za ich przykładem.

- Chyba musimy porozmawiać - powiedział Chuck i w tym momencie wszyscy na moment zamarli.

- O w mordę... - skomentował sprawę Dean.

Lucifer od razu zrozumiał, o co w tym wszystkim chodzi. Nie wytrzymał. Wstał od fortepianu.

- Ty sukinsynu... - powiedział, ruszając w stronę swojego Ojca, który jednak wykorzystał swoją moc i zatrzymał go siłą woli. - Poważnie?! Zamierzasz się teraz popisywać?!

- Nie chcę kłótni - powiedział Chuck, nieco przyostrym tonem.

- Chyba nie sądzisz, że to cię teraz ominie, Boże - powiedział Dean, akcentując ostatnie słowo ze słyszalnym obrzydzeniem w głosie.

- Dean, spokojnie - powiedział Sam, który znajdował się w mniejszości, która nie chciała sprać Chucka na kwaśnie jabło.

Castiel podszedł do Ojca i uściskał go, co spotkało się z zaskoczeniem reszty. W tym momencie Dean cieszył się, że podjął taką, a nie inną decyzję w sprawie relacji z Castielem, bo w tym momencie zdecydowanie by się pokłócili.

- Dziękuję za wszystko - anioł wyszeptał Stwórcy do ucha.

Chuck uśmiechnął się lekko. Przynajmniej Castiel i Gabriel nie chcieli go zasztyletować.

John podszedł do brunetki, która opierała się o meble, cała blada - przeniesienie nie podziałało na nią najlepiej. Dodatkowo ona jako jedyna nie wiedziała, że to możliwe i nie wiedziała o co w tym wszystkim chodzi, a to nie pomagało w polepszeniu jej samopoczucia.

- Co się dzieje? - spytała Constantine'a, gdy ten był już tuż obok.

- Długa historia - odpowiedział. - W skrócie: mamy tu Boga, dwq anioły, wampira i dwóch ludzi, nie licząc nas. Jak się czujesz?

- Bóg? O czym ty mówisz, John? Czy ja... Czy ja umarłam?

- Nie. Wszyscy żyjemy - odparł, po czym zaprowadził ją do reszty, wciąż zachowując bezpieczny dystans od Chucka.

Castiel stał teraz tuż obok Ojca, co sprawiło, że Dean jednak nie wytrzymał.

- O, tylko mi nie mów, że jesteś po jego stronie...

- Dean, wysłuchaj go chociaż.

- Jasne. Jak tylko odpowie jak się bawił, kiedy powstrzymywaliśmy pieprzoną apokalipsę!

- Dean... - upomniał brata Sam.

- Nie, to w porządku - odparł Chuck, nie czując złości, a przynajmniej nie było to słyszalne. - Rozumiem twoją złość, Dean.

- Czyżby?! Bo moim zdaniem cię nie obchodzi. Zostawiłeś świat samym sobie, a teraz wracasz jakby nic się nigdy nie stało. Naprawdę myślisz, że wszyscy ci teraz tak po prostu wybaczą?!

- Dean...

- Nie wtrącaj się, Cass - powiedział nieco zbyt ostro, czego od razu pożałował. - Czemu naprawdę wróciłeś? Bo jeśli nie masz dobrego wytłumaczenia...

- Nie chciałem, żeby to wydało się w taki sposób. Ale to, co nadciąga... Przydałaby się wasza pomoc.

- Zapomnij.

- Boże... - zaczął Sam, zwracając się do Stwórcy.

- Mów mi Chuck.

Winchester skinął głowę.

- Zatem, Chuck. Co nadchodzi?

I wtedy Constantine zrozumiał o co ten cały cyrk.

- Przeszedłeś pomóc w walce z Brujeria - stwierdził, a Chuck skinął glową. Po chwili jednak westchnął, a w apartamencie pojawili się Crowley, Jesse owinięty kołdrą i otoczony pszczołami (nie pytajcie) i zdezorientowana Tulip.

- Ty - powiedział Crowley, wskazując na Chucka, który kontynuował.

- Teraz jesteśmy w komplecie - stwierdził. - Brujeria same w sobie są groźne, ale to, co planują zrobić sprowadzi zagładę na cały wszechświata. Ten i każdy inny.

- Chcą uwolnić Amarę - usłyszeli za sobą znajomy głos archanioła. Jego Chuck też musiał tutaj przenieść. Obok niego stała nastolatka. - Poznajcie Helenę, moją córkę. Heleno, to są wszyscy - zignorował zamieszanie, które powstało po przedstawieniu jego córki, po czym zwrócił się do Chucka. - Masz szczęście, że nie ściągnąłeś mnie tu kilka minut wcześniej, bo rozmawiałem z producentem. Dasz wiarę, że kręcą seriale o nas?! I mnie nie wskrzesili?!

- Synu...

- A tak. Manny, Brujeria... Daj mi chwilę - powiedział, po czym zniknął tylko po to, by po chwili pojawić się z czarnoskórym aniołem o imieniu Manny. - Nie ma za co, Tato - powiedział, uśmiechając się szeroko, widocznie z siebie zadowolony.

- Głowa mnie boli od tego wszystkiego - podsumował Cassidy, który nie mógł uwierzyć w to, jak bardzo to wszystko było pochrzanione.

***

Czy byliby chętni do czytania ff o Chucku? Konkretniej o tym, co działo się z nim pomiędzy finałem 5 i końcówką 11 sezonu?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro