Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

25. Desperate times

Rozeszli się.

Jesse, Cassidy i Tulip poszli... nie wiadomo gdzie. Prawdopodobnie znaleźć jakieś bezpieczne lokum, aby mieć gdzie ukryć Cassidy'ego w ciągu dnia. 

John jakby pogodził się z myślą, że Zed nigdy nie wyzdrowieje - że nie znajdzie już dla niej ratunku i poszedł się upić do najbliższego baru.

Podobną taktykę do Johna przyjął Crowley, który zrozumiał, że umowy zawierane na tej płaszczyźnie nic mu nie wnoszą, co w połączeniu z tym, że prawdopodobnie zostaną tu na zawsze nie bardzo mu się podobało. Właściwie nie podobało mu się wcale. A ponieważ nie wpadł na żaden sposób jak wrócić do swojego Piekła, również uznał alkohol za najlepsze rozwiązanie na najbliższe godziny.

Castiel zniknął, twierdząc, że spróbuje dowiedzieć się czegoś od aniołów. Nikt nie wierzył, że czegokolwiek się dowie.

Lucifer postanowił jeszcze raz porozmawiać z Chloe. Zapukał i czekał w nadziei, że otworzy. Oczywiście - mógł tam wejść, drzwi nie były dla niego żadną przeszkodą, ale prawda była taka, że nie chciał jej przestraszyć. I tak już wiele przechodziła. Ku jego zaskoczeniu otworzyła drzwi i, mimo wciąż niepewnego i przestraszonego wzroku, wpuściła go do środka, gotowa na chociaż próbę podjęcia rozmowy z Diabłem. Widocznie złamany wewnętrznie, wszedł do jej domu.

Sam i Dean znaleźli jakiś tani motel. Obaj mieli już tego wszystkiego dość. Ekipa Poszukiwaczy Boga dość szybko się rozpadła. Chuck i Gabriel prawdopodobnie wrócili już do ich wymiaru, a oni zostali bez najmniejszego tropu. Dosłownie bez niczego. Nawet bez nadziei.

- Skoczę po jakieś piwo i coś do żarcia - zaproponował Sam, a Dean tylko skinął głową. Chciał być chwilę sam. Chciał jakoś odreagować emocje, a czuł, że nie mógł tego robić przy bracie. Musiał być silny. Dla Sammy'ego. Dean jako łowca stracił wszystko. Potem próbował dotrzymać obietnicy złożonej bratu i żyć normalnie. To normalne życie też stracił. Zaskakująco szybko. Został mu tylko Sam.


Gabriel i Chuck siedzieli na ławce w parku i przyglądali się siedemnastoletniej blondynce, która siedziała kilka metrów dalej z książką w ręku. Archanioł czuł gule w gardle, kiedy na nią patrzył. Bardzo cieszył się, kiedy dowiedział się, że dalej udaje jej się wieźć zwyczajne życie i czuł się źle z myślą, że za chwilę to zniszczy.

- Nie mogę tego zrobić - stwierdził, wstając, po czym spojrzał na Ojca. - Ma normalne życie. Nie wie kim jest. Pewnie nawet nie wie, że jest adoptowana. Mam tak po prostu podejść i powiedzieć Cześć, jesteś moją córką?

- Uspokój się, synu - powiedział łagodnie Chuck, a Gabriel poczuł przyjemne uczucie w sercu słysząc to ostatnie słowo. Nie licząc dnia dzisiejszego ostatnio słyszał je... ponad dwa tysiące lat temu. I mógł być wściekły na Ojca, mógł go nienawidzić, ale doskonale wiedział, że to nie będzie trwałe, że jego miłość do Stwórcy jest ponad to wszystko. Zresztą przez ostatnie dwie doby dość oczywiście to okazał. No, może poza jednym drobnym incydentem, kiedy Go uderzył.

- Staram się być spokojny.

- Wiem.

Archanioł znowu usiadł na ławce, dalej wpatrując się w blondynkę. Siedział tak przez chwilę po czym wziął głęboki oddech i zamknął oczy - chyba w końcu zdobył się na uwagę, aby przynajmniej spróbować z nią porozmawiać. Nie zauważył jednak, że dziewczyna skończyła czytać i ruszyła ścieżką w ich stronę. Znalazła się na wysokości ławki dokładnie w tym momencie, kiedy Gabriel wstał, próbując ruszyć w stronę ławki, gdzie wcześniej siedziała, co poskutkowało tym, że na nią wpadł. Książka upadł na ścieżkę. Archanioł pobieżnie ją podniósł i wstając przyjrzał się okładce.

- Raj utracony - przeczytał na głos tytuł, uśmiechając się lekko. Nigdy nie rozumiał czemu akurat Milton przedstawił go w bardzo korzystnym świetle, podczas gdy większość pisarzy po prostu obrażała go swoją twórczością. - Dobry wybór - pochwalił ją, po czym podał jej książkę.

Spojrzała na niego lekko zdezorientowana.

- Eee... dziękuję - powiedziała nieśmiała, z niemal pytającą intonacją i, sięgając po książkę, spojrzała mu w oczy.

Ich wzrok spotkał się. Patrzyli się na siebie nawzajem przez chwilę, a jego anielski instynkt krzyczał mu, że już wiedziała. Nefilimi dzielili niezwykle mocną więź ze swoimi anielskimi rodzicami, a w przypadku archaniołów ta więź była szczególnie mocna. Dlatego te kilka sekund sprawiło, że dziewczyna zdążyła się zorientować, kto przed nią stoi.

- O kurwa... - zaklęła cicho i pobladła lekko, po czym dynamicznie wyminęła archanioła i ruszyła pędem prosto przed siebie.

Gabriel potrzebował może trzech sekund aby rozważyć opcję przeniesienia się kilka metrów przed biegnącą córkę, jednak uznał, że to nienajlepsze wyjście, gdyż po pierwsze - może ją przestraszyć, a i tak miał silne wrażenie, że spotkanie z nim dla niej zbyt duże przeżycie, a po drugie - kamera. Cholerna kamera miejska. Jasne, mógłby ją uszkodzić, zniekształcić obraz... Stwierdził, że mimo wszystko wciąż umie biegać i nie myśląc już ani sekundy dłużej rzucił się w pogoń za siedemnastolatką.


Dean szwendał się po pokoju, próbując zebrać na czymś myśli. Parę razy kopnął nogą w łóżko. Raz uderzył pięścią w ścianę, ale bojąc się, że może ja uszkodzić, nie ponowił tej czynności. W końcu jego wzrok padł na gitarę. Dawno nie grał. Właściwie to przynajmniej dobre kilkanaście lat - kiedyś uczył się w tajemnicy przed ojcem. Był w tym nawet całkiem niezły. Owszem - minęło sporo czasu odkąd ostatni raz trzymał instrument w ręce, ale to przecież jak z jazdą na rowerze. A przynajmniej tak próbował sobie wmówić.

Wziął gitarę do rąk i kilka razy pociągnął lekko strunę. Była nastrojona.

Usiadł więc na krześle w kącie pokoju i zaczął grać. Wbrew wszelkim oczekiwaniom nie był to jednak stary, dobry, klasyczny rock, a piosenka, którą usłyszał dwa dni temu w klubie. Utwór ten, mimo że słyszał go jedynie raz, dużo dla niego znaczył - może dlatego, że zaczęli go grać akurat w momencie, w którym przyglądał się Cassowi i naszło go na rozmyślania. Możliwe, że znaleźli się tu prze niego (Dean szczerze w to wątpił, ale anioł wciąż się o to obwiniał). Jeśli tak było, to czy bardziej była to wina anioła czy jego? To jak zakończyła się ich ostatnia rozmowa w ich świecie... Dean po prostu wiedział, że to, co Castiel zrobił, uczynił dla niego. Podobnie jak to, że zbuntował się przeciwko rozkazom Nieba przez co nie był tam już mile widziany (no przynajmniej w Niebie w ich wymiarze). Zastanawiał się, jaki byłby Cass, gdyby nie kazano mu wyciągnąć go z Piekła niemal dwa lata temu. Na pewno inny. Tyle dla niego poświęcił i... Zaledwie kilka godzin temu Crowley stwierdził, że Dean kocha Castiela. Czy mógł mieć rację?

- Nie - skarcił sam siebie.

Nie mógł tak o nim myśleć. Nawet nie powinien tak o nim myśleć. Ani wtedy w klubie, ani teraz, ani nigdy więcej.

Mimo to powoli zaczął grać, jakby próbując odtworzyć z pamięci kolejne dźwięki tego utworu.

Oh the summer time is coming*  - zaczął, niepewnie, jakby nie do końca znając instrument, po chwili jednak grał już pewniej. Nie wiedział, jakim cudem zapamiętał cały tekst.

And the trees are sweetly blooming - kontynuował.

Where the wild mountain thyme
Grows around the blooming heather
Would you go, lassie, go?  

Zaczął wspominać swój wymiar. Swój świat. Postanowił, że gdy tylko wrócą (o ile wrócą), zrobi sobie przerwę od polowania i nacieszy się pięknem natury. Jakkolwiek debilnie to postanowienie nie brzmiało...

And we'll all go together
Where the wild mountain thyme
Grows around the blooming heather
Would you go, lassie, go?  

 Dean był tak zajęty graniem, że nie zauważył, kiedy w pokoju pojawił się Castiel. Kiedy anioł zorientował się, że łowca śpiewa, postanowił posłuchać jego głosu. Słyszał kilkukrotnie jak fałszuje przy rockowych klasykach, ale to? To było coś innego. Gdyby był człowiekiem, zapewne poczułby ciarki na plecach słuchając występu Deana. 

And I will build my love a bower
And yon pure crystal fountain
And around it I will place
All the colors of the mountain
Would you go, lassie, go?

Nie był pewien czy śpiewając tę zwrotkę myślał bardziej o Lisie, z którą jeszcze kilka dni temu planował spędzić resztę życia, czy o kimś innym. Skończ z tym - skarcił się po raz kolejny i śpiewał dalej.

[...]And If my true love's gone... - nagle usłyszał czyjeś westchnięcie i niemal podskoczył ze strachu. Nieco mu ulżyło, kiedy spostrzegł, że to Castiel.

- Długo tak stałeś? - spytał anioła, odkładając gitarę na miejsce.

- Chwilkę - odpowiedział, po czym patrząc na instrument dodał - nie wiedziałem, że umiesz grać.

Winchester wzruszył ramionami.

- Dawno tego nie robiłem - wyznał. - Desperackie czasy, jak widać.

Przez kilka sekund zapadła cisza. Anioł ciągle miał minimalne otwarte usta, jakby próbował coś powiedzieć, ale nie do końca wiedział co. Otrząsnął się, kiedy Dean ruszył w stronę łazienki, aby wziąć prysznic. 

- Dean - powiedział w końcu.

- Hm? - odwrócił się w stronę Castiela.

- To było piękne - pochwalił go, a Dean odwrócił wzrok, aby anioł nie zobaczył, że lekko się zarumienił.

Ogarnij się, Dean, do jasnej cholery  - upomniał sam siebie.

- Dzięki, Cass - odparł, po czym zniknął za drzwiami, zostawiając swojego przyjaciela samego.

---

* Ed Sheeran Wild Mountain Thyme

Tłumaczenie wersów użytych w rozdziale:

Oh, nadchodzi lato,
I drzewa słodko kwitną,
Tam, gdzie dziki, górski tymianek
rośnie wśród kwitnących wrzosów.
Czy chciałabyś się tam udać, panienko?

I wszyscy pójdziemy razem,
Tam, gdzie dziki, górski tymianek,
rośnie wśród kwitnących wrzosów.
Czy chciałabyś się tam udać, panienko?

Wybuduję mojej miłości altanę
I krystalicznie czystą fontannę.
Wokół niej umieszczę
wszystkie górskie kolory.
Czy chciałabyś się tam udać, panienko?  

[...]I jeśli moja prawdziwa miłość odejdzie...

***

No i tym oto rozdziałem minęliśmy półmetek tego opowiadania :)

Miłego weekendu!

P.S. Polecam nagranie poniżej

https://youtu.be/euBtAlE44tY

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro