Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1. The Prophet

Impreza w Lux trwała w najlepsze, kiedy do klubu prowadzonego przez Lucifera Morningstara wszedł stosunkowo niski mężczyzna o łagodnych rysach twarzy i lekko kręconych brunatnych włosach.

Ubrany był w białą koszulę i jeansy. Prawdopodobnie nie wyróżniałby się z tłumu, gdyby nie to, że jego kręcone włosy stanowiły coś w rodzaju nieładu artystycznego, a ubranie było dość mocno poplamione brudem, który najpewniej znalazł się na jego ubraniach, kiedy leżał nieprzytomny na chodniku.

Taki wygląd nowego gościa sprawił, że imprezowicze odsuwali się od niego, jakby starając się nie zostać przez niego dotkniętym, kiedy ten przechodził przez lokal, próbując dotrzeć do baru. Niektórzy patrzyli na niego z obrzydzeniem, inni raczej z obojętnością.

Natomiast zdecydowanie obojętnie nie mogła na niego spojrzeć barmanka, która wyglądała jakby miała afrykańskie korzenie, choć bardziej można było określić ją mulatką niż czarnoskórą. W rzeczywistości jednak nie pochodziła ani z Afryki, ani z Ameryki. Nie pochodziła nawet z tego świata, o czym nie wiedział właściwie nikt. A już na pewno nie wiedział o tym mężczyzna w pobrudzonym ubraniu.

A przynajmniej tak jej się wydawało...

Kiedy podeszła do niego, na twarzy nieznajomego pojawił się swego rodzaju strach. Uznała, że to przez jej spojrzenie, które zazwyczaj przerażało ludzi - spojrzenie przypominające to, które często mają psychopatyczni, seryjni mordercy. Jednak jego strach nie wynikał z tego - mężczyzna nie wiedział czemu, ale wyczuł od niej coś, co go przerażało. Podświadomie wiedział, że kobieta nie jest stąd. Że nie jest człowiekiem. Bał się jednak powiedzieć tego na głos, co było dość oczywiste w jego obecnej sytuacji.

- Co podać? - zapytała, a jej głos brzmiał, jakby chciała zrobić komuś krzywdę. Albo kogoś zabić.

Nieco zlękniony mężczyzna przez chwilę nic nie mówił. W końcu, wciąż przerażony, nie bardzo wiedząc, co ma ze sobą zrobić, ani co jest nie tak z twarzą barmanki, wyjąkał:

- Lo...lo...lokalizację.

Kobieta spojrzała na niego, jakby nieco rozbawiona. Chyba nie do końca wiedziała, jak zareagować na tą odpowiedź. Zaczęła podejrzewać, że mężczyzna po prostu solidnie zabalował, albo coś wziął. A ponieważ nie krępowała się z czymkolwiek, ani nie hamowała z zadawaniem jakichkolwiek pytań, po prostu musiała poruszyć ten temat.

- Lokalizację? - zapytała, jakby próbując powstrzymać śmiech. - Niezła impreza musiała być, co?

Mężczyzna spojrzał na nią, już nieco pewniej.

- Nie, ja... ja nie imprezuję. Po prostu nie wiem gdzie jestem, ani jak się tu znalazłem...

- Tak... akurat, bo uwierzę...

- Nie, poważnie - powiedział dość szybkim tempem. - Jestem zwykłym pisarzem. W jednej chwili siedzę przez komputerem kończąc książkę, a w drugiej...

- Czekaj - przerwała mu, tym razem nie mogąc powstrzymać śmiechu. - Jesteś pisarzem?!

Nigdy nie rozumiała pisarzy - tworzyli historie, które nic nikomu nie wnosiły do życia poza użalaniem się nad fikcyjnymi bohaterami przez ich czytelników, a same historie często były bezsensowne i pozbawione czegokolwiek, co mogłoby kogoś zainteresować.

Gdyby tylko wiedziała, jak ironiczne to było w jej sytuacji...

- I prorokiem - dodał, wzruszając ramionami.

To słowo na chwilę zmyło uśmiech z twarzy kobiety. Jednak tylko na chwilę - jakby uznała to za słaby żart, mający na celu zażartowanie z imienia właściciela lokalu. Postanowiła jednak upewnić się, czy dobrze zrozumiała, co mężczyzna powiedział, zanim postanowi coś z tym zrobić.

- Jakim prorokiem?

- Bożym - odpowiedział bez zawahania.

W tym momencie kobieta miała wystarczająco dość tego żartownisia (a przynajmniej uznała go za żartownisia) i postanowiła coś zrobić, aby nauczyć go, by nie żartował więcej na temat czegokolwiek związanego z religią na terenie tego lokalu.

Przeszła przez ladę baru i stanęła obok mężczyzny.

- Skoro twierdzisz, że jesteś prorokiem to na pewno szef zechce cię widzieć - powiedziała, po czym zaczęła ciągnąć go za ucho, zaczęła prowadzić w stronę apartamentu znajdującego się nad lokalem, w którym aktualnie przebywał Lucifer, mając nadzieję, że wspólnie rozliczą się z delikwentem.

Tamtejsi imprezowicze dobrze znali barmankę i woleli nie wchodzić jej w drogę, więc robili jej przejście, słysząc jak w rytm jej kroków mężczyzna wydobywa z siebie jedynie ciche "au".



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro