Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16. Cass, you idiot!

Z jednej strony Lucifer cieszył się, że Chloe może w końcu uwierzy w to, co próbował jej powiedzieć od początku znajomości, ale czego ona uparcie nie akceptowała. Z drugiej jednak strony... trochę się tego bał. Jej reakcji - że jednak ucieknie, że nie będzie chciała go znać. Szczególnie, że nie byli tylko we dwójkę. No i w całe to zamieszenie wplątała się jeszcze Ella, która widziała dokładnie to samo, co Chloe. To nie ułatwiało sprawy. 

Dean z kolei postanowił, że przy najbliższej okazji przywali Castielowi w tą jego anielską twarz za to, że zostawił jego i Sama z grupą, której nie znali i która w każdej chwili mogła się wcale nie okazać taka miła i sympatyczna. Bo spójrzmy na to tak - wampir i Lucifer? Kaznodzieja współpracujący z wampirem? Jego dziewczyna też na jedną z najsympatyczniejszych osób nie wyglądała. Gdyby nagle ta grupka postanowiła się zmówić przeciwko niemu i jego bratu to kto by ich obrobił? Crowley? Wątpił. Constantine? Nie ufał mu. Chuck? Nawet nie powinien rozważać tej opcji... Te dwie policjantki? Po pierwsze - współpracowały z Luciferem, więc ciężko było mu im zaufać (i wciąż miał uczucie, że skądś kojarzy tą niższą dziewczynę o ciemnych włosach i latynoskich rysach twarzy), a poza tym obie były na ten moment zbyt wstrząśnięte tym, że Castiel od tak po prostu zniknął, żeby zareagować, gdyby coś tu zaszło. Wątpił też, aby z Samem biegali wiele szybciej niż reszta - nie zdążyliby dobiec do Impali, aby wziąć broń czy po prostu uciec. Bez anioła, który był dla nich niczym ich osobisty anioł stróż (a szczególnie dla Deana), byliby praktycznie bezbronni. Szczególnie, że reszta miała przewagę liczebną. Zostawił ich we dwóch, z obcymi ludźmi i różnymi istotami nadprzyrodzonymi, w jakiejś alternatywnej rzeczywistości. Po prostu super.

- Co... Co się właśnie stało? - spytała trzęsącym się głosem Chloe, przerywając tym samym trwającą już przynajmniej kilka minut niekomfortową dla nikogo ciszę, w trakcie której Ella przeżegnała się niezliczoną ilość razy, jakby docierało do niej, kim naprawdę był Castiel. Chloe jako ateistka mogła mieć z tym nieco większy problem.

I nim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć, anioł ponownie pojawił się obok nich i jakby nigdy nic, zaczął mówić, tym swoim charakterystycznym, bez emocjonalnym i monotonnym tonem głosu, który zdecydowanie nie pasował do obecnie panującej atmosfery.

- Sprawdziłem trop, popytałem gdzie mogłem, ale wszelki ślad urywa się w LUX. Anioły wyczuły dziwne zaburzenia gdzieś w okolicach Teneryfy, potem w Ohio, San Francisco i Las Vegas. Trwały one jednak zbyt krótko, aby z pewnością rozpoznać tego, kto je wywołał, ale wszyscy są zgodni, że...

Dean postanowił przerwać to, póki jeszcze cokolwiek dało się ratować i zatkał aniołowi usta dłonią, a następnie, posyłając lekki uśmiech jeszcze bardziej zdezorientowanym w tym wszystkim pozostałym towarzyszom, odciągnął go kilkanaście metrów dalej i stanął naprzeciwko niego., mniej więcej w odległości wyciągniętej ręki.

- Co to kurwa było?! - krzyknął na anioła, na razie powstrzymując się przed rękoczynami. Obiecał sobie jednak, że jeśli aniołowi nie uda się nic przetłumaczyć to naprawdę go uderzy. I nie obchodziło go, że prawdopodobnie to jego będzie bolała ręka, a tamten nic nie odczuje.

Anioł spojrzał na niego z poczuciem winy, ale nic nie odpowiedział, więc kontynuował.

- Tam byli cywile, Cass - tłumaczył mu Dean, dość znacząco podniesionym tonem głosu. - A ty tak po prostu zniknąłeś na ich oczach, po czym wracasz i jakby nigdy nic zaczynasz gadać o aniołach. Jak chcesz teraz z tego wybrnąć?

Słysząc tak ostry ton głosu przyjaciela, anioł opuścił głowę, widocznie zastanawiając się nad rozwiązaniem tego problemu. Zdecydowanie dotarło do niego poczucie winy, co w pewnym stopniu ucieszyło Deana.

Przynajmniej obędzie się bez rękoczynów...

Chociaż stracił pewność co do tego, kiedy usłyszał pomysł anioła na rozwiązanie problemu.

- Mogę wykasować im to z pamięci.

Dean spojrzał na niego, jak na jakiegoś kryminalistę. Ten wzrok zdecydowanie nie spodobał się aniołowi.

- Oszalałeś, Cass?! - tym razem Dean krzyknął. - To złe! Cholernie złe! Że w ogóle o tym pomyślałeś z obecnym stanem Chucka...

- Dean... Przepraszam - wydukał anioł, a łowca w odpowiedzi ni to pokiwał, ni to pokręcił głową. Jakby jednocześnie próbował pokazać, że dobrze, iż do anioła dotarło, że źle postąpił, ale z drugiej strony dalej nie wierzył w to, co się stało. Prawda była tak, że Dean nie był do końca pewien, co powinien w obecnej sytuacji zrobić. 

Jasne - podczas polowań z ostatnich lat niejednokrotnie zdarzało się, że ktoś zobaczył za dużo i że Dean musiał to w pewnym stopniu tłumaczyć. Jednak co innego tłumaczyć istnienie wilkołaków, wampirów czy innych potworów, a co innego tłumaczyć komuś istnienie aniołów i demonów, Nieba i Piekła, a nawet Czyśćca i tego, że Bóg ot tak zniknął bez słowa zostawiając świat bez Jego nadzoru. To była dość znacząca różnica i Dean nie był gotowy na tłumaczenie komukolwiek tego wszystkiego. Sam był w tym nowy, a bał się, że opowieść z jego perspektywy będzie zbytnio przepełniona nienawiścią, co jeszcze bardziej przerazi kobiety, które właśnie na własne oczy zobaczyły dowód na istnienie czegoś więcej.

I w zasadzie nie miał pojęcia dlaczego tak się nimi przejmował. Przecież nie byli nawet w swoim świecie, w swojej rzeczywistości. Prawdopodobnie więcej tych kobiet nie spotka. W jakimś stopniu czuł się jednak odpowiedzialny za to wszystko.

Gdyby tylko wiedział, że akurat on ma najmniej wspólnego z tym wszystkim, co się dzieje... A przynajmniej w kwestii czynów, których wcześniej dokonał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro